Spokojną taflę wody pokrywała średnio gęsta warstwa mgły, a w oddali na na tle zachodzącego słońca widniał gęsty las.
Wszystko to tworzyło tajemniczą i magiczną aurę.
Tak piękną że nie umiałam wydusić najmniejszego słowa
-Podoba ci się?-Ciszę przerwał zachrypnięty, ale za razem miły i ciepły głos Shane'a.
W odpowiedzi jedynie pokiwałam głową na "tak".
Kątem oka zobaczyłam jak chłopak uśmiecha się.
-To zdejmij glany!-Krzyknął (jeszcze) nastolatek.
Zdezorientowana zmarszczyłam brwi i spojrzałam na bruneta
-Nie mów tylko, że nie chcesz popływać łódką.-Powiedział ironicznie niebieskooki
Mój uśmiech poszerzył się.
-Mówiłeś że nie będziemy pływać, ale...nie odmówię! Daj mi pięć minut!-Rzuciłam i szybko schowałam się za jakimś krzakiem.
Zdjęłam glany i moje spodenki, aby móc pozbyć się rajtuz.
Chwilowo stałam bosymi stopami na ściółce i szyszkach.
"Jezu jak to kuje, Jezu jak to kuje!"-Wrzeszczałam w myślach.
Szybko założyłam spodenki, a rajtuzy schowałam do swojej torby.
Wzięłam glany w rękę i robiąc jak największe kroki doszłam do Shane'a.
-Aż tak cię boli chodzenie boso?-Zapytał brunet.
-A ciebie nie!?-Odbiłam.
Chłopak spuścił wzrok, sugerując tym samym abym spojrzała w dół.
Niebieskooki stał boso z podwiniętymi do kolan spodniami.
-Aha...-Rzuciłam tylko.
-Dobra zostaw tu glany i torbę.-Chłopak zmienił temat pokazując na ziemię obok krzaka.
Rzuciłam tam swoje rzeczy i podeszłam do bruneta.
-Dojedziesz do łódki czy się przenieść?-Zapytał niebieskooki
-Dam sobie radę!-Zadarłam nos i wskoczyłam do wody.
-Boże jakie to zimne!-Krzyknęłam. W odpowiedzi usłyszałam śmiech...oczywiście Shane'a
-Nie wiedziałem że jesteś wierząca...może jednak ci pomóc?-Zaproponował chłopak
-Jestem ateistką...chociaż przy tobie nie wiem w co mam wierzyć...dobra wieżę w wilkołaki i duchy i tak dalej, a co do pomocy...już doznałam szoku termicznego więc dojdę sama.-Odpowiedziałam.
-Jak wolisz...-Rzucił chłopak i wskoczył do wody ochlapując mnie przy tym.
Na co ja posłałam mu mordercze spojrzenie.
Po krótkiej chwili weszłam na pokład łódki i wzięłam do rąk wiosła, które na nim leżały.
Nie minęło kilka sekund, a na łódkę wskoczył Shane.
-Daj wiosła.-Rzucił siadając i odplątując sznur, którym była zacumowana łódź.
Kiedy skończył podałam mu wiosła,a już po chwili znaleźliśmy się na środku jeziora.
Swoją lewą dłoń zanurzyłam we mgle, aby zaraz potem dotknąć nią zimnej tafli wody.
-Tu...jest pięknie...-Przyznałam.
-Cieszę się że ci się podoba...-Uśmiechnął się chłopak.
Kocham go...
Kocham połysk jego kolczyków kiedy uśmiecha się w ten charakterystyczny dla niego, zadziorny sposób.
Kocham ten blask jego lodowatych oczu kiedy przemawia przez niego ta wilcza dzikość.
Kocham jego bladą skórę, która w świetle księżyca wydaje się lekko połyskiwać.
Kocham to że z dnia na dzień zaskakuje mnie coraz bardziej.
Kocham to że umie być spontaniczny.
Kocham go za wszystko jak i za nic.
Po prostu go kocham i wiem że nigdy nie przestanę.
-Kocham cię.-Powiedziałam więc.
Uśmiech chłopaka poszerzył się jeszcze bardziej ukazując przy tym jego zadziwiająco białe i zaostrzone zęby.
-Ja ciebie też.-Odpowiedział brunet.
Po chwili przybliżył się bardzo i kiedy nasze twarze dzieliły milimetry, kiedy czułam jego oddech na swoich ustach, usłyszałam głos chłopaka
-Kocham cię i nawet choćby cały świat miał być przeciw nam...nie przestanę cię kochać.-Sekundę po tych słowach poczułam miękkie wargi chłopaka na moich.
Nagle coś skrzypnęło, nagle coś bujnęło i oboje wylądowaliśmy w wodzie.
Jednak stało się to tak niespodziewanie że mimowolnie z puc wypuściłam powietrze z celem wzięcia nowego oddechu.
Kiedy otworzyłam oczy.
Dookoła mnie była woda, woda i małe bąbelki powietrza wydobywające się z moich lekko rozchylonych warg.
Próbowałam walczyć! Lecz szybko się poddałam.
Zamknęłam oczy i czułam jak schodzę na dno.
Nagle poczułam zimną dłoń na nadgarstku.
Gwałtownie zostałam wyłowiona z wody i dowleczona na brzeg.
-Alice słyszysz!?-Krzyknął Shane.
Delikatnie pokiwałam głową na tak i powoli otworzyłam oczy.
Poczułam nagły przypływ siły więc szybko przewróciłam się na brzuch i zaczęłam kasłać wodą której się nałykałam.
Kiedy poczułam że wykasłam już wszytko odetchnęłam z ulgą.
-Przepraszam...-Usłyszałam za plecami.
-Nie, Shane nie...nie masz za co. To ja ci dziękuję.-Odpowiedziałam
-Ale...o mało co...
-Shane...może, ale uratowałeś mnie.-Przerwałam brunetowi.
Kiedy oboje ochłonęliśmy ubraliśmy buty.
Jako że wypadek trochę mnie osłabił nie zakładałam już rajtuz...najwyżej otrę sobie pięty.
Wstałam i otrzepałam się ze ściółki.
Stojąc przy motocyklu chłopaka, Shane zapytał.
-A jak ty zawsze spędzałaś urodziny?
-Zazwyczaj w klubie, albo...na kręglach...były też narty...-Zaczęłam wymieniać.
-Narty? Masz urodziny w zimę?-Zapytał chłopak
-Tak, w grudniu. Równy tydzień przed gwiazdką.-Zaśmiałam się.
-Ja nigdy jeszcze nie obchodziłem urodzin...-Przyznał smutno chłopak
-Nigdy?-Dopytałam
-Nigdy.-Potwierdził chłopak
-To ruszaj się! Trzeba to nadrobić! Najpierw...chodźmy coś zjeść!-Krzyknęłam po czym wskoczyłam na motocykl, a chłopak bez gadania zapiął mi kask i sam usiadł przede mną.
-Gdzie mam jechać?-Zapytał brunet.
-Hmm...-Zamyśliłam się.
Po chwili wyjęłam telefon i wstukałam słowo "restauracja"...jednak szybko się rozmyśliłam i zaproponowałam chłopakowi kawiarnię dość niedaleko.
Niebieskooki zgodził się i już po chwili ruszyliśmy w ustalone miejsce.
POD KAWIARNIĄ
Był to mały budynek pomalowany na kawowy kolor.
Drzwi były czekoladowe, a nad nimi wisiał napis "Laura's café"
Weszliśmy więc do środka.
Tam kolorystyka nie różniła się od tej na zewnątrz.
Ściany były kawowe co kontrastowało z ciemnymi panelami i stolikami, a to z kolej kontrastowało z białymi kanapami.
Usiedliśmy przy jednym ze stolików, a po chwili podeszła do nas kelnerka.
-Co podać?-Zapytała dziewczyna.
-Poprosimy jakieś ciasto...chwila...Kira?-Zakończyłam pytaniem widząc szarooką blondynkę.
-O! Cześć Alice...i hej Shane!-Przywitała się dziewczyna
-Siema.-Rzucił Shane.
-Nie wiedziałam że pracujesz.-Przyznałam.
-Dorabiam u mamy.-Odpowiedziała blondynka.
-Aha, no spoko.-Rzuciłam
-W każdym razie nie przyszliście tu gadać co? Skand w ogóle ochota na ciasto?-Zapytała Kira.
-Shane ma...
-Nie mów!-Przerwał mi chłopak
-Nie każdy musi wiedzieć że mam 18 lat...Jezu jaki ja jestem głupi!-Krzyknął chłopak analizując swoją wypowiedz, a jego ręka spotkała się z jego czołem.
Ja z Kirą parsknęłyśmy śmiechem.
-No cóż...to sto lat! Jakie to ciasto?-Zakończyła pytaniem szarooka.
Moje oczy skierowały się na Shane, a tym śladem poszły i oczy Kiry.
-A że ja mam wybrać? No to...daj...nie wiem...wymyśl coś-Stwierdził czarnowłosy.
-Dobra to dajcie mi chwilę.-Powiedziała dziewczyna.
-Okej!-Krzyknęłam w stronę odchodzącej za ladę Kiry.
-Dlaczego kawiarnia?-Zapytał Shane.
-Bo na każdych dobrych urodzinach musi być ciasto!-Odpowiedziałam.
-Kira!-Dodałam krzycząc.
-Co jest!?-Odkrzyknęła blondynka
-Masz świeczki?-Zapytałam
-Nie wiem...chyba nie...nie nie mam.-Powiedziała dziewczyna
-Szkoda...-Przyznałam zawiedziona.
-Po co świeczki?-Zapytał brunet.
Moja ręka momentalnie stuknęła się z moim czołem.
-Z choinki się urwałeś?-Zapytałam z ironią
-Nie, nigdy nie obchodziłem urodzin i nigdy nikt mnie na nie nie zapraszał. No to skąd mam wiedzieć?-Odbił sarkastycznie chłopak
-W sumie racja...tematu nie było.-Rzuciłam
Po chwili Kira postawiła na stole pysznie wyglądające ciasto
-WOW! Skąd ty to wzięłaś?-Zapytałam
-Zawsze mamy jakieś ciasto pasujące na urodziny.-Przyznała dziewczyna
-Kto piekł?-Zapytał Shane
-No...ja...-Przyznała się nieśmiało szarooka
-WOW!-Krzyknęłam
-Nie przesadzaj...chwila...teraz się skapnęłam...co wy tacy mokrzy?-Zapytała zdziwiona dziewczyna.
-Długa historia...innym razem-Rzuciłam
-No dobra, jak wolisz...no to wy tu świętujcie ja wracam za ladę.-Stwierdziła dziewczyna
-No a ty nie zjesz z nami?-Wtrącił niebieskooki.
-No mogę...-Przyznała dziewczyna i usiadła obok mnie.
Kiedy trzy kawałki ciasta zniknęły podziękowaliśmy Kirze za pyszne ciasto i po długim namawianiu Kiry że musimy zapłacić. Wyjęłam portfel i zaczęłam kłócić się z Shane'em o to kto płaci.
Cały czas stałam przy wersji że ja powinnam bo to jego urodziny. W końcu udało mi się i wygrałam.
Wyszliśmy z kawiarni.
Robiło się późno, słońce już zaszło, a my dalej siedzieliśmy na polanie w lesie.
Na moją twarz padało delikatne światło księżyca.
Spojrzałam na zegarek w telefonie.
-23:58-Powiedziałam cicho.
-Za dwie minuty...-Odpowiedział równie cicho co ja Shane.
Szybko wyjęłam z torby prezent dla chłopaka i znów spojrzałam na wyświetlacz
-59...-Lekko zagryzłam wargę w oczekiwaniu na północ.
no, no...minuto mijaj! Poganiałam czas.
-Północ!-Krzyknęłam jak w sylwestra i rzuciłam się na szyję Shane'a siedzącego obok mnie.
-Sto lat!-Dodałam wręczając chłopakowi złotą torebeczkę.
Na jego twarzy widniał szeroki uśmiech.
-Co to?-Zapytał 18-latek
-Zobacz...-Zachęciłam go.
Niebieskooki włożył dłoń do torebeczki i wyjął z niej prezent...
*
Następny rozdział zacznie się w klimacie urodzin, ale spokojnie będzie miał inny tytuł więc mogę oficjalnie powiedzieć że urodziny (prawie) zakończone!
Dowiedzieliście się kiedy Alice ma urodziny, że Shane nigdy nie obchodził urodzin, że Kira dorabia w kawiarni i że nagłe zderzenie z wodą może być niebezpieczne :>
No to tak...czekajcie na next'a i wchodźcie na blog Eskacza
PS. Jeżeli ktoś wchodził na bloga i nie widział rozdziału to bardzo przepraszam, ale blogger ma kaprysy i musiałam udostępnić rozdział jeszcze raz.
PS. Jeżeli ktoś wchodził na bloga i nie widział rozdziału to bardzo przepraszam, ale blogger ma kaprysy i musiałam udostępnić rozdział jeszcze raz.