-Ty zaczynasz.-Powiedział chłopiec
-Spoko-Wzięłam rozmach i rzuciłam wirtualną kulą.
-8 kręgli! I co teraz!?-Uśmiechnęłam się i rzuciłam drugi raz zbijając tylko jednego.
-A teraz jeden...wspaniale-Powiedział kuzyn sarkastycznie
-To razem dziewięć. Teraz ty. Zobaczymy czy będziesz w stanie mnie pokonać.-Uśmiechnęłam się
OK 30 MIN PÓŹNIEJ
-To teraz pokaż wyniki.-Zaleciłam kuzynowi.
-Okej!-Odpowiedział i włączył ekran z tabelą
kręgle, wygrałam ja
motorówki, wygrał Danny
zapasy, Znowu ja
Rzut dyskiem, ja
rzut młotem, Danny
pływanie, Danny
i siatkówka, ja.
-Wygrałam!-Krzyknęłam
-Ale o jedną konkurencje.-Powiedział kuzyn udając focha.
-Ale wygrałam.-Uśmiech nie schodził mi z twarzy.
-Bo dałem ci wygrać.
-Taak? A powiesz w której konkurencji?-Dopytałam
-W rzucie dyskiem.-Powiedział chłopiec
-I pewnie chcesz ją powtórzyć, tak?-Zapytałam
-Co!? Nie, nie. Źle mnie zrozumiałaś! Dałem ci wygrać, ale...-Chłopiec zaczął się wykręcać, na co wystrzeliłam śmiechem.
-No i z czego się śmiejesz?-Zapytał
-Nie no nic...-Powiedziałam i zaczęłam się uspokajać.
-Jestem!-Do domu weszła ciocia.
-A co tu się dzieje?-Zapytała widząc nas.
-Graliśmy na xbox'sie i wygrałam.-Powiedziałam
-Nie wygrałaś, tylko oszukiwałaś.-Dodał cicho Danny.
-Ojej. No dobrze...bawcie się ja pójdę zrobić obiad...-Stwierdziła ciotka i poszła do kuchni.
Ok 20:00
Było już późno. Danny poszedł spać, ciocia i wujek zaś poszli na tańce.
Może nie powinnam zostawiać 6-latka samego, w nocy kiedy na dworze szaleją potwory, ale musiałam zbadać to drzewo.
Po obiedzie znalazłam łopatę, więc będę miała czym kopać.
Wzięłam mapę, telefon i moją upragnioną łopatę, przebrałam się w coś luźnego
(Fotka)
i wyszłam z domu.
Po cichu zamknęłam drzwi i ruszyłam w stronę drzewa.
Nie minęło kilka minut, a je znalazłam.
-Okej...to zaczynamy...-Powiedziałam cicho i przejechałam palcem po runach.
Te jak poprzednio zmieniły się w strzałkę skierowaną w dół.
Wbiłam łopatę i zaczęłam kopać. Była to żmudna robota i po jakiejś godzinie zaczęłam tracić nadzieję na znalezienie czegokolwiek.
Nagle wbijając łopatę w ziemie natrafiłam na coś twardego!
-Mam cię!-Uśmiechnęłam się i szybko odkopałam jak się okazało spory worek...
Taak...co jak co, ale tego się tu nie spodziewałam.
Spostrzegłam że wór był zawiązany sznurem więc go odwiązałam.
Wyrzuciłam zawartość worka na ziemie i...
-Ja pierdolę...-Zabluźniłam kiedy na ziemie wypadło martwe ciało.
Trup był dobrze zakonserwowany. Na głowie miał ciemno brązowe, prawie czarne włosy, a jego oczy były miodowe. Kiedy umarł miał nie więcej niż 18/19 lat.
Jego ubranie było poszarpane, a jego skóra gdzie nie gdzie odpadała.
Najdziwniejsze było jednak to że pierwszy raz go widziałam, a wydawało mi się że znam go od lat.
Chciałam zwymiotować przez odór rozkładającego się ciała.
Normalna dziewczyna piszczałby na moim miejscu, ale ja w życiu już widziałam sporo umarlaków.
Coś kazało spojrzeć mi w niebo...nie wiem czemu, ale to zrobiłam.
Była pełnia i księżyc był w połowie wędrówki. Poczułam kłucie i upadałam na kolana. Z moich ust wypływała czarna maź, a przed oczami pojawił mi się...wypadek. Tak, ten w którym straciłam rodziców, ale...ale był inny...bo nie był z mojej perspektywy...był...był z perspektywy zabójcy...
............
Księżyc w pełni mnie pochłonął. Próbowałem walczyć, ale nie mogłem!
Z lasu zobaczyłem samochód. Proszę nie...nie chciałem nikogo zabić! Jednak głosy w mojej głowie wciąż powtarzały "Zrób to! Zrób to!" Żądza krwi wzrosła do niebezpiecznego poziomu.
Próbowałem się opierać, ale to było niewykonalne!
W końcu poddałem się i z wielką siłą uderzyłem w auto rodziny spychając je do rowu.
Szybko zaczaiłem się w krzakach i zauważyłem jak z auta wysiadł młody mężczyzna i stara się gdzieś zadzwonić.
Rzuciłem się na niego i wbrew woli rozerwałem mu tętnicę.
Zaraz potem wskoczyłem do auta, rozbijając szybę i zabijałem wszystkich po kolei.
Kobietę, małą dziewczynkę, chłopaka około 15/ 16 lat i kiedy sięgałem po dziewczynę, 11-latke ta uciekła. Głosy kazały mi za nią gonić, ale tym razem postawiłem mocniejszy opór.
Udało mi się powrócić do ludzkiej formy i cały we krwi złapałem się za głowę.
Nie powinni czynić Alphą 16-latka bo to nie kończy się tylko makabrami...
............
Wizja zniknęła, a ja znów spojrzałam na trupa. To on ich zabił! Z oczu zaczęły kapać mi łzy.
Wyszłam z wykopanego dołu i zapłakana zasypałam go ziemią.
Przetarłam oczy i pobiegłam do domu.
Kiedy dobiegłam pod mój dom, cicho otworzyłam drzwi i jeszcze ciszej je zamknęłam.
Potem zdjęłam glany i na palcach weszłam na górę.
Było po północy. Nie przebierałam się już, tylko ustawiłam budzik.
Z wielkim trudem udało mi się zasnąć...
............
Szłam lasem, aż nagle znalazłam się nad urwiskiem. Stała tu mała ławeczka.
Usiadłam na niej i wyjęłam papierosy z torby.
Zapaliłam jednego i spojrzałam w pustą przestrzeń przede mną.
Siedziałam sama i wypaliłam już trzy papierosy.
Nagle nade mną znalazło się dużo chmur, a z nich zaczęło kropić.
Niespodziewanie wszystko zniknęło, ale pojawiła się muzyka
............
Przetarłam oczy i wyłączyłam budzik.
Kolejny durny, proroczy sen!? Nie chcę! Może...może będę to ignorować...tak...tak zrobię.
Jako że wczoraj nie brałam prysznica to poszłam do łazienki się obmyć.
Zrzuciłam ciuchy i wzięłam szybki prysznic.
Czysta owinęłam się w ręcznik i wyszłam z łazienki.
Podeszłam do szafy i wygrzebałam strój na dziś
(fotka)
Ubrana ułożyłam grzywkę i zrobiłam "lekki" makijaż
Gotowa złapałam szkolną torbę i zeszłam na dół.
Po kuchni kręciła się ciocia w swoim niebieskim szlafroku
-Jak wczoraj było?-Zapytałam
-Wspaniale...poza tym że twój wujek nie umie tańczyć.-Zaśmiała się ciocia
-Heh...cały wujek.-Odpowiedziałam więc tym samym.
-Wiesz co? Przez niego mam odciski. No nic...leć do szkoły bo się spóźnisz! Masz tu trochę kasy, kup sobie jakiegoś batona czy coś.-Powiedziała i podała i banknot.
-Dzięki i pa!-Rzuciłam i wyszłam z domu.
Stwierdziłam że pojadę autobusem.
Poszłam więc na przystanek...
POD SZKOŁĄ
Wstąpiłam jeszcze do sklepu i kupiłam monster'a. Potem poszłam do szkoły.
Weszłam na korytarz i pierwsze co to straszny huk...no cóż...szkoła...
Podeszłam do szafki i wrzuciłam do niej torbę.
-Alice!?-Usłyszałam kobiecy głos za plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam Kirę.
-Cześć.-Uśmiechnęłam się
Dziewczyna rzuciła mi się na szyję.
-Jezu! Uważaj na moje żebra.-Zaśmiałam się
-Oj tam. Wiesz jak się stęskniłam!?-Krzyknęła
-Ja też.-Zapewniłam
-Czekaj...dlaczego masz tyle ran?-Zapytałam
-Długa historia...opowiem ci innym razem.-Powiedziała
-No jak chcesz...a gdzie Kate?-Zapytałam
-W kiblu.-Odpowiedziała blondynka
-Aha...to później z nią pogadam...-Powiedziałam...kątem oka zobaczyłam Shane'a zmierzającego w naszym kierunku.
-Albo jednak chodź do Kate.-Rzuciłam i pociągnęłam przyjaciółkę w stronę toalety.
Szybkim krokiem weszłam do kibla i zobaczywszy Kate poprawiającą makijaż przy lustrze stanęłam za nią czekając aż zobaczy moje odbicie.
-Alice!?-Długo nie czekałam
-Hejo!-Przywitałam się
-Jejku! Dziewczyno! Jak ja cię dawno nie widziałam!-Krzyknęła i odwróciła się do mnie.
-Widać coś?-Zapytała
-Ale co?-Dopytałam
-Czyli nie! Jest!
-Ja nie pytam...-Wzruszyłam ramionami.
Naszą kibelkową rozmowę przerwał dzwonek na lekcje.
-Dobra to wy idźcie, ja muszę siusiu.-Powiedziałam i weszłam do kabiny.
Po kilku sekundach usłyszałam czyiś głos...
-Alice...?-Zapytał...Shane!? Co on kurwa chce!?
Spuściłam wodę i wyszłam z kabiny
-Dlaczego wczoraj nie odpisałaś?-Zapytał chłopak
-To pisałeś?-Odbiłam pytanie i wyjęłam telefon aby sprawdzić co napisał...
-Przyjdź do mnie, bo dzisiaj pełnia i twoja pierwsza przemiana.-Shane, 17:14, wczoraj
-Więc...?-Dopytał
-Nie zauważyłam...a poza tym...-Urwałam mówić mu czy nie...?
-A poza tym, co?-Niebieskooki znów dopytywał.
No cóż...powiem...
-Nie przemieniłam się.-...ale nie wszystko.
-Co? Pokaż ranę.-Rozkazał. Niechętnie, ale podwinęłam koszulkę.
-Dlaczego się nie goi...?-Wyszeptał cicho.
-Nie wiem!-Krzyknęłam
-Nie krzycz...ale o co tu chodzi...? Chodź musimy iść do Lokil'a...-Powiedział Shane i złapał mnie za rękę.
-Nie!-Wyrwałam się.
-Nigdzie z tobą nie idę.-Dodałam
-Alice, ale to nie jest normalne! Rana ci się nie goi więc powinnaś być już martwa, a żyjesz! Ale nie jesteś wilkołakiem.-Tłumaczył chłopak.
-Skoro nie jestem takim potworem, to mnie to nie interesuje.-Powiedziałam
-Alice...-Zaczął chłopak
-Nie! Nigdzie nie idę.
-Ale Alice ja nie jestem...potworem...ani zabójcą. Ja chcę dla ciebie jak najlepiej...-Tłumaczył
-Jeżeli chcesz dla mnie jak najlepiej to nie mów nic Lokil'owi ani reszcie waszej pieskowej zgrai.-Powiedziałam
-Dobrze, nie powiem im, ale obiecaj że opowiesz mi co się wczoraj stało.-Powiedział chłopak spokojnym tonem
Westchnęłam i zaczęłam...
-Wczoraj...nie...może...zacznę od początku...więc...po tej całej historii z Anabell poszłam do klubu spotkałam tam kolegę i kimnęłam się u niego. W nocy obudziłam się z zatkanym gardłem i pobiegłam do łazienki. Z ust zaczęła wypływać mi jakaś czarna maź...konsystencje miała podobną do krwi. Przed oczami pojawiła mi się wizja...drzewo z dwoma runami.
Musiałam to sprawdzić i następnego dnia poszłam do biblioteki. Znalazłam drzewo na mapie starych pomników przyrody, a nocą udałam się pod nie. Przejechałam ręką po runach, a te zmieniły się w strzałkę skierowaną w dół.
Domyśliłam się że trzeba tam kopać, ale nie miałam łopaty. W okolicy widziałam opuszczony magazyn...jak się okazało byłeś tam ty i...reszta...was...więc uciekłam do domu. Myślałam że traktujecie mnie jak...broń...więc chciałam się zabić. Jak w szpitalu...to mniej więcej wiesz...nie wiesz tyle że z...ugryzienia też wyciekała mi ta czarna ciecz.
Po powrocie do domu...konkretniej w nocy...wczoraj...znów poszłam do lasu. Znalazłam drzewo i wykopałam to co się pod nim znajdowało...wiesz co to było?-Opowiedziałam zakańczając pytaniem
Chłopak pomachał głową na "nie"
-To był trup, ale nie zwykły...to był...ten co...zabił...moją...
-Już wiem, nie kończ.-Przerwał mi chłopak, zapewne widząc że zaraz wybuchnę płaczem.
-Dlaczego nic nie mówiłaś?-Zapytał niebieskooki przerywając ciszę.
-Bo...bałam się...-Powiedziałam cicho.
-Nie musisz się bać. Jestem przy tobie i chcę ci pomóc. Tylko daj mi to zrobić.-Powiedział Shane.
-Podniosłam głowę i spojrzałam na niego.
-Dziękuję...-Powiedziałam cicho, a w środku poczułam ciepło i...motylki w brzuchu?
-Nie masz za co...-Powiedział chłopak po czym przybliżył się bardzo...podejrzewałam co się zaraz stanie, ale nie przeszkadzało mi to...tak naprawdę...chciałam tego...Shane pochylił, się zamknął oczy i połączył nasze usta w pocałunku.
Brunet złapał mnie w pasie i posadził na umywalce, aby zrównać poziomy naszych twarz.
Kiedy odkleiliśmy się od siebie Shane powiedział...
-Kocham cię...-Te dwa proste słowa wywołały u mnie wielkie szczęście.
-...i nie traktuję cię jak broń...-Dodał, na co lekko się zarumieniłam.
-Nie chciałam tak myśleć, ale...to było trudne...-Przyznałam pochylając głowę.
-Nie uciekaj ode mnie wzrokiem. Wystarczająco długo nie mogłem zgubić się w twoim spojrzeniu.
I rozumiem że to było trudne, ale teraz...teraz możesz o tym zapomnieć...-Powiedział i pocałował mnie ponownie.
Jedną rękę położył na moim policzku, a drugą złapał mnie w pasie. Był za razem delikatny i za razem dominujący...
*
Po obejrzeniu Now is good (lub w polskiej wersji językowej "nich będzie teraz") miałam ochotę na pocałunki! Więc są! Nie myślcie jednak że teraz będzie wszystko ładnie, kolorowo i w ogóle, bo nie, nie będzie.
Powyższy film...a właściwie styl głównej bohaterki zainspirował mnie do dzisiejszego stroju Alice. (chodzi mi o ten do szkoły)
Sam film na filmweb'ie oceniłam na 9 / 10 punktów. Byłaby dziesiątka, ale jak dla mnie było kilka niedociągnięć. Np. to jak szybko powstał związek między bohaterami. (Mówi ta co w 13 rozdziale wkleiła pierwszy pocałunek...brawo ja! Hipokryzja level: 1000)
No nic ja się żegnam. Czekajcie na next, a w między czasie wpadnijcie też do Eski
PS. Rozdział jest dłuższy i miałam lekki problem z jego zakończeniem. Jakby nie patrzeć to końce jest mi najtrudniej wpleść. No nic...narka :*
PS. Rozdział jest dłuższy i miałam lekki problem z jego zakończeniem. Jakby nie patrzeć to końce jest mi najtrudniej wpleść. No nic...narka :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz