-No co znowu?-Zapytałam siebie i podeszłam do okna.
Otworzyłam je i rozejrzałam się...nic tu nie ma? To dziwne...byłam pewna że coś...albo kogoś słyszałam...miałam już zamknąć okno kiedy nagle...
-Alice czekaj!-Całkowicie zesztywniałam...nie, nie...proszę nie!
Spojrzałam w dół i...
-Czego chcesz?-Zapytałam lekko przytłumionym głosem.
-Alice, proszę nie bądź na mnie zła...ja nic nie...
-Shane! To że to nie ty zabiłeś mi rodzinę nie znaczy że ci zaufam! To jeden z was spierdzielił mi życie! A ty mi to uświadomiłeś. Nie odzywaj się do mnie więcej!-Przerwałam chłopakowi i zatrzasnęłam okno.
Poza tym nie chodziło tylko o to...nie byłam pewna czy Shane mnie kocha czy zrobił to tylko dla tego że "jestem im potrzebna"...dlaczego to wszystko przytrafia się akurat mi!? Nie chciałam już mieć z tym nic wspólnego...wolałabym się już zabić...może...nie wiem...może wtedy spotkałabym mamę, tatę, Eve i Alex'a?
Może...może to jedyne rozwiązanie? Te myśli po raz kolejny podsuwały mi do ręki żyletkę...weszłam więc do łazienki, wyjęłam kosmetyczkę, a z niej żyletkę...
Zimny i ostry kawałek metalu przyłożyłam do nadgarstka i mocno po nim przejechałam. Krew zaczęła wypływać z głębokiego nacięcia. Bolało jak cholera, ale działało.
Powoli zaczęłam odpływać...świat stawał się coraz ciemniejszy, a ja niknęłam w tej pustce...
PERSPEKTYWA SHANE'A
Zacząłem wracać do lasu, kiedy nagle z domu Alice wyczułem zapach krwi, nasilał się on z każdą sekundą. Chciałem jej pomóc, ale żądza krwi stopniowo zaczęła przejmować nade mną kontrolę.
Stawiałem opór swojej naturze. Było to bolesne, ale musiałem to przezwyciężyć...dla niej...
Biegłem co sił w stronę domu dziewczyny i kiedy znalazłem się pod drzwiami zacząłem walić w nie jak opętany.
Po chwili otworzyła mi jakaś kobieta.
-Jest pani ciotką Alice!?-Zapytałem zdenerwowany
-Tak...a co się dzieje?-Kobieta odbiła pytanie.
-Alice! Ona...pisała mi SMS'a że jest źle i że chce się zabić!-Krzyknąłem...tak wiem, kłamię cały czas, ale przecież nie powiem jej że jej siostrzenica leży teraz zakrwawiona pewnie dla tego że jestem wilkołakiem, a ona nie daje sobie z tym rady!
-Co takiego!?-Kobieta rozbudziła się automatycznie i pobiegła do pokoju rudej.
Przerażony ruszyłem za nią.
Kiedy byliśmy w jej pokoju zobaczyłem otworzone drzwi...zapewne do łazienki.
Dochodził z stamtąd mocny zapach krwi. Wbiegłem tam i to co zobaczyłem zamurowało mnie...
Moja ukochana leżała na zimnych kafelkach w kałuży krwi.
-O mój boże!-Usłyszałem głos kobiety za plecami
-Dzwonię po pogotowie!-Krzyknęła spanikowana ciotka Alice.
Ja nie mogłem pozwolić żeby Alice się wykrwawiła. Otworzyłem szafkę w łazience i na moje szczęście była tam apteczka.
Złapałem ją i wyjąłem z niej bandaże.
Zawiązałem je nad raną aby zatamować przepływ krwi...lód!
-Lód! Potrzebuję lodu!-Krzyknąłem. Po chwili otrzymałem to o co prosiłem.
Był to zimny lód w kostkach w torbie.
Torbę położyłem na ranę i obwiązałem bandażem. W tym samym celu co ostatnio.
Chwilę potem przyjechała karetka...
NASTĘPNEGO DNIA OK. 13:00
W SZPITALU
Siedzę w szpitalu i czekam...to jedyne co teraz mogę.
Ciotka i wujek Alice jakąś godzinę temu musieli pojechać do pracy. To mili ludzie...w sumie współczuję im tego że muszę pracować także w weekendy...no ale cóż praca to praca...w każdym razie od wczoraj siedzę i czekam.
Kiedy rodzina rudej wyszła wpuścili mnie do jej sali.
Dziewczyna leżała, blada i nieprzytomna.
Podłączona była do kilku maszyn, w tym takiej, która pokazywała jej tętno
Kiedy tak spała wyglądała tak niewinnie...i...i uroczo...
Jednak nie okazywała żadnych oznak życia.
Gdyby nie...ta maszyna co mierzy puls mógłbym pomyśleć że Alice nie żyje...
Straciła tak dużo krwi...tak dużo.
Nagle mój telefon za wibrował co oznaczało przyjście SMS'a
-I co tam?-Jake, 13:29
-Alice próbowała się zabić i leży w szpitalu, straciła bardzo dużo krwi.-Ja, 13:31
-To nie za dobrze, a jej stan jest stabilny?-Jake, 13:32
-Póki co, tak-Ja 13:33
-Dobra, to trzymaj się ja teraz muszę coś załatwić, dla Lokil'a-Jake, 13:35
-No to pa.-Ja, 13:36
Krótka rozmowa z przyjacielem lekko poprawiła mi humor.
Niespodziewanie zachciało mi się pić.
Wstałem więc i ruszyłem w stronę automatu z napojami, który stał na korytarzu.
Stojąc przy maszynie i wrzucając pieniądze w odpowiednie miejsce zobaczyłem lekarza Alice.
Rozmawiał on z jakąś pielęgniarką. Z czystej ciekawości przysłuchałem się ich rozmowie.
-...a pani Alice Storm?-Zapytała pielęgniarka
-Bardzo małe szanse na przeżycie. A właśnie! Jeżeli byś mogła to sprawdź jak z nią.-Poprosił lekarz
-Oczywiście. Czyli póki co są jakieś szanse?-Kobieta zakończyła pytaniem
-Na razie tak, ale wątpię aby jej stabilny stan utrzymał się długo. Daję jej trzy dni.-Skwitował lekarz, a pielęgniarka ruszyła do sali w której leżała Alice...
Nie wieżę! Jest aż tak źle!? To...to jest nie możliwe! Ja...ja ją kocham! I co i już nigdy nie będę mógł jej pocałować, porozmawiać z nią!?
Nie...nie wieżę!
Wszedłem szybko do sali mojej ukochanej.
Zobaczyłem jak pielęgniarka czyta jakieś noty odnotowane przez jedno z urządzeń
-I co z nią?-Zapytałem dla pewności
-Oh!-Kobieta gwałtownie odwróciła się w moim kierunku.
-Przepraszam, nie chciałem pani wystraszyć.-Powiedziałem
-Nic się nie stało. Jeżeli mogę wiedzieć, kim jest pan dla pani Alice?
-Ja...jestem jej kolegą i uprzedzam że opiekunowie Alice wiedzą o mnie.-Powiedziałem prawdę
-No nie wiem czy mogę panu o wszystkim mówić...pozwoli pan że zapytam lekarza pani Storm, dobrze?-Kobieta zakończyła pytaniem
-Tak, oczywiście.-Powiedziałem
Chwilę później dostałem oficjalne pozwolenie na zostanie z rudą i na otrzymanie informacji o jej stanie zdrowia.
-Więc tak...-Zaczął lekarz
-Nie dajemy pani Storm dużych szans na przeżycie, ale nie wykluczmy tego aby organizm dał sobie radę.-Wytłumaczył mężczyzna. Pokiwałem głową z pokerową twarzą, choć w głębi czułem ból, strach i...smutek...chyba...chyba mam złamane serce...przyznałem sam przed sobą.
Usiadłem przy łóżku nieprzytomnej dziewczyny i zastanawiałem się czy mnie słyszy.
Kiedy lekarz wyszedł z sali ja złapałem rękę nastolatki
-Alice...proszę, nie rób mi tego. Nie zostawiaj mnie. Ja...ja dalej cię kocham...-Mówiłem niepewny czy czerwonowłosa mnie słyszy.
Bladą rękę dziewczyny przyłożyłem do swojego policzka...nie wiem czemu...po prostu to zrobiłem.
-Alice...proszę...-Powtórzyłem, a po chwili poczułem jak z moich oczu zaczynają wypływać słone łzy. Marzyłem teraz tylko o tym by niebieskooka spojrzała na mnie i kazała przestać ryczeć.
Ale, ale ona dalej...spała...nagle olśniło mnie! Przecież ona nie musi umierać! Jest jeden sposób! Ryzykowny, ale jest! Zerwałem się i wyjąłem z kieszeni telefon, wybrałem numer Lokil'a i zadzwoniłem...
*
Staram się pisać dłuższe rozdziały! Coś tak słabo mi idzie o'v'o...miałam ochotę na dramatyczny wątek miłosny i oto jest! :D Ostatnio dziwnie się zachowuję i mam wielkiego pecha! Z tym zachowaniem to pewnie hormony mi szaleją (co jest dziwne bo w tym miesiącu miałam już okres), ale mój pech jest przerażający!
Jednego dnia dostałam w oko i zwichnęłam kostkę. Drugiego o mało co nie poślizgnęłam się na bandażu! Boję się co będzie dzisiaj...ale tak szczerze to ja nigdy nie miałam szczęścia...
miałam: rozbitą głowę, rękę złamaną z przemieszczeniem, skręcony nadgarstek, kilka blizn i teraz zwichniętą kostkę...ciekawe co przyniesie przyszłość...może przestanę być tak nieuważna i moje kolizję się skończą...fajnie by było...no nic (dusza artysty ma swoje minusy np. rozkojarzenie). Ja na ten moment się żegnam i do next'a :*
Wchodźcie też do Eski!
Wchodźcie też do Eski!