Chłopak podszedł i przyjrzał się moim tęczówkom.
-Wyglądają jak u wilkołaka...-Przyznał-Ale przecież to na ciebie nie działa...-Przypomniał
-Uwierz mi że zdaje sobie sprawę z tego faktu i to mnie niepokoi.-Odpowiedziałam
-Nie działajmy pochopnie...jak się czujesz?-Zapytał
-Trochę mi słabo...-Przyznałam.
-A nie czujesz że masz ochotę kogoś zabić, albo coś w tym stylu?
-Nie.-Pokręciłam głową.
-A może tak jakby coś cię rozsadzało od ośrodka? Jakby płoną w tobie żywy ogień?
-To nie to...-Pokręciłam głową.-Czuję jakbym...nie no chwila...nic dziwnego nie czuję...-Przyznałam...byłam całkowicie...zdezorientowana.-A właściwie to...czuję się dziwnie odprężona...-Dodałam i spojrzałam w lustro jeszcze raz.
-Może twój stres wywołał objawienie się wilczego genu abyś poczuła się...lepiej...-Pomyślał na głos Shane.
-To to tak działa?-Byłam zdziwiona
-Znaczy...może...-Westchnął chłopak.
-Normalnie to chyba bym już się zabiła, a jednak nadal z tobą rozmawiam i wcale nie odczuwam stresu po mimo że jutro...walka...-Powiedziałam...o dziwo myśl o "świętej" wojnie przyszła mi łatwo...za łatwo.
-Wygląda na to że to ja jestem bardziej zestresowany...chodź spać...musisz się wyspać.-Stwierdził...chyba faktycznie nie powinnam przejmować się tym "blaskiem"...z resztą...nie przejmuję się nim...wzruszyłam ramionami i ułożyłam się na łóżku, a Shane objął mnie ramieniem.
Zamknęłam oczy czekając na to aż Morfeusz zdecyduje się mnie porwać...nie trwało to długo.
Chociaż...byłam zaskoczona...
Nie było proroczego snu, nie było też żadnego koszmaru...nie miałam pojęcia co to znaczy...nie było nic...zwykła pustka...
Kiedy otworzyłam oczy, wschodziło słońce...dla mnie to było jak kilka sekund...przeciągnęłam się przez co przypadkiem obudziłam wilkołaka.
-Wstajesz już?-Zapytał
-Nie chciałam cię obudzić, ale co do twojego pytania to, tak...wstaję-Przyznałam przeciągając się raz jeszcze-A ty?-Spojrzałam na chłopaka.
-Nie wiem...jestem dzisiaj jakiś taki...bez życia...Lokil wczoraj nam sporo opowiadał...przyznał że nas lubi i że jesteśmy dla niego jak rodzina...-Brunet uśmiechnął się lekko, a ja odwzajemniłam ten gest.
-Wiesz co?-Zaczęłam-Chyba jednak musimy się ruszyć...
-Chyba masz rację...-Westchnął Shane po czym wbił we mnie swój wzrok.
Jego błękitne oczy przyglądały mi się z wielką dokładnością.
-No pocałuj mnie debilu...-Westchnęłam cicho, a chłopak wpił się w moje usta, oddałam pocałunek bez chwili zastanowienia...
Wplotłam palce w jego czarne włosy, a po moim policzku niespodziewanie spłynęła łza.
Chyba Shane ją poczuł ponieważ odsunął się trochę i spojrzał na mnie zdezorientowany.
-Co się stało?-Zapytał
-Nie chcę...nie chcę cię stracić...-Przyznałam.
-Nie mogę obiecać ci że nie zginę...-Chłopak spuścił wzrok.-Ale mogę obiecać ci że się postaram...nie płacz proszę...-Lodowooki otarł moje policzki.
-Teraz...teraz zaczęłam się bać...-Poczułam lodowaty dreszcz przechodzący przez moje ciało.
Chłopak to też wyczuł bo nic nie powiedział, tylko przytulił mnie mocniej, z pod moich powiek cały czas wypływały nowe łzy.
-Nie płacz...-Te słowa Shane wyszeptał w prost do mojego ucha, przez chwilę ogarnęło mnie przyjemne ciepło, ale niestety tylko na chwilę.
Wzięłam głęboki, kojący zmysły wdech...-Chodźmy gdzieś...-Poprosiłam cicho otwierając przy tym oczy.
Nie minęło wiele czasu. Żwawo ubrałam luźną, szarą bluzę i zwykłe, czarne rurki, dziś...było wietrznie...jestem ciekawa...czy spadnie deszcz...niebo roiło się od chmur...
Z Shane'em postanowiłam udać się w jakieś zaciszne miejsce...nawet nie zastanawialiśmy się nad tym gdzie mamy iść...po prostu szliśmy, a nasze kroki zgodnie skierowały się ku wielkiemu drzewu...ostatnio w tym miejscu czułam magię...teraz czuję...coś innego...jakby to drzewo...miało mi coś przekazać...wraz z wilkołakiem wspięłam się na gałąź gdzie usiadłam wpatrując się w gęsty las.
-Ty też "to" czujesz?-Zapytałam spoglądając na bruneta.
-Dziwne uczucie? Mieszanka strachu, niepewności i czegoś czego nie da się opisać? Jeżeli o to ci chodzi-to tak, a jeżeli mówisz o tym przyjemnym wietrzyku...to...raczej go olewam.-Odpowiedział chłopak z typowym dla niego, choć w tej chwili zaskakującym i mnie łobuzerskim uśmieszkiem.
Westchnęłam cicho i lekko uśmiechając się przewróciłam oczami.-Chodziło mi o to dziwne uczucie...dzięki za próbę opisu.
-Heh...to chyba taka...pustka...strach przed możliwością utraty kogoś najważniejszego...nie idziesz tam.-Shane piekielnie spoważniał, a jego oczy przeszywały mnie na wylot.
-Jak to nie idę? Przecież muszę tam być.-Przybrałam ten sam ton.
-Nie...ja...wybacz...boje się że mogłabyś dostać strzałą i...-Shane urwał i spuścił wzrok.-Wiem!-Wykrzyknął. Jego głos przepełniała nadzieja...wydawało mi się jakby emanował wręcz natchnieniem oświetlając cały wypalony żalem świat.
-Co "wiesz"?-Zapytałam zdezorientowana.
-Mam pomysł...ostatnia szansa...to jest...chodzi mi o...zapewnienie...gwarancja że przeżyjesz...-Niebieskooki złapał mą dłoń i pobiegł w kierunku...jakiejś jaskini...
Kiedy znalazłam się parę kroków od jamy...poczułam...magię...prastarą magię która wręcz przesiąkała powietrze wokoło.
-Rytuał.-Powiedział krótko.-Pradawny rytuał...kiedyś Lokil mi o nim opowiadał...nie miałem kotwicy, a mocno szamotałem się podczas przemiany...no i rano obudziłem się pod tą grotą.
Wtedy dowiedziałem się nieco o magii krwi. Alpha powiedział że jeżeli będę miał krew osoby która ma zyskać ochronę oraz krew osoby która przeprowadzi rytuał...mogę...no właśnie...będziesz chwilowo nieśmiertelna.-Na jego twarzy zawitał uśmiech i nie puszczając mej dłoni wbiegł do środka.
Szliśmy kilka chwil aż naszym oczom ukazały się wielkie wrota.
-Czemu nikt tego nie znalazł?-Zapytałam
-Bo nikt nie wiedział jak szukać...podobno jeżeli nie ma się celu niczego się tu nie znajdzie.-Tłumaczył. Jego paznokcie urosły...właściwie to nie były już paznokcie, a wilcze szpony...chłopak naciął swoją skórę na nadgarstku.
-C...co ty...-Byłam zszokowana.
-Świątynia wymaga ofiary, nie martw się! Ja regeneruję się błyskawicznie! Tu nie doszły "łowcze rytuały", widzisz? Już się zarosło.-Brunet wskazał na dłoń. Wrota rozwarły się, zawiało chłodem, weszliśmy.
Shane był pełen życia i biegał w tę i z powrotem uwzględniając przygotowania. Pomieszczenie w którym się obecnie znajdowaliśmy nie było wielkie...na środku stała statua przedstawiająca kostur z czaszką na niego nabitą.
-Jestem gotowy...a ty?-No! Teraz to go moje zdanie nagle obchodzi!?
-Ja...sama nie wiem...to jest igranie z pradawnymi si...
-Wiem co robię!-Przerwał mi-Proszę, zgódź się.-Przybrał błagalny ton.
Pokiwałam głową...-Okay...niech będzie...
Wilkołak wyciągnął pazury i raz jeszcze naciął swoją dłoń nalewając trochę czerwonej cieczy do jednaj z misek.
Potem bez pytania złapał mnie i wbił pazury w moją rękę wyciskając moją krew do drugiej misy.
-Au! Shane to...to boli...-Powiedziałam kiedy rana zaczęła piec.
-Przepraszam, wiesz że gdyby od tego nie zależało powodzenie rytuału nie zrobiłbym tego.
-Twoje oczy...świecą...-Tera jego...
-Twoje też...to od zapachu krwi...to normalne, nie przejmuj się...w każdym razie...wracając do rytuału...stań przed kosturem.-Powiedział, a szam wbiegł na balkonik z tyłu pomieszczenia.
Stanęłam na wyznaczonym miejscu i zastanawiałam się co robi Shane.
Nagle krew z misek "wyleciała" do góry i...i...stworzyła coś na kształt "skorupy" w okół czaszki...
Poczułam dziwną energię wypełniającą pomieszczenie...ale...nic więcej.
-Nie, nie, nie...-Zaczął Shane
-Co jest?-Zapytałam.
-Coś poszło nie tak...-Chłopak zbiegł do mnie i wysunął pazury po czym usiłował je wbić w swoją skórę, ale...nie mógł.-Nie! Ja nie chciałem ochrony dla siebie...-Powiedział.-Alice proszę nie idź tam...znam plan, a tobie może się coś stać...proszę...
-Shane, nie denerwuj się...będzie dobrze...a ja...muszę iść...nie wiem jeszcze czemu, ale wiem że muszę...nawet jeżeli nie pójdę to i tak się tam znajdę...Shane, miałam sen, byłam tam...więc...tak...zobaczysz będzie dobrze-Zapewniałam bruneta.
-Oby...-Rzucił.
Czas leciał...słońce zaszło...szliśmy do kręgu...to już zaraz...
*
Tamdaramdamdamdam! Tak...długi rozdział w rekompensacie za długą przerwę...przepraszam, ale najpierw szukałam prezentu na wigilię klasową, potem miałam spadek weny, a na koniec dostałam Dragon Age: Inkwizycja...(od brata) no a...gra sama się nie przejdzie (o boże jaka ona jest epicka!(Przy okazji powiadomię was że jestem fanką serii ^^)).
No i na dokładkę zaczytałam się w książce otrzymanej od przyjaciółki...no a wczoraj był sylwester...trochę wina popłynęło [^^] No właśnie Happy New Year 2016!
Tak...no...i raz jeszcze przepraszam za przerwę...(zajrzy tu ktoś jeszcze?)
A gdzie link do mnie?! Toż to zdrada stanu jest! Gdzie nasz sojusz?! Przepraszać na kolanach! xD Pamiętaj co Ci mówiłam...Zabijesz świętą czwórce to ja ciebie zabije!
OdpowiedzUsuńBłagam o wybaczenie! Wyleciało mi z głowy...ale i tak mnie lubisz! Nie pytam, bo wiem ^^
UsuńA co do zabijania to ja nikogo nie zabijam! Ja jestem jedynie bardem, opisuję tę (mam nadzieję) zacną historię, ale na swych dłoniach krwi nie mam.
Jeżeli się nie zorientowałaś zabijają łowcy, krukołaki, wilkołaki i etc.
To kto umrze nie zależy ode mnie, lecz od nich ^^
Tak, wiem, moja logika jest powalająca! :>