-Pewnie.-Przytaknęłam i włączyłam telefon. Kliknęłam w wiadomość aby ją wyświetlić i podałam telefon chłopakowi...
-"Pamiętaj o mnie! Niedługo się zobaczymy. Tęsknię!" Kto to napisał?-Shane przeczytał SMS'a na głos po czym zapytał.
-Problem w tym że nie wiem.-Złamałam się.
-Nie maiłaś w Los Angel...no nie wiem...jakiegoś chłopaka?
-Nie. Miałam wielu przyjaciół, ale z nikim nie byłam.-Powiedziałam zgodnie z prawdą. Chłopak pokiwał głową w odpowiedzi.
-Hmm...-Zamyślił się niebieskooki. Słyszałam jak kilka w ekran, a po chwili przyłożył telefon do ucha.
-Co ty robisz?-Zapytałam
-Dzwonię do...autora SMS'a.-Powiedział 17-latek.
-I...?-Dopytałam kiedy chłopak oddał mi telefon.
-Mówią że nie ma takiego numeru...ale...to bez sensu, bo z czego mógł przyjść ci SMS...?-Odpowiedział chłopak.
-Też tego nie rozumiem...-Przyznałam
-W teorii to coś cały czas pisze ci że masz się nie bać...-Niebieskooki stwierdził fakty.
-Niby tak, ale wolałabym żeby powiedziało mi kim jest.-Przyznałam.
-Ja też bym wolał wiedzieć...ale póki co nie wiem nawet z której strony to ugryźć...-Stwierdził chłopak.
Przytaknęłam skinieniem głowy, aby po chwili się odezwać.
-Boję się...-Wyznałam
-Nie musisz. Jestem przy tobie i wiedź że zawsze będę.-Zapewnił niebieskooki.
Spojrzałam na wysokiego bruneta i wtuliłam w jego tors.
-Dziękuję! Gdybyś nie był teraz ze mną to...nie wiem...chyba bym się powiesiła...-Powiedziałam wypłakując się w koszulkę chłopaka.
Po kilku chwilach opanowałam się wtedy tak jak ostatnio razem z Shane'em położyliśmy się i...zasnęłam
............
Szłam lasem, aż nagle znalazłam się nad urwiskiem. Stała tu mała ławeczka.
Usiadłam na niej i wyjęłam papierosy z torby.
Zapaliłam jednego i spojrzałam w pustą przestrzeń przede mną.
Siedziałam sama i wypaliłam już trzy papierosy.
Nagle nade mną znalazło się dużo chmur, a z nich zaczęło kropić.
Był to lekki i delikatny deszcz...nie przeszkadzał mi...
Czułam czyjąś obecność...ale nie miałam pojęcia czyją
Nagle wszystko zastąpiła muzyka
............
-Ahh...-Przeciągnęłam się uderzając przypadkiem Shane'a w twarz.
-Oj! Sorki.-Rzuciłam
-Ehh...spoko...-Odpowiedział chłopak ze swoją poranną chrypką...tak ją kocham...mogłabym słuchać jej dzień w dzień.
-Dobra. To ja spadam...chwila dzisiaj piątek...zdejmują ci usztywniacz, nie?-Zapytał 17-latek
-Tak. Dlatego dzisiaj nie będzie mnie w szkole.-Zaśmiałam się.
-Osz ty! To ja też nie idę.-Stwierdził Shane krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Nie. Ty idziesz. Zaraz koniec roku. Zdać nie chcesz?-Wyrzuciłam niebieskookiemu.
-Agrr...no dobra...nich ci będzie, to ja lecę. Narka-Rzucił Shane i tak jak ostatnio wyskoczył sobie z okna.
No cóż wypadało by się zbierać...jak pomyślałam tak zrobiłam i wstałam...a właściwe zgramoliłam się z łóżka.
powolnym krokiem podeszłam do szafy i wyciągnęłam ciuchy na dziś
i ruszyłam do łazienki. Umyłam twarz, ręce i zęby po czym ułożyłam moje kudły. Ubrałam wcześniej przygotowany strój i poszłam do cioci żeby zapytać co i jak w związku z dzisiejszą wizytą u lekarza.
O dziwo nie było jej w sypialni cioci i wujka. Domyśliłam się że jest w kuchni więc tam się udałam.
Nie pomyliłam się, ciotka stała przy kuchence i robiła jajecznicę na śniadanie.
-Hej ciociu!-Zawołałam.
-O Alice! Właśnie miałam po ciebie iść. Pamiętasz że dzisiaj jedziemy do szpitala?-Upomniała mnie moja opiekunka.
-Tak, pamiętam. Właśnie po to tu jestem.-Odpowiedziałam
-To dobrze że o tym pamiętasz. Zwolnię cię dzisiaj ze szkoły i za godzinkę pojedziemy. Tylko mam do ciebie prośbę...jak wrócimy to ja i wujek lecimy do pracy. Zajmiesz się Danny'm?-Ciocia zakończyła pytaniem
-Pewnie, bez problemu.-Przystałam na jej warunek.
-To teraz siadaj do stołu.-Powiedziała ciotka nakładając jajko na talerz
GODZINĘ PÓŹNIEJ
W SZPITALU
Siedziałam przed salą czekając aż lekarz zawoła "następny!" i zdejmie mi to ustrojstwo z żeber.
Chciałam być już pełno sprawna, a nie uzależniona od kogoś przy próbie wejścia na drzewo!
No ile można zdejmować komuś gips!? Długo jeszcze!? Zaczęłam się wkurzać.
-Następny!-Z gabinetu wychyliła się pani lekarz. No nareszcie! Wstałam i szybkim krokiem weszłam do pomieszczenia.
-Dzień dobry.-Przywitałam się zamykając za sobą drzwi.
-Dzień dobry. Jak się pani nazywa?-Zapytała kobieta. Miała długie czarne jak węgiel włosy związane z warkocz, delikatne i kobiece rysy twarzy, jasnoszare, prawie białe tęczówki oraz ciemną karnację.
Ubrana była oczywiście w lekarski kitel.
-Storm Alice.-Przedstawiłam się. Kobieta sprawdziła jakieś zapiski po czym odezwała się...
-Czyli zdejmujemy usztywniacz, tak?-Dopytała kobieta
-Tak.-Potwierdziłam.
-Zdejmij koszulkę.-O fuck...zapomniałam...pocięte boki to jeszcze nic. Gorzej będzie z ugryzieniem...zastał po nim wielki ślad...co prawda już się zarasta, ale co nieco jeszcze widać...
no dobra jakoś się wykręcę...stwierdziłam i zdjęłam koszulkę.
-Ojej...dlaczego ty masz tyle blizn...i ranę po ugryzieniu?-Zapytała zaszokowana kobieta.
-W dzieciństwie miałam depresję z powodu śmierci rodziców, ale już jest okej. Jeżeli jednak chodzi o ranę po zębach to...pies mnie pogryzł.-Wymyśliłam to z tym psem, ale to chyba dobrze...bo kobieta zdawała się uwierzyć. Kiedy zdjęła mi w końcu to coś w brzucha mogłam wyjść i w końcu być wolna!
Pani doktor kazała mi jeszcze uważać na żebra i ich nie nadwyrężać. Przystałam na to i wyszłam z gabinetu.
Szczęśliwa podeszłam do moich opiekunów i wróciłam do domu...
*
Okej. Wiem czekaliście tak długo! Przepraszam! Jak mówiłam pisałam pracuję nad nową grafiką, ale nie mogę znaleźć odpowiedniego lasu...no nic. Wiem, mówiłam pisałam że rozdział będzie przed 26.06.15, ale nie zdążyłam go napisać. Dzisiaj byłam ze znajomymi na boisku i...no tak...nie było kiedy...jak wyżej przepraszam!
No cóż pozostaje zaprosić mi was do Eski i co...? I czekajcie na next'a...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz