wtorek, 30 czerwca 2015

ROZDZIAŁ 45 "Opieka"

Szczęśliwa podeszłam do moich opiekunów i wróciłam do domu...

W DOMU

Jak wcześniej ustaliłam z ciocią musiałam zająć się Danny'm...no cóż...młody jest spoko więc to nie problem.
Pewnie pogramy na Xbox'sie albo coś obejrzymy...jedynym problemem będzie obiad...taak...
Mówiłam że moje umiejętności gotowania opierają się na kanapkach, jajecznicy i naleśnikach...(chyba)? Nie ważne...to zamówię pizzę! Tylko...nie mam numeru do tutejszej pizzerii...poszukam w necie! No! To posiłek mam z głowy! Co teraz...? A tak! Pobawić się z młodym!
-Hej Dan, co chcesz porobić?-Zapytałam kuzyna
-Hmm...możee...wiem! Chcę pograć w "Dance Central Spotlight"!-Krzyknął 6-cio letni blondynek.
-Spoko! Nie ma problemu! Tylko licz się z przegraną!-Zastrzegłam...mówiłam że w gry taneczne nie mam sobie równych? No cóż...jestem mistrzem i tyle w temacie. Kiedy miałam 9 lat zajęłam 2 miejsce w konkursie tanecznym! Kto zajął pierwsze? Ta cała, głupia "Babi"...kurde tyle lat minęło, a ja dalej jej nienawidzę...taak...trudno nie nienawidzić kogoś kto na każdym tanecznym treningu podkładał ci nogę...kiedyś...już w gimnazjum! Popchnęła mnie na Olivera...to było rozpoczęcie roku. W nowej szkole znałam tylko ją (Babi)...niestety.
Pierwszego dnia układało mi się świetnie! Byłam ubrana w białą koszulę i czarne rurki.
Oczywiście dalej nie mogłam pogodzić się ze śmiercią najbliższych...po mimo tego że minęło już parę lat...przysięgłam sobie jednak że nikomu w nowej szkole nic o tym nie powiem!
I wszystko byłoby świetnie! Gdyby nie...Babi...
Było już po oficjalnym przywitaniu i mogliśmy wracać do domów.
Wyszłam ze szkoły i odetchnęłam wrześniowym powietrzem. Nagle na plecach poczułam czyjeś ręce i w jednej chwili straciłam równowagę. Poleciałam do przodu i wpadłam na Oli'ego...
-Nic ci nie jest?-Zapytał brunet trzymający mnie w ramionach.
-Nie, nie. Jest okej...-Rzuciłam i szybko uciekłam. Gdzie? Na opuszczony przystanek metra. Zawsze tam uciekałam.
Nie było tam nikogo więc mogłam w spokoju popłakać. Byłam w tamtym okresie wielką płaczką. Płakałam bo myślałam że popsułam sobie wizerunek w oczach chłopaka.
A przyznam że wtedy mi się podobał...nom...
Płakałam sobie oparta o mur kiedy nagle usłyszałam czyjeś kroki.
Miałam już uciekać bo były dwie opcje:
Pierwsza - gliny. Przystanek należał do miasta więc nikt nie mógł tam przebywać. Mój starszy brat pokazał mi to miejsce i powiedział żebym "Spierdalała jak zobaczę psa", bo jeszcze pomyśli że "dzieła" na murze to moja sprawka. W rzeczywistości autorem "obrazów" był on i jego kuple.
Druga opcja - gwałciciel...chyba tłumaczyć nie muszę...
Jednak usłyszałam czyiś głos...
-Więc tu mi uciekłaś rudzielcu!-Krzyknął nieznajomy.
Zesztywniałam na wydźwięk nieznajomego głosu.
Poczułam jak mój "towarzysz" usiadł obok mnie.
-Hej! Ty płaczesz? Wiesz jeżeli to przeze mnie to przepraszam! Ja tylko...-W tym momencie podniosłam głowę. Zobaczyłam Olivera i opowiedziałam mu co się stało...tak właśnie zaczęła się nasza przyjaźń...
-Hej! Alice! Żyjesz!-Danny machał mi swoją małą rączką przed twarzą.
-Tak, tak. Wybacz, zamyśliłam się. Włączyłeś już grę?-Zakończyłam pytaniem
-No tak...i chciałem zapytać którą wybierasz arenę...-Upomniał kuzyn
-Emmm...daj trzecią!-Strzeliłam i zaczęliśmy grę

OK GODZINĘ PÓŹNIEJ

Padnięta i zadyszana rzuciłam się na kanapę...
-Jezzzuuu! Jak ja dawno się tak nie wytańczyłam!-Wydyszałam.
-Hehe, ale przynajmniej wygrałaś.-Na naszej, wspaniałej, mięciutkiej, czarnej sofie uwalił się i mój kuzyn.
-To to ja wiem!-Wykrzyknęłam damna.
Potem obejrzeliśmy razem dwugodzinny maraton "Adventure Time" i jakby to ująć...? Ten serial to narkotykowa orgia w dziecięcym wydaniu...no...tak w skrócie...
Dochodziła 16, a zarówno mi jak i Danny'emu zaczęło burczeć w brzuchach...pora na pizzę!
Jak pomyślałam tak zrobiłam i w google wpisałam hasło "June-Lake pizzeria" wyskoczyły mi jedynie dwa wyniki...to i tak dobrze! W końcu mieszkam na zadupiu!
No nic... pierwsza pizzeria była dość blisko nas, ale niestety nie oferowali dowozu, a mi nie chciało się tam zawalać w glanach przy ponad trzydziestu stopniach!
Więc wybrałam drugą opcję pizzeria "Alphie Deli and Pizza Co" oferowała dostawę więc to tam zadzwoniłam...
-Halo?-Usłyszałam w słuchawce kobiecy głos.
-Halo? Chciałam zmówić pizzę.-Powiedziałam i złożyłam zamówienie podając adres.
Pani z pizzeri powiedziała że za jakieś dwadzieścia minut otrzymamy upragniony posiłek.
W tym czasie stwierdziłam że pobrzdąkam coś kuzynowi.
Wzięłam gitarę i zaczęłam grać...
Po chwili przybiegł do na Rocky. Mały blondyn rzucał masywnemu kundlowi jego zabawki, a ten przynosił je jak potulny baranek...to wyglądało tak uroczo...
Nagle telefon w mojej kieszeni poruszył się, na znak przyjścia SMS'a
Odblokowałam więc wyświetlacz i sprawdziłam kto pisze...
-Możesz wyjść?-Shane, 16:17
-Nie, ale ty możesz wpaść.-Alice, 16:20
-A ktoś u ciebie jest?-Shane, 16:21
-Kuzyn i pies.-Ja, 16:22
-Sam nie wiem...-Shane, 16:23
-Zaraz dostarczą mi pizzę...-Ja, 16:24
-ZARAZ BĘDĘ!-Shane, 16:25
-Ok, czekam-Ja, 16:26
Zaśmiałam się pod nosem na szybką reakcję chłopaka
-Co jest?-Zapytał Danny.
-Wiesz co? Mój chłopak do nas wpadnie na obiad. Nie przeszkadza ci to, prawda?-Odpowiedziałam pytająco
-Nie, nie! W końcu poznam twojego wybrana!-Uśmiechnął się kuzyn...on zawsze był taki...otwarty...na innych...zazdroszczę mu tego...ja nigdy tak nie umiałam...
Porozmawiałam z małolatem, a chwilę później usłyszałam dzwonek do drzwi.
Wstałam więc z kanapy i postawiłam gitarę obok niej.
Podeszłam do drzwi i otworzyłam je...
*
Okej! Nowe tło już mam tylko teraz jeszcze muszę przypomnieć sobie konkretne formułki...każdy kto tworzył bloga i robił mu tło, wie o czym mówię.
No nic...ostatnio nie mam czasu na pisanie bo najzwyczajniej w świecie całymi dniami nie ma mnie w domu. Wakacje mijają mi miło, ale wiem że dopiero się rozkręcą. Dlatego mam nadzieję że to czytacie (to czyli to po "*"). Ponieważ mam dla was...wiadomość.
Z jednaj strony smutą. Nie, nie bloga nie zawieszam, nie kończę, ani nic z tych rzeczy!
Jednak w związku z moim ograniczonym czasem trudno  jest trzymać mi się jakiegoś grafiku.
Dlatego postaram się dodawać przynajmniej jeden rozdział w tygodniu. Jak pisałam grafiku sobie nie ustalę, ale możecie spodziewać się next'a już w poniedziałek....albo wtorek...środę, czwartek, piątek, sobotę czy niedzielę.
Mam nadzieję że źli nie będziecie. To tyle. DZIĘKI ZA UWAGĘ!
Zapraszam też ---->tu

sobota, 27 czerwca 2015

ROZDZIAŁ 44 "Wolność! Bez tego czegoś na brzuchu!"

-Pokażesz mi tego SMS'a?-Zapytał zdyszany chłopak zamykając okno.
-Pewnie.-Przytaknęłam i włączyłam telefon. Kliknęłam w wiadomość aby ją wyświetlić i podałam telefon chłopakowi...
-"Pamiętaj o mnie! Niedługo się zobaczymy. Tęsknię!" Kto to napisał?-Shane przeczytał SMS'a na głos po czym zapytał.
-Problem w tym że nie wiem.-Złamałam się.
-Nie maiłaś w Los Angel...no nie wiem...jakiegoś chłopaka?
-Nie. Miałam wielu przyjaciół, ale z nikim nie byłam.-Powiedziałam zgodnie z prawdą. Chłopak pokiwał głową w odpowiedzi.
-Hmm...-Zamyślił się niebieskooki. Słyszałam jak kilka w ekran, a po chwili przyłożył telefon do ucha.
-Co ty robisz?-Zapytałam
-Dzwonię do...autora SMS'a.-Powiedział 17-latek.
-I...?-Dopytałam kiedy chłopak oddał mi telefon.
-Mówią że nie ma takiego numeru...ale...to bez sensu, bo z czego mógł przyjść ci SMS...?-Odpowiedział chłopak.
-Też tego nie rozumiem...-Przyznałam
-W teorii to coś cały czas pisze ci że masz się nie bać...-Niebieskooki stwierdził fakty.
-Niby tak, ale wolałabym żeby powiedziało mi kim jest.-Przyznałam.
-Ja też bym wolał wiedzieć...ale póki co nie wiem nawet z której strony to ugryźć...-Stwierdził chłopak.
Przytaknęłam skinieniem głowy, aby po chwili się odezwać.
-Boję się...-Wyznałam
-Nie musisz. Jestem przy tobie i wiedź że zawsze będę.-Zapewnił niebieskooki.
Spojrzałam na wysokiego bruneta i wtuliłam w jego tors.
-Dziękuję! Gdybyś nie był teraz ze mną to...nie wiem...chyba bym się powiesiła...-Powiedziałam wypłakując się w koszulkę chłopaka.
Po kilku chwilach opanowałam się wtedy tak jak ostatnio razem z Shane'em położyliśmy się i...zasnęłam
............
Szłam lasem, aż nagle znalazłam się nad urwiskiem. Stała tu mała ławeczka.
Usiadłam na niej i wyjęłam papierosy z torby.
Zapaliłam jednego i spojrzałam w pustą przestrzeń przede mną.
Siedziałam sama i wypaliłam już trzy papierosy.
Nagle nade mną znalazło się dużo chmur, a z nich zaczęło kropić.
Był to lekki i delikatny deszcz...nie przeszkadzał mi...
Czułam czyjąś obecność...ale nie miałam pojęcia czyją
Nagle wszystko zastąpiła muzyka
............
-Ahh...-Przeciągnęłam się uderzając przypadkiem Shane'a w twarz.
-Oj! Sorki.-Rzuciłam
-Ehh...spoko...-Odpowiedział chłopak ze swoją poranną chrypką...tak ją kocham...mogłabym słuchać jej dzień w dzień.
-Dobra. To ja spadam...chwila dzisiaj piątek...zdejmują ci usztywniacz, nie?-Zapytał 17-latek
-Tak. Dlatego dzisiaj nie będzie mnie w szkole.-Zaśmiałam się.
-Osz ty! To ja też nie idę.-Stwierdził Shane krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Nie. Ty idziesz. Zaraz koniec roku. Zdać nie chcesz?-Wyrzuciłam niebieskookiemu.
-Agrr...no dobra...nich ci będzie, to ja lecę. Narka-Rzucił Shane i tak jak ostatnio wyskoczył sobie z okna.
No cóż wypadało by się zbierać...jak pomyślałam tak zrobiłam i wstałam...a właściwe zgramoliłam się z łóżka.
powolnym krokiem podeszłam do szafy i wyciągnęłam ciuchy na dziś
i ruszyłam do łazienki. Umyłam twarz, ręce i zęby po czym ułożyłam moje kudły. Ubrałam wcześniej przygotowany strój i poszłam do cioci żeby zapytać co i jak w związku z dzisiejszą wizytą u lekarza.
O dziwo nie było jej w sypialni cioci i wujka. Domyśliłam się że jest w kuchni więc tam się udałam.
Nie pomyliłam się, ciotka stała przy kuchence i robiła jajecznicę na śniadanie.
-Hej ciociu!-Zawołałam.
-O Alice! Właśnie miałam po ciebie iść. Pamiętasz że dzisiaj jedziemy do szpitala?-Upomniała mnie moja opiekunka.
-Tak, pamiętam. Właśnie po to tu jestem.-Odpowiedziałam
-To dobrze że o tym pamiętasz. Zwolnię cię dzisiaj ze szkoły i za godzinkę pojedziemy. Tylko mam do ciebie prośbę...jak wrócimy to ja i wujek lecimy do pracy. Zajmiesz się Danny'm?-Ciocia zakończyła pytaniem
-Pewnie, bez problemu.-Przystałam na jej warunek.
-To teraz siadaj do stołu.-Powiedziała ciotka nakładając jajko na talerz

GODZINĘ PÓŹNIEJ
W SZPITALU

Siedziałam przed salą czekając aż lekarz zawoła "następny!" i zdejmie mi to ustrojstwo z żeber.
Chciałam być już pełno sprawna, a nie uzależniona od kogoś przy próbie wejścia na drzewo!
No ile można zdejmować komuś gips!? Długo jeszcze!? Zaczęłam się wkurzać.
-Następny!-Z gabinetu wychyliła się pani lekarz. No nareszcie! Wstałam i szybkim krokiem weszłam do pomieszczenia.
-Dzień dobry.-Przywitałam się zamykając za sobą drzwi.
-Dzień dobry. Jak się pani nazywa?-Zapytała kobieta. Miała długie czarne jak węgiel włosy związane z warkocz, delikatne i kobiece rysy twarzy, jasnoszare, prawie białe tęczówki oraz ciemną karnację.
Ubrana była oczywiście w lekarski kitel.
-Storm Alice.-Przedstawiłam się. Kobieta sprawdziła jakieś zapiski po czym odezwała się...
-Czyli zdejmujemy usztywniacz, tak?-Dopytała kobieta
-Tak.-Potwierdziłam.
-Zdejmij koszulkę.-O fuck...zapomniałam...pocięte boki to jeszcze nic. Gorzej będzie z ugryzieniem...zastał po nim wielki ślad...co prawda już się zarasta, ale co nieco jeszcze widać...
no dobra jakoś się wykręcę...stwierdziłam i zdjęłam koszulkę.
-Ojej...dlaczego ty masz tyle blizn...i ranę po ugryzieniu?-Zapytała zaszokowana kobieta.
-W dzieciństwie miałam depresję z powodu śmierci rodziców, ale już jest okej. Jeżeli jednak chodzi o ranę po zębach to...pies mnie pogryzł.-Wymyśliłam to z tym psem, ale to chyba dobrze...bo kobieta zdawała się uwierzyć. Kiedy zdjęła mi w końcu to coś w brzucha mogłam wyjść i w końcu być wolna!
Pani doktor kazała mi jeszcze uważać na żebra i ich nie nadwyrężać. Przystałam na to i wyszłam z gabinetu.
Szczęśliwa podeszłam do moich opiekunów i wróciłam do domu...
*
Okej. Wiem czekaliście tak długo! Przepraszam! Jak mówiłam pisałam pracuję nad nową grafiką, ale nie mogę znaleźć odpowiedniego lasu...no nic. Wiem, mówiłam pisałam że rozdział będzie przed 26.06.15, ale nie zdążyłam go napisać. Dzisiaj byłam ze znajomymi na boisku i...no tak...nie było kiedy...jak wyżej przepraszam!
No cóż pozostaje zaprosić mi was do Eski i co...? I czekajcie na next'a...

wtorek, 23 czerwca 2015

ROZDZIAŁ 43 "Prezent i SMS"

Po chwili z szatni wyszedł Shane resztę przerwy spędziliśmy na rozmowie...

POD KONIEC OSTATNIEJ LEKCJI

Za dwie minuty miał zadzwonić dzwonek więc siedziałam patrząc prosto w zegar na ścianie i odliczałam sekundy do dzwonka.
Chciałam czym prędzej wyjść ze szkoły i iść do galerii...musiałam znaleźć prezent dla Shane'a!
No, no! Wskazówko ruszaj się szybciej! Taak...nie ma to jak poganiać coś co i tak nie zmieni swojej szybkości...nigdy...chyba żeby coś poprzestawiać, ale komu by się chciało?
Kiedy wskazówka wykonała pierwsze okrążenie do końca została minuta.
Nooo! Szybciej!
Tik, tak, tik, tak...naśladowałam w myślach dźwięk zegara.
Kiedy zostało jakieś 40 sekund złapałam torbę i przygotowałam się do szybkiego opuszczenia klasy.
Dajesz! Ze-gar! Ze-gar! Skandowałam w myślach.
Nagle rozległ się głośny dzwonek
-Jest!-Krzyknęłam pod nosem i czym prędzej opuściłam szkołę.
Poszłam na przystanek sprawdzając po drodze czy mam kasę. Na szczęście miałam jej trochę w moim case'sie więc z tym nie miałam problemu.
Pozostało mi tylko napisać cioci SMS'a żeby się nie martwiła.
Załatwiłam wszystko i czekałam na transport.
nie czekałam za długo, bo kilka minut, a autobus już był.
Wsiadłam więc i zajęłam miejsce. Nie miałam biletu, ale miałam migawkę więc bez problemu.

W GALERII

Chodziłam w kółko już dobrą godzinę. Nic! Kompletnie nic nie mogłam znaleźć!
Okej...może...jakie cechy musi mieś ten prezent...
musi być ładny, to pewne...taki żeby mógł mieć go zawsze przy sobie...i żeby nie przeszkadzał mu jak będzie...się przemieniał...bransoletka to nie taki zły pomysł, ale ona nie spadnie mu z...łapy?...ręki...z kończyny!? Wypadałoby się dowiedzieć, ale jak zapytam Shane'a o to to od razu się skapnie że coś kombinuję...jak zapytam Malii to przecież będzie mnie wypytywała i pewnie naskarży Lokil'owi, a tego chcę uniknąć!
Co mogę zrobić? A może pójdę na łatwiznę? Tak...wisiorek będzie okej...kierunek! Sklep z męską biżuterią! Dłuższej nazwy nie było?

W DOMU
WIECZOREM

Siedziałam sobie na łóżku już w piżamie i zagryzałam dolną wargę w uśmiechu, patrząc na małą złotą torbeczkę w której spoczywał prezent dla Shane'a
Myślę że trafiłam z prezentem...przynajmniej taką mam nadzieję...
No dobra...idę spać. Stwierdziłam i położyłam się zmykając oczy.
Już prawie zasnęłam, ale nagle przyszedł mi SMS...o Jezu....kto się do mnie dobija o tej porze?
Wzięłam do ręki telefon i włączyłam go aby sprawdzić o co chodzi.
-Pamiętaj o mnie! Niedługo się zobaczymy. Tęsknię!-Nieznany numer, 23:16
Zmarszczyłam brwi i kliknęłam w wiadomość, aby wyświetlić numer.
WTF!? Przecież taki numer nie może istnieć! O co mi chodzi? Numer z którego została wysłana wiadomość to "000 000 000". Wystraszyłam się.
Najpierw napis na lustrze, a teraz to!? Kim do cholery jest to coś!? I dlaczego nęka to mnie!?
Boję się! Wystraszona napisałam do Shane'a
-Boję się. Dostałam dziwnego SMS'a z dziwnego numeru. Możesz do mnie przyjść?-Ja, 23:20
-Jasne! Zaraz tam będę! Otwórz okno.-Shane, 23:22
Szybko wstałam z łóżka i...schowałam torebeczkę z prezentem do szuflady biurka. Po czym podeszłam do okna wypatrując chłopaka. Po paru minutach brunet stał pod oknem więc ja je otworzyłam. Niebieskooki wdrapał się po rynnie i wskoczył do mojego pokoju.
-Pokażesz mi tego SMS'a?-Zapytał zdyszany chłopak zamykając okno.
-Pewnie.-Przytaknęłam i włączyłam telefon. Kliknełam w wiadomość aby ją wyświetlić i podałam telefon chłopakowi...
*
Więc...mam dla was kilka wiadomości. Jak wicie już za kilka dni wakacje.
W tym roku wyjeżdżam aż dwa razy. Jak można się domyśleć nie dodam rozdziału kiedy nie będę miała dostępu do internetu.
Jednak kiedy tylko będę w domu to postaram się wam pisać. Pamiętajcie też że poza blogiem mam życie prywatne i dla tego właśnie w wakacje z moim dodawaniem będzie naprawdę różnie.
Chciałabym abyście to zrozumieli.
Nowy post postaram się dodać jeszcze przed zakończeniem, ale nie wiem jak z tym będzie bo dzisiaj środa, a koniec w piątek. No nic. Ja na teraz się żegnam. Czekajcie na next'a i...i myślę że wiecie co zrobić z tym likiem

niedziela, 21 czerwca 2015

ROZDZIAŁ 42 "Urodziny za dwa dni"

Ja lekko zdezorientowana poszłam do szkoły...

PRZY SZAFCE

Dzisiaj zaczynaliśmy od W-F'u, ale jako że mam jeszcze usztywniacz to nawet nie podchodziłam do szafki.
Od razu ruszyłam w stronę sali gimnastycznej.
Spotkałam tam Shane'a.
Niebieskooki rozmawiał z jakimś chłopakiem.
Rozmówca mojego chłopaka miał kasztanowe włosy i miodowe oczy.
Ciekawiło mnie kim jest.
W sensie...wilkołakiem człowiekiem, a może czymś jeszcze innym...
LOL! I że myślenie o tym przychodzi mi z taką łatwością!
To robi się dziwne...czyżbym przywykła? Naprawdę dziwne...
No nic...jak to ja, podsłuchałam rozmowę...ale ja mam dobry słuch! Słyszę ich z tak daleka...to plus!~
No dobra...
-Stary nie idę tam.-Powiedział Shane uśmiechając się
-No, ale będzie fajnie! Poza tym osiemnastkę ma się tylko raz.-Stwierdził brązowo włosy.
-Tak wiem, ale to moje urodziny nie twoje, a poza tym mam dziewczynę.-Wytłumaczył Shane...ale chwila, co? To Shane ma osiemnaście lat!? Jak!? Przecież ja mam rocznikiem siedemnaście...hmm...a może on kiedyś po prosty nie zdał? W sumie miałoby to sens...przecież jak mówił kiedy stał się wilkołakiem to nie wiedział co robić...mógł wtedy zaniedbać szkołę i oceny przez co nie zdał...tak...to ma sens...nie ważne! Wracając do ich rozmowy...
-Wiem...nooo...to nie fair! Co ty masz czego ja nie mam?-Zapytał miodowooki z wyrzutem
-Nie wiem, może urok i urodę i styl i...
-Dobra skończ! Narcyz jeden.-"Fochnął się" nieznajomy mi chłopak.
-Hehe. No dobra jak wpadniesz na lepszy plan a pro po mojej osiemnastki to mów. Tylko, proszę nie namawiaj mnie już na dziwki, bo się nie zgodzę.-Rzucił Shane po czym zauważył mnie więc uśmiechnął się i podszedł do mnie.
-Cześć kochanie.-Powiedział i przytulił mnie.
-Cześć.-Uśmiechnęłam się.
-Którego masz urodziny?-Zapytałam kiedy chłopak już mnie puścił.
-12 czerwca, a co?-Chłopak odbił pytanie
-To za dwa dni! Dlaczego nic nie mówiłeś? Będziesz miał teraz osiemnaście lat! Co zamierzasz robić? Musisz zrobić imprezę! Taaak!!! Wielką! Na 100-300 osób! Czekaj...a tu mieszka 300 osób?
Nie ważne! Myślisz że ktoś przyleci z L.A. jak poproszę? Chyba tak...mogę zaprosić przyjaciół?
O! A kipisz Jack'a Daniels'a? Proszę, proszę, proszę! Ostatnio piłam w L.A. u Matt'a.
Fajnie było! A może wolisz iść do klubu? To chyba bardziej sensowne...sprawdzić jakie są najlepsze kluby w okolicy? Jak ostatnio byłam w klubie to tam były takie faaajne drinki! Mam znajomego barmana! Może da nam czystą! A może...
-Stop!-Przerwał mi brunet
-Już, wystarczy. Pogubiłem się w twoich słowach. Na przyszłość mów wolniej.
Poza tym to raczej nie będzie konieczne. Średnio lubię obchodzić urodziny.-Dodał chłopak
-Dlaczego?-Zapytałam
-No bo to tak na prawdę kolejny rok mniej do śmierci. Chyba pójdę na jakieś polowanie. Wybiegam się z watahą, wyżyję trochę.-Stwierdził chłopak.
-Oł...no ok...-Uspokoiłam się nico.
-Wiesz...twoje towarzystwo też będzie dla mnie świetnym prezentem! Ale jeżeli chciałabyś spędzić ze mną ten dzień to musiałabyś siedzieć ze mną do 24:00, bo to wtedy przyszedłem na świat...wiem nietypowa godzina, ale jednak.-Stwierdził chłopak
-Siedzenie do północy to nie problem! Zwłaszcza w twoim towarzystwie.-Uśmiechnęłam się.
-Naprawdę?-Dopytał chłopak
-Co jak co, ale ciebie bym nie okłamała.-Przyznałam. Chłopak w odpowiedzi uśmiechnął się ciepło i powiedział.
-W takim razie wiem co będę robić w swoje urodziny.-Naszą rozmowę przerwał dzwonek na lekcje.
Jak mówiłam pierwszy W-F.
Weszłam więc do przebierali i usiadłam na ławce czekając aż Kate lub Kira się przebierze.
W szatni nie byłam sama. Jak można się domyśleć przebierały się tam inne dziewczyny z mojej klasy.
Kątem oka zauważyłam że jedna dziewczyna szepcze coś do ucha innej nastolatce...hmm...aż tak dobrego słuchu nie mam...ciekawe o czym mówią
-Co!?-Nagle wydarła się jedna z nich. (ta blond)
-No chyba nie! Nie ma mnie w szkole dwa tygodnie, a oni z powrotem są razem!? O nie! Tym razem nie odpuszczę!-Dokończyła blondynka.
-Rudzielcu!-Zwróciła się do mnie.
-Hę?-Spojrzałam na nią...podświadomie wyczuwałam od niej dziwną aurę...
-Posłuchaj bo powtarzać nie będę! Shane jest MÓJ i dobrze ci radzę zerwij z nim bo to nie skończy się dla ciebie dobrze.-Krzyknęła po czym przebrana wyszła.
Siedziałam zszokowana...co to kurwa było?
Przecież ona i tak mi nic nie zrobi, a nawet gdyby próbowała to Shane będzie ze mną...prawda?
-Nie przejmuj się Amber zawsze była taka wredna, ale wiesz...Shane'a ma na oku od początku pierwszej klasy.-Powiedziała Kira.
-Aha...idziemy?-Zaproponowałam przebranym przyjaciółką. Stwierdziłam że zigoruję tą całą Amber. Ona i tak nie jest w stylu Shane'a...bo tak jest...no nie?
-Pewnie.-Odpowiedziały zgodnie więc wyszłyśmy.
W holu nikogo nie było więc domyśliłyśmy się że należy iść na boisko.
Tam dałam zwolnienie W-F'iście i usiadłam na ławce. Kiedy cała klasa się zebrała i ustawiła w rządku nauczyciel zaczął.
-Dzisiaj ćwiczmy koedukacyjnie. Konkretniej to zagracie w koszykówkę. Na kapitanów wybieram...Shane'a i...Kate.
Kate ty wybierasz pierwsza.-Powiedział mężczyzna...to jeden z nielicznych nauczycieli których lubię. Jest miły.
-Ja? Na dobrze! Kira!-Uśmiechnęła się brunetka na co jej przyjaciółka ustawiła się za nią.
-Ja biorę...Dante'go!-Rzucił Shane. Z tłumu wystąpił ten kasztanowy brunet z którym wcześniej rozmawiał.
Kiedy uczniowie byli już podzielni rozległ się gwizdek i zaczęła się gra.
Nie minęło kilka minut, a połowa chłopaków biegała bez koszulek. W tym Shane.
Ale on jest dobrze zbudowany...ma lekko zrysowany kaloryfer, ale nie za mocno...i te znaki na kręgosłupie...
Nagle kiedy Shane biegł wpadł na niego wielki umięśniony typ.
Niebieskooki ugiął się pod ciężarem chłopaka i upadł na ziemię. Usłyszałam trzask kości...otworzyłam szeroko oczy i zerwałam się z ławki.
-Kurde, stary sorry! Cały jesteś?-Zaczął mięśniak
-Tak, tak...jest spoko.-Powiedział Shane i wstał...ale jak? Przecież słyszałam trzask kości...
-Chłopie! Odpocznij chwilę!-Krzyknął W-F'ista do bruneta
-Ale trenerze...-Marudził chłopak
-Żadnych "ale" to wyglądało poważnie! Marsz usiąść!-Krzyknął trener. Shane widocznie nie chciał się sprzeczać więc usiadł obok mnie.
-Nic ci nie jest? Słyszałam trzask...-Zaczęłam spanikowana jednak Shane mi przerwał...
-Nie Alice, nic mi nie jest. Zapomniałaś już? W moich żyłach płynie krew wilka. To przyśpiesza gojenie ran i niweluje wszelkie urazy fizyczne. Więc nawet gdybym chciał to nie mógłbym złamać nogi.
-Aha...-Przytaknęłam i lekko się zarumieniłam. Głupia! Nie mogłam skojarzyć faktów?
-Oj nie zawstydzaj się.-Shane lekko szturchnął mnie w ramie.
Na ławce minęła nam reszta W-F'u. Potem była biologia.
Shane poprosił abym poczekała na niego przy męskiej szatni. Więc tam stałam.
Po paru minutach wyszedł ten cały Dante. Oczywiście domyśliłam się że zna Shane'a może nawet wie o jego...wilczej specyfice. Stwierdziłam więc że podpytam chłopaka co Shane mógłby chcieć na urodziny.
-Hej!-Zaczepiłam więc bruneta.
-Ja?-Dopytał miodowooki.
-Tak, ty. Przyjaźnisz się z Shane'em, nie?-Zapytałam
-No tak, a ty jesteś Alice, tak? Shane mówił...o tym wszystkim tylko mi i Jake'owi Lokil nic nie wie.
Wiesz? Chodzi mi o to że rana ci się nie goi...ale spokojnie nikt więcej nie wie. Poza tym ja nie należę do ich watahy. Jestem człowiekiem. Po prostu przyjaźnię się z Shane'em od podstawówki więc mówi mi o wszystkim jak bratu.-Powiedział brunet
-Aha...w sumie to chciałam zapytać cię co dać Shane'owi na urodziny...-Powiedziałam
-Oł...czyli nie potrzebnie robiłem taki wywód...no nic. Co dać mu na urodziny? Hmm...szczerze powiedziawszy to on ucieszy się z czegokolwiek co mu dasz.-Uśmiechnął się chłopak
-Nie no chyba jaja sobie robisz! Nakieruj mnie chociaż.-Nalegałam
-Hmm...on od małego lubił skórzane rzeczy...może jakaś skórzana bransoletka...nie wiem...musisz pomyśleć.-Bransoletka? To nie taki zły pomysł...
-Dobra, dzięki.-Rzuciłam.
Po chwili z szatni wyszedł Shane resztę przerwy spędziliśmy na rozmowie...
*
Proszę bardzo, nowy rozdział.
Tak jak zapewne spostrzegliście opowiadanie ma inną strefę czasową.
U nas jest (teraz, w tym momencie) 21.06.2015 r., a w uniwersum opowiadania jest 10.06.2015 r.
Pomysł z urodzinami był naprawdę spontaniczny, ale dodałam go, bo nigdy nie za mało nowych wątków! Nie martwcie się jednak bo już wkrótce stanie się coś co zmieni całe opowiadanie!
Będzie to..."nowa" postać i będzie ona miała związek z napisem na lustrze, ale nic więcej nie powiem!
Jeżeli chodzi o specjal na 1000 wyświetleń to nie mam pojęcia co zrobić! Więc na razie "POST SPECJALNY (3)" odłoży się w czasie. Wspomnę też że pracuję na nową grafiką w tle, bo ta obecna chyba po woli mi się przejada, ale wszystko w swoim czasie :)
Czekajcie na next'a, a w między czasie możecie wbić --->tu

czwartek, 18 czerwca 2015

ROZDZIAŁ 41 "Kogo on szuka?"

-Mam przyjść?-Zapytał chłopak
-Fajnie by było, ale jak zamierzasz wejść do mojego pokoju?-Odbiłam pytanie.
-Przez okno! Daj mi pięć minut!-Krzyknął chłopak po czym się rozłączył.
"Przez okno!"!? No jestem ciekawa! Mieszkam na drugim piętrze!
A on skacze z drzewa na drzewo jak wiewiórka...okej ja nic nie mówiłam!
Mimo to bałam się...tego czegoś...co...pisało na moim lustrze...nie wiedziałam co to...
"Widzę cię, ale nie bój się"...a może to...coś dobrego? Może rzeczywiście nie powinnam się bać?
A może...może...może to coś kłamało pisząc "nie bój się" może właśnie powinnam się bać!?
Nagle usłyszałam pukanie w szybę. Oderwało mnie to od rozmyśleń.
W oknie zobaczyłam Shnae'a. Dzięki bogu! Jak dobrze że już jesteś!
Podbiegłam do okna i otworzyłam je chłopakowi.
-Hej.-Pomachał brunet
-Jak dobrze że jesteś.-Chciałam krzyknąć (ze szczęścia), ale bałam się że obudzę ciocię, albo wujka.
Odsunęłam się żeby zrobić wejście Shane'owi. Chłopak wskoczył sprawnie do mojego pokoju i przytulił mnie. Nie wiem skąd on wiedział że tego potrzebuję teraz najbardziej...
-Więc teraz na spokojnie, co się stało?-Zapytał niebieskooki.
-Siedziałam sobie i myślałam. Nagle zrobiło się chłodno co było dla mnie dziwne bo okna miałam zamknięte. Wydawało mi się że coś jest w łazience więc tam poszłam.
Jednak niczego tam nie było zdezorientowana przemyłam twarz wodą, a kiedy się wyprostowałam to na lustrze był napis "Widzę cię, ale nie bój się" nie...ja nie wiem co mam o tym myśleć...-Powiedziałam załamującym się głosem.
-Alice, nie musisz się bać. Jestem przy tobie.-Pocieszył mnie brunet po czym przytulił.
Odwzajemniłam gest chłopaka i wtuliłam się w jego tors.
Przy nim czułam się bezpiecznie. Wiedziałam czym jest Shane i w sumie to sprawiało że byłam pewna że brunet będzie w stanie mnie obronić!
Nawet nie wiem kiedy, ale Morfeusz porwał mnie do swojej sennej krainy
............
Szłam lasem, aż nagle znalazłam się nad urwiskiem. Stała tu mała ławeczka.
Usiadłam na niej i wyjęłam papierosy z torby.
Zapaliłam jednego i spojrzałam w pustą przestrzeń przede mną.
Siedziałam sama i wypaliłam już trzy papierosy.
Nagle nade mną znalazło się dużo chmur, a z nich zaczęło kropić.
Był to lekki i delikatny deszcz...nie przeszkadzał mi...
Czułam czyjąś obecność...
Nagle wszystko zniknęło, a mojej głowie zaczęła rozbrzmiewać muzyka
............
Wyciągnęłam rękę, aby wyłączyć budzik, zamiast tego natknęłam się na...twarz?
Podskoczyłam na łóżku i zobaczyłam Shane...no tak...przecież wczoraj bałam się spać sama...
-Hej mała...-Pomachał mi chłopak
-Cześć-Uśmiechnęłam się do niego
-Wyłączysz budzik?-Zapytałam chłopaka.
-Pewnie...wiesz co? Ponieważ już szósta to ja idę. Zobaczymy się w szkole. Muszę się umyć i przebrać, więc idę do Lokil'a.-Rzucił chłopak wyłączając budzik. Po czym jak gdyby nigdy nic wyskoczył przez okno...ahh...uroki wilkołactwa...ja wstałam i poszłam do szafy z celem wybrania stroju na dziś
Z ubraniami poszłam do łazienki tam wzięłam szybki prysznic i ułożyłam włosy.
Potem ubrałam wcześniej przygotowany przeze mnie strój i zeszłam na dół.
Ku mojemu zaskoczeniu w kuchni nikogo nie było więc bez słowa wyszłam do szkoły.

POD SZKOŁĄ

Stwierdziłam że mam jeszcze czas więc poszłam do sklepu przy szkole.
Podeszłam do pułki z napojami i wzrokiem zaczęłam szukać monster'a.
W tym samym czasie usłyszałam rozmowę przy kasie.
-Dzień dobry. Szukam chłopaka. Wysoki, ma niebieskie oczy i czarne włosy. Ubiera się...na rockowo. Nie widziała tu pani takiego?-Zapytał jakiś chłopak o dziwo znałam jego głos.
-Widziałam, ale dzisiaj go tu nie było. Z tego co mi wiadomo chodzi do tej szkoły obok.-Powiedziała kobieta za ladą.
Ja w tym czasie znalazłam monster'a i odwróciłam się.
-Jeremy?-Otworzyłam szeroko oczy kiedy zobaczyłam barmana.
-O! Hej Alice.-Zielonooki uśmiechnął się na mój widok.
Podeszłam do kasy i tym samym do barmana.
-Co ty tu robisz?-Zapytałam stawiając energetyka na ladzie.
-Ja? Nie nic...szukałem kogoś.-Brunet nerwowo podrapał się po karku
-Kogo?-Znów zapytałam płacąc za napój.
-Znajomego. Dobra nie ważne. Czyli tu go nie było?-Student zwrócił się do sprzedawczyni
-Nie.-Odpowiedziała kobieta.
-No nic...to może kiedy indziej.-Rzucił zielonooki i wyszedł.
Ja lekko zdezorientowana poszłam do szkoły...
*
Wiem, wiem rozdział krótki :/
Ale przynajmniej coś zaczyna się dziać. Mamy dwa nowe wątki.
Pierwszy to to coś co napisało "Widzę cię, ale nie bój się" Na lustrze Alice, a drugi to to że Jeremy szuka "kogoś"
Zapewne wszyscy dobrze wiecie kto to może być, ale wszystko się okaże :>
Wchodźcie do Eski i czekajcie na next'a :)

wtorek, 16 czerwca 2015

ROZDZIAŁ 40 "Shopping"

-Ja ciebie też Alisiu ja ciebie też...-Powiedziała ciocia i delikatnie pogłaskała mnie po moich czerwonych włosach...
Potem przebrałam się w coś czystego

Reszta dnia minęła mi spokojnie razem z ciocią w ramach rozejmu udałyśmy się do galerii.
Moja opiekunka stwierdziła że jako że zbliża się lato przydałby mi się strój kąpielowy...
Więc weszłyśmy do "Go Sport'u".
Szukanie czegoś co spodoba się MI jest straszne! Rzecz w tym że coś co kupię MUSI być czarne lub pasujące do czegoś z mojej garderoby!
Więc...to nie jest łatwe...po długim przedzieraniu się przez sklepy w końcu znalazłam coś co jako tako mi pasowało.
Potem razem z ciocią poszyłyśmy na Bubble Tea! Jej! Ostatnio piłam ją w L.A. razem z Lulu, Olim, Andy'im, Matt'em i Nick'iem...to było na dzień przed moim wylotem...Wybraliśmy się całą paczką na miasto aby "godnie" mnie pożegnać...
Najpierw poszliśmy do centrum. Tam działo się najwięcej więc najwięcej czasu spędziliśmy właśnie tam.
Graliśmy w kręgle, ścigaliśmy się na gokartach, byliśmy w kinie no i...piliśmy bubble tea...
A potem była impreza u Matt'a i...jako że on był najstarszy z nas...po osiemnastce...to załatwił nam alko...w rezultacie mnie na kacu o szóstej rano, następnego dnia odbierał wujek...no tak...przynajmniej byłam z przyjaciółmi, ale i tak nie mam pojęcia jak zakończyła się ta impreza...nie wspominając o tym że obudziłam się pod stołem...z głową na kolanie Lulu...haha! To były czasy...no tak...BYŁY. Teraz muszę zadbać o...nowy rozdział w moim życiu...aby on też był...wspaniały!
-Halo!?-Z zamyślenia wyrwał mnie głos cioci
-C...c...co?-Zapytałam zdezorientowana
-Ojoj...Alice, pani pytała jaki chcesz smak herbaty...-Upomniała mnie ciocia
-Ten taki...zielony i z borówkami-Wytłumaczyłam
Po chwili otrzymałam upragniony napój, a ciocia swój. We dwie usiadłyśmy na promenadzie i zaczęłyśmy pić nasze kolorowe napoje...
(napoje)
(Alice)
(Elizabeth)
Popijając Bubble Tea rozmawiałam ze swoją prawną opiekunką, siostrą mojej mamy, moją ciocią.
-A ty mi powiedz Alice...gdzie ty byłaś w nocy?-Zapytała kobieta...co ja jej odpowiem? No przecież nie mogę powiedzieć "Spałam w jaskini razem ze swoim chłopakiem!" Nie, nie powiem tak! Tylko kto będzie mnie krył? Hmm...wiem! Przespałam się w motelu! Tak! To miałoby sens bo nikogo nie wkopię!
-W motelu.-Skłamałam więc.
W odpowiedzi kobieta pokiwała głową.
-Mów mi gdzie chodzisz.-Upomniała na co się zgodziłam.
W galerii byłyśmy jeszcze około dwie godziny. W tym czasie uzupełniłam swoją garderobę.
Potem wróciłyśmy do domu.

WIECZOREM

Siedziałam w piżamie w swoim pokoju, ale jeszcze się nie kładłam...myślałam co porobić...
Przypomniało mi się że przecież jakiś czas temu pod łóżko wrzuciłam bransoletkę od Shane'a.
Schyliłam się więc aby ją odszukać.
O dziwo było bardzo łatwe ponieważ księżyc mienił się lekko niebieskim światłem.
Wyjęłam ozdobę z pod łóżka i od razu złożyłam ją na rękę.
Uśmiechnęłam się widząc księżyc.
Widziałam że to nie jest bransoletka od jubilera!
Byłam pewna że to coś w stylu zegara...ale nie do końca, bo nie pokazywał on czasu. Ani godziny, ani minuty. Pokazywał on fazy księżyca...w sumie przydatne...
Będę wiedziała kiedy Shane ma "okres", a kiedy jest sobą!
Zaśmiałam się w duchu.
Nagle zawiało chłodem...to dziwne bo okno było szczelnie zamknięte...
Rozejrzałam się po pokoju nie wiedząc czego się spodziewać...
Wydawało mi się że usłyszałam coś w łazience, ale...nie...ja nie chcę!
Ja nie chcę nowych duchów czy co to tam może być!
Bałam się wejść do łazienki, ale mimo to przełamałam się i weszłam.
Nie było tam niczego dziwnego.
Poza zaparowanym lustrem, ale niedawno brałam prysznic więc...to pewnie od tego.
Przemyłam twarz zimną wodą, bo byłam pewna że po prostu coś sobie ubzdurałam.
Kiedy podniosłam głowę na lustrze pojawił się napis...
"Widzę cię, ale nie bój się."
Co kurwa!? Jak mam się nie bać skoro jakiś skurwysyn grasuje mi po pokoju!?
Wybiegłam szybko z łazienki i zadzwoniłam do Shane'a z cichą nadzieją że to jakaś jego nowa sztuczka!
Pierwszy sygnał, drugi sygnał...
-Halo?-Usłyszałam głos 17-latka
-Shane! Posłuchaj weszłam do łazienki, a na lustrze był napis. Boję się!-Wyznałam
-Spokojnie! Jaki napis?-Zapytał zatroskany brunet
-"Widzę cię, ale nie bój się."-Powiedziałam
-Mam przyjść?-Zapytał chłopak
-Fajnie by było, ale jak zamierzasz wejść do mojego pokoju?-Odbiłam pytanie.
-Przez okno! Daj mi pięć minut!-Krzyknął chłopak po czym się rozłączył.
*
Jesteście N.I.E.S.A.M.O.W.I.C.I!!!
Wchodzę sobie dzisiaj z celem napisania czegoś i co widzę!? Ponad 1000 wyświetleń!
Ja nie wiem! Oczywiście coś z tym zrobię i przygotuję jakiś mały specjal, ale nie wiem co mogłabym tym razem pokazać.
Mogłabym zrobić więcej faktów...nie wiem co zrobić!
Pomyślę nad tym.
A tak swoją drogą zbliża się koniec roku szkolnego! Jupjajej!
Chyba nie ma osoby której nie cieszy faktu braku lekcji przez dwa miesiące!
Jedyna co mnie smuci to to że nie będę codziennie w szkole widywała moje paczki przyjaciół :/
(Idiotko! A kto powiedział że nie możesz komuś pojęczeć nad uchem i namówić go na jakiś wypad!? NIKT!!!)
No cóż...ja jestem ze swoich ocen...jako tako zadowolona. Wiem że stać mnie na więcej, ale w tym roku jakoś tak nie umiałam się do niczego przyłożyć...(poza tymi przedmiotami które lubię)
Mam nadzieję że u was z ocenami jest dobrze, a jak nie to póki możecie to pisać poprawy! :>
Oczekując na next'a zapraszam was -------->TUTAJ!
PS. Wybaczcie że rozdział jest naprawdę krótki, ale mam spadek formy :/

poniedziałek, 15 czerwca 2015

ROZDZIAŁ 39 "Zgoda?"

-Co ja powiem cioci? Nie było mnie całą noc! Pewnie już zgłosiła moje zaginięcie na policję! CO JA MAM ROBIĆ!?
-Alice...spokojnie...powiedź jej...że...spałaś u koleżanki.-Wymyślił na poczekaniu chłopak.
-Może to łyknie...-Pomyślałam na głos
-Chodź odwiozę cię.-Zaproponował niebieskooki
-Dobra...-Zgodziłam się. W między czasie włączyłam telefon i...miałam zadzwonić do cioci...tylko najpierw jakaś sensowna historyjka...
O mam!
Wybrałam numer opiekunki i zadzwoniłam do niej...
pierwszy syg...
-Alice!? Halo!?-Usłyszałam w słuchawce
-Cześć ciociu...
-Alice! Powiedz mi do cholery co robiłaś przez całą noc!? Wyjechaliśmy z L.A.!
Miałam nadzieję że kiedy zakończysz kontakty z tą całą Lulu twoje zniknięcia się skończą!-Krzyknęła kobieta
-Co!? Mówisz że specjalnie ograniczyłaś mi kontakty z Lulu!? Wiesz co!? Jeb się! Mam cię gdzieś!-Wydarłam się i rozłączyłam...
...po chwili do moich oczu zaczęły napływać łzy...nie Alice nie płacz!
-Co się stało?-Zapytał stojący obok mnie Shane.
-Ja...moja ciotka powiedziała mi..."Miałam nadzieję że kiedy zakończysz kontakty z tą całą Lili twoje zniknięcia się skończą" ja...Lulu była moją najlepszą przyjaciółką w Los Angeles...traktowałam ją jak siostrę...fakt była lekko stuknięta, ale co z tego? Lubiła imprezy i często kończyła je urwanym filmem...ale i tak nie jeden raz wyrwała mi z ręki żyletkę...-Opowiedziałam
-Wiesz...twoja ciocia na pewno tak nie myśli...pewnie powiedziała tak w nerwach...-Stwierdził chłopak.
Na jego słowa skierowałam wzrok w swoje glany...może ma rację...? Chyba rzeczywiście nie powinnam tak wybuchać...
-Nie załamuj się! Głowa do góry!-Zawołał chłopak i razem ruszyliśmy w kierunku jego motocykla.

POD DOMEM ALICE

Wchodzić czy nie wchodzić...? Pytałam w myślach trzymając rękę na klamce...
Może nie...? Chyba jednak tak...
Nie umiałam się zdecydować...
Oj będzie opieprz, oj będzie...no nic...
Pomyślałam i ostatecznie weszłam do domu.
Cicho zamknęłam drzwi starając się nie zwrócić niczyjej uwagi...
-Alice!?-W przedpokoju stanął Danny
-Nie, cicho, nie...-Uciszałam chłopca.
-Jak to nie!? Przecież widzę! Maaaaaaaaaaaaaaaamooooooooooo!!!-Kiedyś go ukatrupię! Krzyczała moja podświadomość.
Po chwili obok małego blondyna stanęła ciocia.
Oczy miała spuchnięte od łez...to przeze mnie płakała? Ja...kurwa! I znowu wszystko popsułam!
-Alice?-Wycieńczona kobieta spojrzała na mnie.
Nic nie powiedziałam nie umiałam...nie wiedziałam co mam powiedzieć...
-Alice...musimy porozmawiać sam na sam.-Stwierdziła kobieta.
-Czekam na ciebie w moim pokoju.-Dodała
-Zaczekaj!-Krzyknęłam
-Wolę w moim.-Dokończyłam
-Dobrze, więc idę tam.-Zgodziła się ciocia.
Zdjęłam glany i weszłam na górę.
Stanęłam przed drzwiami do swojego pokoju myśląc co mnie tam czeka...
Wzięłam głęboki wdech i weszłam.
Ciocia siedziała na moim łóżku.
Zamknęłam drzwi i usiadłam na fotelu od biurka.
-Posłuchaj...-Zaczęła kobieta
-...wiem że nie zastąpię ci mamy, ale wiesz że to była też moja siostra.
Rozumiem że jesteś nastolatką i że poza przykrym dzieciństwem panuje w tobie burza hormonów.
Rozumiem to wszystko, ale nie znikaj z domu na całą noc. Wiesz przecież że cię kocham.
Naprawdę nie chciałam powiedzieć że Lulu jest zła...nie o to mi chodziło. Poniosło mnie...
-Stop! Nie przepraszaj mnie za wszystko. Ja też święta nie jestem.
Wiem że nie powinnam cię wyzywać...ale...nie na to nie ma wytłumaczenia...-Przerwałam kobiecie
-Wystarczy naszych wojen. Musisz mi zaufać...a ja muszę wyluzować...jednak mów mi kiedy i gdzie wychodzisz...-Zakończyła ciotka
W odpowiedzi lekko pokiwałam głową i...nie mogłam wytrzymać! Rzuciłam się na szyję kobiety, a z moich oczu wypłynęło kilka łez wzruszenia.
-Kocham cię!-Wypłakałam w koszulkę cioci
-Ja ciebie też Alisiu ja ciebie też...-Powiedziała ciocia i delikatnie pogłaskała mnie po moich czerwonych włosach...
*
Krótko bo krótko, ale jednak. Wiecie no tak jakoś nie mam pomysłów...ale bez stresu! Ja wiem co ja napiszę za...kilka rozdziałów!
W każdym razie nie macie co się bać, bo zdradzę wam że jednym z moich celi jest to aby na tym blogu było 100 lub więcej rozdziałów! Czy ja nie przesadzam ze słowem "rozdziałów"? Muszę znaleźć sobie jakiś zamiennik...hmm...nie wiem...no nic!
To co? Czekajcie na next'a, a w między czasie możecie wbić ----->tu<-----

sobota, 13 czerwca 2015

ROZDZIAŁ 38 "Jaskinia"

-W takim razie...idziemy do jakiejś jaskini...?-Zaproponowałam
-Hmm...spoko...ale co będziemy tam robić?-Zapytał chłopak
-Nie mam TV.-Zaśmiał się
-Jestem zmęczona, ale...nie chcę wracać do domu!-Stwierdziłam tonem małego dziecka.
-Dobrze, już dobrze. Nie denerwuj się! Chodź w pobliżu jest taka...przytulna...jaskinia.-Powiedział Shane i po chwili zniósł mnie z drzewa.
Następnie obydwoje ruszyliśmy.

PARĘ MINUT PÓŹNIEJ
PRZY JASKINI



Razem z chłopakiem stanęliśmy przed jaskinią.
Shane wpuścił mnie przodem więc weszłam. Po chwili i on zalazł się w środku.
Jak nie trudno się domyśleć w jaskini było ciemno. Tym bardziej że jest noc...
Dlatego też potknęłam się o jakiś kamyk.
Nie czekałam kilku sekund, a Shane wyciągnął rękę, aby pomóc mi wstać.
Zobaczyłam że oczy chłopaka świeciły się jasnym, lodowatym błękitnym kolorem.
Nie lubiłam błysku wilczych oczu...bałam się...wiecie moja rodzina...wtedy też widziałam...wilcze...oczy
Zamiast złapać rękę chłopaka wycofałam się na łokciach.
-Alice...?
-Nie...nie...nie zbliżaj się!-Krzyknęłam spanikowana. Zamiast swojego chłopaka widziałam mordercę. Wiedziałam że to Shane, ale i tak się bałam...nie wiem czemu, ale tak było...
-Alice?-Shane nico podniósł głos.
-Nie! Nie podchodź!-Krzyknęłam kiedy plecami oparłam się o skałę za mną.
Shane podszedł i postawił mnie za nogi po czym złapał za nadgarstki i przygwoździł do skały.
-Alice nie zrobię ci krzywdy!-Krzyknął chłopak, a z moich oczu poleciało kilka łez...nie, nie dlatego że się go bałam już nie...płakałam bo...na chwilę straciłam kontrolę nad sobą...
-Nie płacz...-Powiedział Shane i delikatnie mnie przytulił.
-Shane ja...ja...przepraszam...-Wypłakałam wtulona w wysokiego bruneta.
-Nie masz za co...spokojnie wszystko jest dobrze...-Pocieszał mnie chłopak.
W odpowiedzi mocniej wtuliłam się w niego i moczyłam łzami jego koszulkę.
Kiedy się już uspokoiłam razem z Shane'em usiedliśmy na ziemi.
-Przepraszam...-Powiedziałam cicho.
-Naprawdę jest dobrze.-Zapewnił mnie Shane i objął mnie ramieniem.
-Ja...ja ostatnio...miałam wizję...-Przyznałam
-Jaką-Zapytał chłopak
-Jak wtedy znalazłam tamto...ciało...to widziałam...widziałam wypadek...ten w którym straciłam rodzinę...ale był inny...inny bo widziałam go oczami mordercy...i wiesz...blask oczu skojarzyłam z nim i ze śmiercią i...
-Już dobrze! Nie zrobię ci krzywdy, kocham cię.-Przerwał mi chłopak.
-...ja...ciebie też!-Krzyknęłam i mocno przytuliłam Shane'a
Niebieskooki odwzajemnił mój gest i delikatnie pogłaskał mnie po włosach.
Siedzieliśmy tak parę minut i nawet nie wiem kiedy, ale zasnęłam.
............
Szłam lasem, aż nagle znalazłam się nad urwiskiem. Stała tu mała ławeczka.
Usiadłam na niej i wyjęłam papierosy z torby.
Zapaliłam jednego i spojrzałam w pustą przestrzeń przede mną.
Siedziałam sama i wypaliłam już trzy papierosy.
Nagle nade mną znalazło się dużo chmur, a z nich zaczęło kropić.
Był to lekki i delikatny deszcz...nie przeszkadzał mi...
W tym momencie pod uchem usłyszałam bycie serca...
............
Otworzyłam oczy i zorientowałam się że mam głowę na klatce Shane'a.
Przetarłam oczy i spojrzałam na twarz chłopaka.
Wyglądał tak...uroczo. Mogłabym z takim widokiem budzić się codziennie...
Na śpiącą twarz bruneta opadało kilka czarnych kosmyków, które odgarnęłam.
Chłopak w odpowiedzi uchylił oczy.
-Cześć...-Powiedział z "poranną" chrypką
-Hej.-Odpowiedziałam i położyłam się obok Shane'a.
Chłopak uśmiechnął się i objął mnie ramieniem.
Jego lodowato-niebieskie oczy zdawały się mienić ciepłym i przyjemnym blaskiem...
-Tak miło widzieć cię z rana...-Uśmiechnął się Shane
-Ciebie też.-Przyznałam i wtuliłam się w niego uśmiechając przy tym.
-O FUCK!-Krzyknęłam nagle
-Co jest?-Zapytał zdezorientowany chłopak
-Co ja powiem cioci? Nie było mnie całą noc! Pewniej już zgłosiła moje zaginięcie na policję! CO JA MAM ROBIĆ!?
*
Słucham sobie TDG (Tree Days Grace) i piszę rozdzialik...no fajnie, fajnie...byłam dzisiaj w sklepie :> Kupiłam nową koszulkę...taką luźną...i dwie bandany.
Czarną i czerwoną C:
Poza tym to miło leci mi czas...taki fajny, ciepły, luźny dzionek.
Na zakupach byłam z mamą więc nie mogło być nie fajnie!
Jak pisałam moja mama słucha rocka (patrz POST SPECJALNY (2)) i mamy podobny styl więc dogadywałyśmy się a pro po tego co kupić :>
Wchodźcie do Eski i co? I czekajcie na next'a :)

piątek, 12 czerwca 2015

POST SPECJALNY! (2)

15 faktów o mnie!
Tak moi kochani! Na te 900 wyświetleń postanowiłam wam co nieco o mnie opowiedzieć :>
Stwierdziłam że najlepszym na to sposobem jest 15 faktów o mnie, a przy okazji macie specjal! Same plusy :D
1-Lubię wiele zespołów, ale mam swój ulubiony! A mianowicie Black Veil Brides.
2-Miłością do mocnej muzyki (rock 'n' roll itp.) zaraziła mnie...MOJA MAMA!
3-Mam psa...od urodzenia...więc mój pieseł jest już psim starcem :/
4-Lubię szczury i psy :) to moje ukochane gatunki zwierząt.
5-Mam tylko dwie pary butów do chodzenia na dworze lub w szkole, glany i trampki.
6-Nie noszę sukienek ani spódniczek. Tylko i wyłącznie spodnie!
7-Może to dziwne, ale moją szczęśliwą liczbą jest 13, a piątek trzynastego to mój szczęśliwy dzień :D
8-Kocham łamać stereotypy, ale łamaniem zasad też nie pogardzę :P
9-Lubię malować włosy (zwłaszcza na czerwono)
10-Lubię grać w gry (Głównie RPG)
11-Nie lubię, nie rozumiem i nie umiem matematyki! Chociaż nie! Z geometrii jestem najlepsza w klasie :)
12-Lubię czytać książki, choć nie pogardzę dobrym filmem czy serialem.
13-Z biżuterii noszę tylko bransoletki i kolczyki. 
14-Co roku w zimę razem z bratem robimy sobie wieczorne kakałko!
15-W życiu miałam mnóstwo kontuzji i nie ma miesiąca w którym czegoś sobie nie zrobię.

Dziękuję!

No i na koniec pocisnę z podziękowaniami.
Po pierwsze dziękuję wam, czytelnikom, bo gdyby nie wy postów by nie było.
Po drugie dziękuję Tajemniczej Eskimosce! (TU znajdziecie jej bloga) Mam nadzieję na owocną współpracę i życzę ci dalszych sukcesów Eska!
I to byłoby na tyle.
Aha! Zapomniałabym! Zdejmuję limit co do dodawania postów. Będą się one pojawiały różnie.
Raz tak, a raz inaczej. Po prostu wtedy kiedy coś napiszę :)

czwartek, 11 czerwca 2015

ROZDZIAŁ 37 "Świecący mech"

-WOW-To było jedyne co umiałam wydusić.
Przed nami stało wielkie drzewo z gałęziami niczym mosty w krainie elfów.
-To...to drzewo jest...wielkie...-Wydukałam będąc dalej pod wrażeniem.
-Nie widziałaś najlepszego...-Zaśmiał się chłopak
-Pokarzesz?-Zapytałam
-Dopiero po zmroku...z resztą...wydaję mi się że sama to zobaczysz.-Stwierdził
-Wchodzisz?-Zapytał po chwili
-Gdzie?-Odbiłam pytanie
-Na drzewo, kocie, na drzewo!-Krzyknął i bez większego problemu wskoczył na nie.
-Pomóc ci!?-Zapytał z góry
-Dam sobie radę!-Stwierdziłam
-Jak chcesz.-Usłyszałam jeszcze od Shane'a. Chłopak w mgnieniu oka wspiął się na najwyższą gałąź, usiadł na niej po czym powiedział...
-To ja czekam.-...i uśmiechnął się łobuzersko.
Z wielką werwą zaczęłam wspinać się na drzewo...

PÓŁ GODZINY PÓŹNIEJ

Nie, nie wspięłam się. Prawie mi się to udało, ale mech na pniu był zbyt wilgotny i upadłam na tyłek.
-Wiesz co? To nie ma sensu.-Stwierdzi Shane i po chwili znalazł się obok mnie.
-Co nie ma sensu?-Zapytałam otrzepując cztery litery z piachu.
-Kochanie nie obraź się, ale z połamanymi żebrami nie dasz sobie rady...-Powiedział chłopak
-O...no tak...-Zarumieniłam się. Jak ja mogłam zapomnieć o tym że jeszcze mam ten usztywniacz!?
-Kiedy zdejmą ci usztywniacz?-Zapytał chłopak
-W piątek.-Powiedziałam zgodnie z prawdą.
-Czyli do piątku muszę cię pilnować.-Zaśmiał się niebieskooki
-Co? Dlaczego?-Zapytałam zdezorientowana.
-Bo jesteś połamana, a ja cię kocham i nie chcę żeby ci się coś stało.-Wytłumaczył chłopak i lekko pocałował mnie w polik.
-Ja ciebie też...kocham-Uśmiechnęłam się po czym od razu pochyliłam głowę, bo czułam że się rumienię.
-Nie wstydź się mnie. Uroczo wyglądasz z różowymi policzkami.-Powiedział brunat i przyciągnął mnie do siebie.
Następnie podniósł mnie tak jak ostatnio...
-Więc teraz uporajmy się z tym drzewem!-Dodał i bez większego problemu wskoczył na drzewo ze mną na rękach.
-Jak ty to...?-Zapytałam niepewnie, a chłopak usiadł na gałęzi, sadzając mnie obok
-Jestem wilkołakiem. Moce się ma!-Przypomniał z uśmiechem, pokazując przy tym ostre kły. Zarówno dolne jak i górne.
-A ty zawsze powinieneś mieć takie ostre zęby?-Zapytałam.
-Teoretycznie nie, ale przy tobie moje serce bije tak szybko że aż zęby mi się ostrzą.-Powiedział chłopak
-Nie rozumiem...-Stwierdziłam
-Więc ci to wytłumaczę.-Zaczął
-Aby móc dokonać przemiany muszę być tego pewny, ale to tylko jeżeli mam kotwicę. Wcześniej wszystko mogło wywołać u mnie przemianę. Zaczynając od nocy, a kończąc na uczuciach.
W każdym razie. Od kiedy mam kotwicę muszę nauczyć się nad nią panować. Bo to tak jakby coś co kochasz dawało ci moc, ale też ją uspokajało. Kiedy widzę kotwicę...czyli ciebie, czuję przypływ siły, ale tumie ją w sobie bo to ty pozwalasz mi kontrolować moc, rozumiesz?-Shane zakończył pytaniem
-Chyba tak...-Przyznałam.
-To dobrze.-Uśmiechnął się niebieskooki.

WIECZOREM

Cały czas siedzę z Shane'em i rozmawiamy o wszystkim. Chłopak powiedział mi trochę o sobie.
Powiedział że watahę traktuję jak rodzinę, bo jego biologicznej tak nazwać nie można.
Opowiedział też o tym że w domu ostatnio spał trzy tygodnie temu, a tak to sypia w lesie, albo u Lokil'a.
Obecnie zachodziło słońce, a my siedzieliśmy twarzami zwróconymi do niego.
Shane objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w jego tors.
Kiedy słońce zaszło nie zrobiło się ciemno.
Po chwili zorientowałam się że mech na drzewie na którym siedzimy świecił się niczym lampki choinkowe.
-Jakim cudem...?-Zapytałam cicho, rozglądając się
-Magia, misiu, magia...-Powiedział Shane
-Dalej nie umiem zrozumieć tego...wszystkiego...-Przyznałam
-Bo do nie dawna żyłaś w niewiedzy...-Westchnął chłopak.
-...ale ja ci wszystko pokarzę.-Dodał po chwili.
-Wszystko?-Uśmiechnęłam się
-Wszystko.-Upewnił mnie po czym nachylił się i pocałował mnie namiętnie.
Oczywiście odwzajemniłam pocałunek chłopaka.
Po kilku sekundach zabrakło mi powietrza więc musiałam się "odkleić" od Shane'a
-Chodź, odwiozę cię.-Powiedział niebieskooki i już miał zeskoczyć z gałęzi, ale w tym momencie złapałam go za rękę.
-Coś nie tak?-Zapytał zdezorientowany.
-Nie chcę wracać.-Przyznałam
-Nie? To co chcesz?-Niebieskooki znów zapytał.
-Nie wiem, ale nie chcę wracać.
-No dobrze...hmm...to co robimy?
-Mówiłeś że gdzie ostatnio śpisz?-Odbiłam pytanie
-W lesie...no wiesz w jakieś małej jaskini...albo u Lokil'a...
-W takim razie...idziemy do...
*
Jak mówiłam pisałam ostatnio rozdział w czwartek.
Moi drodzy! Bardzo, ale to bardzo dziękuję za 900 wyświetleń! W ramach tego przygotuję małą niespodziankę (być może pojawi się ona jutro).
Kiedy zakładałam tego bloga nie myślałam nawet o 500 wyświetleniach, a jest ich już 900, co oznacza że wkrótce będzie 1000!
Jest to wspaniałe uczucie.
Dziękuję jeszcze raz! <3 :*
(wchodźcie też do Eskimoski i wbijajcie jej wyświetlenia! ;P)

poniedziałek, 8 czerwca 2015

ROZDZIAŁ 36 "Wagary w imię miłości!"

Powiedział i pocałował mnie ponownie.
Jedną rękę położył na moim policzku, a drugą złapał mnie w pasie. Był za razem delikatny i za razem dominujący...
Lewą rękę oparłam o blat za mną, a palce prawej wplotłam w kruczo-czarne włosy chłopaka.
Było wspaniale, lecz nagle...
-Ali...oł...bo wiecie...lekcja jest...-Przerwała nam Kira
Razem z chłopakiem odwróciliśmy głowy w stronę dziewczyny.
-Masz wyczucie czasu...-Skomentowałam sarkastycznie
-Wiem...-Powiedziała blondynka i wycofała się z toalety.
-To ja powiem że cię nie znalazłam...-Dodała i wyszła.
-Idziemy na lekcje?-Zapytał Shane
-Chodź potem jeszcze pogadamy...-Rzuciłam i zeszłam z blatu.
-Nie możesz być niższy?-Zapytałam sarkastycznie.
-A co?-Uśmiechnął się chłopak
-Ile ty masz wzrostu?-Zapytałam
-metr dziewięćdziesiąt pięć, a ty?-Odbił pytanie
-Około metra sześćdziesięciu...-Powiedziałam robiąc minę w stylu Grumpy Cat
-Nie fochaj!-Zaśmiał się Shane szturchając mnie w ramie.
-Bo co?-Zapytałam
-Bo to.-Odpowiedział.
-To czyli co?-Dopytałam. W odpowiedzi chłopak zaczął biec przed siebie.
-EJ! Czekaj!-Pobiegłam za nim.
Brunet wybiegł ze szkoły...czyli robimy zrywkę...okej...niech będzie!
Wybiegłam ze szkoły za nim, ale nigdzie go nie widziałam.
-Tutaj!-Krzyknął stojąc przy swoim motocyklu. Podbiegłam do niego.
-Wskakuj!-Zachęcił.
-A kask?-Zapytałam
-A kask ci zapnę.-Jak powiedział tak zrobił, a sam usiadł za kierownicą.
-Dokąd jedziemy?-Zapytałam
-Zobaczysz...-Uśmiechnął się i ruszył.
-Znowu?-Zaśmiałam się.
-Jak to "znowu"?-Zapytał
-No ostatnio też powiedziałeś "zobaczysz"-Przypomniałam mu
-Pamiętasz to?-Zdziwił się
-A jak!?-Udałam oburzenie.
Niebieskooki zaśmiał się po czym powiedział...
-Pogadamy na miejscu bo nie chcę połknąć muchy.
-Okej!-Zgodziłam się

OK 15 MIN. PÓŹNIEJ

Wjechaliśmy w wąską dróżkę, a potem na leśną polanę.
-Zsiadaj! Dalej idziemy na piechotę.-Powiedział chłopak
-Okej!-Rzuciłam i zeskoczyłam z maszyny. Zdjęłam kask i podałam go niebieskookiemu.
-A daleko idziemy?-Zapytałam
-Nie...nie daleko...to w lesie...-Odpowiedział
-Jak to w lesie?-Zapytałam znowu
-Normalnie.-Uśmiechnął się po czym ruszył.
-Idziesz czy stoisz?-Zaśmiał się spoglądając na mnie.
-Idę, idę...-Otrząsnęłam się i poszłam za chłopakiem.
Po paru sekundach zorientowałam się że rzeczywiście wchodzimy do lasu.
-Powiesz mi gdzie idziemy?-Zaczęłam marudzić
-Nie.-Droczył się chłopak
-No weź...-Marudziłam dalej
-Nie powiem.-Trzymał się swojego.
-Proszę...-Powiedziałam robiąc słodkie oczka.
-I tak nie powiem.-Ale zawzięty typ!
Kiedy zbliżaliśmy się do celu Shane zatrzymał się gwałtownie.
-Jesteśmy?-Zapytałam z nadzieją
-Nie. Zamknij oczy.-Poprosił brunet. Zrobiłam to, a on złapał mnie w panie i podniósł.
-Co ty robisz?-Gwałtownie otworzyłam oczy.
-Nie chcę żebyś wywaliła się o korzeń.-Zaśmiał się Shane
W odpowiedz przewróciłam oczami.
-Nie przewracaj już tymi oczami, tylko je zamknij!-Uśmiechnął się chłopak.
Zrobiłam więc to o co prosił i poczułam ż e rusza w drogę.
Po paru sekundach zatrzymał się, postawił mnie i powiedział...
-Jesteśmy. Możesz już otworzyć oczy.
Tak też zrobiłam...
-WOW-To było jedyne co umiałam wydusić.
Przed nami stało...
*
Rozdział jest mega krótki za co mega przepraszam, ale nie za bardzo wiedziałam o czym tu napisać.
Mam w głowie pomysły na późniejsze rozdziały. Zdradzę wam że pojawi się więcej ras :>
ale nie mam na razie weny.
Był czas kiedy rozdziały pojawiały się co drugi dzień, ale teraz muszę trochę to pozmieniać.
Postaram się je dodawać co trzy dni (czyli next będzie w czwartek).
Mam nadzieję że mi wybaczycie. Poza brakiem weny muszę poprawić kilka ocen, a do wakacji już niewiele.
To tyle. Czekajcie na next'a
(a w międzyczasie wbijajcie ---> tu <---)

piątek, 5 czerwca 2015

ROZDZIAŁ 35 "Trup, wizja i Shane"

-Okej!-Zgodziłam się i zaczęliśmy grę...
-Ty zaczynasz.-Powiedział chłopiec
-Spoko-Wzięłam rozmach i rzuciłam wirtualną kulą.
-8 kręgli! I co teraz!?-Uśmiechnęłam się i rzuciłam drugi raz zbijając tylko jednego.
-A teraz jeden...wspaniale-Powiedział kuzyn sarkastycznie
-To razem dziewięć. Teraz ty. Zobaczymy czy będziesz w stanie mnie pokonać.-Uśmiechnęłam się

OK 30 MIN PÓŹNIEJ

-To teraz pokaż wyniki.-Zaleciłam kuzynowi.
-Okej!-Odpowiedział i włączył ekran z tabelą
kręgle, wygrałam ja
motorówki, wygrał Danny
zapasy, Znowu ja
Rzut dyskiem, ja
rzut młotem, Danny
pływanie, Danny
i siatkówka, ja.
-Wygrałam!-Krzyknęłam
-Ale o jedną konkurencje.-Powiedział kuzyn udając focha.
-Ale wygrałam.-Uśmiech nie schodził mi z twarzy.
-Bo dałem ci wygrać.
-Taak? A powiesz w której konkurencji?-Dopytałam
-W rzucie dyskiem.-Powiedział chłopiec
-I pewnie chcesz ją powtórzyć, tak?-Zapytałam
-Co!? Nie, nie. Źle mnie zrozumiałaś! Dałem ci wygrać, ale...-Chłopiec zaczął się wykręcać, na co wystrzeliłam śmiechem.
-No i z czego się śmiejesz?-Zapytał
-Nie no nic...-Powiedziałam i zaczęłam się uspokajać.
-Jestem!-Do domu weszła ciocia.
-A co tu się dzieje?-Zapytała widząc nas.
-Graliśmy na xbox'sie i wygrałam.-Powiedziałam
-Nie wygrałaś, tylko oszukiwałaś.-Dodał cicho Danny.
-Ojej. No dobrze...bawcie się ja pójdę zrobić obiad...-Stwierdziła ciotka i poszła do kuchni.

Ok 20:00

Było już późno. Danny poszedł spać, ciocia i wujek zaś poszli na tańce.
Może nie powinnam zostawiać 6-latka samego, w nocy kiedy na dworze szaleją potwory, ale musiałam zbadać to drzewo.
Po obiedzie znalazłam łopatę, więc będę miała czym kopać.
Wzięłam mapę, telefon i moją upragnioną łopatę, przebrałam się w coś luźnego
(Fotka)
i wyszłam z domu.
Po cichu zamknęłam drzwi i ruszyłam w stronę drzewa.
Nie minęło kilka minut, a je znalazłam.
-Okej...to zaczynamy...-Powiedziałam cicho i przejechałam palcem po runach.
Te jak poprzednio zmieniły się w strzałkę skierowaną w dół.
Wbiłam łopatę i zaczęłam kopać. Była to żmudna robota i po jakiejś godzinie zaczęłam tracić nadzieję na znalezienie czegokolwiek.
Nagle wbijając łopatę w ziemie natrafiłam na coś twardego!
-Mam cię!-Uśmiechnęłam się i szybko odkopałam jak się okazało spory worek...
Taak...co jak co, ale tego się tu nie spodziewałam.
Spostrzegłam że wór był zawiązany sznurem więc go odwiązałam.
Wyrzuciłam zawartość worka na ziemie i...
-Ja pierdolę...-Zabluźniłam kiedy na ziemie wypadło martwe ciało.
Trup był dobrze zakonserwowany. Na głowie miał ciemno brązowe, prawie czarne włosy, a jego oczy były miodowe. Kiedy umarł miał nie więcej niż 18/19 lat.
Jego ubranie było poszarpane, a jego skóra gdzie nie gdzie odpadała.
Najdziwniejsze było jednak to że pierwszy raz go widziałam, a wydawało mi się że znam go od lat.
Chciałam zwymiotować przez odór rozkładającego się ciała.
Normalna dziewczyna piszczałby na moim miejscu, ale ja w życiu już widziałam sporo umarlaków.
Coś kazało spojrzeć mi w niebo...nie wiem czemu, ale to zrobiłam.
Była pełnia i księżyc był w połowie wędrówki. Poczułam kłucie i upadałam na kolana. Z moich ust wypływała czarna maź, a przed oczami pojawił mi się...wypadek. Tak, ten w którym straciłam rodziców, ale...ale był inny...bo nie był z mojej perspektywy...był...był z perspektywy zabójcy...
............
Księżyc w pełni mnie pochłonął. Próbowałem walczyć, ale nie mogłem!
Z lasu zobaczyłem samochód. Proszę nie...nie chciałem nikogo zabić! Jednak głosy w mojej głowie wciąż powtarzały "Zrób to! Zrób to!" Żądza krwi wzrosła do niebezpiecznego poziomu.
Próbowałem się opierać, ale to było niewykonalne!
W końcu poddałem się i z wielką siłą uderzyłem w auto rodziny spychając je do rowu.
Szybko zaczaiłem się w krzakach i zauważyłem jak z auta wysiadł młody mężczyzna i stara się gdzieś zadzwonić.
Rzuciłem się na niego i wbrew woli rozerwałem mu tętnicę.
Zaraz potem wskoczyłem do auta, rozbijając szybę i zabijałem wszystkich po kolei.
Kobietę, małą dziewczynkę, chłopaka około 15/ 16 lat i kiedy sięgałem po dziewczynę, 11-latke ta uciekła. Głosy kazały mi za nią gonić, ale tym razem postawiłem mocniejszy opór.
Udało mi się powrócić do ludzkiej formy i cały we krwi złapałem się za głowę.
Nie powinni czynić Alphą 16-latka bo to nie kończy się tylko makabrami...
............
Wizja zniknęła, a ja znów spojrzałam na trupa. To on ich zabił! Z oczu zaczęły kapać mi łzy.
Wyszłam z wykopanego dołu i zapłakana zasypałam go ziemią.
Przetarłam oczy i pobiegłam do domu.
Kiedy dobiegłam pod mój dom, cicho otworzyłam drzwi i jeszcze ciszej je zamknęłam.
Potem zdjęłam glany i na palcach weszłam na górę.
Było po północy. Nie przebierałam się już, tylko ustawiłam budzik.
Z wielkim trudem udało mi się zasnąć...
............
Szłam lasem, aż nagle znalazłam się nad urwiskiem. Stała tu mała ławeczka.
Usiadłam na niej i wyjęłam papierosy z torby.
Zapaliłam jednego i spojrzałam w pustą przestrzeń przede mną.
Siedziałam sama i wypaliłam już trzy papierosy.
Nagle nade mną znalazło się dużo chmur, a z nich zaczęło kropić.
Niespodziewanie wszystko zniknęło, ale pojawiła się muzyka
............
Przetarłam oczy i wyłączyłam budzik.
Kolejny durny, proroczy sen!? Nie chcę! Może...może będę to ignorować...tak...tak zrobię.
Jako że wczoraj nie brałam prysznica to poszłam do łazienki się obmyć.
Zrzuciłam ciuchy i wzięłam szybki prysznic.
Czysta owinęłam się w ręcznik i wyszłam z łazienki.
Podeszłam do szafy i wygrzebałam strój na dziś
(fotka)
Ubrana ułożyłam grzywkę i zrobiłam "lekki" makijaż
Gotowa złapałam szkolną torbę i zeszłam na dół.
Po kuchni kręciła się ciocia w swoim niebieskim szlafroku
-Jak wczoraj było?-Zapytałam
-Wspaniale...poza tym że twój wujek nie umie tańczyć.-Zaśmiała się ciocia
-Heh...cały wujek.-Odpowiedziałam więc tym samym.
-Wiesz co? Przez niego mam odciski. No nic...leć do szkoły bo się spóźnisz! Masz tu trochę kasy, kup sobie jakiegoś batona czy coś.-Powiedziała i podała i banknot.
-Dzięki i pa!-Rzuciłam i wyszłam z domu.
Stwierdziłam że pojadę autobusem.
Poszłam więc na przystanek...

POD SZKOŁĄ

Wstąpiłam jeszcze do sklepu i kupiłam monster'a. Potem poszłam do szkoły.
Weszłam na korytarz i pierwsze co to straszny huk...no cóż...szkoła...
Podeszłam do szafki i wrzuciłam do niej torbę.
-Alice!?-Usłyszałam kobiecy głos za plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam Kirę.
-Cześć.-Uśmiechnęłam się
Dziewczyna rzuciła mi się na szyję.
-Jezu! Uważaj na moje żebra.-Zaśmiałam się
-Oj tam. Wiesz jak się stęskniłam!?-Krzyknęła
-Ja też.-Zapewniłam
-Czekaj...dlaczego masz tyle ran?-Zapytałam
-Długa historia...opowiem ci innym razem.-Powiedziała
-No jak chcesz...a gdzie Kate?-Zapytałam
-W kiblu.-Odpowiedziała blondynka
-Aha...to później z nią pogadam...-Powiedziałam...kątem oka zobaczyłam Shane'a zmierzającego w naszym kierunku.
-Albo jednak chodź do Kate.-Rzuciłam i pociągnęłam przyjaciółkę w stronę toalety.
Szybkim krokiem weszłam do kibla i zobaczywszy Kate poprawiającą makijaż przy lustrze stanęłam za nią czekając aż zobaczy moje odbicie.
-Alice!?-Długo nie czekałam
-Hejo!-Przywitałam się
-Jejku! Dziewczyno! Jak ja cię dawno nie widziałam!-Krzyknęła i odwróciła się do mnie.
-Widać coś?-Zapytała
-Ale co?-Dopytałam
-Czyli nie! Jest!
-Ja nie pytam...-Wzruszyłam ramionami.
Naszą kibelkową rozmowę przerwał dzwonek na lekcje.
-Dobra to wy idźcie, ja muszę siusiu.-Powiedziałam i weszłam do kabiny.
Po kilku sekundach usłyszałam czyiś głos...
-Alice...?-Zapytał...Shane!? Co on kurwa chce!?
Spuściłam wodę i wyszłam z kabiny
-Dlaczego wczoraj nie odpisałaś?-Zapytał chłopak
-To pisałeś?-Odbiłam pytanie i wyjęłam telefon aby sprawdzić co napisał...
-Przyjdź do mnie, bo dzisiaj pełnia i twoja pierwsza przemiana.-Shane, 17:14, wczoraj
-Więc...?-Dopytał
-Nie zauważyłam...a poza tym...-Urwałam mówić mu czy nie...?
-A poza tym, co?-Niebieskooki znów dopytywał.
No cóż...powiem...
-Nie przemieniłam się.-...ale nie wszystko.
-Co? Pokaż ranę.-Rozkazał. Niechętnie, ale podwinęłam koszulkę.
-Dlaczego się nie goi...?-Wyszeptał cicho.
-Nie wiem!-Krzyknęłam
-Nie krzycz...ale o co tu chodzi...? Chodź musimy iść do Lokil'a...-Powiedział Shane i złapał mnie za rękę.
-Nie!-Wyrwałam się.
-Nigdzie z tobą nie idę.-Dodałam
-Alice, ale to nie jest normalne! Rana ci się nie goi więc powinnaś być już martwa, a żyjesz! Ale nie jesteś wilkołakiem.-Tłumaczył chłopak.
-Skoro nie jestem takim potworem, to mnie to nie interesuje.-Powiedziałam
-Alice...-Zaczął chłopak
-Nie! Nigdzie nie idę.
-Ale Alice ja nie jestem...potworem...ani zabójcą. Ja chcę dla ciebie jak najlepiej...-Tłumaczył
-Jeżeli chcesz dla mnie jak najlepiej to nie mów nic Lokil'owi ani reszcie waszej pieskowej zgrai.-Powiedziałam
-Dobrze, nie powiem im, ale obiecaj że opowiesz mi co się wczoraj stało.-Powiedział chłopak spokojnym tonem
Westchnęłam i zaczęłam...
-Wczoraj...nie...może...zacznę od początku...więc...po tej całej historii z Anabell poszłam do klubu spotkałam tam kolegę i kimnęłam się u niego. W nocy obudziłam się z zatkanym gardłem i pobiegłam do łazienki. Z ust zaczęła wypływać mi jakaś czarna maź...konsystencje miała podobną do krwi. Przed oczami pojawiła mi się wizja...drzewo z dwoma runami.
Musiałam to sprawdzić i następnego dnia poszłam do biblioteki. Znalazłam drzewo na mapie starych pomników przyrody, a nocą udałam się pod nie. Przejechałam ręką po runach, a te zmieniły się w strzałkę skierowaną w dół.
Domyśliłam się że trzeba tam kopać, ale nie miałam łopaty. W okolicy widziałam opuszczony magazyn...jak się okazało byłeś tam ty i...reszta...was...więc uciekłam do domu. Myślałam że traktujecie mnie jak...broń...więc chciałam się zabić. Jak w szpitalu...to mniej więcej wiesz...nie wiesz tyle że z...ugryzienia też wyciekała mi ta czarna ciecz.
Po powrocie do domu...konkretniej w nocy...wczoraj...znów poszłam do lasu. Znalazłam drzewo i wykopałam to co się pod nim znajdowało...wiesz co to było?-Opowiedziałam zakańczając pytaniem
Chłopak pomachał głową na "nie"
-To był trup, ale nie zwykły...to był...ten co...zabił...moją...
-Już wiem, nie kończ.-Przerwał mi chłopak, zapewne widząc że zaraz wybuchnę płaczem.
-Dlaczego nic nie mówiłaś?-Zapytał niebieskooki przerywając ciszę.
-Bo...bałam się...-Powiedziałam cicho.
-Nie musisz się bać. Jestem przy tobie i chcę ci pomóc. Tylko daj mi to zrobić.-Powiedział Shane.
-Podniosłam głowę i spojrzałam na niego.
-Dziękuję...-Powiedziałam cicho, a w środku poczułam ciepło i...motylki w brzuchu?
-Nie masz za co...-Powiedział chłopak po czym przybliżył się bardzo...podejrzewałam co się zaraz stanie, ale nie przeszkadzało mi to...tak naprawdę...chciałam tego...Shane pochylił, się zamknął oczy i połączył nasze usta w pocałunku.

Od razu go odwzajemniłam i oplotłam jego kark rękoma.
Brunet złapał mnie w pasie i posadził na umywalce, aby zrównać poziomy naszych twarz.
Kiedy odkleiliśmy się od siebie Shane powiedział...
-Kocham cię...-Te dwa proste słowa wywołały u mnie wielkie szczęście.
-...i nie traktuję cię jak broń...-Dodał, na co lekko się zarumieniłam.
-Nie chciałam tak myśleć, ale...to było trudne...-Przyznałam pochylając głowę.
-Nie uciekaj ode mnie wzrokiem. Wystarczająco długo nie mogłem zgubić się w twoim spojrzeniu.
I rozumiem że to było trudne, ale teraz...teraz możesz o tym zapomnieć...-Powiedział i pocałował mnie ponownie.
Jedną rękę położył na moim policzku, a drugą złapał mnie w pasie. Był za razem delikatny i za razem dominujący...
*
Po obejrzeniu Now is good (lub w polskiej wersji językowej "nich będzie teraz") miałam ochotę na pocałunki! Więc są! Nie myślcie jednak że teraz będzie wszystko ładnie, kolorowo i w ogóle, bo nie, nie będzie.
Powyższy film...a właściwie styl głównej bohaterki zainspirował mnie do dzisiejszego stroju Alice. (chodzi mi o ten do szkoły)
Sam film na filmweb'ie oceniłam na 9 / 10 punktów. Byłaby dziesiątka, ale jak dla mnie było kilka niedociągnięć. Np. to jak szybko powstał związek między bohaterami. (Mówi ta co w 13 rozdziale wkleiła pierwszy pocałunek...brawo ja! Hipokryzja level: 1000)
No nic ja się żegnam. Czekajcie na next, a w między czasie wpadnijcie też do Eski
PS. Rozdział jest dłuższy i miałam lekki problem z jego zakończeniem. Jakby nie patrzeć to końce jest mi najtrudniej wpleść. No nic...narka :*

środa, 3 czerwca 2015

ROZDZIAŁ 34 "Powrót do domu"

PERSPEKTYWA ALICE
-Dlaczego nie pozwoliłeś mi umrzeć?-Zapytałam, a z moich oczu wypłynęło kilka słonych łez
-Bo nigdy nie przestanę cię kochać...-Wyznał chłopak i spojrzał w moje oczy. Poczułam ciepło i kłucie w środku. Z jednej strony miałam ochotę rzucić mu się na szyję i powiedzieć "Ja ciebie też kocham!", a z drugiej chciałam zabić go za to czym mnie uczynił...
-Ja...rozumiem...nadal mnie nienawidzisz, prawda?-Moje rozmyślenia przerwał głos chłopaka
W odpowiedzi pokiwałam głową na tak.
-To ja...pójdę już...-Stwierdził Shane, po czym wstał i zaczął zmierzać w kierunku drzwi kiedy jego ręka była już na klamce zawołałam...
-Zaczekaj!-Niebieskooki odwrócił się i spojrzał na mnie.
-Nienawidzę cię, ale...za razem kocham...-Powiedziałam
-Musimy pogadać...-Dodałam. Brunet podszedł z powrotem i usiadł na rogu łóżka.
-Więc...?-Zachęcił niebieskooki.
-No bo ja...-Zaczęłam niepewnie..."DOBRA ALICE! WYSTARCZY CACKANIA SIĘ! KOCHASZ GO CZY NIE!?" Krzyczał mój głos wewnętrzny.
-No bo ty...co?-Dopytywał Shane.
-Shane ja...nie...nie nasz związek nie miałby sensu...-Stwierdziłam
-Rozumiem...i przepraszam że cię w to wszystko wplątałem...to moja wina...-Powiedział i wyszedł...no i zostałam sama...
Czyli teraz jestem...? No...nawet nie umiem tego wypowiedzieć...
To jest...no...nie! No ja w to nie wieżę!
Zrozpaczona schowałam twarz w poduszkę i zaczęłam płakać.
Nie wiem ile płakałam, ale w pewnym momencie odpłynęłam do krainy Morfeusza...
Ku mojemu zaskoczeniu nie śniły mi się najgorsze sceny z życia...nie...to było...to było to drzewo...
ale...o co z nim chodzi? Muszę się tam udać...znowu...
W pewnym momencie usłyszałam jak ktoś wszedł do sali w której spałam.
Była to jakaś kobieta...nie widziałam jej bo udawałam że śpię.
Kobieta nuciła coś pod nosem.
-Zobaczmy...-Powiedziała i pochyliła się nad jedną z maszyn do którj byłam podłączona.
Uchyliłam oczy i na nią spojrzałam.
Miała brązowe włosy i oczy w tym samym kolorze.
Ubrana była w strój pielęgniarki.
-I jak?-Zapytałam siadając.
-Mój boże!-Krzyknęła wystraszona
-Coś nie tak?-Znów zapytałam.
-Jakim cudem!? Nie ruszaj się! Idę po lekarza!-Krzyknęła...chwila co!? Czyli ja...naprawdę mogłam umrzeć? Czyli to...co zrobił Shane naprawdę było koniecznością...mimo to wolałabym nie żyć niż żyć jako potwór...
Po kilku minutach do sali wparował lekarz, który ujrzawszy mnie siedzącą wytrzeszczył oczy.
-To cud!-Wystrzelił...fajnie że dawał mi szanse na przeżycie...
-Waśnie o tym mówiłam...-Stwierdziła pielęgniarka.
-Zadzwoń do opiekunów pani Storm.-Zlecił jej lekarz po czym podszedł do mnie.
-Ja się pani czuję?-Zapytał
-Dobrze-Odpowiedziałam
-Aha...-Przytaknął
-No cóż...musimy tylko pobrać pani krew, ponieważ to jest cud...-Powiedział lekarz
-Ale to nie dzisiaj...może za jakiś tydzień, bo pani krew musi się zregenerować...-Stwierdził na co przytaknęłam skinieniem głowy.
Do sali weszła pielęgniarka.
-Jej ciotka będzie za jakieś pół godziny...-Powiedziała
-Dobrze. Aha! Jeszcze jedno! Przyniesiesz jej czekoladę?-Lekarz zwrócił się do pielęgniarki.
-Oczywiście.-Ta w odpowiedzi przytaknęła po czym oboje wyszli.
Kiedy zostałam sama podwinęłam koszulkę i usztywniacz po czym palcem przejechałam po ugryzieniu...moje przeżycie to żaden cud...to...klątwa...
Nagle usłyszałam ruch klamki więc szybko zakryłam bok i spojrzałam przed siebie.
-Alice?-W drzwiach stała uśmiechnięta ciocia...uśmiechnięta czyli nie widziała rany...
-Dziecko jesteś cała!-Krzyknęła ucieszona po czym podbiegła do mnie i delikatnie przytuliła.
-Dlaczego? Dlaczego chciałaś się zabić?-Zapytała zatroskana
-Bo...bo chciałam do Mamy, taty, Eve i Alex'a...-Powiedziałam...co po części było prawdą
-Kochanie...spokojnie. Mi też jest ciężko po śmierci siostry, ale nie możemy się poddawać.-Powiedziała ciocia
-Może masz rację...-Przyznałam cicho
-Nie "może", a na pewno.-Stwierdziła i puściła mnie
Uśmiechnęłam się lekko
-I nie rób tak więcej.-Powiedziała kobieta
-Dobrze ciociu, nie będę...-Prawdo podobnie i tak będę się ciąć...

OK 19:00

Ciocia musiała już iść ponieważ skończył się czas na odwiedziny.
Zostałam więc sama.
Stwierdziłam że nie mam co robić więc poszłam spać.
Śniło mi się to drzewo...znowu...
zastanawiało mnie co może być pod nim zakopane...no i...dlaczego akurat tam?
Obudziłam się rano...dzisiaj poniedziałek...ale do szkoły idę dopiero jutro...no cóż...
Dzisiaj natomiast wypuszczają mnie ze szpitala...
Jestem przybita po...no...przez to całe ugryzienie...
Podwinęłam koszulkę i przejechałam palcem po ranie...z nudów zaczęłam zdrapywać zaschniętą krew. Nagle zauważyłam jak z rany coś wypływa.
Myślałam że ją po prostu rozdrapałam i to krew...ale...ale nie...to nie była krew...szczerze powiedziawszy nie wiem co to było...to była ta czarna maź...co to kurwa jest!?
Wzięłam trochę...tego czegoś na palec i przyjrzałam się temu...nie miałam pojęcia co to jest...ale zaczynałam się bać...
Na stoliku obok łóżka leżała podręczna apteczka. Otworzyłam ją i wyjęłam chusteczki.
Zaczęłam wycierać nimi głęboką ranę rozmazując przy tym po ciele trochę mazi.
Dziwna ciecz wypływała jednak dalej...
-Co to kurwa jest?-Zapytałam siebie pod nosem.
W końcu...to coś...przestało ze mnie "wyciekać"...ale nie zmienia to faktu że to...nawet nie wiem jak to ująć...no bo...no...no co to kurwa za maź!?
Nie wiem już sama o co tu chodzi! Shane to wilkołak, ja to wilkołak, ale ze mnie coś "wycieka"...
Opuściłam koszulkę i przykryłam się kołdrą.
-Pani Storm...-Do sali wszedł mój lekarz.
-Tak?-Spojrzałam na niego
-Dobrze że pani nie śpi!-Uśmiechnął się
-Dzisiaj może już pani wrócić do domu.-Kontynuował mężczyzna.
-Dobrze.-Uśmiechnęłam się
-A po jutrze może pani wrócić do szkoły.-Dodał...no cóż na ogół nie cieszę się z powrotu do szkoły, ale stęskniłam się za Kate i Kirą...więc pasuje mi to!

KILKA GODZIN PÓŹNIEJ
W DOMU

Od jakichś paru minut jestem w domu i Danny nie daje mi spokoju...stęsknił się...tak samo jak Rocky.
Wujek wróci po obiedzie bo jet jeszcze w pracy, a ciocia poszła do sklepu.
Jestem w miarę szczęśliwa. Jednak mój największy problem boli coraz bardziej...oczywiście mam na myśli ugryzienie na lewym boku...
-Danny, zajmij się Rocky'm, zaraz wrócę.-Powiedziałam i udałam się do swojego pokoju.
Miałam wielką ochotę zapalić, ale wiedziałam że gdyby ciocia wróciła to byłoby źle...ona...nie wie że palę...
Zamknęłam więc drzwi i podeszłam do mojej szkolnej torby, jak dobrze że zawsze mam w niej paczkę marlboro i zapalniczkę.
Wyjęłam je i podeszłam do okna.
To otworzyłam i usiadłam na parapecie
Włożyłam używkę do ust i podpaliłam jej koniec zapalniczką. Jak zawsze przy paleniu zebrało mi się na rozmyślenia...
Myślałam o tym drzewie...o co w tym chodzi?
Wygląda na zwykłe drzewo na którym wyryte zostały jakieś przypadkowe znaki, ale nie...dlaczego jak tego dotknęłam to...runy zmieniły kształt?
Muszę to zbadać...
Skończyłam palić, wstałam z parapetu i zamknęłam okno.
Potem wyszłam z pokoju i wróciłam do Danny'ego.
-Jestem już.-Powiedziałam i usiadłam na sofie
-Jej!-Kuzyn uśmiechnął się.
-Obejrzymy coś?-Zaproponowałam
-Nie...ale może w coś pogramy!?-Zapytał uśmiechnięty chłopiec.
-No dobrze, ale w co?-Teraz ja zapytałam.
-Hmm...a może w sports rivals?
-Jestem za! Zobaczysz jeszcze że jestem w formie!-Krzyknęłam
-Jeszcze się okaże! Dobra, poczekaj to włączę grę.-Powiedział chłopiec
Kiedy Danny włączył już grę, stanęłam przed kineckt'em obok niego.
-Co pierwsze?-Zapytałam.
-Może kręgle?-Zaproponował Danny
-Okej!-Zgodziłam się i zaczęliśmy grę...
*
Przyznam że miałam nie mały problem z zakończeniem i wiem że jest ono słabe.
Ogólnie mam jakiś spadek weny...
U mnie straszne upały! Spowodowało to trzy, wolne lekcje na dworze...
Nie myślcie jednak że leżałam na boisku i się opalałam! Nie...były trzy powody przez które nie mogłam tego robić, a oto i one:
1. Kiedy się opalam dostaję wysypkę na karku rękach i dekolcie.
2. Nie pada = pyli, a na pyłki mam alergię
3. Na boisku chłopaki grali w piłkę, a ja nie chciałam dostać w łeb.
Tylko nie pomyślcie przypadkiem że mogłam w spokoju posiedzieć w cieniu!
Dziewczyny z mojej klasy wpadły na "genialny" pomysł i lały się wodą...mi też się oberwało...
No i całe spodnie, koszula i koszulka mokre! No cóż przynajmniej było mi chłodniej...
A u was pogoda dopisuję? Mam nadzieję że tak. :*
Do next'a ;>
(i do Eski)