poniedziałek, 27 lipca 2015

ROZDZIAŁ 49 "Urodziny (część trzecia)

Ten odsłonił gałęzie, a moim oczom ukazała się mała, drewniana, lekko podniszczona łódka, zacumowana przy brzegu.
Spokojną taflę wody pokrywała średnio gęsta warstwa mgły, a w oddali na na tle zachodzącego słońca widniał gęsty las.
Wszystko to tworzyło tajemniczą i magiczną aurę.
Tak piękną że nie umiałam wydusić najmniejszego słowa
-Podoba ci się?-Ciszę przerwał zachrypnięty, ale za razem miły i ciepły głos Shane'a.
W odpowiedzi jedynie pokiwałam głową na "tak".
Kątem oka zobaczyłam jak chłopak uśmiecha się.
-To zdejmij glany!-Krzyknął (jeszcze) nastolatek.
Zdezorientowana zmarszczyłam brwi i spojrzałam na bruneta
-Nie mów tylko, że nie chcesz popływać łódką.-Powiedział ironicznie niebieskooki
Mój uśmiech poszerzył się.
-Mówiłeś że nie będziemy pływać, ale...nie odmówię! Daj mi pięć minut!-Rzuciłam i szybko schowałam się za jakimś krzakiem.
Zdjęłam glany i moje spodenki, aby móc pozbyć się rajtuz.
Chwilowo stałam bosymi stopami na ściółce i szyszkach.
"Jezu jak to kuje, Jezu jak to kuje!"-Wrzeszczałam w myślach.
Szybko założyłam spodenki, a rajtuzy schowałam do swojej torby.
Wzięłam glany w rękę i robiąc jak największe kroki doszłam do Shane'a.
-Aż tak cię boli chodzenie boso?-Zapytał brunet.
-A ciebie nie!?-Odbiłam.
Chłopak spuścił wzrok, sugerując tym samym abym spojrzała w dół.
Niebieskooki stał boso z podwiniętymi do kolan spodniami.
-Aha...-Rzuciłam tylko.
-Dobra zostaw tu glany i torbę.-Chłopak zmienił temat pokazując na ziemię obok krzaka.
Rzuciłam tam swoje rzeczy i podeszłam do bruneta.
-Dojedziesz do łódki czy się przenieść?-Zapytał niebieskooki
-Dam sobie radę!-Zadarłam nos i wskoczyłam do wody.
-Boże jakie to zimne!-Krzyknęłam. W odpowiedzi usłyszałam śmiech...oczywiście Shane'a
-Nie wiedziałem że jesteś wierząca...może jednak ci pomóc?-Zaproponował chłopak
-Jestem ateistką...chociaż przy tobie nie wiem w co mam wierzyć...dobra wieżę w wilkołaki i duchy i tak dalej, a co do pomocy...już doznałam szoku termicznego więc dojdę sama.-Odpowiedziałam.
-Jak wolisz...-Rzucił chłopak i wskoczył do wody ochlapując mnie przy tym.
Na co ja posłałam mu mordercze spojrzenie.
Po krótkiej chwili weszłam na pokład łódki i wzięłam do rąk wiosła, które na nim leżały.
Nie minęło kilka sekund, a na łódkę wskoczył Shane.
-Daj wiosła.-Rzucił siadając i odplątując sznur, którym była zacumowana łódź.
Kiedy skończył podałam mu wiosła,a już po chwili znaleźliśmy się na środku jeziora.
Swoją lewą dłoń zanurzyłam we mgle, aby zaraz potem dotknąć nią zimnej tafli wody.
-Tu...jest pięknie...-Przyznałam.
-Cieszę się że ci się podoba...-Uśmiechnął się chłopak.
Kocham go...
Kocham połysk jego kolczyków kiedy uśmiecha się w ten charakterystyczny dla niego, zadziorny sposób.
Kocham ten blask jego lodowatych oczu kiedy przemawia przez niego ta wilcza dzikość.
Kocham jego bladą skórę, która w świetle księżyca wydaje się lekko połyskiwać.
Kocham to że z dnia na dzień zaskakuje mnie coraz bardziej.
Kocham to że umie być spontaniczny.
Kocham go za wszystko jak i za nic.
Po prostu go kocham i wiem że nigdy nie przestanę.
-Kocham cię.-Powiedziałam więc.
Uśmiech chłopaka poszerzył się jeszcze bardziej ukazując przy tym jego zadziwiająco białe i zaostrzone zęby.
-Ja ciebie też.-Odpowiedział brunet.
Po chwili przybliżył się bardzo i kiedy nasze twarze dzieliły milimetry, kiedy czułam jego oddech na swoich ustach, usłyszałam głos chłopaka
-Kocham cię i nawet choćby cały świat miał być przeciw nam...nie przestanę cię kochać.-Sekundę po tych słowach poczułam miękkie wargi chłopaka na moich.
Nagle coś skrzypnęło, nagle coś bujnęło i oboje wylądowaliśmy w wodzie.
Jednak stało się to tak niespodziewanie że mimowolnie z puc wypuściłam powietrze z celem wzięcia nowego oddechu.
Kiedy otworzyłam oczy.
Dookoła mnie była woda, woda i małe bąbelki powietrza wydobywające się z moich lekko rozchylonych warg.
Próbowałam walczyć! Lecz szybko się poddałam.
Zamknęłam oczy i czułam jak schodzę na dno.
Nagle poczułam zimną dłoń na nadgarstku.
Gwałtownie zostałam wyłowiona z wody i dowleczona na brzeg.
-Alice słyszysz!?-Krzyknął Shane.
Delikatnie pokiwałam głową na tak i powoli otworzyłam oczy.
Poczułam nagły przypływ siły więc szybko przewróciłam się na brzuch i zaczęłam kasłać wodą której się nałykałam.
Kiedy poczułam że wykasłam już wszytko odetchnęłam z ulgą.
-Przepraszam...-Usłyszałam za plecami.
-Nie, Shane nie...nie masz za co. To ja ci dziękuję.-Odpowiedziałam
-Ale...o mało co...
-Shane...może, ale uratowałeś mnie.-Przerwałam brunetowi.
Kiedy oboje ochłonęliśmy ubraliśmy buty.
Jako że wypadek trochę mnie osłabił nie zakładałam już rajtuz...najwyżej otrę sobie pięty.
Wstałam i otrzepałam się ze ściółki.
Stojąc przy motocyklu chłopaka, Shane zapytał.
-A jak ty zawsze spędzałaś urodziny?
-Zazwyczaj w klubie, albo...na kręglach...były też narty...-Zaczęłam wymieniać.
-Narty? Masz urodziny w zimę?-Zapytał chłopak
-Tak, w grudniu. Równy tydzień przed gwiazdką.-Zaśmiałam się.
-Ja nigdy jeszcze nie obchodziłem urodzin...-Przyznał smutno chłopak
-Nigdy?-Dopytałam
-Nigdy.-Potwierdził chłopak
-To ruszaj się! Trzeba to nadrobić! Najpierw...chodźmy coś zjeść!-Krzyknęłam po czym wskoczyłam na motocykl, a chłopak bez gadania zapiął mi kask i sam usiadł przede mną.
-Gdzie mam jechać?-Zapytał brunet.
-Hmm...-Zamyśliłam się.
Po chwili wyjęłam telefon i wstukałam słowo "restauracja"...jednak szybko się rozmyśliłam i zaproponowałam chłopakowi kawiarnię dość niedaleko.
Niebieskooki zgodził się i już po chwili ruszyliśmy w ustalone miejsce.

POD KAWIARNIĄ

Był to mały budynek pomalowany na kawowy kolor.
Drzwi były czekoladowe, a nad nimi wisiał napis "Laura's café"
Weszliśmy więc do środka.
Tam kolorystyka nie różniła się od tej na zewnątrz.
Ściany były kawowe co kontrastowało z ciemnymi panelami i stolikami, a to z kolej kontrastowało z białymi kanapami.
Usiedliśmy przy jednym ze stolików, a po chwili podeszła do nas kelnerka.
-Co podać?-Zapytała dziewczyna.
-Poprosimy jakieś ciasto...chwila...Kira?-Zakończyłam pytaniem widząc szarooką blondynkę.
-O! Cześć Alice...i hej Shane!-Przywitała się dziewczyna
-Siema.-Rzucił Shane.
-Nie wiedziałam że pracujesz.-Przyznałam.
-Dorabiam u mamy.-Odpowiedziała blondynka.
-Aha, no spoko.-Rzuciłam
-W każdym razie nie przyszliście tu gadać co? Skand w ogóle ochota na ciasto?-Zapytała Kira.
-Shane ma...
-Nie mów!-Przerwał mi chłopak
-Nie każdy musi wiedzieć że mam 18 lat...Jezu jaki ja jestem głupi!-Krzyknął chłopak analizując swoją wypowiedz, a jego ręka spotkała się z jego czołem.
Ja z Kirą parsknęłyśmy śmiechem.
-No cóż...to sto lat! Jakie to ciasto?-Zakończyła pytaniem szarooka.
Moje oczy skierowały się na Shane, a tym śladem poszły i oczy Kiry.
-A że ja mam wybrać? No to...daj...nie wiem...wymyśl coś-Stwierdził czarnowłosy.
-Dobra to dajcie mi chwilę.-Powiedziała dziewczyna.
-Okej!-Krzyknęłam w stronę odchodzącej za ladę Kiry.
-Dlaczego kawiarnia?-Zapytał Shane.
-Bo na każdych dobrych urodzinach musi być ciasto!-Odpowiedziałam.
-Kira!-Dodałam krzycząc.
-Co jest!?-Odkrzyknęła blondynka
-Masz świeczki?-Zapytałam
-Nie wiem...chyba nie...nie nie mam.-Powiedziała dziewczyna
-Szkoda...-Przyznałam zawiedziona.
-Po co świeczki?-Zapytał brunet.
Moja ręka momentalnie stuknęła się z moim czołem.
-Z choinki się urwałeś?-Zapytałam z ironią
-Nie, nigdy nie obchodziłem urodzin i nigdy nikt mnie na nie nie zapraszał. No to skąd mam wiedzieć?-Odbił sarkastycznie chłopak
-W sumie racja...tematu nie było.-Rzuciłam
Po chwili Kira postawiła na stole pysznie wyglądające ciasto
-WOW! Skąd ty to wzięłaś?-Zapytałam
-Zawsze mamy jakieś ciasto pasujące na urodziny.-Przyznała dziewczyna
-Kto piekł?-Zapytał Shane
-No...ja...-Przyznała się nieśmiało szarooka
-WOW!-Krzyknęłam
-Nie przesadzaj...chwila...teraz się skapnęłam...co wy tacy mokrzy?-Zapytała zdziwiona dziewczyna.
-Długa historia...innym razem-Rzuciłam
-No dobra, jak wolisz...no to wy tu świętujcie ja wracam za ladę.-Stwierdziła dziewczyna
-No a ty nie zjesz z nami?-Wtrącił niebieskooki.
-No mogę...-Przyznała dziewczyna i usiadła obok mnie.
Kiedy trzy kawałki ciasta zniknęły podziękowaliśmy Kirze za pyszne ciasto i po długim namawianiu Kiry że musimy zapłacić. Wyjęłam portfel i zaczęłam kłócić się z Shane'em o to kto płaci.
Cały czas stałam przy wersji że ja powinnam bo to jego urodziny. W końcu udało mi się i wygrałam.
Wyszliśmy z kawiarni.

Robiło się późno, słońce już zaszło, a my dalej siedzieliśmy na polanie w lesie.
Na moją twarz padało delikatne światło księżyca.
Spojrzałam na zegarek w telefonie.
-23:58-Powiedziałam cicho.
-Za dwie minuty...-Odpowiedział równie cicho co ja Shane.
Szybko wyjęłam z torby prezent dla chłopaka i znów spojrzałam na wyświetlacz
-59...-Lekko zagryzłam wargę w oczekiwaniu na północ.
no, no...minuto mijaj! Poganiałam czas.
-Północ!-Krzyknęłam jak w sylwestra i rzuciłam się na szyję Shane'a siedzącego obok mnie.
-Sto lat!-Dodałam wręczając chłopakowi złotą torebeczkę.
Na jego twarzy widniał szeroki uśmiech.
-Co to?-Zapytał 18-latek
-Zobacz...-Zachęciłam go.
Niebieskooki włożył dłoń do torebeczki i wyjął z niej prezent...
*
Następny rozdział zacznie się w klimacie urodzin, ale spokojnie będzie miał inny tytuł więc mogę oficjalnie powiedzieć że urodziny (prawie) zakończone!
Dowiedzieliście się kiedy Alice ma urodziny, że Shane nigdy nie obchodził urodzin, że Kira dorabia w kawiarni i że nagłe zderzenie z wodą może być niebezpieczne :>
No to tak...czekajcie na next'a i wchodźcie na blog Eskacza
PS. Jeżeli ktoś wchodził na bloga i nie widział rozdziału to bardzo przepraszam, ale blogger ma kaprysy i musiałam udostępnić rozdział jeszcze raz.

poniedziałek, 20 lipca 2015

ROZDZIAŁ 48 "Urodziny (część druga)"

-Alice, posłuchaj...może stwierdzisz że jestem głupi i powiesz że nie mam o czym marzyć...ale ja...
muszę ci o czymś powiedzieć...chcę być szczery wobec ciebie...więc...
-O co ci chodzi?-Przerwałam chłopakowi.
Ten wziął głęboki oddech i zaczął...
-Bo ja...
-Hej mała!-Wtrącił się Shane.
-Cześć skarbie!-Krzyknęłam i rzuciłam się chłopakowi na szyję.
Niebieskooki objął mnie w pasie i uniósł w górę zrównując przy tym poziomy naszych twarzy.
Ja oplotłam nogami pas bruneta, a ten namiętnie wpił się w moje usta.
Kiedy chłopak odstawił mnie na ziemię spojrzałam w stronę ławeczki na której jeszcze kilka sekund temu siedział Jeremy...ale...teraz go tam nie było...no cóż...
-To gdzie idziemy?-Zapytał mnie Shane.
-To twoje urodziny...ty wybierz!-Rzuciłam
-Hmm...może...chodźmy do kina...-Zaproponował chłopak...kino? Moja wymówka stała się prawdą!
-No okej, ale na co?-Zapytałam
-Może na...Lost River? Czytałem gdzieś że dobre...-Stwierdził brunet.
-Okej...może być.-Rzuciłam i we dwójkę udaliśmy się do kina.
Podeszliśmy do motocykla chłopaka, który zaparkowany był dosłownie kawałek do szkoły.
Tradycyjnie, kask i na maszynę!
Mocno złapałam chłopaka w pasie i pojechaliśmy do najbliższego kina...najbliższe kino jest w pobliskim mieście...w każdym razie pojechaliśmy właśnie tam.

OKOŁO PÓŁ GODZINY PÓŹNIEJ
POD KINEM

Na miejscu zdjęłam kask i poprawiłam swoje kudły.
Na dworze było jeszcze jasno...co się dziwić była dopiero 16...tak...no cóż...jak się obudziłam było około 14...ahh...te weekendy...
Weszliśmy do kina i pierwsze co zrobiliśmy to ustawiliśmy się w kolejce.
Ta nie była jakaś bardzo długa. Przed nami stało zaledwie sześć osób.
-Która godzina?-Zapytał Shane, a ja aby odpowiedzieć mu dokładnie wyjęłam telefon i zerknęłam na wyświetlacz.
-16:21-Odpowiedziałam
-Okej...daj mi sekundę.-Rzucił chłopak i spojrzał na repertuar...którego ja swoją drogą nie widziałam bo zasłaniali mi ludzie...a ich z kolei przerastał Shane.
-Dobra...to najbliższy seans mamy na 16:30...chociaż do tego trzeba doliczyć reklamy...to oznacza że najbliższy seans mamy na 17:00...czyli bez stresu zdążymy...-Chłopak zwrócił się do mnie.
-No to...fajnie...-Rzuciłam.
Ilość ludzi przed nami zmniejszała się z chwili na chwilę, aż w końcu byliśmy drudzy w kolejce.
Przed nami stała spora rodzina. Oczywiście, rodzice oraz dzieci.
Mała brązowo włosa dziewczynka z warkoczami, jej starszy brat - również o brązowych włosach, ojciec, który był prawie wyższy od Shane'a i matka, która...była w ciąży...po wielkości jej brzucha obstawiam...6-7 miesiąc.
Oczywiście, głupia ja momentalnie przypomniałam sobie o swojej rodzinie...ja też miałam starszego brata..matkę i ojca...a także młodszą siostrę...pomimo że nie znałam płci dziecka w brzuchu kobiety...to...powoli zbierało mi się na łzy.
Zgryzłam dolną wargę, aby nie dopuścić do wylania się słonego płynu z moich oczu.
"Nie płacz! Alice, nie płacz!"-Krzyczała moja podświadomość
Zagryzłam wargę jeszcze mocniej.
Nagle w ustach poczułam *metaliczny posmak. Zajebiście!
Dla pewności przejechałam palcem po wardze po czym na niego spojrzałam.
Super! Rozgryzłam sobie wargę! Brawo ja!
-Halo, Alice.-Usłyszałam głos Shane'a.
-Hm?-Rzuciłam nie spoglądając na chłopaka aby tan nie zobaczył mojej rozgryzionej wargi.
-Pani pytała jakie miejsca...dobrze się czujesz?-Brunet zakończył pytaniem
-Miejsca? Yyyy...nie wiem...sam wybierz i tak, tak dobrze się czuję...-Powiedziałam szybko
-No dobra...jak chcesz...-Rzucił chłopak. Jest! Nie dopytywał się! Wygrana!
Po kilku minutach uzbrojeni w bilety ruszyliśmy w stronę lady z przekąskami.
-Ja...muszę do toalety...-Powiedziałam nadal nie patrząc na chłopaka.
-No okej...to będę czekał niedaleko toalet.-Stwierdził brunet
-Ok!-Rzuciłam tylko i szybkim krokiem ruszyłam do toalety.
Szybko otworzyłam drzwi oznaczone kółeczkiem i weszłam.
Podeszłam do lustra i spojrzałam na wargę...
No nieźle, nieźle...mam nadzieję że rana nie jest jakoś specjalnie głęboka...wygląda na to że jest płytka...no dobra w każdym razie muszę ją przemyć...
Jak pomyślałam tak zrobiłam i przemyłam usta zimną wodą.
Zatamować tego nie mam jak...hmm...najwyżej co jakiś czas obliżę usta zmywając krew...
To jedyne wyjście...no okej...to mogę wracać do Shane'a...chociaż! Zmywając krew zmyłam szminkę...jak dobrze że mam kosmetyczkę w torbie! Szybko poprawiłam makijaż i wróciłam do chłopaka.
Ten jak mówił stał z popcornem i dwiema kolami stosunkowo niedaleko.
Podeszłam do jeszcze 17-latka, a ten dał mi zimny napój.
-Dzięki, ile ci wiszę?-Zakończyłam pytaniem grzebiąc w torbie...
-Nie oddawaj mi.-Rzucił chłopak.
-No, ale...to twoje urodziny...ja...
-Alice...no właśnie to moje urodziny, a ja chcę abyś wzięła tę kolę bez marudzenia i już nie grzebała szukając portfela.-Stwierdził niebieskooki
-Jesteś pewien?-Dopytałam
-Tak! I chodźmy na salę.-Odpowiedział chłopak i udaliśmy się w wyżej wymienione miejsce.

PERSPEKTYWA SHANE'A

-Tak! I chodźmy na salę.-Odpowiedziałam i ruszyliśmy do sali numer *13...13? Ahh tak...piękna liczba...
W każdym razie tam właśnie się udaliśmy.
Zajęliśmy miejsca...aż dziwne że były wolne...chodzi mi o te dwa na środku na samym końcu.
Te najlepsze! Nikt ci nie zasłoni, a ty widzisz wszystko! Najlepsze miejsca...
Siedzieliśmy chwilę rozmawiając, podczas kiedy na dużym ekranie trwał blog reklamowy.
No nie no! Czy ja czuję krew!? Co jest? Nos mi szwankuje!? A może...a może naprawdę ktoś tu krwawi? Tylko kto? Ja nie...raczej bym to czuł...Alice? Nie no wygląda dobrze...
O kur...moje oczy! Zajebiście...no tak...brawo instynkcie! Super...i co i twierdzisz że będę siedział teraz z błyszczącymi oczami? Do chuja! Ogarnij się w kinie jestem!
Taak...oczy...nad tym jeszcze nie panuję...super! No gorzej być nie mogło! A nie przepraszam...mogłoby być gorzej. Mogłem całkowicie zmienić się w wilkołaka i rozszarpać wszystkich tu obecnych. Dobra...Shane nie fantazjuj bo jeszcze tak się stanie...
-Słuchasz mnie?-Usłyszałem głos rudej
-Co?-Spojrzałem na nią.
-Aha...no fajnie...-Stwierdziła nastolatka i spuściła wzrok.
-Ale ja...no weź...przepraszam zmyśliłem się...-Tłumaczyłem
-A o czym myślałeś?-Dopytała...
-O...krwi...-Przyznałem.
Dziewczyna zmarszczyła brwi i znów na mnie spojrzała
-Oczy ci...no świecą ci się.-Zauważyła niebieskooka.
-No wiem...-Przyznałem
-Czemu?-Znów zapytała
-No bo czuję krew...-Odpowiedziałem
-Wiesz...bo...to ja...-Przyznała się nastolatka
-Jak to ty?-Teraz ja zapytałem
-No bo...przypadkiem rozgryzłam sobie wargę...-Powiedziała dziewczyna rumieniąc się przy tym.
-Ojej...trzeba było powiedzieć...dobra...to nie jest dużo krwi...tylko zdenerwowałem się bo nie wiedziałem skąd dochodzi ten...specyficzny zapach...ja to przetrwam, ale co z tobą? Nie będą przeszkadzały ci moje oczy? I nie boli cię?-Zasypałem dziewczynę pytaniami
-Nie boli mnie jakoś bardzo, znając życie rana zasklepi się za kilka godzin, a twoje oczy...nie przeszkadzają mi...wręcz przeciwnie, są piękne.-Uśmiechnęła się nastolatka, a ja odwzajemniłem jej gest i objąłem czerwonowłosą ramieniem.
Chwilę potem zgasły światła, a my ucichliśmy i skupiliśmy się na filmie...

OKOŁO GODZINĘ I 35 MINUT PÓŹNIEJ (czas trwania filmu to godzina i 35 min. )

Wyszliśmy z sali i przed kino.
Jak przeczuwałem same reklamy zajęły pół godziny więc robiło się już ciemno.
Spojrzałem na zegar w telefonie
-18:39...-Powiedziałem pod nosem
-Co?-Zapytała Alice
-Nie, nie, nic sprawdziłem godzinę.-Przyznałem
-Aha...i która jest?-Nastolatka znów zapytała
-18:39.-Odpowiedziałem więc.
-No spoko, to gdzie idziemy?-Czerwonowłosa zapytała jeszcze raz.
Hmm...wiem!
-Do June-Lake, a konkretniej nad jezioro-Odpowiedziałem mając...wydaje mi się że świetny plan!
Dziewczyna zmarszczyła brwi po czym przemówiła...
-Jeżeli chcesz się kąpać to uprzedzam że nie wzięłam stroju do pływania...
-Nie, nie, nie! Nie chcę pływać ja chcę...a z resztą! Zobaczysz!-Odpowiedziałem szybko i ruszyłem w stronę mojej bestii (czyt: motocyklu), a niebieskooka poszła wraz ze mną.

OKOŁO PÓŁ GODZINY PÓŹNIEJ
NA MIEJSCU
PERSPEKTYWA ALICE

Zeskoczyłam z motocyklu chłopaka i zdjęłam kask.
Po czym usiłowałam nadążyć za czarnowłosym.
-No poczekaj!-Zawołałam.
-Nie wlecz się tak!-Odkrzyknął chłopak odwracając się przy tym.
-Ja się wlekę!? Ja się nie wlekę! To ty zapierdalasz jak szalony!-Odgryzłam się.
-Nie ważne! W każdym razie chodź tu!-Dodał niebieskooki
-No przecież idę...-Odburknęłam pod nosem.
Kiedy doszłam już do Shane'a
Ten odsłonił gałęzie, a moim oczom ukazała się...
*
TA DAM! Tak wiem, słabo mi to wyszło...
Uprzedzam z góry że pojawi się rozdział "Urodziny (część trzecia)" tak wiem...jestem niemiłosiernie wredna, ale znalazłam tak...magiczny i piękny krajobraz że musiałam, po prostu musiałam tu urwać!
W każdym razie są zmiany perspektywy i...no...dawno tego nie było...
Jeżeli chodzi o Jeremy'ego to...nie zapomnijcie o nim...jeszcze się pokaże...ale...to z czasem.
No to było by na tyle. Wbijajcie do Eskuni :3, czekajcie na next'a i...cieszcie się życiem!
Aha! I jeszcze jedno! Pewnie waszej uwadze nie umknął "*" przy dwóch słowach...więc jak kiedyś...SŁOWNICZEK!
-Metaliczny posmak - zakładam że wiecie, ale dla pewności to napiszę krew ma metaliczny posmak :>
-13 - Pechowa liczba, ale mi od zawsze przynosi szczęście :)
Teraz to naprawdę koniec! Czekajcie na next'a i trzymajcie się :*

poniedziałek, 13 lipca 2015

ROZDZIAŁ 47 "Urodziny (część pierwsza)"

Niebieskooki uspokoił mnie i po chwili wróciliśmy do łóżka...
Z trudem usnęłam.
Tej nocy nic mi się już nie śniło. Nie wiem na jakiej zasadzie działają te prorocze sny...to takie skomplikowane! Założę się że nikt, nigdy mi tego nie wytłumaczy.
No cóż...

RANO

Poczułam na swojej twarzy delikatne promienie wschodzącego słońca.
Zmarszczyłam nos...to było coś w stylu "Nie, nie słońce idź sobie!"
Jednak zmusiłam się i otworzyłam swoje turkusowe ślepia...co ja wcześniej mówiłam? "Delikatne promienie słońca"? Nie! Teraz to były oślepiające zasrańce!
Przetarłam oczy i wstałam wyplątując się z objęć Shane'a.
Potem podeszłam do szafy.
Hmm...trzeba wybrać coś co spodoba się Shane'owi...w końcu dzisiaj jego dzień....
Dla tego chłopaka mogłabym wywalić szafę do góry nogami żeby zaleźć coś odpowiedniego!
Założyłabym wszystko...no dobra...prawie wszystko...nie założę sukienki ani spódniczki, ale strój kurczaka...to już tak...nie no chwila o czym ja do cholery myślę!?
W każdym razie co by tu wybrać.
Po kilku...no dobra...kilkudziesięciu minutach poszłam do łazienki.
Zamknęłam drzwi i wzięłam orzeźwiający prysznic...jako że mój żel się skończył to skorzystałam z mydła w kostce które pachnie...malinami? Chyba tak...
Czysta wyszłam z kabiny na mięciutki dywanik, wytarłam się równie miękkim ręcznikiem
i słucha ubrałam wcześniej przygotowany strój...
...i zajęłam się makijażem oraz włosami.
Rozczesałam kudły i rozpuściłam je luźno. Potem grzywka...znaczy się...czerwona grzywa...
ją też rozczesałam i ułożyłam je tak jak zawsze.
Usta pomalowałam na czerwono (wszystko czerwone) i zrobiłam sobie standardowe smoky eyes.
Gotowa wyszłam z łazienki i otworzyłam szufladę w której schowany był prezent dla Shane'a.
Mam nadzieję że mu się spodoba...
Torebeczkę z prezentem schowałam do torby...tej szkolnej...z racji że innej nie mam...ojoj...pokażę dziś wszystkim jak dobry mam humor pokazując im fack'a na torbie! To był świetny zakup!
Stwierdziłam że sprawdzę czy ciocia wróciła.
Zajrzałam więc do sypialni opiekunki.
Jest, ale śpi. Muszę ją o coś zapytać więc...już sobie nie pośpi...
-Ciociu...-Szturchnęłam kobietę.
-Mmmm....co cię dzieje?-Spojrzała na mnie zmęczona ciocia.
-Idę na urodziny kolegi-Powiedziałam
-Ahh...dobrze, a o której wrócisz?-Zapytała opiekunka
-Przenocuję u niego bo urodziny obchodzi o 24.-Przyznałam
-I już idziesz?-Znów zapytała
-Tak bo...mamy zarezerwowane bilety do kina.-Wymyśliłam...bo nie mamy...
-Ohh...no dobrze to idź. Tylko nie wypij za dużo.-Rzuciła jeszcze kobieta i na powrót położyła się obok wujka.
-Dobrze, pa-Powiedziałam i wyszłam z ich sypiali. Kierunek mój pokój! Wypadałoby obudzić Shane'a...przecież nie pozwolę przespać mu jego własnych urodzin!
Weszłam więc do swojego pokoju i podeszłam do łóżka.
-Shane...piesku, wstawaj.
-Jaki piesku...-Zaśmiał się chłopak
-No a co? Nie powiesz mi że nie jesteś do połowy psem.-Wtrąciłam
-Ja jestem do połowy wilkiem.-Wytłumaczył chłopak
-A wilk to nie pies?-Zapytałam sarkastycznie
-No niby tak...-Zamyślił się niebieskooki.
-W każdym razie wstawaj.-Zachęciłam go.
-Okej już.-Powiedział chłopak i...wstał.
Zeszliśmy na dół, założyliśmy glany i wyszliśmy z domu...
Kiedy doszliśmy do motocykla chłopaka, niebieskooki zatrzymał się i spojrzał na mnie
-Wiesz co...?-Zaczął niepewnie brunet
-Hm?
-Bo...muszę się obmyć...więc...wypadałoby gdybym pojechał do Lokil'a...a wiesz...ty nie chcesz go znać...-Kontynuował Shane nie zmieniając tonu.
-Spoko, rozumiem. To jedź do niego. Ja w między czasie pójdę do sklepu. Skończył mi się szampon i żel pod prysznic.-Przyznałam
-Okej. To za ile i gdzie się spotykamy?-Zapytał chłopak
-Za około godzinę przy szkole?-Zaproponowałam.
-Spoko. To do zobaczenia za godzinę kochanie.-Rzucił Shane i pojechał do Lokil'a.
Nie ma sensu błąkać się w tę i z powrotem.
Zamówię taxe...
Wyjęłam telefon i...nie zamówię taxy...nie znam numeru firmy taksówkarskiej na tym zadupiu...
hmm...wiem! Internet w telefonie się przydaje!
Wyszukałam szybko stronkę firmy wybrałam numer i zadzwoniłam po taksówkę.

POD SKLEPEM

-Jesteśmy!-Zawoł taksówkarz. Był to starszy facet o piwnych oczach i brązowo siwych włosach.
-Ile to będzie?-Zapytałam
-6$ (22,93zł)-Odpowiedział mężczyzna.
Wyjęłam z portfela odpowiednią sumę i zapłaciłam facetowi po czym wysiadałam z pojazdu i weszłam do sklepu.
Była to pasmanteria...coś jak Rossmann, ale to nie był sklep tej marki...choć podobny...
Po chwili poszukiwań doszłam do działu z żelami do mycia...hmm...po zastanowieniu postawiłam na arbuzowy zapach.
Teraz szampon...stwierdziłam że najlepszym wyborem będzie wiśniowy zapach
Przechodząc przez "włosowy" dział natknęłam się na półkę z farbami do włosów...w sumie...
moja farba robi się różowa...to źle...
Przez rozjaśnianie włosów jestem bondynką...pod toną czerwonej farby...
dobra kupię też farbę...ale lepiej jak zrobię to przez net i kupię tą samą co zawsze.
Trzyma się około sześć miechów więc jest okej. Poza tym kolor jest intensywny...pasi mi...
dobra...jutro usiądę do kompa i zamówię farbę. Teraz, do kasy!
Jak stwierdziłam tak zrobiłam i podeszłam do kasy.
-Dzień dobry.-Powiedziała kasjerka...miała krótkie, czarne włosy i sztuczny wręcz "przyszyty" uśmiech.
-Dzień dobry.-Odpowiedziałam jak najgroźniej umiałam.
Kobiecie z twarzy znikł uśmiech i szybko skasowała moje zakupy
-Należy się 5,83$ (22zł)-Powiedziała szybko, a ja zapłaciłam za zakupy i wyszłam ze sklepu.
Przyglądałam się drodze kiedy tu jechałam i wiem że szkoła jest kilka kroków stąd.
Więc...proste poszłam tam!

POD SZKOŁĄ

Zerknęłam na zegarek...Shane powinien być za kilka minut...usiadłam na ławeczce przed budynkim i wyjęłam z torby słuchawki.
Podłączyłam je do telefonu i włożyłam do uszu...puściłam pierwszą lepszą piosenkę
-hmhmhm....-Nuciłam rytm pod nosem i delikatnie kiwałam głową...
-Czyżby...Heart of fire?-Usłyszałam czyiś przytłumiony głos...
Momentalnie wyjęłam słuchawki i spojrzałam w stronę właściciela słów.
-Jeremy?-Zdziwiłam się
-Tak, czekasz na kogoś?-Zapytał chłopak
-Mhm...mamy iść...gdzieś...nie wiem gdzie...gdzieś.-Przyznałam
-Wiesz...ja kogoś szukam...-Powiedział chłopak
-Kogo?-Zapytałam ciekawa.
-Kolegi, ale wiesz...jak już spotkałem ciebie...to poczekam z tobą, okej?-Zakończył pytaniem student.
-No spoko...-Zgodziłam się.
-A co tam u ciebie słychać?-Zapytał zielonooki
-Spoko. Zdjęli mi usztywniacz...-Przyznałam
-To super!-Uśmiechnął się miło brunet
-Wiem, wreszcie mogę być sobą w 100%!-Odwzajemniłam uśmiech chłopaka
Siedzieliśmy chwilę w ciszy...zaczęło robić się niezręcznie...
-Alice, posłuchaj...może stwierdzisz że jestem głupi i powiesz że nie mam o czym marzyć...ale ja...
muszę ci o czymś powiedzieć...chcę być szczery wobec ciebie...więc...
-O co ci chodzi?-Przerwałam chłopakowi.
Ten wziął głęboki oddech i zaczął...
*
Okej...więc...przepraszam.
Przepraszam że rozdział tak późno, ale hej! Lepiej późno niż wcale, nie?...(i teraz pora na tłumaczenia!)
Nie dodałam wcześniej bo byłam poza domem...co wiąże się z brakiem internetu (teoretycznie mam net w telefonie...ale wykorzystałam już 100%).
Chciałam dodać przed wyjściem, ale było za późno bo byłam umówiona i nie chciałam się spóźnić.
Jeszcze raz przepraszam...
Blog Eski

poniedziałek, 6 lipca 2015

ROZDZIAŁ 46 "Dotyk ducha"

Podeszłam do drzwi i otworzyłam je...
-Cześć miśku! jest już pizza?-Przede mną stał Shane. Zaczęłam się śmiać
-Co cię bawi? No głodny jestem.-Dodał chłopak
-Jeszcze nie ma "twojej" pizzy, ale zaraz ją dowiozą. Wchodź.-Rzuciłam i gestem ręki wpuściłam chłopaka.
Nie minęło kilka sekund, a w przedpokoju pojawił się Danny i Rocky.
-Nazywam się Danny i jestem kuzynem tej oto pani.-Zaczął 6-cio latek i pokazał na mnie po czym kontynuował.
-Ty zapewne jesteś jej chłopakiem. Nie będę wam przeszkadzał i wraz z Rocky'im udam się do mojego pokoju.-Wyseplenił chłopczyk.
-Aha! Jeszcze jedno! Jak przywiozą pizze to biorę dwa kawałki!-Zwrócił się do mnie i jak mówił wcześniej poszedł do siebie. Ja razem z Shane'em wybuchnęliśmy śmiechem.
-Fajny kuzyn!-Stwierdził chłopak między salwami śmiechu.
-Wiem, ale przyznam że nie spodziewałam się takiego czegoś po nim!-Przyznałam
-Okej...czyli...jesteśmy sami, tak?-Ogarnął się chłopak
-No...tak jakby..-Przytaknęłam zamykając drzwi.
Po chwili poczułam jak ktoś łapie mnie w pasie. Wiadome było kto to!
Odwróciłam się przodem do niebieskookiego, a ten przygwoździł mnie do ściany i połączył nasze usta w namiętnym pocałunku. W pewnym momencie mimowolnie wypuściłam powietrze z płuc, a jako że pocałunek trwał nadal to chuchnęłam prosto w usta chłopaka. Poczułam jak ten uśmiecha się w odpowiedzi.
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Niechętnie odkleiłam się od Shane'a i je otworzyłam.
-Dzień dobry, przywiozłem zamówioną pizze.-Powiedział stojący w drzwiach młody brunet. Na oko miał około 19 lat.
-Tak, tak. Ile się należy?-Zapytałam sięgając portfel leżący na komodzie w przed pokoju.
-9,30$ (35 zł)-Odpowiedział mężczyzna. Wyjęłam odpowiednią sumę pieniędzy i dałam je chłopakowi biorąc od niego pudełko z pizzą i dwa pojemniki z sosami.
Dałam pizzę Shane'owi, aby zaniósł ją do salonu, a sama zamknęłam drzwi za dostawcą.

PÓŁ GODZINY PÓŹNIEJ

Jak ustaliliśmy wcześniej Danny zjadł dwa kawałki, ja też dwa, a Shane resztę.
Wychodzi na to że wisi mi kasę!...którą już oddał...przynajmniej jest szczery!
W każdym razie pizzy już nie ma.
Dochodzi 17:00, a ciocia jakiś czas temu wysłała mi SMS'a że z wujkiem muszą zostać na noc w firmie. Stwierdziłam że zapytam ją czy mogę zaprosić kolegę na noc...niech jej będzie! Będę z nią szczera!
Z tym że jeżeli się nie zgodzi to Shane i tak zostanie...bo boję się spać z...no właśnie! Z czym? Czy to duch, czy to zjawa, czy chuj wie co...boję się tego...czegoś
Wyjęłam więc telefon i wybrałam numer opiekunki.
Pierwszy sygnał, drugi sygnał, trzeci syg...
-Halo?-Usłyszałam w słuchawce.
-Hej ciociu! Emm...wiesz że cię kocham?
-Alice, przejdź do rzeczy, czego chcesz?-Kurde wyczuła mnie!
-Może u mnie kolega nocować?-Zapytałam więc
-Hmmm...no dobrze, ale...albo...dobrze niech ci będzie. Masz już 16 lat więc...tylko proszę! Zabezpieczajcie się!
-Chwila co? Nie! Nie o to mi chodziło! Po prostu na noc.-Wytłumaczyłam szybko
-Ja mam taką nadzieję jrdnak...wiedz że ci...pozwalam na to...w każdym razie, może zostać.-Zgodziła się kobieta.
-Dzięki!-Krzyknęłam i rozłączyłam się...gdyby chciała zmienić zdanie...to już nie może!
...znaczy...w teorii...nie może...
-Rozumiem że mogę zostać?-Dopytał chłopak
-Tak, możesz! Wiesz co? Ja idę wziąć prysznic i przebiorę się w piżamę. Zaczekasz tu?-Zakończyłam pytaniem
-Pewnie leć.-Zachęcił mnie niebieskooki.
Poszłam do swojego pokoju i z szafy wygrzebałam koszulkę z batmanem jakieś czarne majtki.
Z prowizoryczną piżamą ruszyłam do łazienki
Zamknęłam drzwi i zrzuciłam z siebie ciuchy.
Weszłam do kabiny prysznicowej i zaczęłam namaczać ciało letnią wodą.
Mokra namydliłam się moim ukochanym brzoskwiniowym żelem...który...który...się skończył! Nieeeeeeee! Teraz będę musiała ogarnąć nowy...zajmę się tym jutro...nie, jednak nie. Jutro to Shane ma urodziny! Właśnie! Trzeba będzie dać mu prezent...myślę że się ucieszy...
W każdym razie zmyłam z siebie pianę i...a co mi tam! Zmoczyłam włosy, które następnie umyłam szamponem...też końcówką...super! No po prostu wspaniale! Agrh....no nic...coś ogarnę...
Zmyłam szampon i zakręciłam wodę.
Wyszłam z kabiny i zaczęłam wycierać się moim mięciutkim, czarnym ręcznikiem.
Słucha...no prawie, bo kapało mi z włosów...ubrałam koszulkę i majtki...FUCK!
To są stringi? To ja mam stringi? Na to wygląda...okej...no nic...jakoś...przeżyję
Szczerze powiedziawszy wolę spać w bokserkach...no nic...
Otworzyłam drzwi i wyszłam z łazienki.
Na moim łóżku siedział Shane i patrzył przed siebie
-O czym tak myślisz?-Zapytałam
-Hę? Ja...o tobie...a właściwie o nas...-Powiedział niebieskooki
-Coś się stało?-Zapytałam siadając obok chłopaka
-Teoretycznie nic, ale nie wiem...nie wiem czy...czy powinniśmy razem być...-Przyznał po chwili brunet.
-Co? Ale dlaczego?-Spytałam zaskoczona
-No bo...ja...ja jestem...jestem potworem...-Powiedział (jeszcze) 17-latek
-Nie...nie, Shane nie jesteś potworem.-Zaprzeczyłam
-Dlaczego tak myślisz?-Teraz to on zapytał
-A skrzywdziłbyś mnie?-Odbiłam pytanie
-Nie! Nigdy!
-Więc nie jesteś potworem.-Stwierdziłam.
Chłopak spojrzał na mnie i powiedział...
-Dziękuję.
-Nie masz za co. Kocham cię.-Odpowiedziałam
-Ja ciebie też.-Odwzajemnił chłopak i przytulił mnie, a ja wtuliłam się w niego.
Po chwili zasnęłam w ramionach chło...wilka...
............
Szłam lasem, aż nagle znalazłam się nad urwiskiem. Stała tu mała ławeczka.
Usiadłam na niej i wyjęłam papierosy z torby.
Zapaliłam jednego i spojrzałam w pustą przestrzeń przede mną.
Siedziałam sama i wypaliłam już trzy papierosy.
Nagle nade mną znalazło się dużo chmur, a z nich zaczęło kropić.
Był to lekki i delikatny deszcz...nie przeszkadzał mi...
Czułam czyjąś obecność...ale nie miałam pojęcia czyją...
Deszcz zaczął mocniej padać...a ja dalej go ignorowałam
............
Otworzyłam oczy...była jeszcze noc...ale jakoś nie mogłam spać...
Obok mnie spał Shane i obejmował mnie ramieniem.
Delikatnie wyplątałam się z objęć chłopaka i wstałam.
Nie wiedząc co robić podeszłam do okna.
Było zasłonięte...odsłoniłam je i oparłam się łokciami o parapet.
Wyglądałam przez okno...widok ten co zawsze...las, gwiazdy...nagle poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Uśmiechnęłam się i pewna że to Shane wstał odwróciłam się.
Jednak...chłopak leżał w łóżku...
Zmarszczyłam brwi i podeszłam do bruneta...spał jak zabity...
Teraz poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę odskoczyłam i spojrzałam w tym kierunku...nikogo tam nie było...
Zobaczyłam że drzwi od łazienki poruszyły się...weszłam do tamtego pomieszczenia i poczułam się jak...jak w kostnicy...było tam strasznie zimno! Odkręciłam wodę...myślałam że jak powtórzę poprzednie ruchy to znów otrzymam wiadomość na lustrze...pominęłam jeden fakt...lustro nie było zaparowane...mimo wszystko...powtórzyłam poprzednie czynności.
Odkręciłam kran lecz zamiast wody...ciekła z niego czarna maź
-AAAAAAAAAAAAAAAAAA!-Krzyknęłam przerażona.
-Alice co się stało?-Obok mnie pojawił się Shane
-Ja pier...co to kurwa jest?-Chłopak wskazał na maź
-Nie wiem.-Przyznałam
Niebieskooki zakręcił kran i przytulił mnie.
-Dlaczego wstałaś?-Zapytał
-Nie wiem...nie chciało mi się spać...
-Czemu tu przyszłaś?
-Ja...-Zaczęłam i opowiedział chłopakowi wszystko od kiedy się obudziłam.
Niebieskooki uspokoił mnie i po chwili wróciliśmy do łóżka...
*
Tuturutututum! Jest nowy rozdział! FANFARY!
Jezus, Maria ile wyświetleń!
Ludzie jak ja was kocham! W jeden dzień wbijacie tu średnio 20 razy. Kocham was!
Dobra, mortki, mam pytanie.
Co myślicie o nowej grafice? Lepsza od po przedniej? Mam nadzieję że tak!
No dobra. Next za tydzień w tym czasie w tym czasie wchodzicie tutaj