sobota, 19 grudnia 2015

ROZDZIAŁ 69 "Eva"

Zamiast tego rzuciłam się na łóżko w zamyśleniu.
Nie minęło dużo czasu, a ja odpłynęłam
............
Słyszałam krzyki, wrzaski bólu rozszarpywały mnie od środka...wszędzie płynęła krew, a powietrze było przesiąknięta jej zapachem.
Strzała przeleciała tuż przed moją twarzą.
Moje serce na chwilę stanęło.
............
Otworzyłam oczy, zorientowałam się że słońce już wzeszło.
Podrapałam się po głowie i usiadłam na łóżku.
Wstałam i bez zastanowienia podeszłam do szafy.
Hmm...
Stwierdziłam że ubiorę jedną z moich ulubionych bluz, czarne, podarte rurki, skórzaną bransoletkę i kolczyki róże
Zabrałam strój i weszłam do łazienki.
Zrzuciłam z siebie wczorajsze ciuchy i weszłam do kabiny.
Szybko się obmyłam po czym ubrałam i uczesałam.
Nienawidzę rutyny!
No ale już...
Mój telefon wydał dźwięk mówiący o nowym SMS'sie.
Odblokowałam wyświetlacz i przeczytałam treść wiadomości jak się okazało od Oli'ego
-Dzisiaj o 14:00 na molu, ty, ja i Eva-to o niej co mówiłem. Wstępnie zgodziła się pomóc.-Oli, 00:17
Zerknęłam na godzinę, 13:42.
Z lekkim opóźnieniem, ale zdążę.
Zeszłam zatem na dół i zawiązałam ukochane buty.
Krzyknęłam w przelocie że wychodzę i ruszyłam na molo...Eva...skoro zgodziła się pomóc to zapewne ma jakąś moc.
Przyśpieszyłam kroku. Nie lubiłam się spóźniać, ale czasami tak wychodziło.
Z oddali wyłaniał się stary pomost, a na nim dwa zarysy sylwetek.
Weszłam na molo i nie zwalniając podeszłam do tej dwójki.
Przywitałam się z Oliver'em tradycyjnym "cześć", a on przedstawił mi dziewczynę stojącą obok niego.
-No więc...Alice, to Eva-jej uratowałem życie i jak mówiłem ma u mnie dług, Eva, to Alice-moja przyjaciółka z gimnazjum-Brunet uśmiechnął się na wspomnienie o tamtych czasach, tamtych spokojnych czasach, tamtych czasach które już nigdy nie wrócą.
Zlustrowałam dziewczynę. Była to wysoka, długo włosa blondynka, w jej oczach wręcz płonęły iskierki.
Miała na sobie czarno-białą koszulę która ładnie komponowała się z jej jasną karnacją.
Na dłoniach dziewczyny spostrzegłam lekkie poparzenia, delikatnie przypaloną skórę.
-Co ci się stało w ręce?-Zapytałam...wiem, mało elegancko, ale coś kazało mi zapytać.
Dziewczyna zaśmiała się.
-Chodź Al, pokarzemy ci coś.-Oliver machnął ręką i ruszyliśmy w stronę zarośli.
Zatrzymaliśmy się kilka kroków w gąb lasu.
Oliver wyciągnął latarkę i włączył ją oświetlając lekko, i tak jasną, bo dzienną okolicę.
-Co ty odpierdalasz?-Zapytałam lekko zirytowana.
Oliver odpowiedział mi cichym parsknięciem śmiechu.
Natomiast Eva spojrzała na latarkę, a dłoń zacisnęła w pięść, latarka eksplodowała.
-C...co to było?-Zapytałam stojąc jak wryta.
-Od dawnego "wypadku" panuję nad elektrycznością.-Wytłumaczyła w skrócie Eva.
Na mojej twarzy zagościł delikatny uśmiech.
-Wiedziałem że ci się to spodoba!-Stwierdził zwycięsko Oliver.
Zaśmiałam się i zerknęłam z uśmiechem na czarnookiego.
-No więc, pomogę.-Zaczęła blondynka.-Tylko wyjaw mi szczegóły.-Dodała.
-Okay! Zatem...-Zaczęłam ochoczo.
-Ale może...no nie wiem...przejdziemy z powrotem na molo?-Zaproponowała
-No dobra...-Westchnęłam.
Kiedy byliśmy już na molu, zaczęłam mówić.
-Łowcy atakując nas w losowych momentach wyzwali nas na wojnę. Kiedy widziałam mojego ukochanego, całego we krwi i ranach które zadał mu jeden z łowców...coś ew mnie pękło.
Wiedziałam że to będzie koniec ich "stowarzyszenia". Podlizałam się wrogowi i dowiedziałam gdzie jest ich baza. Mają barierę ochronną...coś anty magicznym...nie rozumiem na jakiej zasadzie to działa, ale żadne z nas nie może podejść za blisko ich chatki, bo to może skończyć się źle.
W każdym razie...plan ataku jest taki, że...no...Oli! Mieliśmy to wczoraj omówić!-Strzeliłam facepalma.
-Wiem, ale jak przyszedłem i spojrzałem w twoje okno to spałaś...-Wytłumaczył
-Wiesz gdzie jest wilczy krąg?-Zapytałam-Czekaj! Patrzysz na mnie jak śpię?-Wystrzeliłam kiedy dotarły do mnie słowa chłopaka
-Nom...ale są ważniejsze sprawy! I tak, wiem gdzie jest krąg...wiem już wszystko...-Odpowiedział chłopak.
-No więc, w pełnie staw się przy kręgu, ruszysz przodem, jeżeli będzie ci potrzebna pomoc weźmiesz kilka elitarnych. Zdejmiesz barierę jak najciszej możesz, a my zaatakujemy...ty Eva...-Spojrzałam na dziewczynę.-Możesz im rozjebać elektrykę?-Zapytałam.
-Bez problemu.-Odpowiedziała-Ale, będę musiała wejść do ich domu...-Dodała po chwili.
-Hmm...-Zastanowiłam się.-Wiem!-Wykrzyknęłam.-Udasz zagubioną, zapukasz do ich drzwi. Kidy ktoś otworzy powiesz że zgubiłaś się w lesie i jest ci strasznie zimno, poprosisz o herbatę czy coś i wejdziesz. Na pewno cię wpuszczą...tylko...kurwa! bariera!-Urwałam.
-Ona na mnie nie zadziała...ja nie jestem magiczna, moja moc to efekt uboczny pewnego chorego naukowca...długo by opowiadać.-Powiedziała czym uratowała mój plan.
-Czyli okay! Robimy jak mówiłam!-Krzyknęłam uradowana.

JAKIŚ CZAS PÓŹNIEJ

Słońce szybko zachodziło...przede mną jedna doba.
Byłam w szczerym szoku kiedy wracałam do domu...do tej pory nie umiałam zrozumieć jak to się stało że został tylko jeden dzień.
Bałam się. Nie wiedziałam co robić..
Doszłam do domu. Szybo otworzyłam drzwi i przemknęłam do swojego pokoju.
Otworzyłam szerzej oczy...zobaczyłam Shane'a który siedział na parapecie.
-Co robisz?-Zapytałam podchodząc do chłopaka.
-Chciałem się z tobą spotkać.-Powiedział zeskakując z parapetu i stając na przeciwko mnie.-Gdzie byłaś?-Zapytał
-Oli musiał plan, a ja poznać jego przyjaciółkę, ona nam pomorze. Jest...hmm...człowiekiem, ale po eksperymentach. Umie władać elektryką. Wejdzie do ich domu i wysadzi korki.-Streściłam.
-Okay...-Brunet skinął głową.-Kocham cię.-Spojrzał na mnie.
Lekko się uśmiechnęłam.
-Wiem...-Rzuciłam
-Tak...ja tylko...dawno ci tego nie mówiłem...-Zaśmiałam się cicho.
Usiadłam na łóżku.
-Śpisz ze mną?-Zapytałam. Shane pokiwał głową.-To zaraz wrócę, muszę się umyć.-Stwierdziłam wchodząc do łazienki.
Wzięłam szybki prysznic i wycierając się miękkim ręcznikiem wyszłam. Podeszłam do szafy i złapałam czarną, luźną koszulkę oraz szare, damskie bokserki, po czym wróciłam do toalety i ubrałam piżamę.
W przelocie spojrzałam w lustro...coś się we mnie zmieniło...moje oczy...coś było z nimi nie tak...
Zgasiłam światło i znów podeszłam do lustra...błyszczały...błyszczały jak oczy Shane'a kiedy wyczuwał krew...co się ze mną dzieje?
Byłam zaniepokojona...potrzebowałam rady kogoś doświadczonego.
-Shane...-Zawołam na tyle głośno by usłyszał i na tyle cicho aby ciotka, wujek czy Danny tu nie przyszli.
-Co się stało?-Zapytał troskliwie stając obok mnie.
-Co jest z moimi oczami?-Zapytałam zaniepokojona
*
Absolutnie nie mam pomysłu na opis...hmmm MERRY CHRISTMAS! Oooo! I nawet jest specjal! Ale...nie tu jeżeli interesuje kogoś moja jednorazowa, świąteczna historia to zapraszam na mojego Wattpad'a link przekieruje was od razu do historyjki więc pozostaje wam tylko czytać ^^
No, a poza tym to dziękuję wam wielce za 5000 wyświetleń! Wow! To coś wspaniałego, dziękuję jeszcze raz :*

sobota, 12 grudnia 2015

ROZDZIAŁ 68 "Moja stara koleżanka"

Stwierdziłam że pora do domu...taa...jeszcze tylko przejść obok niewyżytego Kay'a i będę bezpieczna.
Pomyślałam kładąc dłoń na klamce.
Jak to się mawia, Yolo.
Otworzyłam drzwi i szybkim krokiem ruszyłam ku wyjściu.
-Już nas opuszczasz?-Usłyszałam za plecami
-Tak...eem...pa!-Rzuciłam i szybkim krokiem wyszłam ze sklepu.
Zmierzałam w stronę domu żwawym krokiem. Nie wiem jakim cudem, ale było już po południu.
Miałam kilka dolarów...może zjem na mieście.
Po chwili zastanowienia rozejrzałam się za jakimś lokalem...albo budką z jedzeniem.
No i zobaczyłam...mały zakładzik z sushi...
Dawno nie jadłam tej potrawy...po takim miejscu nie spodziewam się niczego wyśmienitego, ale...
nie po winno się skreślać budki od tak...taka myśl mnie naszła...
Hmm...teraz narobiłam sobie smaka na surową rybę...
Zerknęłam jeszcze ile dokładnie mam pieniędzy i stwierdziwszy że mi wystarczy ruszyłam do drzwi.
Nad wyżej wymienionymi wisiał szyld na którym było napisane "Kuchnia Japońska"-Mało kreatywne, ale...prosto z mostu.
Weszłam do środka.
Przywitał mnie drażniący i ostry, ale za razem miły zapach wasabi.
Uśmiechnęłam się do skośnookiej dziewczyny za ladą.
Trudno mi było określić czy była japonką...może to koreanka...w każdym razie azjatka.
-Dzień dobry.-Uśmiechnęłam się stając przed kobietą.
-Dzień dobry.-Odpowiedziała koślawo-W czym mogę pomóc?-Zapytała
-Chciała zamówić...-Urwałam zerkając na menu które wisiało nad ladą.
-Jeśli mogę...chciałabym polecić sashimi.-Powiedziała kobieta.
-Aaa...niech będzie.-Stwierdziłam.
Zapłaciłam za danie, a czarnowłosa zaleciła abym sobie usiadła, a kiedy jedzenie będzie gotowe-zawoła mnie.
Usiadłam więc przy stoliku.
Z nudów postanowiłam wyciągnąć komórkę i poprzeglądać internet.
Zalogowałam się na fb i jechałam w dół strony co jakiś czas "lajkując" jakiegoś posta.
-Sashimi!-Zawołała kobieta.
Wstałam więc i odebrałam potrawę 
Usiadłam z jedzeniem przy stole, złapałam pałeczki i zabrałam się za konsumpcję
Zobaczyłam że mój telefon wibruje, a na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Oli'ego.
Podniosłam komórkę i odebrawszy połączenie przyłożyłam sprzęt do ucha.
-Co jest?-Zapytałam na wstępie.
-Hej Alice! Słuchaj...właśnie przypomniałem sobie o kimś...ona może ci...nam pomóc.-Opowiedział uradowany
-Ona?-Zdziwiłam się-O kim mówisz?-Zapytałam
-Moje stara koleżanka...kiedyś uratowałem jej życie. Ma u mnie dług-Powiedział dumnie krukołak
-Dobra! Skontaktuj się z nią i nas jakoś umów.-Stwierdziłam stanowczo
-Nie ma problemu.
-Dzięki wielkie Oli! Strasznie pomagasz.-Odpowiedziałam
-Naprawdę, to nic wielkiego
-Tak! Nic! Zupełnie nic! A kogo obchodzi to że dzięki tobie możemy wygrać?-Zapytałam ironicznie-No nic. Dzwoń do tej dziewczyny.-Dodałam
-To pa.-Pożegnał się chłopak.
-Pa.-Odbiłam.
Dojadłam mój obiad i wyszłam z baru rzucając zwykłe "Do widzenia" do azjatki.
Szłam w kierunku domu. Słońce zmierzało w stronę ziemi, ale po woli...
Już za kilka godzin będę mogła powiedzieć że walka będzie nie za trzy, a za dwie doby.
Westchnęłam ciężko.
Bałam się, ale...wiedziałam że tak musi być...
Doszłam do domu.
Otworzyłam drzwi i weszłam zdejmując glany.
-Jestem!-Krzyknęłam
-O Ali! Chcesz obiad?-Zapytała ciotka
-Nie, jadłam na mieście...wiesz co? Idę do siebie...mam parę rzeczy do zrobienia na kompie.-Rzuciłam
-No okay. To w takim razie ja wracam do kuchni bo Danny się niecierpliwi.-Zaśmiała się kobieta i zrobiła jak mówiła.
Ja też zrobiłam to co powiedziałam...no prawie bo komputera nie włączałam. Zamiast tego rzuciłam się na łóżko w zamyśleniu.
*
No i jest 68!
Także tego...coraz bliżej koniec, coraz bliżej koniec, cocacola jest wśród nas! XD
Hmmm...ciekawe czy gdybyśmy wiedzieli że wkrótce ma być koniec świata to czy cola robiła by reklamy w związku z tym...
Nieważne!
Do aksE nie dam linka bo dopiero po nowym roku będzie post >:(
No to pa! ^^

sobota, 5 grudnia 2015

ROZDZIAŁ 67 "Pani Magnolia"

Dostrzegłam znajomą budowlę i bez zastanowienia weszłam do środka.
Zobaczywszy Kay'a wzdrygnęłam się lekko.
-Alice?-Wampir zdawał się być zaskoczony moim przybyciem.
-Chcesz oddać mi trochę swojej krwi?-Zapytał wstając i opierając się na blacie.
-Em...właściwie to...
-Oj no weź.-Przerwał mi bladowłosy.-Przecież ci się podobało.-Dodał.
-Ale, Kay ja...-Urwałam. Chłopak zbliżył się do mnie na niebezpieczną odległość.
-No nie daj się prosić...-Jasnooki dotknął moich włosów i odgarnął mi je za ucho odsłaniając przy tym moją szyję.
-Kay, przyszłam do twojej ciotki.-Powiedziałam zrzucając dłoń wampira z mojego obojczyka.
-Wiem, ale ona na chwilę wyszła. Poszła do sklepu. Wróci za kilka minut...-Wytłumaczył platynowowłosy.
-To poczekam na nią, ale się odsuń.-Stwierdziłam szybko czując oddech chłopaka na swojej szyji.
-Czemu miałbym cię słuchać?-Wyszeptał do mojego ucha.-Poza tym pachniesz tak ładnie...-Dodał.
-Kay kurwa!-Zawołałam odsuwając się. Jednak moje plany pokrzyżowała ściana w którą uderzyłam.
Chłopak w błyskawicznym tempie znalazł się tuż przede mną.
-Nie ładnie mnie tak wyzywać. Wiesz że się tym narażasz?-Zapytał
-Kay zostaw mnie.-Powiedziałam stanowczo.
-Bo co? Przecież to ty chcesz żebym ci pomógł.-Odpowiedział.
-Miałeś pić tylko raz.-Na powrót zasłoniłam szyję włosami.
-Tego nie mówiłem. Mówiłem że jestem wampirem i jestem głodny, a ty smacznie pachniesz. Uwierz mi pamiętam to naprawdę dobrze.-Odpowiedział opierając dłonie za moją głową.
-Proszę, zostaw mnie.-Poprosiłam spuszczając głowę.
W tym momencie usłyszałam skrzypnięcie drzwi.
-Kay, zostaw ją, to mój gość.-Usłyszałam kobiecy głos.
-Ale...
-Żadnych ale. Jeżeli chce ci się pić aż tak bardzo to ustal to w grzeczny sposób, a jeśli nie wytrzymujesz to idź do lasu po jakiegoś królika czy innego zwierza.-Czarnowłosa przybrała stanowczy ton.
Wampir odsunął się ode mnie i wrócił za ladę.
-Chodź Ailce...aha! No i wybacz za spóźnienie! Byłam w sklepie...w każdym razie cieszę się że się nie spóźniłam...wiesz wampiry też mają zasady, a ten debil...-W tym momencie Magnolia wskazała na Kay'a-Próbuje je łamać.
-Zasady są po to by je łamać.-Odburknął pod nosem.
-Tak! I przy okazji udowodnić wszystkim że wampiry istnieją i skazać się na wolę rady, która za złamanie zasad będzie wypruwać twoje flaki na żywca!-Odkrzyknęła kobieta wyciągając z kieszeni płaszcza klucze do pokoju na zapleczu.
-No i co? Najwyżej umrę...-Rzucił białowłosy.
-Do mądrych to ty nie należysz...w każdym razie...chodź Al.-Powiedziała Magnolia otwierając drzwi na zaplecze.
Weszłam tam za kobietą i usiadłam przy stoliku na przeciw niej.
-Podaj mi ręce.-Poprosiła jak ostatnio.
Złapałam dłonie kobiety.
Ona odetchnęła i odchyliła głowę do tyłu.
Jej oczy przybrały biały kolor.
Oddech czarnowłosej stał się szybszy i płytszy. Po chwili z jej ust zaczęła wypływać czarna ciesz.
Chciałam ją puścić, ale poczułam że nie mogę.
Obraz mi się zamglił.
Malowałam dziwne symbole na ciele...nie moim, ale w wizji jego twarz byłą zamazana.
Potem widziałam jak zachodzące słońce. Wyszłam na dwór było zimno. Zawiał wiatr...
Puściłam ręce kobiety urywając wizję.
-Ał!-Krzyknęła fioletowooka.
-Przepraszam, nie mogłam już...-Powiedziałam przepraszającym tonem.
-Rozumiem...musisz odpocząć...gdybyś chciała abym jeszcze coś przepowiedziała dzwoń...masz mój numer.
Pokiwałam głową i pożegnałam się z wampirzycą.
Stwierdziłam że pora do domu...
*
Jak tam mordzie!?
Jestem na czas! A sw (swoją drogą) wiecie że blog zmierza ku końcowi?
Poza tym nie mam kiedy pisać...pies chory, co chwila jakaś wycieczka, albo kartkóweczka...
No i ŚWIĘTA ZA ROGIEM!
Czyli, kupić prezenty, choinkę itp.
No nic...do za tydzień!
i załącznik końcownik :P