środa, 29 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ 15 "Wilkołaki i Żyletki"

Zaniepokoiłam się więc podeszłam do niego i zapytałam...(włącz to dla lepszego efektu :>)
-Shane...co ci jest?
-Nic! Idź! Proszę!-Krzyknął chłopak łamiącym się głosem.
-Shane, ale co ci jest?-Znów zapytałam z troską
-Alice...proszę! Wszystko ci wytłumaczę, ale teraz idź! Proszę!-Krzyknął prawie płacząc
-Shane...ja...o co chodzi!?-Krzyknęłam zdezorientowana i zatroskana
-Alice! Proszę! Nie chcę cię skrzywdzić!-Ponowił chłopak
-Shane...
-Alice! Teraz jest już za późno! Uciekaj! Szybko!-Wrzasnął.
Odsunęłam się powoli w tył. Kości chłopaka zaczęły głośno trzaskać i zmieniać swój kształt.
Wyrósł mu ogon, a jego głowa przybrała wilczą formę
Ciało chłopaka pokryła gęsta czarna jak noc sierść. Potwór, bo inaczej go nie nazwę, wyprostował się.
Miał on spokojnie ponad dwa metry. Po czym stanął jak wilk. Zaczęłam biec przed siebie. Wbiegłam w gęsty las, mając nadzieję że go zgubię.
Biegłam, biegłam ile miałam sił w nogach. W tle brzmiało wycie wilka.
Małe kolczaste rośliny i gałęzie drzew kaleczyły moje nogi i ręce.
Mimo to nie mogłam się poddać i biegłam dalej.
Wycie było coraz głośniejsze i po chwili przerodziło się w wrogie warczenie.
Bałam się. Cała byłam zakrwawiona, brudna, spocona i zapłakana.
Potknęłam się o korzeń jednego z drzew i upadłam na ziemię, szybko przewróciłam się na plecy i spojrzałam w ciemny las z którego brzmiało warczenie i błyskały żółte ślepia.
Niespodziewanie równie groźne warczenie usłyszałam z prawej strony.
Zaczęłam powoli obracać głowę Zobaczyłam kawałek czarnego wilczego łba, oczy tego wilka błyskały na niebiesko, wilk spojrzał na mnie, po czym na warknął na żółtookiego.
Wystraszona Schowałam głowę w dół, teraz powinnam się obudzić! Dlaczego to nie jest sen!
Rozpłakałam się na amen.
-Nie rób jej krzywdy ze względu na mnie...-Niebieskooki wilk...wilkołak przemówił ludzkim głosem.
-Shane...powinienem cię ukarać, a wiem że to byłby najlepszy sposób!-Krzyknął żółtooki
-Jednak wiem też że ona jest mi potrzebna...-Dodał
-Masz więc szczęście! Ale jeżeli ona się wygada zginie! Rozumiesz! Masz mieć ją na oku! I masz mnie słuchać bo to JA JESTEM ALPHĄ!-Wykrzyczała żółtooka bestia
Ja...ja już nie mogłam wytrzymać i ze strachu straciłam przytomność.
.........
Nic...zero...pusta na środku, której stoję sama.
Czerń...świat zniknął
Chwila! Coś się dzieje...potwory...zabójcy!
Kusze, zęby, pazury! I...śmierć...krew koniec! NIC! TO KONIEC! ZOSTAŁA ŚMIERĆ...
Świat zniknął...świat zniknął...zniknął...on...nie ma już nic! Nie ma! To koniec! Jest tylko! Ś...Ś....ŚM...ŚMIE....jest tylko....ŚMIERĆ!
............
Otworzyłam oczy, po czym od razu je zamknęłam.
Znów je otworzyłam tylko że robiłam to dużo wolniej.
Rozejrzałam się po pokoju. Dobra, byłam u siebie...ale...to co stało się po dyskotece...było...prawdą?
Przecież...wilkołaki nie istnieją...ja...nie...to jest nie możliwe...nie...zaczęłam płakać w poduszkę.
Ja nie wieże...
-To nie może być prawdą...-Powiedziałam cicho.
-Alice...czemu płaczesz?-Do mojego pokoju wszedł Danny
-Nie...nic czasami każdy musi się wypłakać...-Spojrzałam na kuzyna
-Może i tak...ale ty za dużo już wypłakałaś...-Powiedział sześciolatek i usiadł na moim łóżku
-Ja...to pytanie może być dziwne, ale jak ja wróciłam do domu?-Zapytałam
-No taka niebiesko włosa dziewczyna cię przywiozła. Powiedziała że się przyjaźnicie i że ktoś wlał alkohol do picia i przysnęłaś.-Powiedział blondyn
-Aha...Malia...-Powiedziałam
-Dobra, leć. Muszę się ogarnąć.-Powiedziałam. Chłopiec wyszedł, a ja leniwe wstałam i podeszłam do szafy. Jest sobota, a ja jestem załamana. Wybrałam więc coś luźnego
(fotka)
Kiedy sięgałam po ubrania zorientowałam się że jestem w tym w czym byłam wczoraj.
Na ręce miałam bransoletkę od Shane'a. Dzisiaj księżyc wyglądał inaczej...nie był w pełni.
Kiedy patrzyłam na bransoletkę przypomniało mi się wszystko. zdjęłam ją i rzuciłam na łóżko...albo może pod łóżko. Nie wiem i nie zamierzam sprawdzać. Przebrałam się, brudne ciuchy wrzuciłam do kosza na pranie, a włosy związałam w luźny warkocz.
Miałam...depresję, bałam się, ale nie chciałam tego okazywać...chciałam...zapomnieć...
Zmyłam makijaż i zeszłam na dół.
-Oh, Alice! Już jesteś! Dobrze jedz sobie.-Uśmiechnął się wujek. Koślawo odwzajemniłam gest i usiadłam przy stole.
Szybko zjadłam jajecznicę, którą przygotowała ciocia i chciałam iść na górę.
-Alice, zaczekaj!-Zawołała ciotka, więc odwróciłam się do niej.
-Wychodzimy dzisiaj z Danny'm do zoo.-Powiedziała ciocia
-Chcesz iść z nami?-Dodała
-Nie dzięki.-Powiedziałam lekko zachrypniętym głosem i poszłam do pokoju.
Wzięłam do ręki gitarę i notatnik z nadzieją że uda mi się przelać ból na papier.
Niestety zero weny. Byłam wrakiem...zostało mi pogapić się w internet...
Włączyłam laptopa i weszłam na You Tube włączyłam muzykę  ponieważ zatracenie się w muzyce było teraz jedynym co mogło wyciągnąć mnie z depresji. Mój telefon wydał z siebie dźwięk oznaczający esemesa. Odblokowałam ekran...-13 nowych wiadomości i 3 telefony...wszystko od Shane'a...-Westchnęłam. Z jednej strony boję się go, a z drugiej...kocham.
Otworzyłam wiadomości i zaczęłam czytać
-Alice daj mi wytłumaczyć...-Shane 7:12
-Proszę...-Shane 7:15
-Alice ja dalej cię kocham.-Shane 8:10
-Alice proszę...-Shane 8:27
-Alice odpisz mi...-Shane 8:30
-Alice...-Shane 9:00
-proszę...-Shane 9:16
-Zrozumiem jeżeli ty nie chcesz ze mną być, ale daj mi wytłumaczyć.-Shane 10:16
-Mogłabyś chociaż odebrać telefon?-Shane  10:19
-Alice...-Shane 10:20
-proszę-Shane 10:21
-No weź...-Shane 10:22
-Proszę...-Shane 10:30
Zaczęłam płakać nie wiem czemu jestem taka słaba. Rodzina już wyszła, a ja znów mam depresję.
Poszłam do łazienki zmyć łzy z twarzy.
Włączyłam wodę i przemyłam twarz.
Machnęłam ręką zrzucając swoją kosmetyczkę.
Podniosłam mały pojemniczek, a potem zaczęłam pakować kosmetyki...kiedy prawie wszystko było już w kosmetyczce z podłogi błysnął mi w oczy mały prostokątny kształt.
Podniosłam ostre narzędzie...żyletka...kiedyś się nią cięłam...kazali mi ją wyrzucić, czemu ja ich* nie posłuchałam?
Uniosłam koszulkę i przyłożyłam zimny, ostry metal do skóry na miednicy...
było tam już wiele, krótkich i długich blizn...zawahałam się...może lepiej tego nie robić?
Może lepiej...może lepiej jeżeli podetnę sobie żyły?
Nie...nie zbiję się...Pomyślałam i przecięłam skórę na biodrze.
Jedna kreska, dwie, trzy. Po chwili ciepła krew zaczęła wypływać z płytkich nacięć...
Nie chciałam robić sobie głębszych blizn...tyle mi wystarczy...poczułam się dziwnie lepiej. Wypukałam żyletkę i przemyłam rany. Narzędzie schowałam do kosmetyczki, aby nikt nie wiedział że znowu to robię. Wróciłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko...co mam zrobić?
To nie ma sensu...mój ukochany jest potworem...a ja...ja przez takie coś jak on straciłam rodziców i rodzeństwo...nie...nie dam sobie rady...dlaczego nie może być przy mnie mamy?
Znów się rozpłakałam...
_________________________________________________________________________
Ok, rozdział taki sobie i wiem o tym, ale jestem jakaś taka przymulona '-'
Od rana...
Nie ważne! Rozkręcam się!
Wielkie dzięki za 300 wyświetleń! :)
Czuję się zaszczycona tak wielką liczbą odwiedzin :)
Nie myślałam że w tak krótkim czasie zdobędę aż tyle wyświetleń :>
Jeszcze raz dziękuję! Postaram się wymyślić z tej okazji coś specjalnego!
A poza tym wyobraźcie sobie mój zaciesz, kiedy weszłam na bloga i w statystykach zobaczyłam tę piękną liczbę :>
Teraz skojarzył mi się film "trzystu" XD
Do pełni szczęścia brakuje mi tylko komentarzy o'v'o
* Ich - Kim oni są!? Psycholog i opiekunowie rudej :>
Oczywiście macie też bloga Eski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz