Weszłam na górę po skrzypiących, drewnianych schodach.
Kiedy znalazłam się na piętrze wróciłam do pokoju Shane'a.
Rzuciłam się na łóżko i skuliłam w małą kulkę.
Nie wiedziałam co ze sobą zrobić.
Mam czekać?
Mam bezczynnie leżeć?
Leżeć i czekać aż ktoś mnie zawoła i powie mi czy Shane żyje czy mam pogrążyć się w żałobie?
Nie.
Nie mogę po prostu...czekać.
To mnie wykończy!
Dobije!
Nie umiem czekać.
Nie umiem i nie mogę!
Krzyczałam w myślach.
Ale z drugiej strony...co mam zdobić?
Nie mam żadnego tropu tego przeklętego łowcy więc pewne jest to że nie wyjdę go szukać.
A nawet jeśli bym wyszła to nie mam żadnej broni...głupie geny!
Dlaczego jak każdy inny nie mogę zmienić się w wilkołaka!?
To bez sensu!
Co takiego niezwykłego jest w mojej krwi?
-Alice, uspokój się.-Usłyszałam głos Alex'a
-Alex, zamknij się!-Odkrzyknęłam bratu.
Niech...wywala z mojej głowy!
Nie mam ochoty na okultyzmu. Nie teraz kiedy boję się o jedyną materialną osobę która naprawdę mnie kocha!
Wiem, mam jeszcze ciocię, wujka i Danny'ego, ale co z tego skoro i tak nie mogę powiedzieć im o...Shane'nie, wilkołakach...o wszystkim!
Właśnie dla tego nie mogę stracić Shane'a!
Jest jedyną osobą którą kocham i która nie uzna mnie za obłąkaną kiedy powiem jej o moich przeżyciach.
Nie mogę go stracić...nie mogę.
Powtarzałam w myślach.
Niespodziewanie zatonęłam w sennej krainie Morfeusza.
............
Przed oczami przewijały mi się drastyczne obrazy.
Krew, flaki, poodcinane głowy...i...ta maska
Te oczy...
Ich zieleń była...drapieżna.
Nie taka jaką miała mama i Alex.
Inna...bardziej...hmm...ostrzejsza.
Kolor tych tęczówek...on...jakby hipnotyzował ale był moją jedyną poszlaką!
-Al...ouuu...śpisz?-Usłyszałam głos Lokila.
Podniosłam wiec głowę i spojrzałam na blondyna
-Już nie. Po co przyszedłeś?-Zapytałam wyczerpanym głosem.
-Ariel...skończyła...możesz zejść na dół...-odpowiedział chłopak.
Wytrzeszczyłam oczy i szybkim krokiem zbiegłam na dół nie zważając na nic i...chyba potrąciłam kogoś po drodze, ale co tam!? Mało mnie to teraz obchodzi!
Shane leżał na sofie przykryty szarym, szorstkim, wojskowym kocem.
Jego klatka piersiowa lekko unosiła się z każdym delikatnym oddechem.
Usiadłam na rogu kanapy i delikatnie gładziłam chłopaka po policzku.
Kątem oka zobaczyłam Ariel...
-Kiedy się obudzi?-Zapytałam
-Nie wiem...może za minutę, może za godzinę, może za dzień, może za tydzień, może za miesiąc, może za rok, a może...-I urwała.
-A może co?-Dopytałam
-Może wcale...-Przyznała dziewczyna
-Nie...-Zaprzeczyłam
-Co "nie"?-Zapytała jasnooka.
-Nie...on musi. Rozumiesz!? On musi się obudzić!-Krzyknęłam, a z moich oczu popłynęło kilka gorzkich, gorących łez.
-Ja...zrobiłam wszystko co w mojej mocy…-Broniła się kobieta
-Musi...musi...-Powtarzałam jak w transie
Musi...musi...musi
Zaczęłam się kiwać w tył i w przód, w tył i w przód.
Usłyszałam jak Ariel wychodzi z salonu.
Mimo to bujałam się nadal.
Otarłam łzy które zalewały mi policzki.
Zauważyłam że na mojej prawej kości policzkowej znajduje się cienka, ale dość głęboka rana z której wypływała Świerza krew.
Mam nadzieję że nie będę miała blizny...
Nagle poczułam jak rana przestaje krwawić się pod moim palcem.
-Co się...?-Chciałam zapytać, ale przypominało mi się...wilczy gen
Czyli...tak działasz...
Okej...niech będzie.
Powiedziałam w myślach
Przytuliłam się do nieprzytomnego chłopaka i...znowu usnęłam.
............
Ta maska.
Miałam ją centralnie przed oczami.
Blask tych oczu...nie był normalny...
Jakby...na szpicowany...narkotykami?
Nie wiem...
Były zielone, to pewne, ale mieniły się na...żółto?
Agrh...czemu nie wbiłam tej strzały w serce?
Mogłam go zabić...może powinnam...
Dlaczego to wszystko musi być takie skomplikowane!?
Nagle usłyszałam jęki i uginający się materac.
Otworzyłam oczy.
Shane trząsł się i dyszał.
Chłopak był spocony...jakby właśnie przebiegł maraton.
Wyczuwałam jego strach...silny strach.
Złapałam bruneta za rękę.
-Shane...spokojnie. Jestem tu.-Próbowałam go uspokoić.
PERSPEKTYWA SHANE'A
Biegłem, uciekałem przed łowcami.
Gonili mnie. Było ich pełno.
Mnóstwo!
Nie wiedziałem gdzie biec.
Uciekałem.
Przed siebie, szybko, szybko!
Nagle ziemia się zarwała.
Spadałem.
W dół i w dół.
Świat się rozpadł, dosłownie.
Była tylko pustka, nic...
Umarłem? Czy to koniec?
Nie czułem bólu po upadku.
Podniosłem się i rozejrzałem.
Nic. Kompletnie.
Pustka, cień i mrok.
Nikogo tylko ja.
Padłem na ziemie i poczułem jak po moich polikach ciekną łzy...trudno mi się przyznać, ale...bałem się, cholernie się bałem!
Nie dlatego że to koniec, nie...ja...nie boję się śmierci..bałem się tego że już nie zobaczę Alice...nie chcę jej zostawiać!
-Shane...spokojnie. Jestem tu-Usłyszałem jej głos.
Chciałem odpowiedzieć, ale jak? Nie mogłem nic mówić.
Coś ściskało mi gardło.
-Jestem tu...-Zapewniła dziewczyna
Otworzyłem oczy.
Obraz był zamglony, a głos przytłumiony.
Przed oczami miałem czerwonowłosą anielicę.
Wilkołak w niebie...tego jeszcze nie było!
Dziewczyna...Alice! To była Alice...wróć!
To JEST Alice!
Ona trzymała mnie za rękę.
Odwzajemniłem uścisk.
W jednej sekundzie dołączył do mnie ból.
Koszmarny ból.
Jakbym miał setki, albo tysiące ran, które nie chcą się zasklepić.
Ścisnąłem rękę dziewczyny i wygiąłem się w bólu
-Shane!-Krzyknęła ruda.
-To boli...złamiesz mi rękę...-Wycedziła ze łzami w oczach.
Poluzowałem uścisk i biorąc szybkie wdechy uspokoiłem się nieco
-S...sorry...-Zacząłem widząc jak nastolatka rozmasowuje siną rękę.
Mój głos był cichy i zachrypnięty.
Czy ja właśnie zmartwychwstałem?
Spojrzałem na Alice.
Jej oczy były czerwone i spuchnięte od słonych łez.
-Przepraszam.-Dodałem już pewniej.
Dziewczyna zerknęła na mnie nic nie mówiąc.
A po chwili po jej policzkach pociekło więcej łez.
-Nie płacz!-Zacząłem.
Myślałem że płacze przez rękę, ale ona nagle krzyknęła...
-Nie zostawiaj mnie tak więcej! Wiesz jak się bałam!?
Po czym wtuliła się we mnie.
Odruchowo pogłaskałem jej rude, lśniące włosy i oparłem brodę na jej głowę.
Drugą ręką objąłem dziewczynę w pasie
-Nie zostawię...nigdy...-Zapewniłem ją.
Alice odsunęła się lekko.
Na jej rękach dostrzegłem pełno ran i zadrapań, a na policzku także miała małe rozcięcie.
Przejechałem po ranie kciukiem.
-Kto ci to zrobił?-Zapytałem...
Myśl idioto! Myśl!
A kto mógł to zrobić!?
Pewnie ten pierdolnięty łowca...no właśnie...ja żyję!?
-em...łowca...-Przyznała nastolatka i dotknęła rozcięcia.
Jej dłoń była porozcinane i blada...ona ma słabe krążenie...jest tak blada że to nie ludzkie.
-Wiesz Shane...ja...bałam się o...ciebie i...musiałam coś zrobić.-Jąkała się
-Ale żeby ryzykować własnym życiem?-Zapytałem
-Gdybym umarła, to z tobą. Nie opuszczę cię! Nawet po śmierci się ode mnie nie uwolnisz.-Alice zaśmiała się lekko
W tym momencie zadzwonił telefon nastolatki
PERSPEKTYWA ALICE
Kiedy zadzwonił mój telefon zerknęłam na wyświetlacz.
"Ciocia" Pisało na nim.
Zapomniałam!
O boże...dobra muszę się jej wytłumaczyć.
Pomyślałam i odebrałam
-H...halo?-Zaczęłam
-Alice! Dziecko! Czemu jeszcze cię nie ma? Gdzie jesteś? Przyjechać po ciebie?-Kobieta zasypywała mnie pytaniami
-Nie, nie! Ciociu wszystko gra...która godzina? Ojeju już po 16!? Przepraszam nie wiedziałam!
Pomagałam koledze sprzątać no i jakoś tak się zagadaliśmy. Dokończę i będę wracać, ok?-Zmyśliłam
-No dobrze. To jak będziesz w okolicy domy to daj mi znać żebym mogła odgrzać ci obiad.-Poprosiła ciocia
-Dobrze, dam znać, papa!-Pożegnałam się i rozłączyłam z ulgą.
-Ciocia dzwoniła? Widzę że nieźle kłamiesz.-Shane wysilił się na uśmiech
-Uczę się od mistrza!-Zażartowałam.
Mam tysiąc razy lepszy humor!
Nic mi go już nie zepsuje!
-O! Widzę że już nie śpisz!-Do salonu wszedł Lokil.
-Jak widzisz.-Uśmiechnął się Shane
-To dobrze. Im nas więcej tym lepiej. Teraz przyda się każdy.-Blondyn spoważniał, a Shane zmarszczył brwi.
-No tak...ruszcie głową! Jeden, samotny łowca? Proszę was! Musi ich tu być więcej! Cała rodzina, a jak wiesz, Shane, łowcy są wielodzietni.-Wytłumaczył Alpha
-Chyba nie mówisz że...-Zaczął Shane, ale Lokil mu przerwał
-Mamy wojnę.
*
Właśnie wróciłam! *Fanfary!*
Jestem po kolacji i takie coś (patrz rozdział) skleiłam.
Ogólnie to nie znoszę długich podróży autem!
Nie wiem jak wy, ale mnie strasznie boli wtedy brzuch i głowa. Nie wiem czemu, bo podczas podróży autokarem jest wszystko ok.
To aż dziwne...
Opaliłam się...niestety...jakoś nie lubię się opalać.
Znaczy nie zrozumcie mnie źle! Opalenizna jest ładna...ale nie na mnie.
Mam zielone oczy z ciemną "ramką" i przy opalonej skórze wygląda to po prostu źle.
Pomijając fakt że koloru moich oczu też nie lubię, ale też tylko u mnie XD
No cóż, już za kilka dni szkoła...szkoda że nie można tego...no nie wiem...zabić? XD
Oj no nic. W sumie to tęsknię z kilkomaosobami zwierzętami :>
+ Esikorono (połączenie Esko i słonko XD) ja ci to LBA zrobię, ale po rozpoczęciu, ok?
Z resztą! Nie masz nic do gadania! Wiesz że cię koffam (po przyjacielsku) i to ci do...na razie wystarczy XD
No nic. Pozdrawiam wszystkich to czytających, bo was też koffam :*
To aż dziwne...
Opaliłam się...niestety...jakoś nie lubię się opalać.
Znaczy nie zrozumcie mnie źle! Opalenizna jest ładna...ale nie na mnie.
Mam zielone oczy z ciemną "ramką" i przy opalonej skórze wygląda to po prostu źle.
Pomijając fakt że koloru moich oczu też nie lubię, ale też tylko u mnie XD
No cóż, już za kilka dni szkoła...szkoda że nie można tego...no nie wiem...zabić? XD
Oj no nic. W sumie to tęsknię z kilkoma
+ Esikorono (połączenie Esko i słonko XD) ja ci to LBA zrobię, ale po rozpoczęciu, ok?
Z resztą! Nie masz nic do gadania! Wiesz że cię koffam (po przyjacielsku) i to ci do...na razie wystarczy XD
No nic. Pozdrawiam wszystkich to czytających, bo was też koffam :*