sobota, 28 listopada 2015

ROZDZIAŁ 66 "Umówiona na..."

Rozmawiałam z brunetem na temat wojny jeszcze kilka chwil, ale kiedy na niebie znajdował się księżyc on musiał biec na polowanie, aby jak najbardziej poprawić swoje umiejętności mordu.
Leżałam na łóżku patrząc w sufit.
Zastanawiałam się jak będzie wyglądać to ostateczne starcie...
Wzięłam do ręki telefon, nie mogłam spać więc postanowiłam wspomóc się muzyką.
Niestety nie miałam pojęcia gdzie są moje słuchawki, a leżało mi się tak wygodnie że naprawdę nie miałam ochoty wstawać i ich szukać.
Westchnęłam cicho i postanowiłam włączyć przeglądarkę.
Po krótkim zastanowieniu weszłam na fb.
Zalogowałam się na telefonie i zaczęłam przeglądać stronę główną.
Niespodziewanie moje oczy przykuł pewien post...a właściwie reklama...
"Wróżbitka Magnolia zaprasza!"
Na zdjęciu dołączonym do reklamy znajdowała się para fioletowych oczu...wiedziałam do kogo one należą...
Zaciekawiona kliknęłam w reklamę...wróżba tej kobiety zgada się z moim proroczym snem...zapamiętałam numer telefonu podany na stronie i wstukałam go w telefonie.
Kliknęłam zieloną słuchawkę i już po drugim sygnale usłyszałam przyjazny głos wróżbitki...prawdopodobnie wampirzycy
-Witaj Storm!-Zawołała szczęśliwa
-Emm...dzień dobry...pani nie śpi?-Zapytałam niepewnie.
-Nie, czekałam na twój telefon, a poza tym znasz mojego siostrzeńca, nie? No więc skąd pomysł że wampiry śpią?-Odbiła kobieta
-Więc Kay pani...
-Nie mówił mi, ale cały czas myśli o twojej krwi...-Przerwała mi fioletowooka
-Aha...w każdym razie ja...chciałabym się umówić z panią na...seans? Tak to się nazywało?-Upewniłam się.
-Możemy tak to nazwać, w każdym razie...czas mam dzisiaj.-Powiedziała wampirzyca.
-Ale jest środek nocy.-Stwierdziłam
-Ale jest już po północy to oznacza że my już kolejną dobę.-Wytłumaczyła czarnowłosa.
-Ah...no tak faktycznie...-Przyznałam rację wróżbitce.
-Zatem widzimy się o 10?-Zaproponowała kobieta.
-Może być.-Zgodziłam się.
-Zatem do zobaczenia.-Pożegnała się kobieta.
-Do zobaczenia.-Odpowiedziałam jej tym samym i zakończyłam połączenie.
Niespodziewanie ziewnęłam.
Ułożyłam się wygodniej i szybko zasnęłam
............
Słyszałam krzyki, wrzaski bólu rozszarpywały mnie od środka...wszędzie płynęła krew, a powietrze było przesiąknięta jej zapachem.
Strzała przeleciała tuż przed moją twarzą
............
Przeciągnęłam się i spojrzałam na zegarek w telefonie.
9:30...wiedziałam że muszę się zbierać.
Wstałam więc i żwawym krokiem podeszłam do szafy w celu ubrania się.
Wybrałam strój...nie był skomplikowany...to dobrze bo ubranie go zajęło mi niecałe 6 minut.
Ubrana weszłam do łazienki i ułożyła niesforne włosy.
Nie było sensu robić makijażu więc zeszłam na dół w przelocie sprawdzając godzinę.
była za dziesięć dziesiąta.
Zawiązałam glany i położyłam dłoń na klamce. Zanim jednak wyszłam sprawdziłam czy wszystko mam.
Portfel, jest telefon też, klucze mam...dobra mogę iść.
-Gdzie idziesz!?-Dobiegł mnie głos ciotki.
-Do koleżanki odkrzyknęłam i unikając zbędnych pytań wyszłam z domu.
O dziwo pamiętałam jak trafić do sklepu Magnolii więc szłam tam szybkim krokiem.
Dostrzegłam znajomą budowlę i bez zastanowienia weszłam do środka.
*
Brawo ja! Czemu? A no bo zdążyłam to ^^^ napisać w niespełna jeden dzień.
Okay...no to eee...nie wiem co tu pisać...
W szkole mnie ostatnio nie było...przeziębiłam się i przez moje dziecinne i głupie zachowanie jestem osłabiona...plus jest taki że kiedy inni siedzieli w szkole ja sobie spałam.
No dobra...to tyle. Narka! :*

sobota, 21 listopada 2015

ROZDZIAŁ 65 "Za trzy doby"

-Reszta rozejść się i wtapiać w tłum!-Rozkazał wilk i ruchem łba zalecił abym usiadła na jego grzbiecie.
Wykonałam polecenie Alphy i jak najdelikatniej umiałam zajęłam wskazane mi miejsce.
Zatopiłam dłonie w białej sierści wilkołaka i przy okazji zorientowałam się jak blada jest moja skóra.
Siedzenie na Lokil'u było...dziwne...czułam każdy jego oddech i każde uderzenie jego serca.
-W którą mam jechać?-Zapytał mężczyzna. Szybko objaśniłam mu jak wygląda droga.
Poczułam nagły zryw, ruszyliśmy.
Wiatr czochrał moje czerwone włosy i lekko drażnił moje oczy.
Pochyliłam się nieco...gdzieś słyszałam że tak zwiększa się prędkość więc...
No w każdym razie szybko znaleźliśmy się na miejscu.
Zeskoczyłam z Alphy starając się siedzieć jak najciszej.
Powoli zakradłam się i chowając za krzakami pokazałam Lokil'owi bazę łowców.
Akurat...no cóż mieliśmy swego rodzaju szczęście.
Z chaty wyszedł jeden z łowców.
Nie był to Jeremy zatem właśnie poznałam wygląd innego skurwysyna.
Lokil też mu się przyjrzał.
Był to chłopak, miał on jasnobrązowe włosy i błękitne oczy.
Strój miał typowy dla łowcy.
Do pasa przyczepione miał dwa pistolety ręczne, a na plecach karabin.
Chłopak trzymał w dłoni paczkę papierosów z której wyciągnął jednego szluga i włożywszy go do ust odpalił używkę za pomocą zapalniczki.
-Zajebałbym go...-Parsknął Alpha.
-Pole siłowe....nie rób tego...chyba że chcesz się spalić...-Powiedziałam spoglądając na wilkołaka.
-Wiem...ale i tak bym go zajebał...-Odpowiedział żółtooki.
Dla poczucia bezpieczeństwa złapałam jego futro...no wiem że gdyby chciał to by się wyrwał, ale tak było lepiej dla mojej świadomości..
-Wiesz młoda...-Zaczął biały wilk przyciszonym tonem. Spojrzałam więc na niego obdarzając mężczyznę swoją całą uwagą.-Za kilka dni....zaatakujemy.-Dokończył.
Wiedziałam że tak będzie, ale perspektywa śmierci Shane'a strasznie bolała.
-Wiem-Odpowiedziałam tonem pozbawionym uczuć.
-Musimy zacząć się przygotowywać...-Rzucił Lokil.
-Znam krukołaka.-Palnęłam bezmyślnie.
Lokil patrzył na mnie z niedowierzaniem.-Krukołaki wyparły.-Powiedział szybko.
-Nie wszystkie, a tak się składa że jednego znam.-Upierałam się.
Oliver na pewno mi pomoże...już nie raz to robił.
-N...naprawdę?-Zapytał uradowany wilkołak.
-No...tak...to mój najlepszy przyjaciel.-Uśmiechnęłam się.
-Musisz z nim pogadać.-Stwierdził jasnowłosy.
Pokiwałam głową na znak że rozumiem.
Wraz z Lokil'em jeszcze trochę poprzyglądaliśmy się chacie, ale w końcu wróciliśmy do kręgu.
Alpha wbiegł na środek i zważywszy na moją obecność nie zmieniając postaci zaczął przemawiać.
-Ohh...wataho moja! Wyobraźcie sobie że tamte kurwy kryją się w starej chacie! Jedyne co to ta ich bariera, ale bez obaw! Otrzymamy pomoc! Wielką pomoc! Co prawda nie mogę obecnie zdradzić więcej, ale wiedzcie że to nie będzie nikt zwykły!
Wataho! Mamy trzy doby do pełni! Za trzy doby macie obowiązek stawić się w gotowości w tym kręgu!
Przygotujcie się! Polujcie! Odprawiajcie rytuały! Życie! Bo za te kilka nocy możecie leżeć martwi!
Składaliście przysięgę wilczej krwi! Zatem walczcie moje wilki! Walczcie!-Wykrzyczał biały wilk.
Trzy dni...powtarzam sobie tą datę nie dowierzając, a jednak...a jednak to już wkrótce...

JAKIŚ CZAS PÓŹNIEJ

Po zakończeniu obrady Shane podrzucił mnie do domu...cały czas jetem przygnębiona...za kilka dni...dokona się najgorsze w moim życiu...walka...śmierć i miliony przelanych łez
Wyciągnęłam komórkę...muszę pogadać z Olim...
Pierwszy syg...
-Halo!-Usłyszałam w słuchawce
-Hej...-Powiedziałam cicho
-Co się stało Al?-Zapytał chłopak
-Chyba...znowu potrzebuję twojej pomocy...-Wyznałam
-A możesz konkretniej?-Poprosił brunet
-Umiesz zdejmować magiczne bariery obronne?-Zapytałam
-Tak, a co? Mam jakąś zniszczyć?-Odbił krukołak
-Byłoby miło...-Przyznałam
-Jaką i gdzie?-Usłyszałam
-Przy chacie łowców...wiesz gdzie to?-Zakończyłam pytaniem.
-Jasne że wiem! Lubię na nich patrzeć, w każdym razie nie ma problemu, a po co ci to?
-Ja...wataha...chcą zabić łowców.-Wytłumaczyłam
-Szczytny cel! Z chęcią pomogę!-Zgodził się ciemnooki.
Uśmiechnęłam się na tę informację
-Dzięki Oli! Dziękuję!-Zawołałam
-Nie ma problemu. To co? Może omówimy jutro warunki? Jestem obecnie zajęty...-Przyznał chłopak
-No dobra to pa.-Pożegnałam się i rozłączyłam
W tym momencie usłyszałam pukanie w szybę. Odwróciłam się aby zobaczyć kto to.
Lekko się uśmiechnęłam i podeszłam otworzyć okno widząc Shane'a.
-Zapomniałeś czegoś? Nie jest późno mogłeś wejść drzwiami...-Zaśmiałam się
-Oj tam oj tam! To mało ważne i...Alice...chciałem pogadać...-Głos wilkołaka był poważny domyśliłam się więc że rozmowa będzie jedną z tych długich.
-No więc mów...-Rzuciłam
-Wiesz że cię kocham...a...a za trzy doby mogę...nie żyć.-Nie przerywałam Shane'owi chciałam wysłuchać go do końca pomimo że kierunek w którym chłopak zmierzał nie zbyt mi się podobał.-Chciałem tylko...chciałem powiedzieć że zależy mi na tobie...nie chciałem cię w to wszystko wciągać...to moja wina. Nie powinienem był w ogóle zaczynać rozmowy twojego pierwszego dnia szkoły-Niebieskooki mówił dalej, a ja słuchałam. Opieprzę go jak skończy...-Ale chuj z tym!-Krzyknął nagle.-Zakochałem się i już nic z tym nie zrobię. Rozjebałem ci życie, ale cię kocham.-Dokończył brunet. Moje oczy przybrały kształt pięciozłotówek.-Wiesz przecież że ja też cię kocham.-Powiedziałam cicho.
-Ale wiesz że to nic dobrego nie wróży?-Zapytał wilk
-Wiem, ale taki jest mój wybór.-Przyznałam.
Shane przytulił mnie. Wydawał się być na swój osobliwy sposób szczęśliwy.
Takie trochę szczęście w nieszczęściu
-Muszę prosić cię o pomoc...-Powiedział chłopak odsuwając się lekko
-Co się stało?-Zapytałam zaciekawiona
-W dzień walki musisz pomóc mi w odprawieniu rytuału...ty...bo cię kocham...-Wytłumaczył niebieskooki.
Zgodziłam się bez wahania. Zależy mi na tym by chłopak przeżył.
Naprawdę...zależy...
Rozmawiałam z brunetem na temat wojny jeszcze kilka chwil, ale kiedy na niebie znajdował się księżyc on musiał biec na polowanie, aby jak najbardziej poprawić swoje umiejętności mordu.
*
No to proszę! Za trzy doby wielka walka. To oznacza że pojawi się kilka rozdziałów, a potem ending aby ładnie zakończyć historię i dopowiedzieć ostatnie słowa.
Tak więc tak...przez okres "przygotowań do jednodniowej wojny" zdarzy się...myślę wiele...
No nie wiem co tu jeszcze pisać. Lepiej się pożegnam na ten moment, pa!

sobota, 14 listopada 2015

ROZDZIAŁ 64 "Obrada"

Wstałam więc z łóżka i udałam się do toalety rutynowo wzięłam prysznic, a wychodząc z kabiny owinęłam się w ręcznik.
Mądra ja nie wzięłam "piżamy"...BRAWO!
Wyszłam z łazienki.
Shane dalej siedział na moim łóżku...jest...za normalnie...hmm...chciałabym...ehh...i tak nic się nie spełni. Srał to pies.
Trzymając puchowy skrawek materiału otworzyłam szafę i wygrzebałam cokolwiek w czym mogłabym spać.
-Możesz...się odwrócić?-Zwróciłam się do chłopaka siedzącego naprzeciwko
Niebieskooki bez słowa wykonał moje polecenie.
Szybko ubrałam luźną koszulkę i czarne bokserki.
-Już.-Rzuciłam zmierzając w stronę okna w celu zamknięcia go.
Niby jest ze mną Shane, ale wolałabym nie mieć problemów z...na przykład łowcami.
Kiedy okno było już szczelnie zamknięte usiadłam obok bruneta.
-O czym myślisz?-Zapytałam.
-Jak do ciebie szedłem...czułem coś dziwnego...teraz mi się przypomniało.-Powiedział Shane.
-Co czułeś?-Zapytałam-To pewnie była krew.-Dodałam zerkając na rękę w celu sprawdzenia czy aby na pewno nie widać miejsca "wkłucia" się wampira.
-Nie...znaczy...twoją krew też czułem, ale ona pachnie inaczej...a to...jak jakiś trup...dalej czuję tę woń, ale już nie tak wyraźną.-Wytłumaczył chłopak.
-Trup?-Upewniłam się...zanotować "Wampiry pachną trupami".
-Tak...trup...no ale...to by tu robił trup?-Chłopak zapytał sam siebie.-Chyba mi nos zaczyna szwankować...-Stwierdził po chwili.
-Może spróbuj się z tym przespać. Rano na pewno będzie lepiej.-Uśmiechnęłam się...ehh...już tak ładnie i bez skrupułów kłamię...
-Chyba masz rację.-Przez usta bruneta również przemknął uśmiech.-Idziemy spać?-Dodał zmęczonym tonem.
-Pewnie.-Stwierdziłam i ułożyłam się na materacu.
Chłopak nie zwlekał długo i gasząc lampkę stojącą na etażerce położył się obok i obiją mnie ramieniem.
Wtuliłam się w tors bruneta i wdychając jego perfumy, które drażniły mój nos, zasnęłam
............
Słyszałam krzyki, wrzaski bólu rozszarpywały mnie od środka...wszędzie płynęła krew, a powietrze było przesiąknięta jej zapachem 
............
Uchyliłam powieki pozwalając ostremu światłu na podrażnienie moich oczu.
Przeciągnęłam się lekko szturchając śpiącego obok mnie 18-latka.
-Hej...-Usłyszałam jego zaspany głos.
-Cześć.-Odwróciłam się uśmiechając na widok jego hipnotyzujących tęczówek.
-Lokil...obiecał dzisiaj zwołać watahę...mamy być w kręgu obrad około 13.-Zaczął Shane
-A teraz mamy...
-11:26.-Odpowiedział chłopak zerkając na telefon.
-Czyli wypadałoby zacząć się ogarniać...-Pomyślałam na głos
-Fakt...-Zawtórował Sahne
-To może byśmy wstali.-Zaśmiałam się
-A po co?-Chłopak odpowiedział tym samym.

JAKIŚ CZAS PÓŹNIEJ

Leżeliśmy jeszcze chwilę, ale w końcu jednak postanowiłam ruszyć swój zacny tyłek.
Shane powiedział że przyjdzie po mnie mniej więcej o wpół do pierwszej.
Obecnie jest 12:00, jestem już ogarnięta i siedzę sobie w pokoju i coś brzdąkam.
Co do mojego ubioru...postawiłam na coś...co miałam na sobie dość dawno
Zaczęłam nucić piosenkę...a właściwie Requiem For A Dream to epicka nuta więc czemu miałabym jej nie nucić?
Odstawiłam instrument i z nudów otworzyłam laptopa.
Zalogowałam się na facebooka i scrollowałam stronę w dół.
Niespodziewanie przyszło mi powiadomienie o wiadomości...od...Matt'a!
Niezwłocznie kliknęłam w ikonkę chmurki i odczytałam treść wiadomości
-Jak tam?-Matt, 12:12
-A wiesz? Nie najgorzej, a u cb?-Ja, 12:15
-U mnie słabo, Oliver mówił ci że się zakochałem?-Matt 12:16
-No tak...faktycznie słabo, ale właściwie czemu rodzice Lul cię nie lubią?-Ja, 12:17
-Mówili że "jestem nie odpowiedzialny" i "zbyt tępy na ich córkę"...idioci...-Matt, 12:18
-Naprawdę ich nie rozumiem...jesteś spoko! Co zamierzacie?-Ja, 12:19
-Ale w jakim sensie?-Matt, 12: 20
-No ty i Lulu, co zrobicie?-Ja, 12:21
-Jeszcze nie wiemy...ale chyba spierdzielimy.-Matt 12:22
-No to trzymam za was kciuki.-Ja 12:23
-Dzięki Al, poprawiłaś mi nastrój!-Matt, 12:24
-Nie ma problemu,m no bo...czego się nie robi dla przyjaciół? ;) -Ja, 12:26
-Fakt ;> -Matt, 12:26
Usłyszałam dzwonek do drzwi
"To pewnie Shane..." pomyślałam
-Muszę kończyć.-Ja, 12:27
-To pa!-Matt, 12:28
-pa!-Ja, 12:29
-Alice! Kolega do ciebie!-Usłyszałam krzyk ciotki
-Idę!-Odkrzyknęłam i wyłączyłam sprzęt po czym zbiegłam schodami na dół.
Widząc wilkołaka uśmiechnęłam się.
-Ja lecę.-Rzuciłam i ruszyłam do przedpokoju w celu założenia glanów.
-O której wrócisz?-Zapytała ciotka
-Jakoś pod wieczór.-Odpowiedziałam
-Czyli nie czekać z obiadem?-Kobieta znów zapytała.
-Nie, nie ma takiej potrzeby.-Powiedziałam zgodnie z prawdą i kończąc sznurować buty wyszłam wraz z Sahne'em.

Wsiadłam na motocykl chłopaka i razem ruszyliśmy w...kierunku miejsca spotkania

JAKIŚ CZAS PÓŹNIEJ
PRAWIE NA MIEJSCU

Jechaliśmy dość sługo, ale Shane dał mi przed chwilą sygnał że już się zbliżamy.
Nie kłamał.
Zatrzymaliśmy się niedaleko latu i zsiedliśmy z pojazdu.
Zdjęłam kask tak samo jak Shane i we dwoje ruszyliśmy w nieznane mi miejsce.
Oczywiście prowadził Shane.
W przyjemnej, ale cichej atmosferze przeszliśmy przez lat i wyszliśmy na polanę.
Krąg obrad okazał się być kołem tworzonym przez pięć pochodni wbitych w ziemię i skały na środku z wyrytą na niej mapą strategiczną.
Dookoła kamienia, w kręgu oraz poza nim stało...mnóstwo osób...na oko było ich z 30?...może 35...
-Jesteśmy!-Zawołał Shane patrząc na Alphę
-To dobrze...Alice...chodź na środek i...opowiedz reszcie o swoim odkryciu.-Powiedział Alpha więc powoli ruszyłam w stronę skały.
Usłyszałam warczenie jednego z członków watahy.
-Lokil! Z całym szacunkiem, ale czemu pozwalasz śmiertelniczce wejść na świętą dla nas ziemię?-Odezwał się wysoki i dobrze zbudowany brunet.
-Właśnie!-Zawtórowało mu kilka osób.
-I tak właściwie to czy ona wie o naszych mocach? Jeżeli tak to czy nie powinna umrzeć?-Zapytała czarnowłosa dziewczyna
Po jej stronie również stanęła spora część watahy.
-Cisza!-Zawołał Lokil, a wszyscy zamilkli.
-Ona!-Alpha wskazał na mnie-Jest jedną z nas!-Dodał-I czy się mam to podoba czy nie!-Kontynuował-Macie traktować ją jak siostrę!-Zakończył.
Wtacha stała w ciszy wpatrzona we mnie.
Lekko wystraszona weszłam na środek i zaczęłam.
-No to tak...Lokil zapewne mówił wam...
-Wyrażaj się z szacunkiem jak mówisz o Alphie!-Przerwał mi jakiś chłopak
-Czy ty jesteś do cholery głuchy!?-Lokil podszedł do blondyna.-Przed chwilą kurwa coś mówiłem!-Krzyknął prosto w jego twarz.
Wilkołak przeprosił, a Alpha na powrót stanął na swoim miejscu.
-Kontynuuj.-Zalecił
-No w każdym razie...zapewne wiecie że w June-Lake są łowcy...no i...ja miałam zadanie żeby szpiegować właśnie jednego z łowców...i wyobraźcie sobie że ten idiota pokazał mi bazę łowców!-Usłyszałam jak wataha cieszy na wiadomość o tym że moglibyśmy atakować...-Tylko że...-Załamałam ton.-Na swoją bazę mają nałożoną barierę przeciw...wa...nam...ja też jestem po części...eemm...no mam "moc"-Wytłumaczyłam. Cały czas jąkałam się przez stres.
Nie lubię przemawiać przed publiką...no a już na pewno nie tak wielką...
-Ale jak działa ta bariera?-Wyrwał się ktoś z tłumu.
-To takie...pole siłowe które pali wszystko co magiczne.-Wytłumaczyłam
-Czyli nie możemy zrobić im masakry z kłami i pazurami bo wszyscy spłoniemy.-Dodał Lokil.
-Dobra...Alice...-Alpha zwrócił się do mnie.
Spojrzałam więc na wilkołaka-Chodź, pokaż mi tą ich bazę.-Powiedział.
-Ale...nie możesz nic im zrobić.-Rzuciłam.
-Chcę wiedzieć gdzie to jest żeby móc wymyślić jakiś sensowny plan ataku.-Wytłumaczył.
-No dobra...ale to dość daleko stąd...-Wstępnie się zgodziłam
-Mały problem...pojedziemy, tylko mnie kieruj.-Stwierdził.
-Mam cię kierować? W sensie jedziemy autem, tak?-Chciałam się upewnić.
-Nie.-Zaprzeczył blondyn.
-To motocyklem?-Zgadywałam dalej.
-Też nie.-Wilkołak ponownie zaprzeczył.
-To czym?-Zapytałam w końcu.
-Jak to czym?-Odbił ironicznie po czym krzyknął-Mną!
Po tych słowach Lokil wyszedł z kręgu.
Padł na kolana, a trzaski kości były dobrze słyszalne, dookoła Alphy pojawiło się pełno krwi która ciekła mu z oczu, ust i jeszcze nie owłosionego ogona.
Chwilę potem jego ciało zaczęło pokrywać się bladą...platynową sierścią.
Twarz Lokil'a przybrała wilczy kształt, a jego oczy rozbłysły żółtym światłem
-No na co czekasz? Chcę wiedzieć gdzie baza wroga!-Biały wilk spojrzał na mnie, po czym zwrócił się do watahy.-Reszta rozejść się i wtapiać w tłum!
*
Okay...no to tak...jest rozdział ^^^
i...wiem, wiem słaby i długo wyczekiwany...
Przepraszam?
W każdym razie...emm...no nie wiem co tu pisać...
(tędy do Eski i chciałam jeszcze napisać że czytałam prologa nowej wersji jej ff i szczerze polecam :> )
Pozdrawiam, trzymajcie się i...pa! :*

sobota, 7 listopada 2015

Ważne info!

No więc...przepraszam. Ten tydzień jak i ostatnie nie przynosi mi weny. Stwierdziłam że nie wkleję wam takiego główna, no ale łączy się to z brakiem rozdziału w tym tygodniu.
Przepraszam że piszę o tym dopiero teraz, ale miałam nadzieję że jednak dam radę.
No niestety nie wyszło to tak jak planowałam.
Poza tym idę dzisiaj na drzwi otwarte w mojej wymarzonej...mam nadzieję przyszłej szkole.
No i do tego...nie wiem czy wiecie, ale zbliżamy się do końca tej historii.

W każdym razie, ostatnio nie mogę spać. Mam koszmary i...jakiś taki depresyjny humor.
Jestem wiecznie zmęczona i...zdarzyło się że spałam na lekcji.
Muszę się troszeczkę poukładać, ale życie widocznie odciąga mnie od takiej możliwości.

No to prawie wszystko...chciałam jeszcze podziękować za te 4000 wyświetleń które wbiliście :)
Przyznam iż poprawiło mi to nieco dzień.

Ehh...chyba nie ma sensu bardziej przedłużać...jeszcze raz dziękuję i przepraszam. Trzymajcie się

Interu


niedziela, 1 listopada 2015

ROZDZIAŁ 63 "mnie to nie grozi...prędzej podnieca" (UWAGA KRÓTKIE)

Otworzyłam oczy i spojrzałam na kabinę...nic...odetchnęłam z ulgą i odwróciłam się.
Zamarłam
-Siema młoda! Ej słuchaj...można na ciebie czeeekać! Weź no...gdzie byłaś?-Przede mną stał...Kay...?
-Eeee...-Nie wiedziałam co powiedzieć...
-Jesteś zaskoczona? To aż dziwne...w końcu twój chłopak to wilkołak, a przyjaciel to krukołak...wiesz mnie zaskakuje to że ja zaskakuję ciebie...-Mówił białowłosy...chwila skąd on to...
-Bo wiem-Wzruszył ramionami...ale przecież ja nic nie mówiłam...
-Jak się za długo nie odzywasz to czytam ci myśli...czy to nie logiczne?-Zapytał ironicznie jasnooki.
-Czym ty kurwa jesteś?-Zapytałam skołowana
-Ah...no tak...zapomniałem...wampir się kłania.-Powiedział i ukłonił się elegancko.
-Po co przyszedłeś?-Zapytałam chowając ręce za siebie...wiadomo żyły...
-Dobrze myślisz...co powiesz na mały układ?-Odbił chłopak
-Do rzeczy...-Pogoniłam go
-Jestem wampirem i jestem głodny, a ty tak smacznie pachniesz...-Stwierdził.-W każdym razie. Moja propozycja jest taka. Ty dasz mi się napić twojej krwi, a ja pomogę ci w pokonaniu łowców.-Zakończył.
-Muszę podejmować decyzję teraz?-Zapytałam
-Tak. Jestem głodny.-Odpowiedział jasnowłosy
W głębi duszy coś krzyczało żebym tego nie robiła...żebym...odmówiła, ale z drugiej strony...każda pomoc się przyda, prawda?
To woja...sojusznicy się przydadzą...a ja...jestem odporna na...ten...no...magię...to znaczy...płynie we mnie wilcza krew, ale...hmm..no nie działa na mnie...ale...chwila...wampiry...mogą pić moją krew...no wilki...
-Mogę...właściwie to krew wilkołaka płynie w tobie w...specyficzny sposób...twoja krew i krew wilka kłócą się ze sobą...mnie to nie grozi...prędzej podnieca-Wampir uśmiechnął się ukazując swoje białe kły.-Więc?-Popędził mnie chłopak.
Tyle razy się cięłam że pewnie nic nie poczuję, a jeżeli mogę w ten sposób jakoś pomóc to...
-A...skąd będziesz...ee...pił?-Zapytałam
-Teoretycznie najmilej z szyi, ale nadgarstek też może być.-Krwiopijca wzruszył ramionami
Wyciągnęłam rękę przed siebie.-Ale pomożesz?-Upewniłam się
-Tak.-Kay uśmiechnął się jeszcze raz i przybliżył usta do mojej ręki.
-Rozluźnij się...będę delikatny...-Zapewnił chłopak.
Po chwili poczułam jak cztery ostre kły wbijają się w moją skórę i jak tracę krew...wampir trafił idealnie w żyłę.
Na początku bolało...po chwili...przywykłam...ale czułam i...słyszałam jak ubywa mi krwi...
-Eyy...-Jęknęłam...robiło mi się coraz słabiej. Zaczynało mi się kręcić w głowie
-Już...przestań...-Mówiłam...czułam że zaraz padnę.
Tęczówki wampira przybrały szkarłatny kolor.
-Skończ, proszę...-Powtórzyłam-Kay.-Upomniałam chłopaka.
Wampir puścił moją dłoń. Byłam osowiała i czułam się jakbym stała na skraju życia i śmierci.
Po brodzie chłopaka spływała bordowa ciecz.
Białowłosy otarł usta rękawem.
-Pomogę ci.-Uśmiechnął się.-Jesteś taka...słodka.-Dodał
-Nie wiem czy to komplement...-Stwierdziłam
-Możesz tak to ująć.-Uśmiechnął się krwiopijca.
Jego wargi miały teraz...zupełnie inną barwę. Z bladych niczym kartka stały się rumiane niczym czerwone jabłko.
Z kącików ust co jakiś czas kapała mu krew...moja...krew...a jego oczy z...i tak już dziwnej barwy...stały się...czerwone...
Uśmiechnęłam się blado...byłam...wyczerpana...chyba zaraz zemdleje.
-Wiesz młoda...ja spadam. Czuję twojego wilka...nie mów mu że piłem, dobrze? Bo nie pomogę.-Stwierdził Kay
-Nie powiem.-Zapewniłam go
-To dobrze...narka!-Rzucił i wyszedł przez okno.
Usiadłam na łóżku i oparłam głowę na dłoniach...właśnie! Ręka! Otworzyłam szafkę z dodatkami i wyjęłam bandanę.
Zawiązałam ją na ranie po ugryzieniu i położyłam się na chwilę...odpłynęłam...
............
Słyszałam krzyki, wrzaski bólu rozszarpywały mnie od środka...wszędzie płynęła krew, a powietrze...
............
-Śpisz?-Usłyszałam głos Shane'a
-Już nie...-Podparłam się na łokciu i spojrzałam na chłopaka
-Cięłaś się?-Zapytał
-Co?-Nie za bardzo rozumiałam o co mu chodziło
-Czuję krew i widzę bandanę, więc zapytam jeszcze raz, cięłaś się?-Wytłumaczył chłopak.
Nie dziwię się że czuł krew...w końcu przed chwilą przyjęłam pomoc od wampira...ale...miałam mu o tym nie mówić
-Tak...-Skłamałam więc
-Czemu? Czemu znów zrobiłaś?-Brunet przybrał troskliwy ton
-To dlatego że...nie wygramy z nimi...każdy z nas ma nadprzyrodzone moce, owszem mogę mieć je ukryte...ale...-Wzięłam wdech.-One i tak są.-Dokończyłam.
-Nie przejmuj się tym...znajdziemy sposób i wygramy.-Powiedział pokrzepiająco Shane.
-Może...ale do tego dochodzą moje...sny.-Powiedziałam
-Je ignoruj, wygramy.-Stwierdził wilkołak-Musimy.-Jego oczy rozbłysły pewnym siebie i przyjemnym żarem.
-Nie kłam.-Rzuciłam. Znałam koniec tej historii...nie chciałam w niego wierzyć, ale...po co ja dałam się dziś pogryźć...jeden wampir i wtacha...chociaż...-Oli!-Krzyknęłam
-Co?-Zdziwił się wilkołak.
-Mój przyjaciel, Oliver...łowca kiedy go zobaczył był...zdziwiony...był pewny że krukołaki wyginęły...jeżeli zaatakujemy zanim się przygotują, a mi uda się namówić Oli'ego do pomocy, nasze szanse się powiększą...-Powiedziałam pierwszy raz pełna entuzjazmu.
-To ma sens...musisz zadzwonić do tego chłopaka...-Stwierdził niebieskooki.-Ale teraz...-Zmienił temat.-Jest późno...idź spać.-Uśmiechnął się ciepło.
Znowu? Czy ja przed chwilą nie wstałam...chociaż...ile ja spałam...trzy minuty...on ma rację...faktycznie sen może nam pomóc...może dzięki snu dowiem się czego nie robić...
-Ale śpisz ze mną.-Zarzekłam-A teraz poczekaj...idę się umyć-Dodałam i posłałam 18-latkowi ciepły uśmiech.
-Czekam.-Chłopak odpowiedział mi tym samym.
Wstałam więc z łóżka i udałam się do toalety...
*
Oj...miałam w tym tygodniu...dziwnie...muszę się trochę poukładać...może będę miała do tego okazję dzisiaj...
W każdym razie...wczoraj było Halloween!
Jak wam minęło? Mi nawet okay...w sumie to...bardzo dobrze...zwłaszcza dzień to święto poprzedzający...
Moja mama stwierdziła że upiecze chleb...o boże jaki on dobry!
No to co? Ja się żegnam. Do za tydzień...prawdopodobnie...
(Nie ma linka bo Eska się opierdala :3 pozdro)