piątek, 25 września 2015

ROZDZIAŁ 58 "Kruk"

Jeszcze szybszym krokiem popędziłam do domu.
Otworzyłam drzwi i wpuściłam psa do środka.
Zerknęłam na zegarek wiszący na ścianie w kuchni.
19:45...chyba będę niedługo iść na to molo...pewnie będzie chłodno...może powinnam wziąć bluzę?
Złapałam więc Granatowy materiał wiszący na wieszaku i narzuciłam go na swój strój.
Jeszcze jedno spojrzenie na zegar...20:00...dobra to idę...w końcu mam jakieś 20 minut na molo, a Oli zawsze, ale to ZAWSZE! Był przed czasem.
Złapałam jeszcze telefon i słuchawki.
Zamknęłam drzwi i po chwili stwierdziłam że dla zabicia czasu...który zajmie mi pokonanie drogi, posłucham muzyki.
To też wyjęłam telefon z kieszeni spodni i włożyłam słuchawki do uszu
Odblokowałam telefon i weszłam w listę piosenek puszczając Freakshow.
Kiwałam głową w rytm piosenki i zastanawiałam się co Oliver ma mi do powiedzenia...
Heh...ciekawe...
A tak swoją drogą...ciekawe jest też to co robi teraz Shane...znaczy...ciekawe dla mnie...
Ale zadzwonić nie zadzwonię, nie wiem gdzie on jest, a przecież nie mogę popsuć planu...a pro po...
muszę się w końcu wziąć za Jeremy'ego...miałam go uwieś i zmusić żeby powiedział mi o...wszystkim...chociaż czy nie powiedział mi już wiele?
Chyba wystarczy żeby pokazał mi swojego "mistrza" i jego kryjówkę...wtedy to już z górki...
Jednak teraz idę spotkać się z przyjacielem.
Jeżeli on ma tajemnice, to czy ktokolwiek nie ma?
Wydawało mi się że znam Oli'ego jak własną kieszeń, a tu jeb!
I słowa "Będziemy musieli pogadać".
Nie lubię gdy ktoś tak mówi...mam...złe wspomnienia związane z tym zdaniem...
W każdym razie!
Chcę wiedzieć o co chodzi bo twierdzę że Oli to mój najbliższy przyjaciel.
Ja...chyba też powinnam mu nieco powiedzieć...
Między innymi to że jestem i za razem nie jestem wilkoła...czką?
Powiedzmy...
Poza tym to że mój chłopak jest wilkołakiem i to że znam łowcę i...i jeszcze kilka rzeczy.
Widziałam już molo...wspomniałam że było ono opuszczone, spróchniałe i zarośnięte trzciną?
Nie wiem...w każdym razie to mówię...
To że było stare i plaża była opuszczona dodawało temu miejscu pewnego...uroku i swego rodzaju tajemniczości.
Oli'ego jeszcze nie było...to było dziwne...
Zerknęłam na zegarek w telefonie, była 20:28, a tak jak wcześniej mówiłam Green zawsze zjawiał się przed czasem.
To było dziwne, ale mimo wszystko weszłam na stare molo i oparłam się o poręcz na końcu.
Słońce właśnie zachodziło.
"Szkoda że nie ma ze mną Shane'a..." Pomyślałam.
Od jeziora wiał chłodny wiatr i poczułam gęsią skórkę na moich nogach.
Naprawdę chciałabym żeby był tu ze mną Shane i...no ogrzał mnie trochę...tu jest tak pusto...może zmieniłby się dla mnie w wilka...
Ciekawe jak to przytulać takiego wielkiego, czarnego stwora...
W sumie jestem z nim dość sporo, a przy mnie przemienił się tylko raz i to nie specjalnie...
Ale tak naprawdę nigdy nie mówiłam że chciałabym obejrzeć go w wilczej formie...
Po...tym wszystkim go o to poproszę...
Wyjęłam słuchawki z uszu zerkając jeszcze raz na wyświetlacz.
20:30.
Oliver powinien tu być już od kilku minut...no nic...poczekam...
Czy raz na Ruski rok nie można się spóźnić?
Raczej można...
Patrząc na fioletowe obłoki i zachodzące za lasem słońce przypomniało mi się moje dawne hobby.
Dawno nie robiłam zdjęć...muszę przyjść tu z moim aparatem cyfrowym i...no i zrobić te fotki.
Usłyszałam kroki za plecami.
Wiedziałam że to Oliver więc się nie odwracałam.
-Sorry za spóźnienie...-Powiedział lekko zdyszanym tonem chłopak.
-Spoko...to co chciałeś mi powiedzieć?-Zapytałam nadal patrząc na słońce.
-Stwierdziłem że łatwiej będzie mi pokazać...tylko błagam! Nie bój się mnie.-Odpowiedział nastolatek
-O czym ty...-Zaczęłam i odwróciłam się.
Jednak widok...tego...skutecznie zatkał mi usta.
Przede mną stał...mój przyjaciel?
Takiego go...nie zapamiętałam...
Postać stojąca na wprost mnie była blada niczym trup, jego stopy przypominały bardziej szpony...to samo było z jego dłońmi.
Z łydek, przedramion i karku wyrastały mu czarne pióra, a z pleców wielkie, krucze skrzydła.
Na gołym brzuchu...tego widniały charakterystyczne blizny.
Zęby, kły, zarówno dolne jak i górne były zaostrzone.
Jednak oczy...one...były straszne...całkiem czarne i...puste...jakby wyżerały dusze i przewiercały się przez moją czaszkę na wylot.
A mimo tego...cierpiały.
A przynajmniej tak wyglądały.
-Oliver...czym jesteś?-Zapytałam spoglądając w przerażające, czarne ślepia
-Krukołakiem...nie boisz się?-Chłopak odbił pytanie
-Czego? Ciebie? Nie ważne czym jesteś, ważne kim. A wiesz kim jesteś? Jesteś moim przyjacielem, a przyjaciela się bać nie będę. Z resztą, ja też muszę ci coś powiedzieć...
-Co takiego?-Wtrącił.
-Jestem na wpół wilkołakiem.-Przyznałam
-Wiedziałam! Wiedziałem że nie należysz do świata śmiertelników...ale czekaj...jak to "na wpół"?-Zapytał czarnopióry.
-Moja krew jest odporna na magię, a kiedyś ugryzł mnie Alpha.-Opowiedziałam w skrócie.
-Aha...a ja tak naprawdę nie mam 16 lat...-Chłopak zmienił temat.
-A ile?-Zapytałam więc
-116.
-CO!?-Krzyknęłam zaskoczona.
-To nic dziwnego w świecie nadprzyrodzonych. Mój ociec jest trzecim w kolejności *stworzenia przez Gaję, był jednym z jej strażników, ale o tym na historii czy wikipedii nie przeczytasz, a moja matka...ona była śmiertelniczką...i nie żyje od...parudziesięciu lat...dla tego nigdy u mnie nie byłaś...nie miałem gdzie cię zaprosić.
Znaczy...miałem dom, po matce, a kasę po ojcu ale...wiesz...miałem...no dla ciebie 14 lat więc...jak to możliwe żeby 14-latek mieszkał sam?-Powiedział chłopak
-Taak...wiesz...sam fakt o...twoim krukołactwie wystraszył mnie mniej niż twój wiek...jak to możliwe że wyglądasz na 16 lat?-Zapytałam
-To...jedna z krukołaczych właściwości...ale schodząc z tematu...czuję że coś wiesz...coś o czym i ja powinienem wiedzieć.-Chłopak pochylił się lekko, pomijając fakt że on z natury jest wysoki to w tej formie miał ponad 2 metry.
-W mieście są łowcy, a ja jestem...zakochana w wilkołaku.-Przyznałam
-Zakochana?-Chłopak jakby posmutniał
-Tak...coś w tym złego?-Odbiłam
-Nie spoko! Ja też jestem zakochany!-Uśmiechnął się ciepło
-W kim!?-Zapytałam dociekliwie.
Może to i dziwne, ale jego rasa mnie nie interesowała.
Kiedy przeżywałam ciężkie chwile on zawsze był przy mnie więc nie mogłabym skreślić go przez pochodzenie.
Szczerze powiedziawszy...wisi mi kto czym jest!
Bo przecież nie wybieramy kim się rodzimy.
Życie to nie gra.
Nie tworzymy postaci od początku kształtując jej wygląd niczym artysta rzeźbiący w glinie.
Mamy wpływ na nasze czyny, ale nie na pochodzenie.
Oli'emu trafiło się ono takie, ale czy to ważne?
-W....eee....ten no....długo by mówić....-Green nerwowo podrapał się po karku
-Oli...ustaliliśmy że nie będziemy mieć przed sobą tajemnic.-Przypomniałam chłopakowi
-Jaa...-Czarnowłosy zamyślił się na chwilę...
-Ja...-Powtórzył
-Oliver, bo ja nie wiem. Masz zamiar mi powie...-Urwałam.
Czarnooki pochylił się i obejmując mnie chłodnymi ramionami wpił się w moje wargi.

Nie wiedziałam co robić!
Odepchnąć go?
A może nie?
Moje myli przypominały jeden wielki popierdolony labirynt narysowany przez psychopatę.
Kocham Shane'a!
Prawda?
Już sama nie wiedziałam co czuję.
A Oli...on...tak dobrze całował...co prawda jego wargi były niczym lud, a przy tym delikatne, natomiast jego zaostrzone zęby przygryzały moją wargę.
Kocham, nie kocham, kocham, nie kocham...agrrrrr!
Nie wiem! Nie wiem kogo kocham! Kocham Shane'a, ale Oli...kocham ich oboje! Pomocy! Proszę niech mnie ktoś zastrzeli!
Kidy chłopak się odkleił spojrzał mi głęboko w oczy.
-Kocham...ciebie, Alice.-Powiedział. Jego czarne oczy zaświeciły się.
Wyczekiwał mojej odpowiedzi...czułam to, a jednak nie miałam pojęcia co i czy powinnam mówić.
-Jaa...-Zaczęłam niepewnie.
-Nie wiem...nie wiem co mam powiedzieć...-Przyznałam
-To po prostu powiedz czy mnie kochasz...-Poprosił Oliver
-...kocham cię...ale...kocham też Shane'a i...i nie wiem co mam robić!-Zbierało mi się na łzy.
-Spokojnie Al, uszanuję twój wybór. Kocham cię i najbardziej w świecie zależy mi na twoim szczęściu. Jeżeli kochasz tego wilkołaka...zrozumiem to.
Jeżeli jednak...wolisz mnie to...to powiedz, a obiecuję trwać przy tobie aż do śmierci!-Krzyknął.
Nie wiedziałam kogo kocham!
Kochałam ich obojga...czułam się...rozerwana.
Chciałam zapaść się pod ziemię i przeczekać tam resztę moich dni.
-Ja...Oli...ja...nie wiem ja....ja...ja muszę iść do domu! Jest po 21 i ciotka pewnie się martwi, a co do tego to ja...muszę to przemyśleć.-Powiedziałam szybko i wyminęłam kruka.
Kiedy odeszłam dość daleko zakryłam twarz dłońmi i zaczęłam płakać. Usiadłam pod jakimś drzewem, a po moich policzkach ciekły łzy.
-Co się stało?-Usłyszałam...kto znowu!?
Podniosłam wzrok aby sprawdzić kto był właścicielem głosu.
*
Okay! Nie mogło zabraknąć wątku miłosnego, a przecież Shane może być zajęty tak? XD
Po tym tygodniu PADAM!!!
Miałam dzisiaj trzy kartkówki pod rząd.
Na szczęście mam najsuper W-F'istę na świecie i pozwolił nam (dziewczynom) nie ćwiczyć.
(W-F był ostatni)
Poza tym to...PRZERWY!
Wiecie wyjmuję słuchawki, puszczam muzyczkę, chwila relaksu...a tu SRU! I każdy ma mi coś do powiedzenia! XD
Nie, nie ma że ciężki test masz z nami gadać bo foch! XD
A jak zachowasz ciszę na więcej niż 5 sekund to dostaniesz ochrzan.
A potem wielkie zdziwienie że jetem socjopatą XD
Lubię mieć przyjaciół no, ale ludzie zwierzęta! Bez przesady!
No nic...jeszcze nie ma 20, ale wali mnie to idę spać, dobranoc. Przepraszam za ewentualne błędy lecz ja i tak ich nie znajdę.
Jeżeli coś się wam rzuci w oczy (mówię o ortografii) to piszcie, poprawię.
No i...coś jeszcze...a tak!
*stworzenia przez Gaję - Gaja, boginii, pewnie kojarzycie czytałam, gdzieś kiedyś że wikokłaki, itp. były strażnikami Gaji to macie...ojciec Oli'ego był pierworodnym Krukołakiem. YAY!
No ok, to tyle...trzymajcie się!

niedziela, 20 września 2015

ROZDZIAŁ 57 "Kolejne Tajemnice?"

PERSPEKTYWA ALICE

Ehh...kocham Shane'a, ale wyczucia czasu to on nie ma za grosz.
A już spałam!
No okey to jeszcze raz...
Zamknęłam oczy i skupiłam się na ŚNIE!
Muszę spać, żeby rano wstać i móc iść nad jezioro.
Nie chcę zaspać...
Alice! Nie myśl bo nie zaśniesz!
Dlaczego świat jest taki dziwny?
Czemu jak skupiam się na tym żeby zasnąć to nie mogę zasnąć?
Bez sensu!
Czy tylko ja tak mam?
Nie pewnie nie...
Tylko jak to działa?
Nie ogarniam!
Dobra! Starczy tego!
Alice, śpij!
Nie no nie zasnę...
No nieeeee!
Shane no! Musiałeś dzwonić?
Znaczy...fajnie że dzwonisz, bo cię kocham, ale żeby mnie tak wybudzać?
W ogóle to z kim ja teraz gadam?
No przecież że mnie Shane nie słyszy.
Ojej chyba jednak jestem chora psychicznie...
Spać! Alice! Spaaaaaaać!!!
Nie, nie mogę...
Dobra to pomyślę...o czym tylko....ahhh...
Poprawiłam swoją pozycję na łóżku po czym zasnęłam.

RANO
W DRODZE NAD JEZIORO

Szłam sobie ścieżką w stronę mola.
To tam miałam spotkać się z Oliverem.
Na moim ramieniu wisiała torba, którą przez przez przypadek rano znalazłam.
W środku spoczywał mój ręcznik, bluza, dwie butelki wody i parę dolarów.
Ubrana byłam...nie typowo jak na mnie, bo na moich nogach nie było glanów.
Ich miejsce zastąpiły ćwiekowane trampki.
Na moim tyłku znajdowały się krótkie spodenki, a koszulka...zwykła, biała z nadrukiem czaszki.

Pod ubraniami miałam swój strój kąpielowy.
Był on jednoczęściowy,a to dla tego że nie mam ochoty chwalić się swoimi bliznami.
Ostatnio przeglądając się w lutrze stwierdziłam że nie jest ich tak wiele.
Znajdują się głównie w okolicy bioder i jest ich...z 10...góra 15.
Mimo wszystko nie każdy nad jeziorem musi wiedzieć o moich problemach z przeszłości.
Zmieniając temat...mieszkanie w June-Lake...nie jet takie złe.
Wszędzie mam blisko i mam tu spore i malownicze jezioro...chociaż w L.A. miałam słynną Kalifornijską plażę...coś za coś.
Zbliżałam się do miejsca spotkania.
Widziałam już molo, a na nim Oli'ego.
Chłopak stał w kąpielówkach.
Szczerze powiedziawszy widziałam go już bez koszulki, ale...zapomniałam jak bez niej wygląda.
Podeszłam do chłopaka od tyłu z zamiarem wystraszenia go, jednak ten w ostatniej chwili odwrócił się do mnie.
-No ile można czekać!?-Chłopak wystrzelił rękoma w górę.-W każdym razie przebieraj się bo ja już chcę do woooodyyyy!-Dodał nastolatek tonem małego dziecka.
-No już, już...w ogóle to bardzo miłe powitanie.-Przewróciłam oczami i zaczęłam rozpinać rozporek.
-Czy ty masz bliznę?-Zapytałam przejeżdżając palcem po długiej linii na brzuchu chłopaka.
Poza tą na jego torsie była jeszcze jedna.
Równoległa do pierwszej oraz cztery, krótkie wyglądające jakby podrapał go jakiś zwierz, widniejące na jego klatce piersiowej.
-Noo...tak.-Odpowiedział brunet
-A co ci się stało?-Zapytałam
-No...długa...a właściwie długie historie...opowiem ci innym razem.-Stwierdził Czarnooki
-Jak wolisz...-Wzruszyłam ramionami i ściągnęłam koszulkę (Żeby nie było niedociągnięć, ALCE MIAŁA KOSTIUM POD UBRANIAMI!!! Dziękuję).-Ale masz mi kiedyś opowiedzieć.-Stwierdziłam i wrzuciłam ciuchy do torby.
-Idę sobie rozłożyć ręcznik.-Dodałam.
Nigdy nie lubiłam paradować w kostiumie, ale nago tym bardziej nie będę chodzić.
Stanęłam na plaży i rozłożyłam ręcznik, po czym na nim usiadłam.
-Będziesz tak siedzieć?-Słońce zasłonił mi Oli
-A co mam robić nad jeziorem?-Odbiłam pytanie
-No wiesz proponuję pływanie.-Powiedział Green
-Nie dzięki, ale ty możesz iść.-Uśmiechnęłam się
Chłopak przewrócił oczami po czym ruszył na molo.
Wyjęłam z torby książkę i słuchawki.
Spojrzałam jeszcze na Oli'ego.
Chłopak stał na końcu drewnianej konstrukcji po czym podskoczył, zrobił salto i wpadł do wody.
Cały Oli...
Otworzyłam książkę i zaczęłam czytać.
Nie wiem jaki miała tytuł.
Leżała sobie na komodzie i miała ładną okładkę...to wzięłam.
Włożyłam słuchawki do uszu i zapuściłam sobie muzykę.
No to co? Lecimy z tym czytaniem...
"Tę książkę dedykuję mojemu zmarłemu przyjacielowi, Davidowi, który za życia opowiedział mi mnóstwo ciekawych historii, to właśnie je umieściłem w tej książce.
David był nieco stuknięty, a za razem wiarygodny.
Nie zmienia to faktu że historie tu zapisane nie mają racji bytu.
Mimo tego, David, spoczywaj w spokoju przyjacielu."
Dedykacja dla zmarłego? No spoko...
"Historia 1 "Błysk srebra"
Młody człowiek w wieku nie więcej niż 20 lat, przechadzał się nocą po uliczkach na obrzeżach Nowego York'u.
Po jego lewej stronie znajdował się las.
Mężczyzna spojrzał w głąb zarośniętego terenu.
Coś błysnęło w oddali.
Blondyn zaciekawiony niewyjaśnionym blaskiem wszedł do lasu.
Szedł wgłąb wymijając pokrzywy i krzaki cierniowe.
Kiedy doszedł do miejsca błysku dostrzegł mnóstwo pór nienaturalnej wielkości.
Były one czarne, niczym krucze pióra.
Można by powiedzieć że należały one do owej odmiany ptaków, ale musiałyby one być wielce zmutowane!
Człowiek rozejrzał się dookoła.
Dostrzegł jeszcze jeden srebrny błysk, a chwilę potem przeszył go olbrzymi ból.
Miodowooki spuścił wzrok.
Jego buch był na wylot przebity wielkim szponem.
Mężczyzna dotknął rany z której wypływało mnóstwo krwi, a zaraz potem osunął się na ziemie..."
-AAA!-Pisnęłam kiedy poczułam zimne ręce na mojej skórze.
Wypuściłam z rąk książkę, a z uszu wyleciały mi słuchawki.
Zorientowałam się że to mokry Oliver wziął mnie na ręce.
-Czy mogę wiedzieć co ty ogarniasz?-Zapytałam chłopaka.
Zimna woda kapała na mnie z jego czarnych jak smoła kosmyków.
Czy jego oczy nie ściemniały? Ehh...to mało ważne.
-No jak to co? Bawię się z przyjaciółką.-Zaśmiał się brunet
-No w ciul śmieszne! Odstaw mnie bo jesteś zimny i mokry.-Powiedziałam
-Coś mi się nie wydaje żebym miał cię odstawić...-Czarnooki uśmiechnął się łobuzersko i ruszył do wody.
-Ani mi się waż!-Krzyknęłam kiedy chłopak przyśpieszył kroku
-Przecież po coś masz ten kostium.-Odpowiedział Green trzymając mnie mocno i ignorując moje szarpanie
-Gregory! Zabiję cię!-Krzyknęłam kiedy nastolatek był już po kolana w wodzie.
-No to teraz sobie nagrabiłaś Storm.-Powiedział brunet po czym dosłownie wbiegł głębiej.
Woda sięgała mu do pasa...I BYŁA ZIIIIMNAAA!
Chłopak wypuścił mnie przez co wpadłam do lodowatej cieczy.
Odbiłam się od dna i stanęłam na nogach...kolejny wielkolud!
Podczas kiedy jemu woda sięgała do pasa, ja byłam zanurzona aż do biustu.
-Oliver zabiję cię!-Krzyknęłam jeszcze raz i ochlapałam chłopaka wodą, a on ochlapał mnie.
"Biliśmy" się na wodę parę minut, wtedy jednak przerwał Oli...
-Dobra już...-Powiedział-To złoto?-Wskazał na mój nadgarstek.
-Tak, a co?-Zapytałam dotykając bransoletki od Shane'a.
-Nie lubię złota...wolę srebro...schowasz do torby...? Proszę...-Odpowiedział czarnowłosy błagalnym tonem.
-Heh...niech ci będzie...-Rzuciłam. Nigdy nie ogarniałam Oli'ego...
On od zawsze nie lubił złota...no cóż, każdy ma inny gust, prawda?
Mi się podobają złote wstawki, a jemu nie.
Trudno!
Pamiętam jak w szkole miałam bransoletkę po babci.
Była złota i miała wygrawerowany napis "Kochanej Alice".
Dostałam ją na urodziny...gdzieś w przeprowadzce mi się zawieruszyła, a szkoda...wracając,
Lulu bardzo się ona podobała.
Wtedy przyszedł spóźniony Oliver.
Przywitałam się z chłopakiem.
"To jest złoto?"Zapytał.
No więc odpowiedziałam że tak i to czyste.
Chłopak pobladł...naprawdę dziwna była ta reakcja, ale może to przez nierówno oświetlony szkolny korytarz...pewnie tak.
Czarnooki nie podchodził do mnie do W-F'u na który zdjęłam ozdobę.
Zapytałam więc czemu, a on odpowiedział że nie znosi złota.
Chyba ma alergię czy coś...wiem bo zdziwiona wygooglałam w internecie że istnieje coś takiego jak alergia na złoto...zapewne Oli ma właśnie to
Mimo wszystko Green to mój najlepszy przyjaciel, niech więc mu będzie!
Schowałam biżuterię do torby ówcześnie sprawdzając stan księżyca na tę noc.
Pełnia dopiero jutro.
Grzebiąc w torbie złapałam jeszcze telefon i spostrzegłam SMS'a od Kate.
-Nicole wylatuje :< -Kate, 12:35
-Nicole? To ta taka co ma włosy takie jak ja i chodzi z takim jednym kolegą Shane'a?-Ja, 12:56
Taa...prawie napisałam "i chodzi z tym betą z watahy Shane'a?"*
Dobrze że tego nie zrobiłam...
-Tak, ta, tylko że ona już nie jest rudzielcem, lisie.-Kate, 12:58
-Lisie? XD Nie jest? Wiesz ostatnio widziałam ją w rudych...no nic. Ja wracam do Oli'ego-Ja, 13:00
-Oli?-Kate, 13:01
-Przyjaciel z L.A.-Ja, 13:02
Zakończywszy rozmowę z koleżanką wróciłam do przyjaciela
-Co robimy?-Zapytałam
-Nie wiem...chodźmy na molo.-Rzucił nastolatek
-Okey...-Zgodziłam się i weszłam wraz z brunetem na drewnianą konstrukcję.
Doszliśmy na jej koniec gdzie oparłam się o wątpliwej solidności barierkę.
-Będziemy musieli pogadać...-Powiedział Oli
-To mów, słucham cię.-Uśmiechnęłam się
-Nie, nie tak...wieczorem...i...pewnie mnie znienawidzisz...-Posmutniał czarnooki
-Znienawidzić!? Ciebie!? Za co!?-Zapytałam
-Za...za wiele rzeczy...-Odpowiedział chłopak.-Naprawdę nie wiem czy powinienem, ale przecież przyjaciele nie mają tajemnic, prawda?-Green spojrzał na mnie.
-Tak...-Odpowiedziałam niepewnie... "Przyjaciele nie mają przed sobą tajemnic..." Też muszę mu co nieco opowiedzieć...
-Więc...o 20:30 tutaj?-Zapytał
-Pewnie...-Rzuciłam...czekaj! Wróć! Cofnij! Oli coś przede mną ukrywa!?
A ja zawsze...zawsze myślałam że był w 100% szczery...
W każdym razie...dziś dowiem się co było taką tajemnicą...
Dziś się dowiem...
-A co robimy teraz?-Zapytałam
-Ja muszę pomyśleć...-Przyznał czarnooki
-No okey...to widzimy się wieczorem...-Powiedziałam
-No tak...-Przytaknął chłopak
-To ja się zwijam...pa-Pomachałam mu siląc się na uśmiech.
Podeszłam do mojej torby i ubrałam ciuchy na kostuim...będą mokre, ale co mnie to? Przecież wyschną.
Schowałam do niej też ręcznik i zapięłam.
Zarzuciłam torbę na ramię i zerknęłam jeszcze na Oli'ego...
Chłopak stał na molu i palił...czyli się denerwuje...zawsze tak było.
Zazwyczaj kiedy widziałam go z papierosem w ustach pytałam "Co się stało?", ale teraz...teraz nie wiedziałam za bardzo co robić.
Poprawiłam torbę, która sunęła mi się z ramienia.
Westchnęłam i ruszyłam przed siebie.
Może powinnam zająć się Rocky'm?
Ostatnio to ciocia się nim zajmuję więc...
Wyjdę z nim na spacer...oby tym razem nie znalazł ducha aka wróżby.

POD DOMEM

Otworzyłam sobie drzwi i weszłam do środka.
Usłyszałam stukanie łap w panele, a chwilę potem dostrzegłam kundla
-Hej Rocky!-Zawołałam-Chodź mordo! Idziemy na spacer!-Dodałam łapiąc smycz i obrożę psa.
Założyłam psu wyżej wymienione rzeczy i wyszłam z powrotem z domu.
Stwierdziłam że dam się poprowadzić psu.
Szliśmy dróżką przy lesie kiedy nagle pies skręcił i wszedł do owego lasu.
"Jak w tej książce..."Przeleciało mi przez głowę...
Chociaż...chociaż nie.
Tam jeszcze było srebro...
Właśnie zdałam sobie sprawę z tego że jestem w zupełnie innej części lasu niż zazwyczaj.
W sumie to nigdy tu nie byłam...
Wolałabym się nie zgubić...
Pomyślałam i pociągnęłam psa w stronę "wyjścia", ale...już go nie widziałam...teoretycznie jeżeli pójdę przed siebie to powinnam wyjść, prawda?
Nie wiem!
June-Lake jest pojebane!
telefon!
Gdzie...G...Gdzie on? No nie! Musi tu być! Musi po prostu musi!
Zaczęłam panikować
-Gdzie telefon? G...gdzie on jest?-No nie! Zostawiłam go w torbie.
Kurwa!
Dobra, muszę iść w tę z której przyszłam...ale...z której ja...?
Po moim policzku poleciała łza.
Nie żebym bała się lasu, po tym co mnie spotkało to nie...ja...boję się tego co może tu żyć i wychodzić po zmroku...
Opadłam na ściółkę płacząc nadal, może Shane wyczuje moje łzy i...i tu przyjdzie?
Rocky podszedł do mnie i zaczął mnie lizać próbując pocieszyć.
-Przepraszam...emm...nic pani nie jest?-Usłyszałam męski głos i podniosłam wzrok.
Był to ten białowłosy chłopak...ten od wróżki...
-A...Alice, tak?-Zapytał-Mogę mówić ci po imieniu? Chyba jesteśmy w podobnym wieku...-Dodał
-Możesz pod warunkiem że pokażesz mi jak z tond wyjść.-Powiedziałam
-Pewnie! A co zgubiłaś się?
-W pewnym sensie...-Rzuciłam wstając.
-Dobra no to chodź...tak swoją drogą nazywam się Key.-Powiedział chłopak podając mi rękę.
Złapałam ją, była...lodowata...to może on jednak jest tym albinosem i ma złe krążenie...
Nie wiem.
Podniosłam się z ziemi i wraz z psem ruszyliśmy za chłopakiem.
Szybko dotarłam do ścieżki.
Myślałam że zaraz spalę się ze wstydu za tę moją panikę...
Jak ja tak mogłam się rozkleić?
Przecież tyle czasu spędzam z nadprzyrodzonymi, a boję się zgubić w lesie...głupia! Głupia ja!
-No to tego...ja...emm...będę się...zbierać do domu.-Powiedziałam, szarpnęłam Rocky'ego i szybkim krokiem ruszyłam do domu...dziwnie czułam się przy Kay'u...no...jest taki blady i zimny i co on robił w lesie?
Nie wiem...
Możne na spacer poszedł...
Tak...Alice dość! Zawsze jak powtarzasz sobie "Tak, pewnie tak" To tak nie jest!
Na pewno nie był na spacerze tylko co on tam robił!?
Nie wiem...
Jeszcze szybszym krokiem popędziłam do domu.
*
Dobra, wybaczcie za tę przerwę, ale...a z resztą...prawda jest taka że jestem leniem i zamiast pisać grałam w gry...wybaczycie?
Mam nadzieję bo mimo wszystko zależy mi na was <3
(myśli "Taaa...to teraz błagaj o przebaczenie!")
Naprawdę przepraszam, postaram się poprawić...
W każdym racie...jeszcze więcej sekretów i to ze stromy Oli'ego, którego Alice zna jak własną kieszeń!
A...przynajmniej tak się jej wydawało...

niedziela, 13 września 2015

ROZDZIAŁ 56 "Oli"

Skąd ta kobieta może to wiedzieć...a jeżeli ma rację? To że czeka mnie wojna to wiem, ale...ale...ja...ja miałam żyć normalnie! Agrh! Pierdolę! Ona nic nie może wiedzieć!
Złapałam telefon.
Chciałam zadzwonić do Shane'a, ale...nie wiedziałam gdzie jest, a nie mogłam go wkopać.
Byłam zła, smutna i zagubiona.
Nie wiedziałam komu mogę się wyżalić. Nie miałam nikogo obok siebie.
Nagle urządzenie w mojej ręce zaczęło dzwonić...zaskoczyło mnie to.
-Oli?-Zapytałam cicho i bez wahania odebrałam połączenie
-H...halo?-Zaczęłam
-Alice!-Usłyszałam krzyk w słuchawce
-H...hej Oliver...-Przywitałam się niepewnie.
-Co u ciebie?-Zapytał chłopak
-ok...albo nie! Nie ok! Wszystko jest do dupy!-Krzyknęłam
-Co się stało?-Zapytał chłopak
-Długa historia i...i pewnie uznałbyś mnie za wariatkę.-Stwierdziłam
-Nie uznam cię za wariatkę...a z resztą jutro mi wszystko opowiesz.-Powiedział chłopak
-Jutro?-Zdziwiłam się.
-Obiecałem przecież że przyjadę jak najwcześniej.-Odpowiedział ciepło.
-Oli, nie wiem jak ci dziękować! Właśnie tego potrzebuję! Rozmowa z przyjacielem!-Mówiłam uśmiechając się.
-No widzisz ma się to wyczucie. Przyjdziesz po mnie na peron?-Zakończył pytaniem
-Jasne! O której będziesz?-Odbiłam
-Trochę po 6.-Powiedział przyjaciel.
-Na pewno będę.-Zaręczyłam
-No to do jutra. Wiesz jest już 23:48, wyśpij się.
-Ok, ok i...jeszcze raz dzięki.-Powiedziałam i rozłączyłam się
Wprost nie mogę w to uwierzyć! Mój Oli do mnie przyjedzie!
Podekscytowana i w sto razy lepszym humorze popędziłam do łazienki wziąć prysznic.
Zamknęłam drzwi i zrzuciłam z siebie ciuchy.
Śmiałam się, tańczyłam i skakałam jak szalona.
Wszystkie troski zniknęły jak za dotknięciem magicznej różdżki!
Uśmiech nie schodził mi z ust.
Weszłam do kabiny i wyregulowałam wodę.
Podśpiewując piosenki namydliłam ciało i zmoczyłam włosy które umyłam szamponem, a potem spłukałam z siebie i z włosów całą pianę.
Nadal się śmiałam i nawet piana w oku nie popsuła mi humoru.
Czysta wytarłam się mięciutkim ręcznikiem i skocznym krokiem wróciłam do pokoju.
Ubrałam cokolwiek, nastawiłam budzik i uśmiechnięta poszłam spać.
Znowu nie śniło mi się nic...tym razem bez żadnych przerywników.
Po prostu...nic.
To nawet lepiej...
Usłyszałam painkiller i otworzyłam oczy.
Wyłączyłam dzwoniący telefon i usiadłam na materacu.
Przetarłam oczy.
Była dopiero 5 rano, ale przecież musiałam iść na peron.
Wstałam i podeszłam do szafy.
Pod nosem nuciłam jakąś piosenkę, ale nie mam pojęcia jaką...
Wygrzebałam z szafy ciuchy, które idealnie nadają się na spotkanie z Olim.
Ubrałam się i wstąpiłam do łazienki w celu umycia zębów i ułożenia włosów.
Sprawdziłam godzinę.
Była 5:39, a na peron mam...nie wiem ile...wezmę taxi...
Zanim wyszłam z pokoju, zapięłam na ręce bransoletkę od Shane.
Złapałam jeszcze kilka dolców leżących na komodzie w przedpokoju i wyszłam z mieszkania.
Ku mojemu zaskoczeniu było strasznie zimno...ekhem! Jest wcześnie! Alice myśl!
Zganiłam się.
W tym momencie dostrzegłam postój taksówek.
Wsiadłam więc do pierwszej i przywitałam się z kierowcą.
Był to mężczyzna, około 30...30 paru lat.
-Na peron poproszę.-Powiedziałam, a już po chwili ruszyłam z miejsca.

NA MIEJSCU

Zapłaciłam odpowiednią sumę i wysiadłam.
Zerknęłam na zegarek w telefonie...5:57.
To już zaraz!
Cieszyłam się.
Usiadłam na ławce i wypatrywałam pociągu.
Ohh...Oliver! Nawet nie wiesz jak tęskniłam!
Dostrzegłam transport i zerwałam się podbiegając trochę i wypatrując chłopaka.
Hmmm...nie powinno to być trudne...znaleźć nastolatka z wygolonym bokiem i w glanach...
Rozglądałam się cały czas.
Drzwi otworzyły się i zaczęli wysiadać pasażerowie.
To tylko June-Lake więc tak jak myślałam wysiadły trzy osoby...a w tym Oliver Gregory Green!
-Oli!-Wrzasnęłam widząc chłopaka i ignorując jego bagaż rzuciłam mu się na szyję.
-Ali!-Brunet odwzajemnił mój uścisk.
-Tęskniłam...-Przyznałam
-A ja to nie?-Zapytał ironicznie
Uśmiechnęłam się szeroko i znów zarzuciłam ręce na kark chłopaka.
-Ał!-Usłyszałam
-Co jest?-Zapytałam więc.
Chłopak spojrzał na mój nadgarstek.
-Twoja bransoletka wplątała mi się we włosy.-Wskazał na prezent od Shane'a
-Aha...to sorry, idziemy?-Zapytałam
-Tak, tak...mam zarezerwowany hotel i spoko-Przyznał szarooki.
-No to super...to chodźmy. Tam jest postój taksówek. Pojedziemy do hotelu, zameldujesz się i...możemy gdzieś iść...jeżeli chcesz.-Mówiłam
-Pewnie że chcę! Musisz mnie nieco oprowadzić.-Uśmiechnął się brunet
-Z przyjemnością!-Krzyknęłam.
Doszliśmy do postoju i wsiedliśmy do auta...

W HOTELU

Oli dostał kluczyki i zostawił torby w pokoju.
-To gdzie idziemy?-Zapytał chłopak
-Hmm...może...eee...nie wiem...a jesteś głodny?-Odbiłam pytanie
-No zjadłbym coś...-Przyznał brunet
-No to chodźmy! Zam taką kawiarnię...tam dorabia moja koleżanka. Przy okazji cię przedstawię.-Zaproponowałam
-No spoko.-Stwierdził chłopak i już po chwili staliśmy przed hotelem.
-Proponuję autobus...ja mam migawkę, a co do ciebie...
-Soko też mam. Przecież działa w całej Kalifornii, a to jednak nadal ten stan.-Powiedział chłopak
-Aha, no to spoko...chociaż wiesz co? Tam jest dość blisko...chodźmy na piechotę. Opowiesz mi co w L.A...-Pomyślałam na głos.
-Okay! No to chodźmy!
Tak jak ustaliliśmy szliśmy na piechotę i co chwilę wybuchaliśmy głośnym śmiechem.
Oliver opowiedział mi kompletnie wszystko!
-O! Albo wyobraź sobie szkolny bal!-Zawołał
-No...-Rzuciłam
-No to wiesz, grzeczna zabawa i w ogóle z tym że...muzyka. No po prostu z Lul nie mogliśmy wytrzymać!
No to jak można przyjść bez telefonu i wspaniałej playlisty?
Wziąłem kabelek USB i jak DJ nie patrzył podpiąłem telefon do konsolki i puściłem Manson'a. Miny ludzi - bezcenne!-Zaśmiał się chłopak.
-Coś w stylu "Co to kurwa?"?-Zapytałam
-Dokładnie!-Krzyknął chłopak
-A pro po co u Lulu?-Znów zapytałam
-A wiesz...po staremu. Też chciała jechać, ale po tym co się stało rodzice jej nie pozwolili...-Opowiedział chłopak
-A co się stało?
-Jak to co? No się zakochała w Matt'cie, przespali się, a jak jej starzy się dowiedzieli to wiesz chyba...oni go nigdy nie lubili...-Powiedział Oli
-Poważnie? To musiała być niezłą awantura...a gadałeś o tym z Mattem?-Czuję się jak dziecko które o wszystko pyta...
-Tak, on naprawdę coś do niej czuje...zakazana miłość. Współczuję im. Lul ma szlaban na całe wakacje...chociaż wiadomo że i tak zwieje...-Ciemnooki nadal opowiadał.
-Na pewno...w każdym razie, jesteśmy na miejscu.-Uśmiechnęłam się wskazując na kawiarenkę.
-No to super.-Chłopak również się uśmiechnął.
Weszliśmy do małego kawowego budynku i usiedliśmy przy stoliku pod oknem.
-Hejo Alice!-Usłyszałam Kirę
-Siemanko!-Odkrzyknęłam
-Oli to Kira, moja koleżanka ze szkoły, Kira to Oliver mój przyjaciel z L.A.-Przedstawiłam ich sobie
-Hej.-Rzucił chłopak
-Cześć.-Odpowiedziała Kira-Co wam podać?-Zapytała po chwili blondynka
-Mi tylko coś do picia...może być...eee...mrożona kawa.-Stwierdziłam
-A mi...a co polecasz?-Zapytał czarno włosy.
-Ciastka z czekoladą są dobre...-Powiedziała szarooka
-No to poproszę.-Uśmiechnął się Oli.
-Spoks.-Rzuciła nastolatka i po chwili poszła za ladę po nasze zamówienia.
Natomiast ja i Green wróciliśmy do rozmowy.
-Ja ci opowiedziałem co w L.A, teraz ty powiedz co się działo tutaj.-Poprosił chłopak
-A no...też miałam bal...nic niezwykłego...miałam chłopaka, obecnie...obecnie nie mam...mam w pewnym sensie konflikt z barmanem i znam parę...dziwnych osób.-Opowiedziałam w skrócie.
-Czyli jednym słowem nie nudzi ci się...
-Na nudy nie narzekam. Pomimo faktu jak wielkie jest to zadupie to jednak jest ciekawie.-Uśmiechnęłam się lekko.
-No tak, ale miałaś mówić co się stało...-Przypomniał czarnooki.
-No wiem...więc...eemm...nie wiem czy powinnam...-Posmutniałam lekko
-Al...jeżeli myślisz że naprawdę stwierdzę że jesteś psychicznie chora to...chyba naprawdę jesteś.
Wiele widziałem, wiele słyszałem.-Uśmiechnął się ciepło
-To chyba naprawdę nie wiesz co chcę powiedzieć...
-Słowo klucz! "Chcę"! Jak chcesz to mów.-Przerwał mi
-Gregory...-Użyłam jego drugiego imienia
-Ej!-Krzyknął-Ile razy mam powtarzać? Nie nazywaj mnie tak...-Westchnął, a ja się zaśmiałam
-Wasz...ee...śniadania?-Podeszła Kira stawiając na stoliku kawę i ciastka
-No powiedzmy...to ile będzie?-Zapytałam grzebiąc w kieszeni aby zapłacić
-Za kawę 4$, a za ciastka 6,50$-Powiedziała blondynka, a my zapłaciliśmy.
-Dzięki.-Rzuciła szarooka biorąc pieniądze i wracając za ladę.
-Wracając...powiesz mi?-Zapytał Oli
-Sama nie wiem...-Chyba nie powinnam...
-Jeżeli to sekret to wiesz że nikomu nic nie powiem.
-Wiem...hmm...ale...nie uwierzysz mi.-Stwierdziłam. W końcu kto o zdrowych zmysłach uwierzy w wilkołaki? Nikt!
-Skoro mi nie powiesz to nie wiem czy uwierzę...-Chłopak oparł podbródek na ręce i wziął gryza ciastka.
-To się nie dowiesz...nie teraz.-Odpowiedziałam
-Ale kiedyś na pewno...jakie to dobre!-Jak miło z jego strony że zmienił temat.
Uśmiechnęłam się i sama wzięłam łyka kawy, która swoją drogą też była pyszna.
Po śniadaniu pożegnaliśmy się z Kirą i stwierdziłam że trochę oprowadzę chłopaka po mieście.
Najpierw poszliśmy pod moją szkołę, potem do parku gdzie kiedyś znalazłam Anabell...o czym mu nie powiedziałam...
Potem udaliśmy się nad jezioro.
Oliver chciał pływać, ale nie miał na sobie kąpielówek.
Umówiłam się z nim że jutro popływamy.
Było już po 20.
Green odprowadził mnie pod same drzwi.
Chciał przy okazji zobaczyć gdzie mieszkam i zobaczył.
Dostrzegła go ciotka i zamienili kilka słów...ona od zawsze twierdziła że Oli to dobry chłopak...nie dziwię się jej, bo to prawda.
Pożegnałam się z chłopakiem, a on poszedł do domu.
Poszłam do swojego pokoju.
Usiadłam na łóżku i pomyślałam chwilę...
Oli do mnie przyjechał...czy teraz będzie dobrze?
Czy powinnam mu powiedzieć jutro o...wszystkim?
Nie wiem...
Cicho westchnęłam...no nic...chyba pora iść spać...pomyślałam.

PERSPEKTYWA SHANE'A

Telefon miałem zaspamowany wiadomościami od tej pustej blondi...kurwa no! Zabiję jak spotkam!
Przeczesałem włosy palcami i wróciłem do swojej warty.
Z racji tego że po lesie grasują łowcy, musimy siedzieć na wartach.
W oddali, na drzewie dostrzegłem błysk srebra, które raziło mnie w oczy...To nie był łowca bo po chwili zwiał...krukołak*? Super! Do pełnej kolekcji* brakuje mi coraz mniej!
Ehh...w tym June-Lake wszystko się osiedla...
Telefon znów mi zagwizdał.
-No kurwa! No!-Wybuchnąłem i wyjąłem urządzenie.
Odblokowałem wyświetlacz.
-Spotykamy się jutro?-Pusta blondi, 22:45
-NIE!!!-Ja,22:45
Kiedy ta idiotka zrozumie że nie mam ochoty z nią kręcić!?
Niech skończy się narzucać do cholery!
Grr...naprawdę, rozszarpię ją.
Wezmę za ramiona i rozerwę jej skórę, pozrywam ścięgna i połamie kości do hu...dobra Shane, spokój...łatwo mówić...nie sorry...łatwo myśleć...chociaż jak tak patrzę na ten spam to widzę że niektórym sprawia to problem...ehh...szkoda słów.
Oparłem się o ścianę...ciekawe co u Alice...
Znów spojrzałem na telefon...nie dzwoni i nie pisze...może powinienem się do niej odezwać...?
Przyłożyłem palec do ekranu...dzwonić? hmm...a może śpi? Nie wiem...w każdym razie stęskniłem się...dzwonię!
Kliknąłem "zadzwoń" i przyłożyłem telefon do ucha.
Pierwszy sygnał, drugi syg...
-Hej Shane...co jest?-Zaczęła nastolatka zaspanym głosem
-Zmęczona?-Zapytałem
-A żebyś wiedział, Oli mnie dzisiaj tak wyyyyyymęęęęęczyyyyyyyyyyył!-Krzyknęła czerwono włosa
-"Oli"?-Zapytałem zdezorientowany
-"wymęczył"?-Dodałem
-Oli to mój przyjaciel z L.A także bez stresu, a tak swoją drogą to tęsknie za tobą...-Usłyszałem smutek w głosie dziewczyny
-Też tęsknie...ale obiecuję że to już długo nie potrwa...w każdym razie...jakieś ślady?-Zakończyłem pytaniem
-Wiem kim jest łowca.-Odpowiedziała niebieskooka
-Kto!?-Zapytałem, czyżbyśmy byli na dobrej drodze!?
-Jeremy, barman w klubie niedaleko June-Lake...wiesz co? Na razie nic mu nie róbcie mam pewien plan, ale musisz uzbroić się w cierpliwość i lepiej zaraź się znieczulicą.-Poradziła
-Okey, a ma powiedzieć Lokil'owi o postępach?-Wolałem się upewnić jakie jest jej stanowisko w tej sprawie
-Możesz, ale to ty go lepiej znasz więc ty zdecyduj. Na razie nie możecie go atakować.-Stwierdziła nastolatka
-Okay.-Przytaknąłem
-Dobra, to ja idę spać. Dobranoc!-Zakończyła
-No, dobranoc.-Powiedziałem i rozłączyłem się
-Zmiana.-Podeszła do mnie Malia klepiąc mnie w ramię.
-Spoko.-Rzuciłem i ruszyłem do siebie
-Poczekaj! Jakieś info o łowcach?-Zatrzymała mnie niebiesko włosa
-Tylko przypuszczenia.-Nagiąłem prawdę i wszedłem do domu.
*
No to tak, miałam tu wstawić jeszcze obrazek, ale jeszcze nie mogę...jeszcze, jeszcze, jeszcze...za dużo razy używam tego słowa...
No nic, wracając...
Słownik!
*krukołaki - W skrócie ludzie zmieniający się w kruko podobne istoty...złoto działa na nie jak srebro na wilkołaki, a owe srebro nic mi nie robi, wręcz przeciwnie! Mają do niego słabość.
Są to bystre, szybkie, inteligentne, zabójcze i gadatliwe, a przy tym delikatne istoty.
*Do pełnej kolekcji - Po prostu Shane zlicza sobie istoty zasiedlające June-Lake i te które miał okazję spotkać.
No dobra chyba wyjątkowo nie mam o czym pisać w tym podsumowaniu...no to ja się żegnam!

wtorek, 8 września 2015

ROZDZIAŁ 55 "Wszystko z perspektywy łowcy i wróżbitka"

Spojrzałam pod kołdrę.
Uff...jestem ubrana, ale...sam fakt że śpię z nim jest dziwny...
Niezręcznie...oj niezręcznie...
Dobrze, przynajmniej że do niczego nie doszło...ale...co ja wczoraj robiłam!?
Pomyślmy...
Poszłam na imprezę razem z Kate i Kirą...piłam...dużo...
hmm...potem...potem przyszedł Jeremy!
I tańczyłam z nim.
Następnie...umm...eee...poszliśmy do niego, piliśmy i...i...i dalej urwał mi się film.
Może potem sobie przypomnę...no cóż myślenie z takim bólem głowy to zły pomysł.
Oparłam się na łokciach siadając i cicho westchnęłam przez towarzyszący mi kac.
Zerknęłam na bruneta śpiącego obok.
Chciałam sprawdzić czy nadal śpi.
Na szczęście spał, ale na jego ramieniu zobaczyłam opatrunek...chwila...
zielone oczy, opatrunek...o nie!
Nie, nie wieżę!
Wystraszona zleciałam z łóżka.
-Agh...moja głowa...-Usłyszałam jęk chłopaka.
Pochyliłam się i szybko wczołgałam pod łóżko.
Oby mnie nie zobaczył!
Usłyszałam jak brunet siada i zaraz potem ziewa.
-Chyba pójdę po jakąś tabletkę.-Stwierdził po czym wstał i wyszedł z pokoju.
Po cichu wyjrzałam z pod łóżka.
Oby wcześnie gdzieś wychodził...pomyślałam i znów wczołgałam się pod łóżko.
Nie mogłam wyjść i mu się pokazać.
Nie mogłam!
W końcu jest wrogiem!
I jestem z nim sam na sam!
Rozumiem że wczoraj się uchlał to było mu wszystko jedno, ale teraz...
nie mogę na razie wyjść i tyle.
Usłyszałam jak zielonooki wrócił do pokoju i usiadł na materacu, a ten skrzypnął.
Pewnie chciał przypomnieć sobie co działo się wczoraj.
I wtedy jak na złość zadzwonił mi telefon.
Dlaczego!? Dlaczego go nie wyciszyłam!?
-Hę...?-Usłyszałam i zagryzłam wargę...zajebiście!
W przyciemnionym świetle dostrzegłam dwoje zielonych oczu.
Jeremy oczywiście zajrzał pod łóżko.
-Wiesz Al...jeżeli to coś ważnego to odbierz.-Powiedział...ale że co!?
On mnie widział i nie chce mnie zabić.
Szybko zerknęłam na wyświetlacz...Kira...rozłączyłam i wyczołgałam się z pod łóżka.
-Nie chcesz...no nie wiem...mnie zabić?-Zapytałam
-Mam kaca i nie mam siły. Może innym razem, ale czemu od razu zabić? Ty mnie tylko ostro poraniłaś.-Odpowiedział jak gdyby nigdy nic.
Rozchyliłam usta i otworzyłam szerzej oczy
-No co? Przecież wiem że się domyśliłaś że to ja.-Chłopak na mnie spojrzał
-Że to ty...?-Powtórzyłam cicho.
-Em...chcesz żebym powiedział to na głos? Okey jak wolisz...To ja jestem jednym z łowców.-Powiedział brunet.
Siedziałam cicho...iść w zaparte? Czy też się przyznać? A może udać że nie wiem że Shane jest wilkołakiem...?
-Halo? Żyjesz czy masz zawał?-Zielonooki zerknął na mnie.
Będę udawać...może...tak będzie łatwiej go uwieść?
-Chwila...nie mów że nie wiesz kim jest twój kochaś!-Zaśmiał się chłopak.
Skoro mam grać to nadal się nie odzywałam.
-Nie wieżę! A podobno szczerość to podstawa udanego związku! Hahaha!-Zaśmiał się.-No dobra...to skoro tak to pozwól że ci wszystko opowiem.-Zaczął.
Nie ruszyłam się z miejsca udając zdezorientowaną.
-Nie bój się mnie! Nie gryzę i nie drapię! W przeciwieństwie do...Shane'a? Tak? Tak się zwie ten młody omega? Chyba tak...no więc...ja nie gryzę, ale do rzeczy!
Należę do klanu łowców. Od tysięcy lat polujemy na wilkołaki, wampiry, wiedzmy i inne potwory.
Tak! To wszystko jest prawdziwe! A jednak wszyscy, a przynajmniej większość śmiertelników twierdzi że to bajeczki opowiadane dzieciom. Zabawne nie?
W każdym razie one nigdy nie są dobre...często udają pacyfistów, ale ich natura nie pozwala im na bycie w porządku.
Nawet te które mają tę całą "kotwicę" nie umieją czasami oprzeć się swojej krwi.
Zabijają jak gdyby nigdy nic.
Nienawidzę każdej nieludzkiej rasy, a zwłaszcza wilkołaków.
One...zbiły wszystkich mi bliskich.
To była impreza...moje urodziny.
Mieszkaliśmy na obrzeżach miasta.
Poza naszym domem stały w okolicy dwa inne.
Na imprezie była cała rodzina.
Wiesz rodzice, ciotki, wujkowie, bracia, siostry, kuzyni. Byli wszyscy.
Zdmuchnąłem świeczki, a wszyscy śpiewali "sto lat"
Miałem wtedy 13 lat. Czułem się taki...dorosły.
Wiesz jak to jest...byłem dzieckiem, a tak właściwie nastolatkiem. Zaraz miał zacząć się typowy dla tego wieku bunt  ale...
Wtedy...największa wataha...
Oni...zabili wszystkich! Całą moją rodzinę...ja...ja schowałem się w szafie...wiem słaba kryjówka, ale te pół mózgi nie wpadły na pomysł aby ją przeszukać.
Wiedziałem że aby przeżyć muszę być cicho. Mimo to trzęsłem się.
Słyszałem krzyki mojej mamy, wołanie o pomoc starszej siostry i inne dźwięki zarzynania każdego z nich.
Bałem się jak skurwysyn!
Po paru godzinach rozlewu krwi wszystko ucichło.
Jednak nadal bałem się wyjrzeć z szafy i nadal siedziałem tam skulony i zapłakany.
Wtedy do mojej kryjówki wpadło światło.
Domyśliłem się że ktoś otworzył drzwi.
Wystraszony spojrzałem na mężczyznę.
Ten wyciągnął do mnie dłoń.
"Nie bój się." Powiedział.
Złapałem jego rękę i wyszedłem z szafy.
Wszystko było zdemolowane i całe we krwi.
Wybuchnąłem płaczem i błagałem mężczyznę żeby nic mi nie robił.
Na co on powiedział "Nic ci nie zrobię. Chcemy ci pomóc."
Zapytałem jak skoro nikt z mi bliskich nie żyje.
On...wytłumaczył mi kim jest...to był łowca.
Mój obecny mistrz.
Opowiedział o tym całym świecie znanym tylko z bajek i opowieści.
Potem...najzwyczajniej w świecie przygarnął mnie i wychowywał jak własnego syna.
Tak naprawdę co parę dni zmienialiśmy miejsce zamieszkania i tak cały czas.
Tu znaleźliśmy jakiś sabat wiedźm i go eliminowaliśmy, a chwilę potem dobiegały nas informację o polujących wampirach.
Początkowo tylko z nimi jeździłem, byli moją nową rodziną.
Potem w wieku 14 lat zadecydowałem że chcę się zemścić i stać się łowcą.
Oficjalne pasowanie na członka zakonu przeszedłem w wieku 16 lat.
I od tamtej pory również tropię i zabijam bezbożnych.
Ostatnio doszły nas słuchy o obecnie trzeciej co do wielkości watasze zamieszkującej June-Lake.
Bez zastanowienia tu przybyliśmy.
To moje pierwsze zlecenie na wilkołaki.
Cieszę się że mogę w końcu jakieś zabić bo to daje mi choć trochę satysfakcji i pozwala zapomnieć o przeszłości.
Jak to mówią "Zemsta jest słodka".
Możesz teraz pomyśleć że jesteśmy potworami...że zabijamy bez skrupułów, ale  zauważ tę subtelną różnicę. My zabijamy ich, bo oni przez wieki morowali niewinnych.-Zakończył zielonooki.
Stałam jak wryta choć wiedziałam o wilkołakach to nie myślałam nad tym że mogą istnieć inne rasy, a poza tym...jego historia...on...jest prawie taki jak ja.
Moją rodzinę też zabił wilkołak, ale ja...miałam jeszcze ciotkę, wujka i Danny'ego...
Gdyby wtedy i mnie znaleźli łowcy...byłabym taka jak on?
Czy teraz też chciałabym zamordować wilkołaki?
-Boisz się?-Zapytał
-...nie.-Stwierdziłam po chwili ciszy.
-Nie?-Zdziwił się chłopak
-Nie.-Potwierdziłam
-Ale...
-Nie boję się, bo...właśnie zdałam sobie sprawę z tego że moją rodzinę też zabił wilkołak...więc...ciebie się nie boje.-Przerwałam mu...no...naciągałam prawdę, ale dla dobra sprawy tak!?
-A Shane'a i reszty wilkołaków?-Dopytał sprytnie
-Ich...? Ich tak.-Skłamałam. Skłamałam? Tak! Skłamałam! I to bez żadnych wątpliwości! Bez wątpliwości? Tak! Mózgu nie kombinuj już!
Chłopak pokiwał głową.
-Chodź! Pokażę ci coś!-Zawołał nagle i ruszył do salonu.
Wstałam i poszłam za chłopakiem.
Weszliśmy do salonu, a brunet podszedł do kanapy.
Otworzył schowek, w którym każdy normalny trzyma pościel!
Jednak u niego znajdowała się tam skrzynia zamknięta na kłódkę.
Owa skrzynia była wykonana z ciemnego drewna ze srebrnymi wykończeniami.
Znajdowały się na niej ręcznie malowane zdobienia przedstawiające...wojnę?
Tak to wyglądało...no cóż...to w końcu łowcy, tak?
Chłopak wyjął klucz z kieszeni spodni i otworzył skrytkę.
Spojrzałam na zawartość skrzyni...broń.
Było tam mnóstwo broni! Cały arsenał!
Strzały posegregowane były kolorami na które błyszczały i estetycznie schowane w kołczanach.
Obok nich leżała kusza, a dalej zdobione naboje i dwa pistolety.
Zaraz obok pistoletów leżał czarny strój, a na nim maska...tak ta maska...
w skrzyni były też inne bronie...to...to było...straszne!
Oni...łowcy...mordowali takich jak Shane za...za zdarzenia z przeszłości!?
Czemu!?
Poczułam łzy na moich polikach.
-Hej! Nie płacz!-Krzyknął Jeremy.
-Jak?-Zapytałam przez łzy.
Czy on? Czy on znów zamierza spróbować zabić Shane'a? Co on mu zrobił?
-Po prostu...co się stało?-Odbił chłopak.
W jego głosie czułam troskę, ale czy była prawdziwa? Nie wiem. Jestem tylko człowiekiem!
To za wiele! Nawet dla mnie!
-Bo ja...to za wiele.-Powiedziałam. Ciekawe...ciekawe czy on wie że za wiele to za spędziłam z nim czasu? Chcę do Shane'a! Potrzebuję go! Teraz!
Czemu? Czemu nie mogę umieć czarować?
-Spokojnie...ja...dla mnie to też początkowo było za dużo. Chcesz wracać do domu? Odwieźć cię?-Zapytał
-Nie...dojadę...busem.-Stwierdziłam i poszłam do przedpokoju.
-Jesteś pewna?-Dopytał zielonooki...jakby go to obchodziło!
-Tak...-Powiedziałam i wyszłam.
Stwierdziłam że pogoda jest ładna i dojdę na piechotę.
A tak szczerze to nie miałam kasy na bilet, a przy okazji chcę pomyśleć.
Szłam ulicą.
Zerknęłam na wyświetlacz telefonu i wysłałam cioci krótki SMS o treści "niedługo będę wracać."
Wiedziałam że się nie martwi bo wczoraj okłamałam ją i powiedziałam że idę do Katę nocować.
No a brunetka zgodziła się mnie kryć.
Szłam jakąś drogą...obok niej zawsze jechał bus więc...chyba idę dobrze.
Chciałam jak najszybciej być w domu i móc zadzwonić do Shane'a i...i opowiedzieć mu wszystko i...usłyszeć jego głos do cholery!
Mówiłam o ładnej pogodzie? Gówno!
Grzmotnęło i zaczęła się burza.
Zobaczyłam jakiś otwarty sklep zboku więc...weszłam tam z zamiarem przeczekania burzy.
Otworzyłam drzwi i usłyszałam ich skrzypnięcie.
-Hę?-Zza lady spojrzał na mnie chłopak.
Miał on jasne, wręcz śnieżnobiałe włosy i blado fioletowe oczy.
Albinos? Nie...ma za ciemną oprawę oczu...no to obstawiam farbę i soczewki...chociaż...kto wie?
-Dzień dobry...-Powiedziałam.
-Dobry...przyszłaś do mojej ciotki...znaczy się wróżki?-Zapytał jasnowłosy
-Nie...chciałam przeczekać burzę.-Przyznałam
-Jak chcesz. Jeżeli coś przykuje twoją uwagę to pytaj...trzy lata pracy tu robią swoje.-Odpowiedział chłopak.
Na oko był mniej więcej w moim wieku...no może trochę starszy, ale nie wiele.
Podeszłam do półki i z ciekawości zaczęłam oglądać "magiczne artefakty".
O dziwo nie były tak badziewiaste jak u większości "wróżbitek" znaczy...były ładne i tyle.
Wątpię w ich wielkie właściwości.
Sięgnęłam do kieszeni kurtki.
Miałam w niej bransoletkę od Shane'a.
Ona w przeciwieństwie do wszystkiego tutaj, działa.
Może nie jakoś WOW, ale dzięki niej wiem kiedy Shane ma okres...znaczy! Kiedy jest pełnia!
Tak, tak...bo on nie ma okresu...
Cicho parsknęłam śmiechem.
-Co jest?-Usłyszałam głos należący do chłopaka za ladą.
-Nie nic, coś mi się przypomniało i tyle.-Przyznałam
-Aha, ok.-Rzucił i wrócił do swojego wcześniejszego zajęcia, jakim było czytanie jakiejś książki.
Była ona oprawiona w skórę...hmm...ciekawe o czym...
No nie ważne...
Wyjrzałam przez okno, rozpadało się na dobre...
Westchnęłam i oparłam łokieć na parapecie.
Chyba trochę tu posiedzę...no nic...
Wyglądałam przez okno, patrząc na krople deszczu uderzające o parapet.
Co jakiś czas słyszałam szelest kartek, to białowłosy przekładał kartki swojej książki
Hummm...
-O czym to?-Zaczęłam rozmowę wskazując na książkę.
-Hę? A...no to jest o...właściwie to trudno powiedzieć o czym konkretnie.
Taki zbiór informacji. Coś w stylu "Czego nie wiesz o życiu".-Wytłumaczył
-I czegoś się dowiedziałeś?-Zapytałam
-Trochę tak...-Fioletowooki wzruszył ramionami
-No spoko.-Rzuciłam.
W tym momencie otworzyły się drzwi za ladą...nie zwróciłam na nie uwagi...nawet ich nie zauważyłam...
W progu stała kobieta.
Jej włosy były czarne, a oczy fioletowe niczym chłopaka.
To pewnie była jego ciotka...
-Witaj Alice.-Przywitała się...
Moja mina..."WTF!?" Skąd ta kobieta zna moje imię!?
-Ohh...wybacz. Wystraszyłam cię? Przepraszam, nie chciałam. Widzisz przepowiadam przyszłość...jestem wróżbitką.-Wytłumaczyła
-Aha...-Przytaknęłam nie pewnie.
-Emanujesz dziwną aurą...mogę przepowiedzieć ci przyszłość i to za darmo.-Powiedziała.
Za darmo? Hmm...
-Czemu nie? Niech będzie.-Zgodziłam się. Może ma jakieś nadnaturalne zdolności, może czegoś się dowiem.
-To wspaniale! Chodź za mną! A ty Art, zajmij się sklepem.-Ostatnie zdanie skierowała do chłopaka za ladą
-Jak zawsze ciociu.-Rzucił nastolatek, a ja zniknęłam za drzwiami.
Pomieszczenie było ciemne, a na środku stał szklany stół na którym leżał czarny obrus.
Nie było tam żadnej tandetnej szklanej kuli.
Przy stole stały dwa krzesła naprzeciwko siebie.
-Do rzeczy!-Zawołała uradowana kobieta i zakładając kaptur swojego długiego czarnego płaszcza siadając na jednym z krzeseł.
Zajęłam miejsce naprzeciwko kobiety i czekałam na wskazówki.
-Dobrze...podaj mi ręce.-Powiedziała czarnowłosa więc wykonałam jej polecenie. Ta złapała moje dłonie i zamknęła oczy.
-Teraz zadam ci kilka pytań, a ty odpowiadaj na nie szczerze, dobrze?-Poprosiła
-Dobrze.-Zgodziłam się.
-Masz kogoś?
-Powiedzmy że tak.
-Masz Rodzeństwo?
-Zginęli w wypadku.
-Masz hobby?
-Gram na gitarze
-Tyle wystarczy. Teraz się wyluzuj.-Zakończyła.
Usiadłam luźno na krześle i skupiłam uwagę na kobiecie przede mną.
Minęło kilka minut.
Czarnowłosa gwałtownie otworzyła oczy.
-I jak?-Zapytałam
-Twoją przyszłość...spowija mrok. Widziałam dużo łez, widziałam chłopaka o czarnych włosach i niebieskich oczach, patrzył w przestrzeń pustym wzrokiem.
Widziałam krew, i dużo śmierci...kim ty jesteś, Alice Storm?-Kobieta zakończyła pytaniem
-N...nie ważne.-Stwierdziłam i wyszłam szybkim krokiem.
Wyjrzałam przez okno.
"W końcu!" Krzyknęłam w myślach otóż przestało padać.
Wręcz pobiegłam do domu!
Otworzyłam drzwi i szybko wszystkich spławiłam słowami "Idę siku", a potem poszłam do pokoju.
Zamknęłam drzwi na klucz i rzuciłam się na łóżko.
Skąd ta kobieta może to wiedzieć...a jeżeli ma rację? To że czeka mnie wojna to wiem, ale...ale...ja...ja miałam żyć normalnie! Agrh! Pierdolę! Ona nic nie może wiedzieć!
*
No to tego...i jak?
Na wstępie...DZIĘKUJĘ <3 <3 <3
Dobiliście 3000 wyświetleń! Jesteście wielcy, tyle w temacie!
Rozdział chciałam dodać już wcześniej, ale miałam napisać pracę do szkoły.
Poza tym wielki zawód i płacz bo ukochaną plastykę z ukochaną nauczycielką mi odwołali.
Foch na szkołę!
Jednak odrywając się od tematu lekcji.
JESZCZE RAZ DZIĘKUJĘ!!!
Nie wiem jak mogę jeszcze bardziej podkreślić podziękowania...hmmm WIEM!
DZIĘKUJĘ ZA TE WYŚWIETLENIA
                                                         
                                                         
Na dziś to byłoby na tyle...
Aha! Mam do was wielką prośbę! Mianowicie komentujcie gdyż to zachęca mnie żeby wziąć się za następny rozdział...
Teraz to tyle...a nie jednak nie.
Możecie spostrzec że teraz podpisuje się "Interu Interueniente" Otóż połączyłam bloga z Google+ dla ułatwienia. Mam nadzieję że to nie problem...no ok.
Teraz myślę że napisałam wszystko co miałam :>

środa, 2 września 2015

ROZDZIAŁ 54 "Plan wojenny i kac"

-Mamy wojnę.-Powiedział krótko Lokil
-Chyba żartujesz.-Stwierdził Shane
-Mówię całkiem poważnie. Jeden łowca nie pchałby się w środek jednej z największych watach.-Odpowiedział blondyn.-Jeżeli mamy szczęście będzie ich do 10, jeżeli pecha więcej.-Dodał Alpha.
-Nie wieże...-Rzucił brunet kładąc się z powrotem.
-Po pierwsze musimy tu wszystkich zwołać i obmyślić plan wojenny.-Zarządził Lokil. Jego ton był stanowczy, ale wyczuwałam w nim lekką nutę zmartwienia i stresu. Nie dziwę mu się. W końcu w jakiejś części też jest człowiekiem.
Shane wyglądał na załamanego.
Z Malią i Ariel lepiej nie było.
Sama nie wiedziałam co myśleć, ale to raczej nie powód żeby skakać i cieszyć się...
-Dobra...po pierwsze, musimy wyśledzić przynajmniej jednego łowcę, a on doprowadzi nas do reszty.-Zarządził Lokil.
Shane na powrót usiadł i podpierając się na pięściach wstał.
-No to idę.-Powiedział.
-Nie idziesz.-Wtrąciłam się.-Nie obraź się, ale na ten moment jesteś za sła...
-Nie jestem za słaby! Nigdy nie byłem!-Brunet mi przerwał
-Shane...-Upomniałam go
-Nie Alice. Powiedz mi ile ja mam lat? Nie jestem 4 letnim dzieckiem, które z kilkoma ranami nie da rady.
Nie jestem też człowiekiem więc skoro już nie śpię to rany się leczą.
Wiesz kim jestem? Ja jestem wilkołakiem i spokojnie dam sobie radę!-Wydarł się.
Stałam jak wryta...co w niego wstąpiło?
-Shane, już raz cię prawie zabił. Wytłumacz jak, skoro jesteś taki "potężny"!-Też podniosłam głos.
Shane zastanawiał się czy ma powiedzieć prawdę. W końcu jednak zaczął...
-Bo kurwa, moja matka nie żyje! I domyśl się do chuja co mogłem tam robić!? Ja po prostu...ja po prostu chciałem ją...chciałem ją odwiedzić!-Krzyknął niebieskooki
"Odwiedzić"? ale skoro nie żyje to...ouu...no tak...poszedł odwiedzić jej "grób"...
-Nie wiedziałem że łowca za mną jest...-Dodał brunet.-Ale chcę się zemścić! Dlatego idę!-Chłopak znów podniósł głos.
-Shane. Daj mi sobie wytłumaczyć że to niebezpieczne. Ja to zrobię.-Przejęłam
-No właśnie Alice. To niebezpieczne. Dlatego nie pozwolę ci na to. Nie wiem...może tego nie widzisz, ale jesteś dla mnie wszystkim. Dosłownie.-Stwierdził chłopak
-A ty dla mnie.-Obróciłam jego argument przeciwko niemu.
-Wystarczy. Mam plan.-Przerwał nam Lokil.
-Alice. Mamy trop. Mówiłaś że wbiłaś w niego strzałę, mocno?-Zapytał
-Tak...-Odpowiedziałam...-wbiłam mu połowę bełtu w ramię...
-Dobrze. Skoro tak to jest poszlaka.
Łowca nie jest wilkołakiem więc się tak szybko nie zregeneruje.
Zapewne łazi z głęboką raną.-Opowiedział Alpha.
-Wbiłam mu ją w ramię więc szukamy chłopaków o zielonych oczach i z opatrunkiem na ramieniu.-Dodałam.
-Mamy go!-Ucieszył się Lokil
-"Nie mów chop zanim nie skoczysz."-Wtrącił się Shane-Jak zamierzasz go dorwać? Mnie wdział, a Mlii nie poślesz bo ona po prostu się jeszcze w 100% nie kontroluje. Potrzebujemy kogoś kto nie jest wilkołakiem.-Zakończył
Oczy wszystkich w domu skierowały się na mnie.
-O nie! Ja jej nie puszczę! On ją widział.-Krzyknął brunet
-...ale się zawahał....-Przyznałam cicho
-Co?-Dopytał Alpha.
-Maił mnie zabić, ale ręce mu się trzęsły...jakby nie chciał strzelać.-Powiedziałam głośniej
-Czyli szukamy kogoś kto wie o tobie coś czego nie wiem ja.-Stwierdził Lokil
-Wiesz...chyba...mam w sobie krew wilkołaków, ale do przemiany nigdy nie doszło...jestem odporna...jestem dla nich cenna.-Zaśmiałam się ironicznie.
Nigdy nie myślałam że będę dla kogoś ważna, a jednak.
-Faktycznie...to jest pomysł! Wiem! Musisz go znaleźć. Ty sama...potem omamić i zmusić żeby ci wszystko opowiedział.-Wymyślił blondyn
-Nie oddam jej.-Shane się uparł.
-Shane. Nie wątp w to że cię kocham, ale...musimy udawać że...zerwaliśmy.-Spojrzałam na chłopaka.
Jego wyraz twarzy mówił sam za siebie to było coś w stylu..."Zrywasz ze mną bo ci Lokil karze?"
-Znaczy...że...-Zaczął
-Nie zrywamy...tylko...udajemy.-Przerwałam mu i zagryzałam dolną wargę.
-Dla dobra ogółu!-Dodałam.
-Okay...-Rzucił i usiadł nie zmieniając wyrazu twarzy.
-Nie bądź na mnie zły.-Powiedziałam siadając obok niego
-Zły!? Ja!? To dla dobra ogółu.-Powtórzył moje słowa.
-Shane...wojna to nie żarty.
-Wiem przecież. Dlatego się boję, a co jak tego nie połknie? A co jeżeli obojętne mu czy żyjesz czy nie? A co jeśli...-Shane zaczął gdybać więc uciszyłam go pocałunkiem

KILKA DNI PÓŹNIEJ, SOBOTA

Przygotowywałam się do wyjścia z Kirą i Kate. Stwierdziłam że przyda mi się odskocznia.
Cały czas szukam łowcy, a tu żadnego śladu.
Wychodzi na to że jest mądrzejszy niż myślałam.
Wszyscy myślą że zerwałam z Shane'em.
Widziałam jak ta blondi, która miała do mnie problem się do niego przystawia.
Chciałam jej przywalić, ale zawsze przypominałam sobie o planie.
Musiałam się go trzymać i tłumić uczucia głęboko w środku.
Nie mogłam witać się z Shane'em buziakiem, nie robił mi niespodzianek, nie woził wszędzie na motocyklu.
Brakowało mi go. Byłam wrakiem, a nie człowiekiem.
Wiedziałam że to wszystko to tylko przykrywka, ale bolało jak diabli.
Stwierdziłam że wypad do klubu pozwoli mi trochę zapomnieć.
Założyłam sukienkę zaskakując tym samą siebie, ale Kira mi ją pożyczyła więc...czemu nie?
Stwierdziłam że nie ma sensu na zbytnie dodatki.
Po prostu przewiązałam się białą kokardą i taką samą wplątałam we włosy.
Na oczy smoky eyes, a usta czerwone.
Jak zawsze do klubu.
Nie chciałam jednak nikogo podrywać, ale Kira o tym nie wie...ona nie wie że jednak dalej jestem z Shane'em tylko...po cichu i bez uczuć...
Wyszłam z domu tradycyjnie krzycząc że wychodzę i zarzuciłam kurtkę w, której kieszeni ukryłam telefon, pieniądze, zapalniczkę i paczkę papierosów.
Doszłam na przystanek gdzie spotkałam dziewczyny.
Obie stwierdziły że wyglądam świetnie i ruszyłyśmy do klubu.
Znajomy bramkarz wpuścił nas bez problemu, a w środku jak zawsze chamsko napadła mnie "muzyka", a zaraz za nią zapach alkoholu, perfum i potu.
Dziewczyny zajęły loże, a ja podeszłam zamówić shoty.
Usiadłam na stołku, a po chwili przede mną pojawił się blondyn w barmańskim fartuchu.
-Shoty dla mnie i koleżanek.-Powiedziałam krótko.
Blondyn przytaknął i po chwili nalał alkoholu
-Nie ma Jeremy'ego?-Zapytałam przekrzykując muzykę.
-Nie przyszedł. Zastępuję go!-Odkrzyknął barman.
Pokiwałam głową na znak że rozumiem i z tacką podeszłam do dziewczyn.
Postawiłam shoty na stole i zaczęłyśmy pić.
Kiedy skończyłyśmy wyżej wymieniony alkohol po więcej poszła Kira, a potem Kate.
Kręciło mi się w głowie...byłam pijana.
Poczułam przypływ energii więc wyszłam na parkiet.
Tak jak broniłam się przed tańcem tak teraz wywijałam na środku.
Czułam na sobie obleśny, rozbierający wzrok jakiegoś chłopaka i ktoś kilka razy "przypadkowo" mnie klepnął.
Ignorowałam to.
Potrzebowałam odskoczni.
-A czy mogę się przyłączyć?-Usłyszałam znajomy głos.
Odwróciłam się więc.
-Jeremy!-Pisnęłam i przytuliłam chłopaka...no co? Jestem nawalona!
-Jakież promienne przywitanie-Zaśmiał się chłopak.
-A bo to ty to jakie ma być?-Zapytałam nie oczekując odpowiedzi.
-Hehe.-Zaśmiał się brunet, a po chwili porwałam go do tańca.
Podrygiwaliśmy naszymi ciałami, a jako że spożyty alkohol robił swoje ocierałam się o niego kilka razy.
Tak leciał czas i nie miałam pojęcia która już jest.
Cały czas tańczyłam z barmanem.
No dobrze była mała przerwa na piciu i z powrotem na parkiet.
W głowie zakręciło mi jeszcze trochę, coś łupnęło, coś stuknęło i się zaczęło.
Wywijałam w tę i we tę patrząc cały czas w oczy Jeremy'ego.
Ta zieleń była...drapieżna...mrr...
Złapałam chłopaka za rękę i wybiegłam z nim z kubu.
-Dokąd idziemy?-Zapytał
-Do ciebie!-Krzyknęłam i pociągnęłam go dalej.
Usłyszałam jak chłopak się śmieje.
Po krótkiej chwili byłam pod jego drzwiami, a ten usiłował trafić kluczem w zamek.
-Udało się!-Krzyknął uradowany otwierając drzwi.
Weszłam do środka o mało co nie potrącając Ares'a.
Zaraz za mną w przed pokoju pojawił się najemca mieszkania i zamknął drzwi.
Hmm...co mogę porobić?
Hmm...
Zastanawiałam się, a przez moją głowę przelatywało 1000 pomysłów na minutę. Jednak albo nie były możliwe do spełnienia, albo nie moralne.
Wielka ilość spożytego trunku dawała się we znaki...ciekawe co jutro z tego zapamiętam...
W L.A. często urywał mi się film...pamiętam tę imprezę urodzinową u Matt'a.
Chłopak miał urodziny i zaprosił...wszystkich.
Całą naszą paczkę, a mnóstwo osób się wprosiło.
W rezultacie była cała moja szkoła i pełno znajomych jubilata...i nieznajomych...
Każdy przyniósł jakiś alkohol więc można się domyśleć że rankiem mieszkanie było zdemolowane.
pomijając to.
Chata była wolna więc wszystko było dla nas.
I teraz co pamiętam.
Weszłam na imprezę, śpiewaliśmy "Sto Lat", a potem wszedł alkohol.
Wypiłam sporo i Oli porwał mnie na parkiet.
Zgodziłam się bez oporów.
To były jeszcze czasy kiedy się w nim podkochiwałam więc nawet na trzeźwo bym się zgodziła.
Wracając...tańczyłam z brunetem, a potem muzyka zwolniła.
Więc z racji bycia wstawionym wolny też zatańczyłam.
Po tańcu oczywiście byłam zmęczona.
To też się napiłam...i tak piłam, i piłam, a potem zaliczyłam zgon.
Z tego co mi nie pijący mówili.
Od jebało mi.
Skakałam, wyłam, tańczyłam i nawet śpiewałam...
A następnego dnia...największy kac w moim życiu.
Nie mogłam normalnie funkcjonować.
Zarzekłam się że już nigdy więcej nie pójdę na imprezę u Matt'a...tydzień później był sylwester.
Oczywiście że poszłam!
-O czym myślisz?-Przerwał mi brunet.
Uśmiechnęłam się do niego zachowując milczenie, a on uśmiechnął się do mnie.
Weszliśmy do salonu i usiedliśmy na kanapie.
Nie wiedziałam co robić...odbija mi po alko i jestem pewniejsza siebie, ale jakoś zachowuję morale...
Chłopak wyjął z barku dwie butelki Jack'a Daniels'a
-Za młodość!-Krzyknął podając mi jedną.
-Za młodość!-Zawtórowałam i zaczęłam pić. Z gwinta, a co!?
...

RANKIEM

Moją twarz smyrało słońce.
Zmarszczyłam nos i otworzyłam oczy.
Jeeeeeeeeeeeeezuuuuu! Ale mnie nawala łeb! Kac morderca nie ma serca, jak to mówią
Co ja wypiłam? I ile? I gdzie jestem?
Zerknęłam w prawo.
A u Jeremy'ego...no spoko.
Tylko...jak się tu znalazłam?
Pomyślałam i zerknęłam w lewo
O huj! Spałam z nim!?
*
Także...u Al kac.
Popijając to...co myślicie?
No i...taka prywata na koniec :>
Wróciłam do szkoły po wakacjach i jestem zmieszana.
Cieszę się i nie.
Cieszę bo...wiadomo, znajomi, przerwy i plastyka :3
A nie bo...MATEMATYKA! >:(
Lubię moją nauczycielkę matmy, równa babka, ale do przedmiotu mnie nie zachęci!
Po prostu...emm...jestem humanistką, nie ścisłowcem!
No nic, a co u was?
W tę stronę do mroźnej krainy pod władzą Eskimoski. (Polecam można się ochłodzić XD)