niedziela, 25 października 2015

ROZDZIAŁ 62 "i"

-Tak...słuchaj długo o tym nie mogłam myśleć, ale chyba lepiej będzie jeżeli pozostaniemy przyjaciółmi...
-Okay...rozumiem. Jak mówiłem uszanuję każdą twoją decyzję.-Odpowiedział Oli.
Ulżyło mi kiedy usłyszałam jego słowa.
Bałam się że się wścieknie, a zważywszy na to że obecnie znajduję się kilka metrów nad ziemią, a on leci trzymając mnie...noo...wolałabym nie spaść.
Usłyszałam cichy śmiech...ironiczny?...Trudno było mi określić jaki, ale wiedziałam że należał do czarnookiego
-Coś się stało?-Zapytałam zdezorientowana.
-Nic...-Odpowiedział, jednak najwyraźniej nie mógł się oprzeć i już po chwili kontynuował-Kochasz tego wilkołaka, czuję to-Stwierdził. tak to prawda...-Ale...mnie też.-Dodał jeszcze.
No...nie ważne jak bardo chciałabym zaprzeczyć...to nie mogę.
Nie lubię kłamać, a mówiąc "Nie" to właśnie bym zrobiła.
Postanowiłam jednak dociec skąd on to może wiedzieć!
-Skąd wiesz?-Zapytałam więc.
-A wiesz, ptaszki mi wyćwierkały-Zaśmiał się kruk.-A tak na poważnie to po prostu to czuję! Mam...prawie czystą krew, nie dziw się więc że jestem koksem!-Dokończył Oliver poważnym acz dumnym tonem.
Hmm...nawet nie wiedziałam że on umie zdobyć się na powagę...człowiek uczy się całe życie.
-A o tym...w...-Plątał mi się język, chciałam zapytać chłopaka czy wiedział o moim zauroczeniu  gimnazjum...-No wiesz...tym w gimbie...-Rzuciłam
-Nie, znaczy...moje moce były jeszcze za słabe. Wiesz...w tym...świecie "*drugiego pokolenia" pełnoletni będę po ukończeniu 118 lat...do tego czasu moje moce będą się rozwijały, ale wiesz...gdybyś się teraz nie zdradziła tym pytaniem, nigdy bym się nie skapnął.-Zarumieniłam się.
Naprawdę trzeba było trzymać dziób na kłódkę!
-W każdym razie widzę twój dom.-Oliver zmienił temat.-Tu cię odstawić, czy podlecieć jeszcze trochę?-Zapytał
-Jeżeli się to nie zdradzi to możesz podlecieć.-Powiedziałam
-Spoko.-Rzucił czarnooki i leciał dalej.
-Oliver, a słyszałeś o tym mordercy?-Zaczęłam. Cóż Oli to mój przyjaciel, a z racji swoich mocy noce zapewne spędza na świeżym powietrzu.
Raczej nie powinnam się o niego bać, w końcu krukołaki to silne i niebezpieczne stworzenia, ale co gdyby ktoś go od tyłu zaszedł, ale byłby rozkojarzony? Chyba wolę mieć pewność że mój przyjaciel przeżyje.
-Mordercy?-Chłopak zdecydowanie nie wiedział o czym mówię...albo był zajebiście dobry w aktorstwie.
-Mówili w wiadomościach że w okolicy grasuje jakiś psychol.-Odpowiedziałam
-Pierwsze słyszę...no ale w takim razie uważaj na siebie.-Poprosił
-Będę, ty też.-Odbiłam prośbę.
-Nie muszę uważać. Zapomniałaś czym jestem?-Czarnooki zapytał ironicznie.
-Pamiętam, ale wiesz...w June-Lake jest wiele nadprzyrodzonych. W końcu jest tu wataha wilkołaków, a jakiś czas temu spotkałam wampira...no i ty...Nie zdziwiłabym się gdyby tymi "psycholami" określili łowców.-Stwierdziłam
-Może i masz rację...-Pomyślał na głos chłopak.-Ale naprawdę nie musisz się o mnie bać.-Dodał po chwili.
Może faktycznie powinnam przestać się tak o wszystkich bać i zacząć przejmować się też swoim tyłkiem...
Lecieliśmy chwilę w ciszy...tak swoją drogą ciekawe przeżycie..
Podczas lotu chłopak poprawił chwyt w taki sposób że trzymał mnie w pasie.
Czułam wiatr przeplatający się przez moje czerwone włosy i co jakiś czas łaskotanie długich piór chłopaka.
Pomijając że jak już mówiłam Oliver w tej postaci miał z 2 metry to jego skrzydła miały...pokaźną rozpiętość...rozłożone to może tak z cztery metry, ale nie wiem. Nie dam sobie głowy uciąć.
-Bliżej nie podlecę...tam są ludzie czuję ich...-Stwierdził czarnowłosy i wylądował stawiając mnie na nogi.
-Okay...i dzięki wielkie za pomoc-Posłałam Oli'emu ciepły uśmiech.
-Spoko. Uważaj na siebie-Czarnooki puścił mi oczko i na powrót zniknął gęstwinie lasu.
Ja natomiast ruszyłam w stronę swojego domu.
Stanęłam przed drzwiami i poprawiłam się jeszcze żeby opiekunowie nie pytali "Gdzie byłam? Co robiłam? I czemu mam liście we włosach?"
Okay...liście na ziemi, strój w miarę możliwości poprawiony...poza lekko rozdartą nogawką...hmm...
w sumie to to rozdarcie wygląda ja fabryczne...może być.
Otworzyłam drzwi.
-Już jestem!-Zawołałam. O dziwo nie usłyszałam stukotu łap mojego psa...no cóż...zaczęłam rozwiązywać glany.
-Już?-Zdziwił się wujek
-Tak...byłam tylko coś zobaczyć...już jestem...gdzie Rokcy?-Zapytałam
-Eliza wyszła z nim na spacer.-Odpowiedział mężczyzna.
Stojąc już w samych skarpetkach spojrzałam na niego.
-Ogól się.-Rzuciłam z przelotnym uśmiechem...mój wujek...nie powinien zapuszczać brody...
-A to niby czemu? Broda jest męska!-Stwierdził gładząc się po podbródku
-Może i jest, ale w twoim wypadku wygląda to jakbyś ubrudził się chrupkami.-Zaśmiałam się
-Ehh...a mówią że matka natura jest taka wspaniała!-Opiekun wyrzucił ręce w powietrze w geście zażenowania.
-Zaśmiałam się pod nosem.
-Idę do siebie jakby co.-Rzuciłam i z uśmiechem ruszyłam na górę.
Otworzyłam drzwi do mojej nory, weszłam i zamknęłam je szybko.
Podbiegłam do szuflady w biurku i wyjęłam...klucz.
Zamknęłam nim drzwi do mojego pokoju.
Zamknęłam i zasłoniłam też wszystkie okna..
Uśmiechnęłam się i złapałam telefon.
Wybrałam numer do Shane'a...coraz bliżej końca...
pierwszy sygnał, drug...
-Co jest?-Usłyszałam głos chłopaka
-Shane!-Zawołałam szczęśliwie.-Wiem! Wiem gdzie kryją się łowcy!-Cieszyłam się jak dziecko.
-No nie gadaj!-Usłyszałam niedowierzanie w głosie chłopaka
-Naprawdę! Tak się cieszę.-Uśmiech nie schodził mi z ust.
-Ja też.-Zapewnił chłopak
-Tylko że...-Posmutniałam lekko.
-Co się stało?-Zapytał brunet wyczuwając załamanie mojego głosy
-Na chatę jest nałożona bariera...popieli wszystko co nadnaturalne...musiałam uciec.-Opowiedziałam w skrócie
-Damy radę...przyjść do ciebie?-Niebieskooki zakończył pytaniem.
-Może...-Urwałam słysząc szmer w łazience-Tak przyjdź...-Poprosiłam i rozłączyłam się
Odłożyłam telefon na biurko i zaniepokojona ruszyłam do łazienki.
Kiedy weszłam do pokoju miałam otwarte okno...czyżby coś weszło tutaj pod moją nieobecność?
Położyłam dłoń na klamce i delikatnie pociągnęłam łazienkowe drzwi w swoim kierunku.
Zajrzałam do pomieszczenia.
Kotara zawieszona pod sufitem, tak abym mogła zasłonić się biorąc prysznic była...zasłonięta, a na 100% jej tak nie zostawiłam...
Coś poruszyło się pod prysznicem.
Niepewnym krokiem podeszłam i złapałam za kotarę
Zamknęłam oczy i odwróciłam głowę.
Roztrzęsioną ręką pociągnęłam materiał.
Otworzyłam oczy i...
*
Krótkie i słabe...chciałam wam coś dodać, ale nie wiem czy to w ogóle miało sens.
Miałam ciężki tydzień...nie będę pisać o co mi chodzi, bo to prywata...wiedzcie tylko że już jest okay, ale przez głębokie rozmyślanie i nie płytszy dołek nie miałam kiedy pisać.
Także tego...nie przedłużam już.
Wkleję tu jakiś cytat bo tak pusto...
^^^ Heheszky, ale jakie true ^^^
No to cóż...ja się żegnam...

niedziela, 18 października 2015

ROZDZIAŁ 61 "Nie chcę spłonąć!"

............
Słyszałam krzyki, wrzaski bólu rozszarpywały mnie od środka...
............
Gwałtownie otworzyłam oczy.
Shane nadal leżał obok, ja nadal byłam w swoim pokoju...to był tylko sen...ale...ja nie miewam "tylko" snów...
Usiadłam na łóżku wyplątując się z objęć chłopaka.
Brunet odruchowo próbował znaleźć mnie ręką obok pomrukując coś pod nosem.
Chłopak otworzył oczy i spojrzał na mnie.
-Płaczesz...co się stało?-Shane usiadł.
-Hę?-Przejechałam ręką po poliku, faktycznie był mokry od łez.
-Miałam koszmar...-Wyznałam
-To był tylko sen.-Powiedział niebieskooki i objął mnie rękoma.
-Właśnie nie...-Zaczęłam, a widząc zdezorientowaną minę chłopaka, kontynuowałam.-Kiedy coś mi się śni to jest to przyszłość, a to było straszne...nie chcę takiej przyszłości...-Dokończyłam
-Przyszłość zależy tylko od nas...-Powiedział niebieskooki
-nie zależy.-Zaprzeczyłam.
-Alice, spójrz na mnie...-Poprosił Shane.
Wykonałam polecenie chłopaka patrząc w jego oczy.
-Będzie dobrze.-Powiedział łapiąc moje dłonie.
Moje trzęsące się palce uspokoił wyjątkowo ciepły dotyk bruneta.
Czułam największy w moim życiu strach.
Bałam się wiele razy, ale to co teraz działo się dookoła...było jak koszmar.
Straciłam rodzinę, a mimo to teraz bałam się...bardziej...pamiętam że wtedy było mi...obojętne...gdybym umarła byłabym z rodziną, a jednak coś kazało mi wtedy uciec.
Teraz wiedziałam że nie ucieknę od tego co się działo.
Poznałam uczucia władające wystraszonymi stanem wojennym ludzi.
Marzyłam o końcu.
Choć był on nieosiągalny.
Łowcy mieli silną broń którą widziałam na oczy.
A wilkołaki...oni mieli tylko szpony i futra.
Przecież wynik jest z góry przesądzony.
-Nie będzie.-Znów zaprzeczyłam.
-Okay, Alice. Przyznaję sam boję się jak skurwysyn tego że zostawię cię samą.
Ale...nie uciekniemy od tego.-Odpowiedział chłopak
-To dobry pomysł!-Zawołałam. Niebieskooki wykrzywił twarz w zdziwieniu.
-Ucieknijmy. Zaszyjemy się gdzieś daleko w innym lesie, zamieszkamy tam. Będziemy wieść spokojne życie, ominie nas wojna i...
-Nie mogę uciec.-Przerwał mi Shane. Teraz to ja byłam tą zdziwioną.
-Alpha zawsze mnie odnajdzie, łowcy prędzej czy później też. Albo teraz wygramy albo...-Chłopak uciął,
Wiedziałam jaka była druga opcja więc nie pytałam "...albo...zginiemy z rąk łowców." Dokończyłam w myślach.
Najgorsze w tym wszystkim było to...że...się kurwa jego pierdolona mać bałam!
Nagle mój telefon zaczął dzwonić.
Złapałam urządzenie
-Kto dzwoni?-Zapytał chłopak
-Ten pierdolony skurwysyn, Jeremy.-Odpowiedziałam z wyczuwalnym w głosie jadem.-Chwila on...dzisiaj zobaczę jego mistrza Shane!-Ucieszyłam się i czym prędzej odebrałam połączenie.
-O cholera! Zapomniałem!-Niebieskooki złapał się jeszcze za głowę.
-Hej Alice!-Usłyszałam wesoły głos zielonookiego
-Cześć.-Udałam miły ton...no chyba zaraz żygnę...
-No bo obiecałem ci wczoraj że przedstawię ci mojego mistrza...-Zaczął chłopak
-No tak...-Pomyślałam na głos
-No to wiesz bo ja...ja czekam już pod twoim domem...-Powiedział brunet
-Już? Mnie to powinieneś poinformować jakąś godzinę temu że się zbliżasz.-Zaśmiałam się sztucznie-Dobra, daj mi chwilę, zaraz zejdę.-Dodałam i rozłączyłam się
-Dobra to ja...będę lecieć.-Zwróciłam się do Shane'a i podeszłam do szafy
-Spoko...ej...eee...i jak już będziesz wiedzieć gdzie mają bazę to...
-Chcę żebyś zwołał na jutro watahę, albo przynajmniej Alpha'ę.-Przerwałam niebieskookiemu
-Dobra...-Rzucił Shane i ruszył w stronę okna
-Shane!-Zawołałam jeszcze - Zaczekaj tu chwilę, wiesz...na dole jest łowca...uważaj na siebie.-Dodałam.
-Dam radę, ty też bądź ostrożna.-Wilkołak posłał mi ciepły uśmiech i wskoczył na framugę.
Chłopak spojrzał na mnie jeszcze przez ramię i rzucił pokrzepiające spojrzenie po czym wyskoczył.
Założyłam jakieś ciuchy..


...i zbiegłam na dół,
Ubrałam glany i otworzyłam drzwi.
-Gdzie idziesz?-Dobiegł mnie głos wujka.
-A z kolegą!-Odkrzyknęłam
-Dobrze, ale masz być przed dwudziestą! Wczoraj w wiadomościach mówili coś o jakimś chorym świrze w okolicy. Podobno grasuję po zmierzchu. Bądź ostrożna.-Mężczyzna wszedł do przedpokoju.
-Emm...Jeremy, to mój wujek, Aiden. Wujku to mój kolega, Jeremy-Przedstawiłam sobie mężczyzn.
-Witam.-Jeremy wyciągnął dłoń w stronę mojego opiekuna.
-Dobry.-Odpowiedział Aid.-Uważaj na nią mój drogi, bo mam broń na strychu.-Zastrzegł opiekun z uśmiechem.
"A on ma cały magazyn pełen broni"-Pomyślałam
-Dobrze będę uważał!-Zaśmiał się brunet...jak ja nienawidzę tych jego idealnych dołeczków!
-Idziemy?-Wtrąciłam zniecierpliwiona.
-Tak, już.-Zielonooki posłał mi uśmiech.
Ohh...miałam taką ochotę krzyknąć "co się szczerzysz koniu!?", ale wiedziałam że to samobójstwo...
-Pa wujku!-Krzyknęłam na odchodne.
-Do widzenia.-Rzucił Jeremy i wyszliśmy z domu.

W DRODZE

-Masz bardzo miłego wujka.-Brunet zaczął rozmowę.
-Wiem, jest spoko.-Rzuciłam
-Em...Będziemy musieli pogadać.-Stwierdził zielonooki.
-O czym?-Zapytałam
Chłopak nie odzywał się przez chwilę.
-Potem...-Odpowiedział spoglądając na mnie.-W każdym razie, jesteśmy.-Dodał.
-Na zadupiu.-Dokończyłam śmiejąc się.
Tutaj naprawdę nic nie było.
Miejsce w którym się znajdowałam to mała polana.
Stała tu niewielka, drewniana chatka.
-Wiesz...to baza...-Chłopak wskazał na mały domek.

-Poważnie?-Zapytałam ironicznie.
-Wydaje ci się że jest za słaba, za stara?-Odbił chłopak
-No...-Stwierdziłam
-Żadna nadprzyrodzona istota się tam nie dostanie. Chatka jest chroniona przez barierę.
-Barierę?-Zdziwiłam się
-Ehh...udowodnię ci.-Brunet pogrzebał ręką w kieszeni swoich spodni.
-Mam!-Zawołał uradowany i wyciągnął niewielką kulkę
-Co to?-Zapytałam
-Oko.-Odpowiedział łowca jak gdyby nigdy nic.
-Fuu-Wzdrygnęłam się-Czyje?-Zapytałam po chwili
-Mojego pierwszego wampira.-Odpowiedział z uśmiechem
-I ty to nosisz tak w kieszeni?-Znów zadałam pytanie.
-Jest zaklęte więc się nie psuje, a to moje trofeum.-Odpowiedział
-Egh...-Moje ciało przeszedł niezbyt przyjemny dreszcz.
-Nie ważne. Patrz co się z nim teraz stanie.-Zielonooki rzucił szkarłatne oko wampira w stronę chatki.
To zatrzymało się nagle i obróciło w popił.
-Tak właśnie działa bariera. Spopieli wszystko co nadnaturalne.-Uśmiechnął się dumny chłopak
-Wszystko?-Dopytałam niepewnie.
-Wszystko.-Stwierdził brunet.
"Czyli że mnie też..." - Pomyślałam
-Dobra...to chodźmy!-Krzyknął ochoczo Jeremy i łapiąc moją dłoń ruszył w stronę chatki.
Zamknęłam oczy.
Bałam się że zaraz umrę!
Czułam jak trzęsą mi się dłonie, a nogi uginały się coraz bardziej z każdym kolejnym krokiem.
Stop! Nie jestem samobójczynią! Już nie!
Wzięłam wdech.
Byłam centymetr od bariery.
-Poczekaj!-Zawołałam do chłopaka
Ten zatrzymał się i spojrzał na mnie.
No to teraz muszę wymyślić sobie wymówkę.
-Coś się stało?-Zapytał całkowicie zbity z tropu zielonooki.
Nie powiem mu o moich mocach bo mnie zabije to jest psychol! Jak każdy łowca!
Kurwa!
Rusz głową, Al!
Odsunęłam się parę kroków.
Chłopak stojący przede mną zdziwił się jeszcze bardziej.
Wzięłam głęboki wdech, obróciłam się i zaczęłam biec co sił w nogach.
Nigdy wcześniej tak szybko nie biegłam.
Przerażenie sprawiło że w moich żyłach pieniła się krew.
Biegłam jak najszybciej umiałam.
Ignorowałam krzaki które szarpały moje nagie łydki i sprawnie omijałam drzewa.
Nagle zatrzymałam się, a właściwie coś mnie zatrzymało.
Uderzyłam w coś...to nie była skała, było za...miękkie, ale to nie był też krzak...za twarde...to była...skóra? Jakiś jeleń? Nie, nie owłosione.
Dobra, a może zamiast zgadywać po prostu na to spojrzę?
-Emm...cześć?-Zaczęłam widząc Olivera-Co tu robisz?-Zapytałam po chwili.
-Chodzę i to samo pytanie mógłbym zadać tobie...-Odpowiedział czarnooki
-Ja...no...uciekam.-Powiedziałam zgodnie z prawdą
-Ahh...-Chłopak pokiwał głową.-A mogę wiedzieć przed kim?-Znów zapytał
-Przed łowcą...aaa...może byś mi pomógł?-Zmieniłam nieco temat.
-Spoko!-Zawołał 116-latek i spojrzał za mnie mrużąc oczy.
-O chuj! Blisko jest!-Krzyknął i...pierwszy raz widziałam przemianę w kruka...
Oczy chłopaka jako pierwsze stały się całkiem czarne.
Chwilę potem słychać było dźwięk kości które zmieniały swoje położenie i kształt.
Z łopatek chłopaka wyrastały nieopierzone, blade skrzydła, które dosłownie w minutę obrosły wielkimi, kruczymi piórami.
Kilka piór znalazło się też na przedramionach, karku i łydkach chłopaka.
Jego paznokcie urosły i poczerniały.
Krukołak pstryknął szponami, a na jego twarzy pojawiła się maska.
Kończyła się ona nad ustami, kształtem przypominała maskę wenecką.
W miejscu nosa znajdował się dziób.
Maska była czarna i przyozdobiona piórami.
Oliver uśmiechnął się łobuzersko widząc łowcę.
-Na to nie byłeś gotowy co?-Zapytał ironicznie kruk.
-K...krukołak? T...to wy...-Zacinał się Jeramy
-Tak! Nadal żyjemy! Zaskoczony!? Jednak nie udało się wam nas wybić!-Czarnooki zaśmiał się szaleńczo i łapiąc mnie za ramiona odleciał.
Z tej perspektywy wszystko było...małe...
Chłopak pomimo posiadania wielkiej siły i długich szponów był delikatny i uważał lecąc ze mną.
-Czemu on cię gonił?-Zapytał w końcu Oli
-Bo mu uciekałam...-Odpowiedziałam jakby to było oczywiste.
-To może inaczej...czemu mu uciekałaś?-Chłopak zmienił pytanie
-Żeby nie spłonąć-Rzuciłam.-I...obiecałam ci odpowiedzieć...-Zmieniłam temat.
-Wiem, ale...znasz już odpowiedź?
-Tak...słuchaj długo o tym nie mogłam myśleć, ale chyba lepiej będzie jeżeli pozostaniemy przyjaciółmi...
*
No to tak...Chyba jest nieco dłuższy, nie? Tak obiecałam więc no...
Naprawdę nie mam pojęcia co tu napisać...hmm...chorowałam sobie cały tydzień, teraz mam tylko katar i gardło mnie trochę boli.
No cóż, to skoro nie wiem co pisać to nie przedłużam.
Komentujcie, pozdrawiam :*
Dzisiaj nie daję linka do Eski bo tymczasowo zawiesiła bloga.

sobota, 10 października 2015

ROZDZIAŁ 60 "Kłótnia"

-Shane, zrozum że mnie to przerasta! Nie chcę tu być! Mam ochotę rzucić ten cały świat w pizdu! Nie chcę już tego planu! Słyszysz? Nie chcę! Chcę być zwykłą nastolatką! Chcę mieć normalne życie, kochającego chłopaka, być szczera wobec przyjaciół i rodziny i...i nie chcę tajemnic!-Wyrzuciłam z siebie wszystko co leżało mi na sercu, a po moich policzkach pociekło więcej łez.
-Przepraszam Shane, ale ja już nie wiem co mam robić! Nie chcę już żyć!-Krzyknęłam jeszcze raz...właśnie zdałam sobie sprawę z tego że klęczę na wpół nago przed 18-latkiem...
-Nie wygłupiaj się już...-Rzucił oschle czarnowłosy
-Ale...ale Shane!-Spojrzałam na chłopaka.
-Idź umyj twarz bo masz spuchnięte oczy.-Niebieskooki nie zmieniał tonu.
-Jesteś na mnie zły?-Zapytałam
-A jak mam nie być? Jesteś na ten moment jedyną osobą którą kocham i wyskakujesz mi z tym że nie wiesz co do mnie czujesz.
-Ja...kocham cię!-Krzyknęłam
-Ale jego też, prawda?-Zapytał wilkołak
Nic nie odpowiedziałam
-Tak myślałem...dobra...daruj sobie. Ja spadam. Widzimy się...kiedyś.-Dodał brunet i wskoczył na framugę okna
-Zaczekaj!-Krzyknęłam bez zastanowienia.
Shane spojrzał na mnie przez ramię.
Jego lodowate tęczówki przebijały mnie na wskroś.
-Co?-Zapytał głosem wypranym z uczuć
-Pomóż mi...-Powiedziałam
-O co ci chodzi?-niebieskooki był ewidentnie zdezorientowany.
-Nie chcę już żyć...ale...nie umiem się zabić...jestem za słaba...zabij mnie.-Odpowiedziałam poważnym tonem
-Czy ciebie już do reszty powaliło?-Chłopak podszedł do mnie na powrót.-Chcesz się zabić bo się pokłóciliśmy?-Zapytał
-Nie tylko...ja...to wszystko mnie przerasta...nie chcę już wypełniać tego durnego planu, nie chcę!
Nie mogę patrzeć na Jeremy'ogo.-Odpowiedziałam
-Alice...posłuchaj...ja też nie chciałem tego wszystkiego, nie prosiłem o bycie wilkołakiem.
A już na pewno nie o cierpienie ukochanej, ale...to jest wojna. My musimy ją wygrać...pewnie wielu z nas umrze, ale,,
-Nie chcę żebyś umierał!-Krzyknęłam oplatając rękoma pas Shane'a
-Nie umrę. Dla ciebie, dobrze?
-Dobrze! I..i nie puszczaj mnie-Powiedziałam nieco ciszej-Chcę żebyś ze mną spał.-Dodałam
-Nie mogę się na ciebie gniewać...-Shane zaśmiał się pod nosem.-Będę z tobą spał, ale najpierw idź przemyj oczy-Dokończył
Wytarłam twarz z łez i poczłapałam do łazienki.
Odkręciłam kran i przemyłam twarz chłodną wodą.
Spojrzałam w lustro. Miałam napuchnięte i czerwone oczy...ale przynajmniej czyste.
Wyszłam z łazienki i jeszcze raz spojrzałam na Shane'a.
Chłopak opierał się o parapet i wyglądał przez okno.
-Już jestem.-Powiedziałam z lekkim uśmiechem.
Chłopak odwzajemnił mój gest.
-Coś się stało?-Zapytałam po dłuższej chwili ciszy.
-Denerwuję się wojną...i martwię się o ciebie. Jeżeli nie chcesz już w tym uczestniczyć to...nie musisz.-Brunet podszedł łapiąc moje dłonie
-Nie Shane...ja...dam radę. To już niewiele...wytrzymam.-Zapewniłam
-Jesteś pewna, chwile temu twierdziłaś że nie dasz rady.
-Szczerze to boję się Jeremy'ego. Nie chcę go przytulać...kiedy go widzę zbiera mi się na wymioty, ale z drugiej strony miał ciężkie życia i nie zna perspektywy drugiej strony...żal mi go...boję się też jutra...mam...spotkać jego zakon i poznać mistrza...chcę patrzeć na plusy, choć przyznam że nie jest mi łatwo wiem że to już końcówka...chyba dam radę.-Uśmiechnęłam się.-Dla ciebie.-Dodałam
-Kocham się, Alice.-Niebieskooki przytulił mnie z całej siły
-Ja ciebie też.-Odpowiedziałam odwzajemniając przytulenie
-Chodźmy spać...-Rzuciłam ziewając. Byłam strasznie zmęczona oczy zamykały mi się same
Położyłam się na łóżku przytulając do chłopaka i...odpłynęłam
............
Słyszałam krzyki, wrzaski bólu rozszarpywały mnie od środka...
*
Nie zabijajcie mnie za długość! Nie za bardzo wiedziałam co mam tu zamieścić, ale obiecuję że next będzie dłuższy!
W każdym razie zauważyłam dziwną sposobność, a mianowicie nowy tydzień w szkole = kartkówki/sprawdziany ze wszystkiego...
Szkoła to wymysł szatana.
Dodaję rozdział dziś ponieważ wychodzę i będę w domu dopiero jutro baaaardzo późno.
Więc wolałam teraz dodać...no to chyba tyle...trzymajcie się, ja nie przedłużam bo mi paznokcie schną i nie chcę sobie lakieru popsuć XD
No cóż...narka!

niedziela, 4 października 2015

ROZDZIAŁ 59 "Wampir i..."

Podniosłam wzrok aby sprawdzić kto był właścicielem głosu.
-Jeremy?-Szczerze? Spodziewałam się tu każdego, poza nim.
-A coś ty taka zaskoczona? Tropię wilkołaki. Poza tym mistrz przeczuwa jeszcze ptaszki...-Chłopak lekko się uśmiechnął.-A czemu płaczesz?-Dodał
-To...to długa historia.-Stwierdziłam że nie mogę mówić prawdy...całowałam się z..."ptaszkiem"...
-Mam czas.-A spierdalaj!
-No bo...ja...
-Gadałaś z wilczkiem?-Przerwał mi brunet.
-Tak! Właśnie tak...-Krzyknęłam po czym przyciszyłam głos. Błagam nie skapnij się że zmyślam!
-I o czym?-Nie skapnął się? Super! Znaczy...no nie! I teraz o czym miałam z nim gadać? A "zerwałam" z nim już?
Chyba Jeremy myśli że tak...to o czym miałam z nim gadać?
-W...Wygarnęłam mu kłamstwa.-Myśl o kłamstwie przychodzi mi łatwiej kiedy kłamię...okay.
-I jak zareagował?-Zajebię cię, Jeremy!
-Um...trochę się pokłóciliśmy...-Ale co on powiedział!?
-Aha...-Koniec pytań!? No w nareszcie!
-A może cię odprowadzę?-Zaproponował zielonooki...gdyby nie plan to wiedz że nie miałbyś szans!
-Gdybyś mógł...-Lekko się uśmiechnęłam wstając z ziemi.
Granie kogoś kim się nie jest...to...trudna sprawa...
Ruszyłam więc w stronę domu.
Byłam skazana na łowcę.
Chłopakowi moje towarzystwo raczej nie przeszkadzało...ciekawe jak wielkie byłoby jego zawiedzenie gdyby dowiedział się że okres kłótni z Shane'em mam za sobą...
-A...kim jest twój mistrz?-Zapytałam...chciałam mieć już to za sobą.
-Om...wiesz...chyba nie powinienem ci jeszcze mówić...kiedyś ci go przedstawię, obiecuję, ale to nie będzie dziś...-Odpowiedział brunet...przynajmniej dał mi słowo...tylko mam nadzieję że poznam go zanim zdecydują się przypuścić atak.
-A nie wiesz może kto jest przywódcą wilczków, albo chociaż gdzie się ukrywają?-Teraz to Jeremy zapytał...no to kłamiemy...
-Nie...znam tylko stary adres Shane'a, ale z tego co wiem on już tam nie mieszka...-Odpowiedziałam...a może wezmę go na litość...chociaż wątpię aby Shane był szczęśliwy że rozpowiadam jego sekrety na prawo i lewo...to nie, nieważne.
-Szlag by to...dobra...to nie twoja wina...-Powiedział zielonooki
...EUREKA!!!
Zatrzymałam się nagle
-Stało się coś?-Jeremy spojrzał na mnie
-Bo...boję się...-Skłamałam wykrzywiając lekko twarz.
-Nie musisz...obronię cię.-Chłopak podszedł...No jak mnie pocałujesz to ja kurwa za siebie nie ręczę!
-Może, ale ja i tak się boje...-Dalej kłamałam.
-Mnie?-Zapytał brunet. No brawo!
-N...nie...-Jedno myślę drugie mówię...ciekawe jak długo dam radę...
-Wilkołaków?-Pokiwałam głową na tak...jeżeli fakt bycia na wpół wilczkiem nie wpływa na to co stanie się ze mną po śmierci to za to kłamanie będę się smażyć w piekle...
-Nie bój się...może rzeczywiście powinienem przedstawić ci mój zakon...czułabyś się bezpieczniej?-Zielonooki zakończył pytaniem łapiąc mnie za rękę.
"Zabierz tę łapę bo odgryzę!!!" Przeleciało mi przez głowę.
-Ch...chyba tak...-To idemy!
-Przedstawię ci ich jutro...-Nosz ty chuju!-Muszę powiedzieć o tym mistrzowi, ale ty też musisz mi coś obiecać.
A mianowicie, masz nikomu nic o nadprzyrodzonych i zakonie nie mówić.-Dokończył Jeremy
-Dobrze...-Skinęłam głową...a teraz zabieraj łapy!!!!!!!!!!!
Usłyszałam jak ktoś parska śmiechem w lesie.
-Boże, jacy wy...a właściwie ty Alice, jesteś śmieszna! Hahaha!-Dobiegł mnie lodowaty, męski głos.
Nie był on ani Shane'a ani Oli'ego...co jeszcze mnie zaskoczy?
-Ktoś ty!?-Wyrwał się Jeremy.
Już chciałam krzyknąć, do barmana "Nie pyskuj do tego, bo to pewnie niebezpieczne!", ale w sumie...to niech ten łowca od 7 boleści ginie.
Z lasu rozległa się kolejna salwa śmiechu.
-Nie bój się, będzie dobrze.-Jeremy puścił mi oczko.
"A giń!" Krzyczały moje myśli
-Jezu! Alice! Przestań mnie rozśmieszać! Hahaha!-Znów "coś" z lasu wydało z siebie ten...przerażający śmiech.
-Ty jakiś ułomny jesteś?-Jeremy patrzył w ciemny las ze zdziwioną miną.-Ja do ciebie mówię.-Dodał.
-No jakbym nie zauważył!-Krzyknął potwór.-Po prostu myśli młodej są ciekawsze niż twoje pierdolenie o Chopinie!
Hej! Ruda! Udziel mu potem lekcji bycia śmiesznym!-Dodał...coś
-A no tak...zapomniałem się przedstawić...hmmm...ale jak ci powiem Alcia to się znowu potniesz...-Ja!? No...no to zależy czym i kim coś jest...
-Uwierz że nie chcesz wiedzieć "czym i kim coś jest".-Czy on mnie zacytował?
-No brawo!-Krzyknął
-Wyłaź z mojej głowy!-Wrzasnęłam.
-Łełełe...dobra dobra. To widzimy się potem Alicia!-Krzyknął...do luja nie wiem co!-Wampir!-Dodał jeszcze.
-Ehh...wampiry to psychiczne zjeby...chodź odprowadzę cię, a potem zrobię z nim porządek.-Powiedział Jeremy podchodząc do mnie.
-D...dobrze...-Odpowiedziałam bez namysłu i ruszyliśmy w stronę mojego domu.

POD DOMEM ALICE

Pożegnałam się z łowcą szybkim "do jutra" i otworzyłam drzwi.
Weszłam do domu po czym zaczęłam rozwiązywać glany.
Szybko, szybko, żeby mnie ciocia...
-Ekhem!-Nie przyłapała...
Podniosłam głowę i spojrzałam na kobietę.
-No z Olim byłam...się zasiedzieliśmy...-Rzuciłam
-No cóż...teraz ci wybaczę bo wierzę że Oli to odpowiedzialny dzieciak...-"Oli ma 116 lat, a dla ciebie to dzieciak!?" wtrąciły moje myśli.-Ale następnym razem staraj się nie spóźniać...jeżeli jesteś głodna to w lodówce powinno być jeszcze ciasto, ja idę spać.-Dokończyła brunetka
-Dobrze ciociu...-Dodałam jeszcze i odwiesiłam bluzę na wieszak.
Sprawdziłam czy zamknęłam drzwi...zamknęłam i ruszyłam do kuchni.
Może faktycznie zjem kolację...
Otworzyłam drzwiczki lodówki i wyjęłam ciasto.
Pachniało jeszcze świeżo.
Widzę że ciotkę wzięło dzisiaj na pieczenie.
Wnioskuję po formie i miskach całych w jajku i męce które dostrzegłam w zlewie.
No cóż...chwila...czy Danny nie ma urodzin za kilka dni?
Ma, ma...czyli będzie miał już 7 lat! Muszę skołować jakiś prezent...
W każdym razie usiadłam przy stole i zaczęłam jeść słodką kolację.
Ciasto było czekoladowe.
Miało trzy warstwy przekładane malinowym kremem.
Mmmm...no ale cóż nie mam czasu na rozkoszowanie się jego smakiem...wypadałoby podsumować co dzisiaj spieprzyłam...znaczy...zrobiłam....
Dowiedziałam się że mój najlepszy przyjaciel jest...no...krukołakiem co jeszcze tak straszne nie jest...przyzwyczaiłam się do potworów więc...no...to bym zaakceptowała.
Druga sprawa...jego wiek...116 lat? No tego to się nie spodziewałam...i to trochę dziwne i...peszące?
Tak, tak mogę to nazwać...mam starszego chłopaka, ale on jest starszy o 2 lata, a Oliver...o 100...
Okay...myślę że jeszcze dałabym radę...i tu nagle...jeb!
Oli stwierdza że mnie kocha.
I od tego momentu nie wiem...
Co mam o tym myśleć?
Kocham Shane'a...prawda?
Dlaczego mam jakiekolwiek wątpliwości?
Przecież go kocham...a może tylko mi się wydaje? CO!? O czym ja myślę!?
Alice! Ogarnij dupę!
Okay...
Zadam sobie, jedno, proste pytanie, kogo kocham?
Miało być proste...coś mi nie wyszło...
Oli'ego znam od...dawna, ale i tak nie wiedziałam o nim najważniejszej rzeczy...jego mocy.
Natomiast Shane'a znam krócej, a jednak wcześniej dowiedziałam się czym jest.
Chociaż gdyby nie moja dociekliwość mogłabym do dziś żyć w świecie pt. "Magia nie istnieje".
A może...a może nie kocham żadnego z nich? Może tylko coś sobie wymyśliłam i tego się trzymam...
Ja...sama już nie wiem...
Skończyłam kolację i talerz wstawiłam do zlewu.
Weszłam do swojego pokoju i usiadłam na parapecie.
Położyłam dłonie na kolanach i patrzyłam na swoje palce.
Nagle usłyszałam pukanie w szybę.
Wystraszona spadłam na podłogę.
Szybko jednak się pozbierałam i otrzepałam tyłek po czym spojrzałam w okno.
-Shane?-Zapytałam pod nosem po czym złapałam klamkę od okna.
W sumie...nie.
Czemu miałabym mu otwierać?
Przylazł w najgorszym momencie.
Nie.
Puściłam klamkę i oddaliłam się od okna.
Mina chłopaka była bezcenna!
Jego zdziwienie mnie rozwalało.
Mimo tego zasłoniłam okno.
Brunet zaczął walić w szybę.
Olałam to i poszłam wziąć prysznic.
Kiedy byłam czysta wyszłam z łazienki i złapałam coś do spania
Shane dalej pukał w szybę a  ja dalej go olewałam.
Nagle ucichł...
Podeszłam do okna i wyjrzałam przez szybę.
Ani śladu wilkołaka...
Lekko zmartwiona otworzyłam okno w celu rozejrzenia się po okolicy.
Tylko otworzyłam okno i już po chwili leżałam na ziemi
-Czy ty mnie spławiasz?-Zapytał Shane siedzący na mnie.
-Nie...ja tylko...miałam ciężki dzień...-Powiedziałam
-Masz przede mną jakiś sekret?-Zapytał brunet
-Spotkałam się dzisiaj z Oli'm wiesz...mówiłam ci że to mój przyjaciel z L.A.-Zaczęłam
-Mam być zazdrosny?-Wtrącił niebieskooki
-Teoretycznie nie, ale...on wyznał mi dzisiaj miłość...-Przyznałam
-Mam nadzieję że już wie że jesteś zajęta...kochasz mnie, prawda?-Wilkołak zakończył pytaniem
Nie odpowiedziałam.
Nie mogłam zapewnić że go kocham, ale nie mogłam też zaprzeczyć.
To co się teraz działo z moimi uczuciami było chore.
Odczuwałam miliony rzeczy na raz.
Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć.
-Kochasz mnie, prawda?-Ponowił zniecierpliwiony chłopak
-Ja...-Zaczęłam-Chyba tak...-Spojrzałam w bok przygryzając dolną wargę.
Nie chciałam patrzeć w jego oczy.
Bałam się...
-Alice...jak to "chyba"?-Słyszałam jak oddech bruneta przyśpieszył
-Bo ja....ja nie wiem!-Krzyknęłam, a z moich oczu zaczęły płynąć łzy.
Usłyszałam jak Shane wstaje.
-Jeżeli nie wiesz co do mnie czujesz to po co robiłaś mi nadzieje?-Moje uszy dobiegło pytanie niebieskookiego.
-Nie robiłam ci nadziej!-Zerwałam się
-Nie? Skoro nie to powiedz co oznaczało "chyba".
-Shane, zrozum że mnie to przerasta! Nie chcę tu być! Mam ochotę rzucić ten cały świat w pizdu! Nie chcę już tego planu! Słyszysz? Nie chcę! Chcę być zwykłą nastolatką! Chcę mieć normalne życie, kochającego chłopaka, być szczera wobec przyjaciół i rodziny i...i nie chcę tajemnic!-Wyrzuciłam z siebie wszystko co leżało mi na sercu, a po moich policzkach pociekło więcej łez.
*
A oto i rozdział 59!
Pisałam to cały tydzień i coś mi się wydaje że ten epizod jest w ...uj nie spójny!
No ale nie chcę robić za długiej przerwy więc wzięłam się za siebie i zaczęłam pisać końcówkę.
Nie wiem czemu, ale mam ochotę popisać depresyjne rozdziały...to też chcę zjechać na ten tor :D
Wiem że to dopiero 59 rozdział, ale ja już wiem jakie będzie zakończenie i mam pomysł na następnego bloga...a nawet kilka pomysłów.
Powinno być to dobrą wieścią bo na tym blogu moja przygoda się nie zakończy!
W każdym razie ja się cieszę bo w poniedziałek nie idę do szkoły!
Nie żeby jakieś wagary czy coś po prostu idę do lekarza.
Nie wiem co tu mogę jeszcze napisać...hmm...byłam wczoraj w sklepie i kupiłam sobie wianek z czarnymi kwiatami i bluzę :>
No dobra kończę bo na siłę przedłużam.
Mecie tutaj link do Eski i to na tyle. Narka!