wtorek, 8 września 2015

ROZDZIAŁ 55 "Wszystko z perspektywy łowcy i wróżbitka"

Spojrzałam pod kołdrę.
Uff...jestem ubrana, ale...sam fakt że śpię z nim jest dziwny...
Niezręcznie...oj niezręcznie...
Dobrze, przynajmniej że do niczego nie doszło...ale...co ja wczoraj robiłam!?
Pomyślmy...
Poszłam na imprezę razem z Kate i Kirą...piłam...dużo...
hmm...potem...potem przyszedł Jeremy!
I tańczyłam z nim.
Następnie...umm...eee...poszliśmy do niego, piliśmy i...i...i dalej urwał mi się film.
Może potem sobie przypomnę...no cóż myślenie z takim bólem głowy to zły pomysł.
Oparłam się na łokciach siadając i cicho westchnęłam przez towarzyszący mi kac.
Zerknęłam na bruneta śpiącego obok.
Chciałam sprawdzić czy nadal śpi.
Na szczęście spał, ale na jego ramieniu zobaczyłam opatrunek...chwila...
zielone oczy, opatrunek...o nie!
Nie, nie wieżę!
Wystraszona zleciałam z łóżka.
-Agh...moja głowa...-Usłyszałam jęk chłopaka.
Pochyliłam się i szybko wczołgałam pod łóżko.
Oby mnie nie zobaczył!
Usłyszałam jak brunet siada i zaraz potem ziewa.
-Chyba pójdę po jakąś tabletkę.-Stwierdził po czym wstał i wyszedł z pokoju.
Po cichu wyjrzałam z pod łóżka.
Oby wcześnie gdzieś wychodził...pomyślałam i znów wczołgałam się pod łóżko.
Nie mogłam wyjść i mu się pokazać.
Nie mogłam!
W końcu jest wrogiem!
I jestem z nim sam na sam!
Rozumiem że wczoraj się uchlał to było mu wszystko jedno, ale teraz...
nie mogę na razie wyjść i tyle.
Usłyszałam jak zielonooki wrócił do pokoju i usiadł na materacu, a ten skrzypnął.
Pewnie chciał przypomnieć sobie co działo się wczoraj.
I wtedy jak na złość zadzwonił mi telefon.
Dlaczego!? Dlaczego go nie wyciszyłam!?
-Hę...?-Usłyszałam i zagryzłam wargę...zajebiście!
W przyciemnionym świetle dostrzegłam dwoje zielonych oczu.
Jeremy oczywiście zajrzał pod łóżko.
-Wiesz Al...jeżeli to coś ważnego to odbierz.-Powiedział...ale że co!?
On mnie widział i nie chce mnie zabić.
Szybko zerknęłam na wyświetlacz...Kira...rozłączyłam i wyczołgałam się z pod łóżka.
-Nie chcesz...no nie wiem...mnie zabić?-Zapytałam
-Mam kaca i nie mam siły. Może innym razem, ale czemu od razu zabić? Ty mnie tylko ostro poraniłaś.-Odpowiedział jak gdyby nigdy nic.
Rozchyliłam usta i otworzyłam szerzej oczy
-No co? Przecież wiem że się domyśliłaś że to ja.-Chłopak na mnie spojrzał
-Że to ty...?-Powtórzyłam cicho.
-Em...chcesz żebym powiedział to na głos? Okey jak wolisz...To ja jestem jednym z łowców.-Powiedział brunet.
Siedziałam cicho...iść w zaparte? Czy też się przyznać? A może udać że nie wiem że Shane jest wilkołakiem...?
-Halo? Żyjesz czy masz zawał?-Zielonooki zerknął na mnie.
Będę udawać...może...tak będzie łatwiej go uwieść?
-Chwila...nie mów że nie wiesz kim jest twój kochaś!-Zaśmiał się chłopak.
Skoro mam grać to nadal się nie odzywałam.
-Nie wieżę! A podobno szczerość to podstawa udanego związku! Hahaha!-Zaśmiał się.-No dobra...to skoro tak to pozwól że ci wszystko opowiem.-Zaczął.
Nie ruszyłam się z miejsca udając zdezorientowaną.
-Nie bój się mnie! Nie gryzę i nie drapię! W przeciwieństwie do...Shane'a? Tak? Tak się zwie ten młody omega? Chyba tak...no więc...ja nie gryzę, ale do rzeczy!
Należę do klanu łowców. Od tysięcy lat polujemy na wilkołaki, wampiry, wiedzmy i inne potwory.
Tak! To wszystko jest prawdziwe! A jednak wszyscy, a przynajmniej większość śmiertelników twierdzi że to bajeczki opowiadane dzieciom. Zabawne nie?
W każdym razie one nigdy nie są dobre...często udają pacyfistów, ale ich natura nie pozwala im na bycie w porządku.
Nawet te które mają tę całą "kotwicę" nie umieją czasami oprzeć się swojej krwi.
Zabijają jak gdyby nigdy nic.
Nienawidzę każdej nieludzkiej rasy, a zwłaszcza wilkołaków.
One...zbiły wszystkich mi bliskich.
To była impreza...moje urodziny.
Mieszkaliśmy na obrzeżach miasta.
Poza naszym domem stały w okolicy dwa inne.
Na imprezie była cała rodzina.
Wiesz rodzice, ciotki, wujkowie, bracia, siostry, kuzyni. Byli wszyscy.
Zdmuchnąłem świeczki, a wszyscy śpiewali "sto lat"
Miałem wtedy 13 lat. Czułem się taki...dorosły.
Wiesz jak to jest...byłem dzieckiem, a tak właściwie nastolatkiem. Zaraz miał zacząć się typowy dla tego wieku bunt  ale...
Wtedy...największa wataha...
Oni...zabili wszystkich! Całą moją rodzinę...ja...ja schowałem się w szafie...wiem słaba kryjówka, ale te pół mózgi nie wpadły na pomysł aby ją przeszukać.
Wiedziałem że aby przeżyć muszę być cicho. Mimo to trzęsłem się.
Słyszałem krzyki mojej mamy, wołanie o pomoc starszej siostry i inne dźwięki zarzynania każdego z nich.
Bałem się jak skurwysyn!
Po paru godzinach rozlewu krwi wszystko ucichło.
Jednak nadal bałem się wyjrzeć z szafy i nadal siedziałem tam skulony i zapłakany.
Wtedy do mojej kryjówki wpadło światło.
Domyśliłem się że ktoś otworzył drzwi.
Wystraszony spojrzałem na mężczyznę.
Ten wyciągnął do mnie dłoń.
"Nie bój się." Powiedział.
Złapałem jego rękę i wyszedłem z szafy.
Wszystko było zdemolowane i całe we krwi.
Wybuchnąłem płaczem i błagałem mężczyznę żeby nic mi nie robił.
Na co on powiedział "Nic ci nie zrobię. Chcemy ci pomóc."
Zapytałem jak skoro nikt z mi bliskich nie żyje.
On...wytłumaczył mi kim jest...to był łowca.
Mój obecny mistrz.
Opowiedział o tym całym świecie znanym tylko z bajek i opowieści.
Potem...najzwyczajniej w świecie przygarnął mnie i wychowywał jak własnego syna.
Tak naprawdę co parę dni zmienialiśmy miejsce zamieszkania i tak cały czas.
Tu znaleźliśmy jakiś sabat wiedźm i go eliminowaliśmy, a chwilę potem dobiegały nas informację o polujących wampirach.
Początkowo tylko z nimi jeździłem, byli moją nową rodziną.
Potem w wieku 14 lat zadecydowałem że chcę się zemścić i stać się łowcą.
Oficjalne pasowanie na członka zakonu przeszedłem w wieku 16 lat.
I od tamtej pory również tropię i zabijam bezbożnych.
Ostatnio doszły nas słuchy o obecnie trzeciej co do wielkości watasze zamieszkującej June-Lake.
Bez zastanowienia tu przybyliśmy.
To moje pierwsze zlecenie na wilkołaki.
Cieszę się że mogę w końcu jakieś zabić bo to daje mi choć trochę satysfakcji i pozwala zapomnieć o przeszłości.
Jak to mówią "Zemsta jest słodka".
Możesz teraz pomyśleć że jesteśmy potworami...że zabijamy bez skrupułów, ale  zauważ tę subtelną różnicę. My zabijamy ich, bo oni przez wieki morowali niewinnych.-Zakończył zielonooki.
Stałam jak wryta choć wiedziałam o wilkołakach to nie myślałam nad tym że mogą istnieć inne rasy, a poza tym...jego historia...on...jest prawie taki jak ja.
Moją rodzinę też zabił wilkołak, ale ja...miałam jeszcze ciotkę, wujka i Danny'ego...
Gdyby wtedy i mnie znaleźli łowcy...byłabym taka jak on?
Czy teraz też chciałabym zamordować wilkołaki?
-Boisz się?-Zapytał
-...nie.-Stwierdziłam po chwili ciszy.
-Nie?-Zdziwił się chłopak
-Nie.-Potwierdziłam
-Ale...
-Nie boję się, bo...właśnie zdałam sobie sprawę z tego że moją rodzinę też zabił wilkołak...więc...ciebie się nie boje.-Przerwałam mu...no...naciągałam prawdę, ale dla dobra sprawy tak!?
-A Shane'a i reszty wilkołaków?-Dopytał sprytnie
-Ich...? Ich tak.-Skłamałam. Skłamałam? Tak! Skłamałam! I to bez żadnych wątpliwości! Bez wątpliwości? Tak! Mózgu nie kombinuj już!
Chłopak pokiwał głową.
-Chodź! Pokażę ci coś!-Zawołał nagle i ruszył do salonu.
Wstałam i poszłam za chłopakiem.
Weszliśmy do salonu, a brunet podszedł do kanapy.
Otworzył schowek, w którym każdy normalny trzyma pościel!
Jednak u niego znajdowała się tam skrzynia zamknięta na kłódkę.
Owa skrzynia była wykonana z ciemnego drewna ze srebrnymi wykończeniami.
Znajdowały się na niej ręcznie malowane zdobienia przedstawiające...wojnę?
Tak to wyglądało...no cóż...to w końcu łowcy, tak?
Chłopak wyjął klucz z kieszeni spodni i otworzył skrytkę.
Spojrzałam na zawartość skrzyni...broń.
Było tam mnóstwo broni! Cały arsenał!
Strzały posegregowane były kolorami na które błyszczały i estetycznie schowane w kołczanach.
Obok nich leżała kusza, a dalej zdobione naboje i dwa pistolety.
Zaraz obok pistoletów leżał czarny strój, a na nim maska...tak ta maska...
w skrzyni były też inne bronie...to...to było...straszne!
Oni...łowcy...mordowali takich jak Shane za...za zdarzenia z przeszłości!?
Czemu!?
Poczułam łzy na moich polikach.
-Hej! Nie płacz!-Krzyknął Jeremy.
-Jak?-Zapytałam przez łzy.
Czy on? Czy on znów zamierza spróbować zabić Shane'a? Co on mu zrobił?
-Po prostu...co się stało?-Odbił chłopak.
W jego głosie czułam troskę, ale czy była prawdziwa? Nie wiem. Jestem tylko człowiekiem!
To za wiele! Nawet dla mnie!
-Bo ja...to za wiele.-Powiedziałam. Ciekawe...ciekawe czy on wie że za wiele to za spędziłam z nim czasu? Chcę do Shane'a! Potrzebuję go! Teraz!
Czemu? Czemu nie mogę umieć czarować?
-Spokojnie...ja...dla mnie to też początkowo było za dużo. Chcesz wracać do domu? Odwieźć cię?-Zapytał
-Nie...dojadę...busem.-Stwierdziłam i poszłam do przedpokoju.
-Jesteś pewna?-Dopytał zielonooki...jakby go to obchodziło!
-Tak...-Powiedziałam i wyszłam.
Stwierdziłam że pogoda jest ładna i dojdę na piechotę.
A tak szczerze to nie miałam kasy na bilet, a przy okazji chcę pomyśleć.
Szłam ulicą.
Zerknęłam na wyświetlacz telefonu i wysłałam cioci krótki SMS o treści "niedługo będę wracać."
Wiedziałam że się nie martwi bo wczoraj okłamałam ją i powiedziałam że idę do Katę nocować.
No a brunetka zgodziła się mnie kryć.
Szłam jakąś drogą...obok niej zawsze jechał bus więc...chyba idę dobrze.
Chciałam jak najszybciej być w domu i móc zadzwonić do Shane'a i...i opowiedzieć mu wszystko i...usłyszeć jego głos do cholery!
Mówiłam o ładnej pogodzie? Gówno!
Grzmotnęło i zaczęła się burza.
Zobaczyłam jakiś otwarty sklep zboku więc...weszłam tam z zamiarem przeczekania burzy.
Otworzyłam drzwi i usłyszałam ich skrzypnięcie.
-Hę?-Zza lady spojrzał na mnie chłopak.
Miał on jasne, wręcz śnieżnobiałe włosy i blado fioletowe oczy.
Albinos? Nie...ma za ciemną oprawę oczu...no to obstawiam farbę i soczewki...chociaż...kto wie?
-Dzień dobry...-Powiedziałam.
-Dobry...przyszłaś do mojej ciotki...znaczy się wróżki?-Zapytał jasnowłosy
-Nie...chciałam przeczekać burzę.-Przyznałam
-Jak chcesz. Jeżeli coś przykuje twoją uwagę to pytaj...trzy lata pracy tu robią swoje.-Odpowiedział chłopak.
Na oko był mniej więcej w moim wieku...no może trochę starszy, ale nie wiele.
Podeszłam do półki i z ciekawości zaczęłam oglądać "magiczne artefakty".
O dziwo nie były tak badziewiaste jak u większości "wróżbitek" znaczy...były ładne i tyle.
Wątpię w ich wielkie właściwości.
Sięgnęłam do kieszeni kurtki.
Miałam w niej bransoletkę od Shane'a.
Ona w przeciwieństwie do wszystkiego tutaj, działa.
Może nie jakoś WOW, ale dzięki niej wiem kiedy Shane ma okres...znaczy! Kiedy jest pełnia!
Tak, tak...bo on nie ma okresu...
Cicho parsknęłam śmiechem.
-Co jest?-Usłyszałam głos należący do chłopaka za ladą.
-Nie nic, coś mi się przypomniało i tyle.-Przyznałam
-Aha, ok.-Rzucił i wrócił do swojego wcześniejszego zajęcia, jakim było czytanie jakiejś książki.
Była ona oprawiona w skórę...hmm...ciekawe o czym...
No nie ważne...
Wyjrzałam przez okno, rozpadało się na dobre...
Westchnęłam i oparłam łokieć na parapecie.
Chyba trochę tu posiedzę...no nic...
Wyglądałam przez okno, patrząc na krople deszczu uderzające o parapet.
Co jakiś czas słyszałam szelest kartek, to białowłosy przekładał kartki swojej książki
Hummm...
-O czym to?-Zaczęłam rozmowę wskazując na książkę.
-Hę? A...no to jest o...właściwie to trudno powiedzieć o czym konkretnie.
Taki zbiór informacji. Coś w stylu "Czego nie wiesz o życiu".-Wytłumaczył
-I czegoś się dowiedziałeś?-Zapytałam
-Trochę tak...-Fioletowooki wzruszył ramionami
-No spoko.-Rzuciłam.
W tym momencie otworzyły się drzwi za ladą...nie zwróciłam na nie uwagi...nawet ich nie zauważyłam...
W progu stała kobieta.
Jej włosy były czarne, a oczy fioletowe niczym chłopaka.
To pewnie była jego ciotka...
-Witaj Alice.-Przywitała się...
Moja mina..."WTF!?" Skąd ta kobieta zna moje imię!?
-Ohh...wybacz. Wystraszyłam cię? Przepraszam, nie chciałam. Widzisz przepowiadam przyszłość...jestem wróżbitką.-Wytłumaczyła
-Aha...-Przytaknęłam nie pewnie.
-Emanujesz dziwną aurą...mogę przepowiedzieć ci przyszłość i to za darmo.-Powiedziała.
Za darmo? Hmm...
-Czemu nie? Niech będzie.-Zgodziłam się. Może ma jakieś nadnaturalne zdolności, może czegoś się dowiem.
-To wspaniale! Chodź za mną! A ty Art, zajmij się sklepem.-Ostatnie zdanie skierowała do chłopaka za ladą
-Jak zawsze ciociu.-Rzucił nastolatek, a ja zniknęłam za drzwiami.
Pomieszczenie było ciemne, a na środku stał szklany stół na którym leżał czarny obrus.
Nie było tam żadnej tandetnej szklanej kuli.
Przy stole stały dwa krzesła naprzeciwko siebie.
-Do rzeczy!-Zawołała uradowana kobieta i zakładając kaptur swojego długiego czarnego płaszcza siadając na jednym z krzeseł.
Zajęłam miejsce naprzeciwko kobiety i czekałam na wskazówki.
-Dobrze...podaj mi ręce.-Powiedziała czarnowłosa więc wykonałam jej polecenie. Ta złapała moje dłonie i zamknęła oczy.
-Teraz zadam ci kilka pytań, a ty odpowiadaj na nie szczerze, dobrze?-Poprosiła
-Dobrze.-Zgodziłam się.
-Masz kogoś?
-Powiedzmy że tak.
-Masz Rodzeństwo?
-Zginęli w wypadku.
-Masz hobby?
-Gram na gitarze
-Tyle wystarczy. Teraz się wyluzuj.-Zakończyła.
Usiadłam luźno na krześle i skupiłam uwagę na kobiecie przede mną.
Minęło kilka minut.
Czarnowłosa gwałtownie otworzyła oczy.
-I jak?-Zapytałam
-Twoją przyszłość...spowija mrok. Widziałam dużo łez, widziałam chłopaka o czarnych włosach i niebieskich oczach, patrzył w przestrzeń pustym wzrokiem.
Widziałam krew, i dużo śmierci...kim ty jesteś, Alice Storm?-Kobieta zakończyła pytaniem
-N...nie ważne.-Stwierdziłam i wyszłam szybkim krokiem.
Wyjrzałam przez okno.
"W końcu!" Krzyknęłam w myślach otóż przestało padać.
Wręcz pobiegłam do domu!
Otworzyłam drzwi i szybko wszystkich spławiłam słowami "Idę siku", a potem poszłam do pokoju.
Zamknęłam drzwi na klucz i rzuciłam się na łóżko.
Skąd ta kobieta może to wiedzieć...a jeżeli ma rację? To że czeka mnie wojna to wiem, ale...ale...ja...ja miałam żyć normalnie! Agrh! Pierdolę! Ona nic nie może wiedzieć!
*
No to tego...i jak?
Na wstępie...DZIĘKUJĘ <3 <3 <3
Dobiliście 3000 wyświetleń! Jesteście wielcy, tyle w temacie!
Rozdział chciałam dodać już wcześniej, ale miałam napisać pracę do szkoły.
Poza tym wielki zawód i płacz bo ukochaną plastykę z ukochaną nauczycielką mi odwołali.
Foch na szkołę!
Jednak odrywając się od tematu lekcji.
JESZCZE RAZ DZIĘKUJĘ!!!
Nie wiem jak mogę jeszcze bardziej podkreślić podziękowania...hmmm WIEM!
DZIĘKUJĘ ZA TE WYŚWIETLENIA
                                                         
                                                         
Na dziś to byłoby na tyle...
Aha! Mam do was wielką prośbę! Mianowicie komentujcie gdyż to zachęca mnie żeby wziąć się za następny rozdział...
Teraz to tyle...a nie jednak nie.
Możecie spostrzec że teraz podpisuje się "Interu Interueniente" Otóż połączyłam bloga z Google+ dla ułatwienia. Mam nadzieję że to nie problem...no ok.
Teraz myślę że napisałam wszystko co miałam :>

4 komentarze:

  1. Czy ty musisz ciągle pisać dramaty? Rozumiem raz na ileś, ale na każdy rozdział? Gratuluję Ci 3000 wyświetleń! <3-Pozdrawiam Eskimoska <3 (Ps.nie chciało mi się zalogować na konto...tak zwany u mnie ,,tryb leń włączony" xD Do jutra :) )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ohh,,,Esior, co ja z tobą mam? No nic...wcale nie zawsze są dramaty!
      np. w urodzinach było...prawie ok, a ta łódka to się chybotała więc się nie liczy!
      Te na samym początku od 1 do dyskoteki, też chyba nie było dramatów...no ok były kropki i wycie, ale to chyba nie dramat!
      Czy dramat? Oj no nie ważne XD
      W każdym razie przyłóż się to znajdziesz przynajmniej 10 rozdziałów bez dramatów!
      No a poza tym gatunki tego bloga to: fantasy, romans i DRAMAT!!!
      A z resztą nie martw się jeszcze będzie coś słodkiego i w ogóle, ale...nie teraz :>
      No i dziękuję :*
      Aha! I co to jutro? Ja znam tylko jutero XD
      (Się rozpisałam XD)

      Usuń
  2. Przepraszam że dopiero teraz dodaje komentarz, no ale nauka. Brak czasu. Chyba rozumiesz.
    Gratuluję 3000 wyświetleń! <3
    Jestem strasznie ciekawa jaki będzie ciąg dalszy haha.
    No to ten życzę weny i czekam na następny :* <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko rozumiem, sama też to przeżywam ;)
      Dzięki za gratulacje no, a twoja ciekawość (prawdopodobnie) zaspokoję już jutro :*

      Usuń