środa, 2 września 2015

ROZDZIAŁ 54 "Plan wojenny i kac"

-Mamy wojnę.-Powiedział krótko Lokil
-Chyba żartujesz.-Stwierdził Shane
-Mówię całkiem poważnie. Jeden łowca nie pchałby się w środek jednej z największych watach.-Odpowiedział blondyn.-Jeżeli mamy szczęście będzie ich do 10, jeżeli pecha więcej.-Dodał Alpha.
-Nie wieże...-Rzucił brunet kładąc się z powrotem.
-Po pierwsze musimy tu wszystkich zwołać i obmyślić plan wojenny.-Zarządził Lokil. Jego ton był stanowczy, ale wyczuwałam w nim lekką nutę zmartwienia i stresu. Nie dziwę mu się. W końcu w jakiejś części też jest człowiekiem.
Shane wyglądał na załamanego.
Z Malią i Ariel lepiej nie było.
Sama nie wiedziałam co myśleć, ale to raczej nie powód żeby skakać i cieszyć się...
-Dobra...po pierwsze, musimy wyśledzić przynajmniej jednego łowcę, a on doprowadzi nas do reszty.-Zarządził Lokil.
Shane na powrót usiadł i podpierając się na pięściach wstał.
-No to idę.-Powiedział.
-Nie idziesz.-Wtrąciłam się.-Nie obraź się, ale na ten moment jesteś za sła...
-Nie jestem za słaby! Nigdy nie byłem!-Brunet mi przerwał
-Shane...-Upomniałam go
-Nie Alice. Powiedz mi ile ja mam lat? Nie jestem 4 letnim dzieckiem, które z kilkoma ranami nie da rady.
Nie jestem też człowiekiem więc skoro już nie śpię to rany się leczą.
Wiesz kim jestem? Ja jestem wilkołakiem i spokojnie dam sobie radę!-Wydarł się.
Stałam jak wryta...co w niego wstąpiło?
-Shane, już raz cię prawie zabił. Wytłumacz jak, skoro jesteś taki "potężny"!-Też podniosłam głos.
Shane zastanawiał się czy ma powiedzieć prawdę. W końcu jednak zaczął...
-Bo kurwa, moja matka nie żyje! I domyśl się do chuja co mogłem tam robić!? Ja po prostu...ja po prostu chciałem ją...chciałem ją odwiedzić!-Krzyknął niebieskooki
"Odwiedzić"? ale skoro nie żyje to...ouu...no tak...poszedł odwiedzić jej "grób"...
-Nie wiedziałem że łowca za mną jest...-Dodał brunet.-Ale chcę się zemścić! Dlatego idę!-Chłopak znów podniósł głos.
-Shane. Daj mi sobie wytłumaczyć że to niebezpieczne. Ja to zrobię.-Przejęłam
-No właśnie Alice. To niebezpieczne. Dlatego nie pozwolę ci na to. Nie wiem...może tego nie widzisz, ale jesteś dla mnie wszystkim. Dosłownie.-Stwierdził chłopak
-A ty dla mnie.-Obróciłam jego argument przeciwko niemu.
-Wystarczy. Mam plan.-Przerwał nam Lokil.
-Alice. Mamy trop. Mówiłaś że wbiłaś w niego strzałę, mocno?-Zapytał
-Tak...-Odpowiedziałam...-wbiłam mu połowę bełtu w ramię...
-Dobrze. Skoro tak to jest poszlaka.
Łowca nie jest wilkołakiem więc się tak szybko nie zregeneruje.
Zapewne łazi z głęboką raną.-Opowiedział Alpha.
-Wbiłam mu ją w ramię więc szukamy chłopaków o zielonych oczach i z opatrunkiem na ramieniu.-Dodałam.
-Mamy go!-Ucieszył się Lokil
-"Nie mów chop zanim nie skoczysz."-Wtrącił się Shane-Jak zamierzasz go dorwać? Mnie wdział, a Mlii nie poślesz bo ona po prostu się jeszcze w 100% nie kontroluje. Potrzebujemy kogoś kto nie jest wilkołakiem.-Zakończył
Oczy wszystkich w domu skierowały się na mnie.
-O nie! Ja jej nie puszczę! On ją widział.-Krzyknął brunet
-...ale się zawahał....-Przyznałam cicho
-Co?-Dopytał Alpha.
-Maił mnie zabić, ale ręce mu się trzęsły...jakby nie chciał strzelać.-Powiedziałam głośniej
-Czyli szukamy kogoś kto wie o tobie coś czego nie wiem ja.-Stwierdził Lokil
-Wiesz...chyba...mam w sobie krew wilkołaków, ale do przemiany nigdy nie doszło...jestem odporna...jestem dla nich cenna.-Zaśmiałam się ironicznie.
Nigdy nie myślałam że będę dla kogoś ważna, a jednak.
-Faktycznie...to jest pomysł! Wiem! Musisz go znaleźć. Ty sama...potem omamić i zmusić żeby ci wszystko opowiedział.-Wymyślił blondyn
-Nie oddam jej.-Shane się uparł.
-Shane. Nie wątp w to że cię kocham, ale...musimy udawać że...zerwaliśmy.-Spojrzałam na chłopaka.
Jego wyraz twarzy mówił sam za siebie to było coś w stylu..."Zrywasz ze mną bo ci Lokil karze?"
-Znaczy...że...-Zaczął
-Nie zrywamy...tylko...udajemy.-Przerwałam mu i zagryzałam dolną wargę.
-Dla dobra ogółu!-Dodałam.
-Okay...-Rzucił i usiadł nie zmieniając wyrazu twarzy.
-Nie bądź na mnie zły.-Powiedziałam siadając obok niego
-Zły!? Ja!? To dla dobra ogółu.-Powtórzył moje słowa.
-Shane...wojna to nie żarty.
-Wiem przecież. Dlatego się boję, a co jak tego nie połknie? A co jeżeli obojętne mu czy żyjesz czy nie? A co jeśli...-Shane zaczął gdybać więc uciszyłam go pocałunkiem

KILKA DNI PÓŹNIEJ, SOBOTA

Przygotowywałam się do wyjścia z Kirą i Kate. Stwierdziłam że przyda mi się odskocznia.
Cały czas szukam łowcy, a tu żadnego śladu.
Wychodzi na to że jest mądrzejszy niż myślałam.
Wszyscy myślą że zerwałam z Shane'em.
Widziałam jak ta blondi, która miała do mnie problem się do niego przystawia.
Chciałam jej przywalić, ale zawsze przypominałam sobie o planie.
Musiałam się go trzymać i tłumić uczucia głęboko w środku.
Nie mogłam witać się z Shane'em buziakiem, nie robił mi niespodzianek, nie woził wszędzie na motocyklu.
Brakowało mi go. Byłam wrakiem, a nie człowiekiem.
Wiedziałam że to wszystko to tylko przykrywka, ale bolało jak diabli.
Stwierdziłam że wypad do klubu pozwoli mi trochę zapomnieć.
Założyłam sukienkę zaskakując tym samą siebie, ale Kira mi ją pożyczyła więc...czemu nie?
Stwierdziłam że nie ma sensu na zbytnie dodatki.
Po prostu przewiązałam się białą kokardą i taką samą wplątałam we włosy.
Na oczy smoky eyes, a usta czerwone.
Jak zawsze do klubu.
Nie chciałam jednak nikogo podrywać, ale Kira o tym nie wie...ona nie wie że jednak dalej jestem z Shane'em tylko...po cichu i bez uczuć...
Wyszłam z domu tradycyjnie krzycząc że wychodzę i zarzuciłam kurtkę w, której kieszeni ukryłam telefon, pieniądze, zapalniczkę i paczkę papierosów.
Doszłam na przystanek gdzie spotkałam dziewczyny.
Obie stwierdziły że wyglądam świetnie i ruszyłyśmy do klubu.
Znajomy bramkarz wpuścił nas bez problemu, a w środku jak zawsze chamsko napadła mnie "muzyka", a zaraz za nią zapach alkoholu, perfum i potu.
Dziewczyny zajęły loże, a ja podeszłam zamówić shoty.
Usiadłam na stołku, a po chwili przede mną pojawił się blondyn w barmańskim fartuchu.
-Shoty dla mnie i koleżanek.-Powiedziałam krótko.
Blondyn przytaknął i po chwili nalał alkoholu
-Nie ma Jeremy'ego?-Zapytałam przekrzykując muzykę.
-Nie przyszedł. Zastępuję go!-Odkrzyknął barman.
Pokiwałam głową na znak że rozumiem i z tacką podeszłam do dziewczyn.
Postawiłam shoty na stole i zaczęłyśmy pić.
Kiedy skończyłyśmy wyżej wymieniony alkohol po więcej poszła Kira, a potem Kate.
Kręciło mi się w głowie...byłam pijana.
Poczułam przypływ energii więc wyszłam na parkiet.
Tak jak broniłam się przed tańcem tak teraz wywijałam na środku.
Czułam na sobie obleśny, rozbierający wzrok jakiegoś chłopaka i ktoś kilka razy "przypadkowo" mnie klepnął.
Ignorowałam to.
Potrzebowałam odskoczni.
-A czy mogę się przyłączyć?-Usłyszałam znajomy głos.
Odwróciłam się więc.
-Jeremy!-Pisnęłam i przytuliłam chłopaka...no co? Jestem nawalona!
-Jakież promienne przywitanie-Zaśmiał się chłopak.
-A bo to ty to jakie ma być?-Zapytałam nie oczekując odpowiedzi.
-Hehe.-Zaśmiał się brunet, a po chwili porwałam go do tańca.
Podrygiwaliśmy naszymi ciałami, a jako że spożyty alkohol robił swoje ocierałam się o niego kilka razy.
Tak leciał czas i nie miałam pojęcia która już jest.
Cały czas tańczyłam z barmanem.
No dobrze była mała przerwa na piciu i z powrotem na parkiet.
W głowie zakręciło mi jeszcze trochę, coś łupnęło, coś stuknęło i się zaczęło.
Wywijałam w tę i we tę patrząc cały czas w oczy Jeremy'ego.
Ta zieleń była...drapieżna...mrr...
Złapałam chłopaka za rękę i wybiegłam z nim z kubu.
-Dokąd idziemy?-Zapytał
-Do ciebie!-Krzyknęłam i pociągnęłam go dalej.
Usłyszałam jak chłopak się śmieje.
Po krótkiej chwili byłam pod jego drzwiami, a ten usiłował trafić kluczem w zamek.
-Udało się!-Krzyknął uradowany otwierając drzwi.
Weszłam do środka o mało co nie potrącając Ares'a.
Zaraz za mną w przed pokoju pojawił się najemca mieszkania i zamknął drzwi.
Hmm...co mogę porobić?
Hmm...
Zastanawiałam się, a przez moją głowę przelatywało 1000 pomysłów na minutę. Jednak albo nie były możliwe do spełnienia, albo nie moralne.
Wielka ilość spożytego trunku dawała się we znaki...ciekawe co jutro z tego zapamiętam...
W L.A. często urywał mi się film...pamiętam tę imprezę urodzinową u Matt'a.
Chłopak miał urodziny i zaprosił...wszystkich.
Całą naszą paczkę, a mnóstwo osób się wprosiło.
W rezultacie była cała moja szkoła i pełno znajomych jubilata...i nieznajomych...
Każdy przyniósł jakiś alkohol więc można się domyśleć że rankiem mieszkanie było zdemolowane.
pomijając to.
Chata była wolna więc wszystko było dla nas.
I teraz co pamiętam.
Weszłam na imprezę, śpiewaliśmy "Sto Lat", a potem wszedł alkohol.
Wypiłam sporo i Oli porwał mnie na parkiet.
Zgodziłam się bez oporów.
To były jeszcze czasy kiedy się w nim podkochiwałam więc nawet na trzeźwo bym się zgodziła.
Wracając...tańczyłam z brunetem, a potem muzyka zwolniła.
Więc z racji bycia wstawionym wolny też zatańczyłam.
Po tańcu oczywiście byłam zmęczona.
To też się napiłam...i tak piłam, i piłam, a potem zaliczyłam zgon.
Z tego co mi nie pijący mówili.
Od jebało mi.
Skakałam, wyłam, tańczyłam i nawet śpiewałam...
A następnego dnia...największy kac w moim życiu.
Nie mogłam normalnie funkcjonować.
Zarzekłam się że już nigdy więcej nie pójdę na imprezę u Matt'a...tydzień później był sylwester.
Oczywiście że poszłam!
-O czym myślisz?-Przerwał mi brunet.
Uśmiechnęłam się do niego zachowując milczenie, a on uśmiechnął się do mnie.
Weszliśmy do salonu i usiedliśmy na kanapie.
Nie wiedziałam co robić...odbija mi po alko i jestem pewniejsza siebie, ale jakoś zachowuję morale...
Chłopak wyjął z barku dwie butelki Jack'a Daniels'a
-Za młodość!-Krzyknął podając mi jedną.
-Za młodość!-Zawtórowałam i zaczęłam pić. Z gwinta, a co!?
...

RANKIEM

Moją twarz smyrało słońce.
Zmarszczyłam nos i otworzyłam oczy.
Jeeeeeeeeeeeeezuuuuu! Ale mnie nawala łeb! Kac morderca nie ma serca, jak to mówią
Co ja wypiłam? I ile? I gdzie jestem?
Zerknęłam w prawo.
A u Jeremy'ego...no spoko.
Tylko...jak się tu znalazłam?
Pomyślałam i zerknęłam w lewo
O huj! Spałam z nim!?
*
Także...u Al kac.
Popijając to...co myślicie?
No i...taka prywata na koniec :>
Wróciłam do szkoły po wakacjach i jestem zmieszana.
Cieszę się i nie.
Cieszę bo...wiadomo, znajomi, przerwy i plastyka :3
A nie bo...MATEMATYKA! >:(
Lubię moją nauczycielkę matmy, równa babka, ale do przedmiotu mnie nie zachęci!
Po prostu...emm...jestem humanistką, nie ścisłowcem!
No nic, a co u was?
W tę stronę do mroźnej krainy pod władzą Eskimoski. (Polecam można się ochłodzić XD)

2 komentarze:

  1. Martwię się tą całą wojną, no ale mam nadzieję że to nic strasznego nie będzie.
    Haha mam tak samo jak ty, też się cieszę i nie z powrotu do szkoły. Mam okropna nauczycielkę od Niemca xD ONA JEST STRASZNA! Hahaha
    Dobra nie będę przedłużać xD
    Życzę dużo weny i czekam na następny! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wojny z natury są złe i niosą wielkie straty, to po prostu nic dobrego.
      Więc stać się coś stanie, ale nie powiem co :P #Wredna #ja
      No a poza tym to wirtualna piątka! (za poglądy co do rozpoczęcia)
      Ja też mam jedną okropną nauczy...wiedźmę więc znam ten ból :'(
      No nic. Ja też nie przedłużam. No i oczywiście pozdrawiam i dziękuję :*

      Usuń