-Jeremy?-Szczerze? Spodziewałam się tu każdego, poza nim.
-A coś ty taka zaskoczona? Tropię wilkołaki. Poza tym mistrz przeczuwa jeszcze ptaszki...-Chłopak lekko się uśmiechnął.-A czemu płaczesz?-Dodał
-To...to długa historia.-Stwierdziłam że nie mogę mówić prawdy...całowałam się z..."ptaszkiem"...
-Mam czas.-A spierdalaj!
-No bo...ja...
-Gadałaś z wilczkiem?-Przerwał mi brunet.
-Tak! Właśnie tak...-Krzyknęłam po czym przyciszyłam głos. Błagam nie skapnij się że zmyślam!
-I o czym?-Nie skapnął się? Super! Znaczy...no nie! I teraz o czym miałam z nim gadać? A "zerwałam" z nim już?
Chyba Jeremy myśli że tak...to o czym miałam z nim gadać?
-W...Wygarnęłam mu kłamstwa.-Myśl o kłamstwie przychodzi mi łatwiej kiedy kłamię...okay.
-I jak zareagował?-Zajebię cię, Jeremy!
-Um...trochę się pokłóciliśmy...-Ale co on powiedział!?
-Aha...-Koniec pytań!? No w nareszcie!
-A może cię odprowadzę?-Zaproponował zielonooki...gdyby nie plan to wiedz że nie miałbyś szans!
-Gdybyś mógł...-Lekko się uśmiechnęłam wstając z ziemi.
Granie kogoś kim się nie jest...to...trudna sprawa...
Ruszyłam więc w stronę domu.
Byłam skazana na łowcę.
Chłopakowi moje towarzystwo raczej nie przeszkadzało...ciekawe jak wielkie byłoby jego zawiedzenie gdyby dowiedział się że okres kłótni z Shane'em mam za sobą...
-A...kim jest twój mistrz?-Zapytałam...chciałam mieć już to za sobą.
-Om...wiesz...chyba nie powinienem ci jeszcze mówić...kiedyś ci go przedstawię, obiecuję, ale to nie będzie dziś...-Odpowiedział brunet...przynajmniej dał mi słowo...tylko mam nadzieję że poznam go zanim zdecydują się przypuścić atak.
-A nie wiesz może kto jest przywódcą wilczków, albo chociaż gdzie się ukrywają?-Teraz to Jeremy zapytał...no to kłamiemy...
-Nie...znam tylko stary adres Shane'a, ale z tego co wiem on już tam nie mieszka...-Odpowiedziałam...a może wezmę go na litość...chociaż wątpię aby Shane był szczęśliwy że rozpowiadam jego sekrety na prawo i lewo...to nie, nieważne.
-Szlag by to...dobra...to nie twoja wina...-Powiedział zielonooki
...EUREKA!!!
Zatrzymałam się nagle
-Stało się coś?-Jeremy spojrzał na mnie
-Bo...boję się...-Skłamałam wykrzywiając lekko twarz.
-Nie musisz...obronię cię.-Chłopak podszedł...No jak mnie pocałujesz to ja kurwa za siebie nie ręczę!
-Może, ale ja i tak się boje...-Dalej kłamałam.
-Mnie?-Zapytał brunet. No brawo!
-N...nie...-Jedno myślę drugie mówię...ciekawe jak długo dam radę...
-Wilkołaków?-Pokiwałam głową na tak...jeżeli fakt bycia na wpół wilczkiem nie wpływa na to co stanie się ze mną po śmierci to za to kłamanie będę się smażyć w piekle...
-Nie bój się...może rzeczywiście powinienem przedstawić ci mój zakon...czułabyś się bezpieczniej?-Zielonooki zakończył pytaniem łapiąc mnie za rękę.
"Zabierz tę łapę bo odgryzę!!!" Przeleciało mi przez głowę.
-Ch...chyba tak...-To idemy!
-Przedstawię ci ich jutro...-Nosz ty chuju!-Muszę powiedzieć o tym mistrzowi, ale ty też musisz mi coś obiecać.
A mianowicie, masz nikomu nic o nadprzyrodzonych i zakonie nie mówić.-Dokończył Jeremy
-Dobrze...-Skinęłam głową...a teraz zabieraj łapy!!!!!!!!!!!
Usłyszałam jak ktoś parska śmiechem w lesie.
-Boże, jacy wy...a właściwie ty Alice, jesteś śmieszna! Hahaha!-Dobiegł mnie lodowaty, męski głos.
Nie był on ani Shane'a ani Oli'ego...co jeszcze mnie zaskoczy?
-Ktoś ty!?-Wyrwał się Jeremy.
Już chciałam krzyknąć, do barmana "Nie pyskuj do tego, bo to pewnie niebezpieczne!", ale w sumie...to niech ten łowca od 7 boleści ginie.
Z lasu rozległa się kolejna salwa śmiechu.
-Nie bój się, będzie dobrze.-Jeremy puścił mi oczko.
"A giń!" Krzyczały moje myśli
-Jezu! Alice! Przestań mnie rozśmieszać! Hahaha!-Znów "coś" z lasu wydało z siebie ten...przerażający śmiech.
-Ty jakiś ułomny jesteś?-Jeremy patrzył w ciemny las ze zdziwioną miną.-Ja do ciebie mówię.-Dodał.
-No jakbym nie zauważył!-Krzyknął potwór.-Po prostu myśli młodej są ciekawsze niż twoje pierdolenie o Chopinie!
Hej! Ruda! Udziel mu potem lekcji bycia śmiesznym!-Dodał...coś
-A no tak...zapomniałem się przedstawić...hmmm...ale jak ci powiem Alcia to się znowu potniesz...-Ja!? No...no to zależy czym i kim coś jest...
-Uwierz że nie chcesz wiedzieć "czym i kim coś jest".-Czy on mnie zacytował?
-No brawo!-Krzyknął
-Wyłaź z mojej głowy!-Wrzasnęłam.
-Łełełe...dobra dobra. To widzimy się potem Alicia!-Krzyknął...do luja nie wiem co!-Wampir!-Dodał jeszcze.
-Ehh...wampiry to psychiczne zjeby...chodź odprowadzę cię, a potem zrobię z nim porządek.-Powiedział Jeremy podchodząc do mnie.
-D...dobrze...-Odpowiedziałam bez namysłu i ruszyliśmy w stronę mojego domu.
POD DOMEM ALICE
Pożegnałam się z łowcą szybkim "do jutra" i otworzyłam drzwi.
Weszłam do domu po czym zaczęłam rozwiązywać glany.
Szybko, szybko, żeby mnie ciocia...
-Ekhem!-Nie przyłapała...
Podniosłam głowę i spojrzałam na kobietę.
-No z Olim byłam...się zasiedzieliśmy...-Rzuciłam
-No cóż...teraz ci wybaczę bo wierzę że Oli to odpowiedzialny dzieciak...-"Oli ma 116 lat, a dla ciebie to dzieciak!?" wtrąciły moje myśli.-Ale następnym razem staraj się nie spóźniać...jeżeli jesteś głodna to w lodówce powinno być jeszcze ciasto, ja idę spać.-Dokończyła brunetka
-Dobrze ciociu...-Dodałam jeszcze i odwiesiłam bluzę na wieszak.
Sprawdziłam czy zamknęłam drzwi...zamknęłam i ruszyłam do kuchni.
Może faktycznie zjem kolację...
Otworzyłam drzwiczki lodówki i wyjęłam ciasto.
Pachniało jeszcze świeżo.
Widzę że ciotkę wzięło dzisiaj na pieczenie.
Wnioskuję po formie i miskach całych w jajku i męce które dostrzegłam w zlewie.
No cóż...chwila...czy Danny nie ma urodzin za kilka dni?
Ma, ma...czyli będzie miał już 7 lat! Muszę skołować jakiś prezent...
W każdym razie usiadłam przy stole i zaczęłam jeść słodką kolację.
Ciasto było czekoladowe.
Miało trzy warstwy przekładane malinowym kremem.
Mmmm...no ale cóż nie mam czasu na rozkoszowanie się jego smakiem...wypadałoby podsumować co dzisiaj spieprzyłam...znaczy...zrobiłam....
Dowiedziałam się że mój najlepszy przyjaciel jest...no...krukołakiem co jeszcze tak straszne nie jest...przyzwyczaiłam się do potworów więc...no...to bym zaakceptowała.
Druga sprawa...jego wiek...116 lat? No tego to się nie spodziewałam...i to trochę dziwne i...peszące?
Tak, tak mogę to nazwać...mam starszego chłopaka, ale on jest starszy o 2 lata, a Oliver...o 100...
Okay...myślę że jeszcze dałabym radę...i tu nagle...jeb!
Oli stwierdza że mnie kocha.
I od tego momentu nie wiem...
Co mam o tym myśleć?
Kocham Shane'a...prawda?
Dlaczego mam jakiekolwiek wątpliwości?
Przecież go kocham...a może tylko mi się wydaje? CO!? O czym ja myślę!?
Alice! Ogarnij dupę!
Okay...
Zadam sobie, jedno, proste pytanie, kogo kocham?
Miało być proste...coś mi nie wyszło...
Oli'ego znam od...dawna, ale i tak nie wiedziałam o nim najważniejszej rzeczy...jego mocy.
Natomiast Shane'a znam krócej, a jednak wcześniej dowiedziałam się czym jest.
Chociaż gdyby nie moja dociekliwość mogłabym do dziś żyć w świecie pt. "Magia nie istnieje".
A może...a może nie kocham żadnego z nich? Może tylko coś sobie wymyśliłam i tego się trzymam...
Ja...sama już nie wiem...
Skończyłam kolację i talerz wstawiłam do zlewu.
Weszłam do swojego pokoju i usiadłam na parapecie.
Położyłam dłonie na kolanach i patrzyłam na swoje palce.
Nagle usłyszałam pukanie w szybę.
Wystraszona spadłam na podłogę.
Szybko jednak się pozbierałam i otrzepałam tyłek po czym spojrzałam w okno.
-Shane?-Zapytałam pod nosem po czym złapałam klamkę od okna.
W sumie...nie.
Czemu miałabym mu otwierać?
Przylazł w najgorszym momencie.
Nie.
Puściłam klamkę i oddaliłam się od okna.
Mina chłopaka była bezcenna!
Jego zdziwienie mnie rozwalało.
Mimo tego zasłoniłam okno.
Brunet zaczął walić w szybę.
Olałam to i poszłam wziąć prysznic.
Kiedy byłam czysta wyszłam z łazienki i złapałam coś do spania
Shane dalej pukał w szybę a ja dalej go olewałam.
Nagle ucichł...
Podeszłam do okna i wyjrzałam przez szybę.
Ani śladu wilkołaka...
Lekko zmartwiona otworzyłam okno w celu rozejrzenia się po okolicy.
Tylko otworzyłam okno i już po chwili leżałam na ziemi
-Czy ty mnie spławiasz?-Zapytał Shane siedzący na mnie.
-Nie...ja tylko...miałam ciężki dzień...-Powiedziałam
-Masz przede mną jakiś sekret?-Zapytał brunet
-Spotkałam się dzisiaj z Oli'm wiesz...mówiłam ci że to mój przyjaciel z L.A.-Zaczęłam
-Mam być zazdrosny?-Wtrącił niebieskooki
-Teoretycznie nie, ale...on wyznał mi dzisiaj miłość...-Przyznałam
-Mam nadzieję że już wie że jesteś zajęta...kochasz mnie, prawda?-Wilkołak zakończył pytaniem
Nie odpowiedziałam.
Nie mogłam zapewnić że go kocham, ale nie mogłam też zaprzeczyć.
To co się teraz działo z moimi uczuciami było chore.
Odczuwałam miliony rzeczy na raz.
Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć.
-Kochasz mnie, prawda?-Ponowił zniecierpliwiony chłopak
-Ja...-Zaczęłam-Chyba tak...-Spojrzałam w bok przygryzając dolną wargę.
Nie chciałam patrzeć w jego oczy.
Bałam się...
-Alice...jak to "chyba"?-Słyszałam jak oddech bruneta przyśpieszył
-Bo ja....ja nie wiem!-Krzyknęłam, a z moich oczu zaczęły płynąć łzy.
Usłyszałam jak Shane wstaje.
-Jeżeli nie wiesz co do mnie czujesz to po co robiłaś mi nadzieje?-Moje uszy dobiegło pytanie niebieskookiego.
-Nie robiłam ci nadziej!-Zerwałam się
-Nie? Skoro nie to powiedz co oznaczało "chyba".
-Shane, zrozum że mnie to przerasta! Nie chcę tu być! Mam ochotę rzucić ten cały świat w pizdu! Nie chcę już tego planu! Słyszysz? Nie chcę! Chcę być zwykłą nastolatką! Chcę mieć normalne życie, kochającego chłopaka, być szczera wobec przyjaciół i rodziny i...i nie chcę tajemnic!-Wyrzuciłam z siebie wszystko co leżało mi na sercu, a po moich policzkach pociekło więcej łez.
*
A oto i rozdział 59!
Pisałam to cały tydzień i coś mi się wydaje że ten epizod jest w ...uj nie spójny!
No ale nie chcę robić za długiej przerwy więc wzięłam się za siebie i zaczęłam pisać końcówkę.
Nie wiem czemu, ale mam ochotę popisać depresyjne rozdziały...to też chcę zjechać na ten tor :D
Wiem że to dopiero 59 rozdział, ale ja już wiem jakie będzie zakończenie i mam pomysł na następnego bloga...a nawet kilka pomysłów.
Powinno być to dobrą wieścią bo na tym blogu moja przygoda się nie zakończy!
W każdym razie ja się cieszę bo w poniedziałek nie idę do szkoły!
Nie żeby jakieś wagary czy coś po prostu idę do lekarza.
Nie wiem co tu mogę jeszcze napisać...hmm...byłam wczoraj w sklepie i kupiłam sobie wianek z czarnymi kwiatami i bluzę :>
No dobra kończę bo na siłę przedłużam.
Mecie tutaj link do Eski i to na tyle. Narka!
No to powracam haha. <3
OdpowiedzUsuńFestiwal był okropny. Ehhh.. Żałuję że nie zostałam w domu i nie czytałam rozdziałów no Ale czasu nie cofne.
Co do notki z zeszłego rozdziału to nie zauważyłam żadnego błędu hah
No to ten nie chce przedłużać
Rozdział jak każdy cudowny i czekam na następny <3
No to witam z powrotem! :D
UsuńNie żałuj bo teraz jest teraz, a nie wtedy...to zdanie ma tyle sensu co motyl w butach...
W każdym razie cieszę się że pomimo zmęczenia nie ma...a przynajmniej nie widać byków.
Oczywiście dziękuje za kom, bo czytanie ich sprawia mi wielką przyjemność! No i co? Pozdrawiam! :*
Wielki powrót przyjaciółko-komentatorki-blogerki-recenzjantki xD Tsaaa, Eskimoska jest leniem...nie chciało jej się logować na bloggera. Ostatnio mnie wkurzył i miałam focha...xDD Rozdział w ciul przesłodki...i oczywiście żajebisty...zapraszam na mój rozdział!!
OdpowiedzUsuńzakochana-czarownica.blogspot.com
#niematojakreklema
(Ps. Wiem, że to chamska reklama...i po za tym zakochałam się w piosenka z płyty ,,Remofere" i szczególnoe w „Bombsite A" ^^)
Pozdro eskimosko! :*
Sora za błędy ;)
Usuń