Przedarłam się przez chaszcze i zatrzymałam.
Przede mną był krąg...na środku stał biały wilkołak...wszyscy byli w wilczych formach.
Shane spojrzał na mnie.-Nie chcę żeby to brzmiało jak pożegnanie...i mam nadzieję że nim nie jest, ale...wiedz że cię kocham i że zawsze będę chodź by nie wiem co.-Powiedział.
-Ja ciebie też...-Zapewniłam.
Shane w mgnieniu oka przemienił się.
Jeszcze raz mi się przyjrzał, ale swoimi błękitnymi, wilczymi oczami.
I...i ruszyliśmy do kręgu.
Bru...mogę nazwać go brunetem? Wilk stanął za mną, a ja podeszłam do Lokil'a.
-Więc...-Zaczęłam cicho.
-Przemowę, zostaw mnie.-Mruknął.-Wilki! Wiecie co zaraz będzie miało miejsce! To oni wypowiedzieli nam wojnę! Czy będziecie walczyć!?-Zapytał, a tłum zgodnie odkrzyknął-A czy będziecie się wspierać!?-Znów słyszalne było tak.-Wygramy!?-Każdy odkrzyknął.-Cieszy mnie wasza postawa. Wiecie że ta walka nie będzie łatwa! Ale wiecie też że mamy sojuszników! Alice...przypomnij kogo.-Wszystkie oczy zwróciły się w...moją stronę.
-No więc...jest z nami krukołak! Jest z nami dziewczyna panująca nad elektrycznością! I jest z nami...-Urwałam...mogę mówić o wampirze?
-Możesz.-Usłyszałam, a z lasu wyłonił się Kay.-Ale nie o jednym, o całym rodzie.-Dodał, a na moją twarz wpłynął uśmiech.
-Zaprzyjaźniłaś się z wampirami!?-Zapytał jakiś wilkołak.
-Spokojnie wilczku, chcemy się pogodzić. Mamy większego wroga niż siebie na wzajem, po cholerę rozpamiętywać konflikty naszych przodków?-Odpowiedział białowłosy.
-Czy chcę, czy nie...muszę przyznać racę, nietoperku.-Odpowiedział Lokil, kiedy z lasu wyłoniło się około 20 bladych wampirów.-Pomożecie nam?-Zapytał
-Po to tu jesteśmy.-Stwierdziła Magnolia zdejmując kaptur.
-Ruszamy!!!-Krzyknął biały wilk i wszyscy ruszyli...ja na grzbiecie Shane'a
Dobiegliśmy pod dom kryjąc się w chaszczach.
Kay i Magnolia pomogli Oliver'owi zdejmować barierę-udało im się.
A kiedy w domu padły korki...wilki rzuciły się na drzwi, które wypadły z zawiasów pod wpływem siły.
Znalazłam się w środku...krew wszędzie krew!
Łowcy złapali broń, ale to po naszej stronie była szala, zabiliśmy już wielu.
Słyszałam krzyki, wrzaski bólu rozszarpywały mnie od środka...wszędzie płynęła krew, a powietrze było przesiąknięta jej zapachem.
Strzała przeleciała tuż przed moją twarzą. Spojrzałam w kierunku w którym leciała.
-Shane!-Krzyknęłam chcąc ostrzec wilkołaka. Nie słyszał mnie. Ale...strzała po prostu się od niego odbiła.
-Jestem głupi że ci ufałem.-Usłyszałam za plecami. Odwróciłam się gwałtownie. Przede mną stał Jeremy.-Chciałem ci pomóc, a ty w tym czasie knułaś z kundlami.-Chłopak celował we mnie kuszą.
-Dlaczego ich zabijacie? To głupie. Oni nic nikomu nigdy nie zrobili. Chcieli żyć w spokoju.-Powiedziałam zgodnie z prawdą.
Jeremy parsknął śmiechem.-"Chcieli żyć w spokoju"?-Zacytował mnie.-Mówiłem ci co ich pobratymcy mi zrobili. To wojna. My musimy zabijać wszystkich nadnaturalnych. Pomyśl co się stanie jeżeli któryś nałyka się za dużo krwi. Wiesz? Nie? To ci powiem. Oszaleje. Zacznie zabijać każdego. Z resztą.-Tu się zaśmiał.-Wiesz coś o tym, prawda? Tamten Alpha ciebie też by zabił gdybyś nie uciekła. Podzieliłabyś los swojej rodziny i zginęłabyś wraz z nimi. Wiesz do czego są zdolni. Przypomnij to sobie! Widzisz to? Widzisz jak ten kundel rozszarpał twojego ojca!?-Przed oczami pojawił mi się ten krwawy obraz.
-Przestań, proszę, proszę nie chcę pamiętać...-Zaczęłam.
-Ale czemu!? Wilkołaki to potwory! Zrozum to! Shane może cię kochać, ale pomyśl co ci zrobi jeżeli oszaleje, co? Alice, chcę wierzyć że masz choć trochę rozumu. Zostaw ich.-Powiedział.
-Skąd wiesz o wypadku!? Nie mówiłam ci o nim!-Krzyknęłam.
-Nie musiałaś. O tamtym wypadku wiemy wszystko. Jak o wielu innych wilkołaczych wyskokach. A to że się teraz nie przemieniasz tylko potwierdza moją tezę. Więc? Przyłączysz się do nas?-Zapytał.
-Nigdy.-Stwierdziłam przez łzy.
-Więc wybacz.-Moje serce na chwilę stanęło, a zaraz potem poczułam koszmarny ból w piersi.
Spojrzałam na nią sterczała z niej strzała.
Upadłam. Było mi cholernie zimno.
Łapczywie łapałam każdy oddech, a przed oczami pojawiały mi się mroczki.
Obraz stawał się coraz bardziej zamglony, a dźwięk-przytłumiony.
Czy tak właśnie wygląda koniec?
Tak mam umrzeć?
Leżąc na podłodze?
Ze strzałą wbitą w serce?
Nie znając wyniku walki?
Czy to taki los był mi pisany?
Czy to było przesądzone od początku?
A co z Shane'em?
Czy to on skradnie moją ostatnią myśl?
Poczułam dłonie uciskające ranę.
-Nie! Alice! Proszę!-Uchyliłam powieki ostatkiem sił.
Shane stał nade mną. Jego oczy były zaszklone.
-Alice proszę nie...-Przejechał dłonią po moim policzku kiedy po jego twarzy zaczęły spływać łzy.-Alice proszę-Dodał.
-Nie chcę cię zostawiać...-Szepnęłam.-Przepraszam...-Powieki stawały się coraz cięższe i widziałam coraz mniej...tak, to było moje przeznaczenie.
Spotkać swoją miłość i umrzeć w jego ramionach.
-Możesz mnie pocałować?-Zapytałam ledwo się trzymając. Chciałam aby mój ostatni oddech należał do niego.
Shane...spełnił moją prośbę...zamknęłam oczy...a moje serce wydało ostatnie uderzenie...czułam, jakbym odpływałam...to koniec.
+++
Uchyliłam powieki. Czułam się dziwnie lekka.Nic mnie nie bolało. Moje ubrania skąpane były we krwi, ale...nie czułam jakby ta faktycznie ubyła...
Rozejrzałam się dookoła.
Stałam na środku wielkiej batalii.
Łowcy usiłowali odeprzeć atak wilkołaków i wampirów, podłoga usiana była trupami.
Gdzie Sahne!?
Rozglądałam się gwałtownie.
Zobaczyłam go pochylonego parę metrów przede mną.
Podbiegłam tam. Płakał...nad moim ciałem...umarłam?
-Alice...-Spojrzałam w kierunku głosu.
-Mama?-Zapytałam widząc kobietę.
-Tak, witaj kochanie...-Obok niej stanął mój ojciec, a chwilę potem Eve i Alex.
Po moim policzku spłynęła łza.
-Tyle was nie widziałam...tak za wami tęskniłam...-Powiedziałam.
-Alice, masz wybór.-Powiedział mój ojciec.
-C...co?-Wszytko dookoła rozpłynęło się...stałam na korytarzu.
Na jego końcu błyszczało światło. Zaczęłam iść w jego kierunku.
Odwróciłam się za siebie. Nie wiem czemu, coś kazało mi to zrobić.
Z tamtej strony biła czerń i pustka. Teraz zrozumiałam...miałam wybór między życiem, a śmiercią.
Mogłam wrócić do Shane'a, albo do rodziny.
-Alice, pamiętaj że jeżeli wybierzesz życie to po prawdziwej śmierci trafisz do Eteru, tam gdzie trafiają wszyscy nadnaturalni. Już nigdy nie zobaczysz, ani nie usłyszysz rodziny-Odezwał się tajemniczy głos.
Spojrzałam w stronę światła. Widziałam zarysy czwórki osób. Mojej rodziny. Stali wpatrzeni we mnie. Po drugiej stronie widziałam Shane'a.
Wzięłam głęboki wdech. Wybrałam.
+++
Otworzyłam oczy i opierając się na łokciach rozejrzałam dookoła.
Były tu setki ciał. Usłyszałam kroki w moją stronę.
-Al?-Uniosłam głowę w stronę znajomego głosu.
-Oli?-Mój głos był słaby.
-Przecież umarłaś...nie rozumiem...-Chłopak złapał się za głowę.
-Moja rodzina...widziałam ich...dostałam drugą szanse...wybór. Mogłam żyć, albo iść do nich...był jeden haczyk...-Streściłam, a do moich oczu napłynęły nowe łzy.
-Jaki haczyk?-Zapytał skołowany.
-Wybrałam życie i...już nigdy nie zobaczę najbliższych.-Zaczęłam płakać.
-Będzie dobrze...wiesz że wygraliśmy? Nie było cię dwa dni. Przyszedłem tutaj zabrać ciała naszych żeby odprawić ich pochówek.-Oliver zmienił temat.
-A co z Shane'em?-Zapytałam, w końcu dla niego żyję.
-Kiedy myśleliśmy że nie wrócisz załamał się...podczas walki wpadł w szał i własnymi szponami rozszarpał dziesiątki łowców. Niestety jeden z nich zabił Lokil'a...oznaczało to tyle że wataha straciła Alpha'ę. Kiedy trochę się uspokoiło musieli wybrać nowego...znaczy...to nie takie łatwe. Ponieważ trzeba odprowadzić rytuał. To prastara magia wskazała nowego przewodnika.
Padło na Shnae'a. Wykazał się nie raz i zdobył tym samym nowe moce. Jest naprawdę potężny.
Mimo tego nie był szczęśliwy. Myślał że już nie wrócisz. Emanuje pustką i czarną magią. Stał się oschły. Wilki podpisały pakt o nieagresji z wampirami, a ja postanowiłem zostać w June-Lake na dużej. Wilkołakom przyda się moja widza i siła...a pro po siły...masz siłę iść?-Zapytał
-Tak...-Pokiwałam głową i wstałam z zimnej podłogi.
Razem ruszyliśmy nad jezioro.
NA MIEJSCU
-Shane...-Zaczął Oliver.
-Czego chcesz?-Zapytał oschle brunet nawet na nas nie patrząc. Siedział na skałce wpatrzony w taflę wody.-Masz ciała?-Dodał.
-Nie, ale znalazłem coś lepszego...-Powiedział krukołak uśmiechając się.
-Co lepszego mogłeś tam znaleźć?-Zaczął niebieskooki.-Nie ma tam niczego lepszego niż pobojowisko pełne tru...pów...-Jego oczy poszerzyły się kiedy mnie zobaczył.-Nie wierzę...-Rzucił cicho.-Żyjesz! Alice ty żyjesz!-Krzyczał uradowany i momentalnie zerwał się podbiegając do mnie abym po kilku sekundach została zamknięta w jego żelaznym uścisku.-Jakim cudem? Przecież Oliver sprawdzał to chyba z dziesięć razy...-Powiedział patrząc mi w oczy.
-Bo umarłam, ale dostałam wybór. Mogłam wrócić i wróciłam...-Przyznałam. Nie chciałam mówić wszystkiego...na pewno kiedyś mu powiem, ale na razie sama nie chcę myśleć o tym że rodziców już nie zobaczę. Najważniejszy teraz jest Shane...
*
I tak oto ta historia dobiega końca!
Dziękuję za te tysiące wyświetleń, za miłe komentarze i nawet kiedy ich nie było to za to że czytaliście i byliście ze mną.
Ehh...powiem tak. Początkowo Ailce miała po prostu umrzeć, ale to zakończenie bardziej mi się podoba.
No to co to chyba tyle...ja się żegnam gdyż raczej nie planuję wrzucać tu jeszcze jakichś postów możecie oczywiście wbijać też do Eski, no a to że kończę tu nie oznacza mojego końca z pisaniem, jednak przenoszę się tutaj
Ehh...powiem tak. Początkowo Ailce miała po prostu umrzeć, ale to zakończenie bardziej mi się podoba.
No to co to chyba tyle...ja się żegnam gdyż raczej nie planuję wrzucać tu jeszcze jakichś postów możecie oczywiście wbijać też do Eski, no a to że kończę tu nie oznacza mojego końca z pisaniem, jednak przenoszę się tutaj