sobota, 30 maja 2015

ROZDZIAŁ 32 "Śpiączka i szansa na przeżycie"

Położyłam się na łóżku. Usiłowałam zasnąć i prawie mi się to udało, ale nagle usłyszałam coś za oknem...
-No co znowu?-Zapytałam siebie i podeszłam do okna.
Otworzyłam je i rozejrzałam się...nic tu nie ma? To dziwne...byłam pewna że coś...albo kogoś słyszałam...miałam już zamknąć okno kiedy nagle...
-Alice czekaj!-Całkowicie zesztywniałam...nie, nie...proszę nie!
Spojrzałam w dół i...
-Czego chcesz?-Zapytałam lekko przytłumionym głosem.
-Alice, proszę nie bądź na mnie zła...ja nic nie...
-Shane! To że to nie ty zabiłeś mi rodzinę nie znaczy że ci zaufam! To jeden z was spierdzielił mi życie! A ty mi to uświadomiłeś. Nie odzywaj się do mnie więcej!-Przerwałam chłopakowi i zatrzasnęłam okno.
Poza tym nie chodziło tylko o to...nie byłam pewna czy Shane mnie kocha czy zrobił to tylko dla tego że "jestem im potrzebna"...dlaczego to wszystko przytrafia się akurat mi!? Nie chciałam już mieć z tym nic wspólnego...wolałabym się już zabić...może...nie wiem...może wtedy spotkałabym mamę, tatę, Eve i Alex'a?
Może...może to jedyne rozwiązanie? Te myśli po raz kolejny podsuwały mi do ręki żyletkę...weszłam więc do łazienki, wyjęłam kosmetyczkę, a z niej żyletkę...
Zimny i ostry kawałek metalu przyłożyłam do nadgarstka i mocno po nim przejechałam. Krew zaczęła wypływać z głębokiego nacięcia. Bolało jak cholera, ale działało.
Powoli zaczęłam odpływać...świat stawał się coraz ciemniejszy, a ja niknęłam w tej pustce...

PERSPEKTYWA SHANE'A

Zacząłem wracać do lasu, kiedy nagle z domu Alice wyczułem zapach krwi, nasilał się on z każdą sekundą. Chciałem jej pomóc, ale żądza krwi stopniowo zaczęła przejmować nade mną kontrolę.
Stawiałem opór swojej naturze. Było to bolesne, ale musiałem to przezwyciężyć...dla niej...
Biegłem co sił w stronę domu dziewczyny i kiedy znalazłem się pod drzwiami zacząłem walić w nie jak opętany.
Po chwili otworzyła mi jakaś kobieta.
-Jest pani ciotką Alice!?-Zapytałem zdenerwowany
-Tak...a co się dzieje?-Kobieta odbiła pytanie.
-Alice! Ona...pisała mi SMS'a że jest źle i że chce się zabić!-Krzyknąłem...tak wiem, kłamię cały czas, ale przecież nie powiem jej że jej siostrzenica leży teraz zakrwawiona pewnie dla tego że jestem wilkołakiem, a ona nie daje sobie z tym rady!
-Co takiego!?-Kobieta rozbudziła się automatycznie i pobiegła do pokoju rudej.
Przerażony ruszyłem za nią.
Kiedy byliśmy w jej pokoju zobaczyłem otworzone drzwi...zapewne do łazienki.
Dochodził z stamtąd mocny zapach krwi. Wbiegłem tam i to co zobaczyłem zamurowało mnie...
Moja ukochana leżała na zimnych kafelkach w kałuży krwi.
-O mój boże!-Usłyszałem głos kobiety za plecami
-Dzwonię po pogotowie!-Krzyknęła spanikowana ciotka Alice.
Ja nie mogłem pozwolić żeby Alice się wykrwawiła. Otworzyłem szafkę w łazience i na moje szczęście była tam apteczka.
Złapałem ją i wyjąłem z niej bandaże.
Zawiązałem je nad raną aby zatamować przepływ krwi...lód!
-Lód! Potrzebuję lodu!-Krzyknąłem. Po chwili otrzymałem to o co prosiłem.
Był to zimny lód w kostkach w torbie.
Torbę położyłem na ranę i obwiązałem bandażem. W tym samym celu co ostatnio.
Chwilę potem przyjechała karetka...

NASTĘPNEGO DNIA OK. 13:00
W SZPITALU

Siedzę w szpitalu i czekam...to jedyne co teraz mogę.
Ciotka i wujek Alice jakąś godzinę temu musieli pojechać do pracy. To mili ludzie...w sumie współczuję im tego że muszę pracować także w weekendy...no ale cóż praca to praca...w każdym razie od wczoraj siedzę i czekam.
Kiedy rodzina rudej wyszła wpuścili mnie do jej sali.
Dziewczyna leżała, blada i nieprzytomna.
Podłączona była do kilku maszyn, w tym takiej, która pokazywała jej tętno
Kiedy tak spała wyglądała tak niewinnie...i...i uroczo...
Jednak nie okazywała żadnych oznak życia.
Gdyby nie...ta maszyna co mierzy puls mógłbym pomyśleć że Alice nie żyje...
Straciła tak dużo krwi...tak dużo.
Nagle mój telefon za wibrował co oznaczało przyjście SMS'a
-I co tam?-Jake, 13:29
-Alice próbowała się zabić i leży w szpitalu, straciła bardzo dużo krwi.-Ja, 13:31
-To nie za dobrze, a jej stan jest stabilny?-Jake, 13:32
-Póki co, tak-Ja 13:33
-Dobra, to trzymaj się ja teraz muszę coś załatwić, dla Lokil'a-Jake, 13:35
-No to pa.-Ja, 13:36
Krótka rozmowa z przyjacielem lekko poprawiła mi humor.
Niespodziewanie zachciało mi się pić.
Wstałem więc i ruszyłem w stronę automatu z napojami, który stał na korytarzu.
Stojąc przy maszynie i wrzucając pieniądze w odpowiednie miejsce zobaczyłem lekarza Alice.
Rozmawiał on z jakąś pielęgniarką. Z czystej ciekawości przysłuchałem się ich rozmowie.
-...a pani Alice Storm?-Zapytała pielęgniarka
-Bardzo małe szanse na przeżycie. A właśnie! Jeżeli byś mogła to sprawdź jak z nią.-Poprosił lekarz
-Oczywiście. Czyli póki co są jakieś szanse?-Kobieta zakończyła pytaniem
-Na razie tak, ale wątpię aby jej stabilny stan utrzymał się długo. Daję jej trzy dni.-Skwitował lekarz, a pielęgniarka ruszyła do sali w której leżała Alice...
Nie wieżę! Jest aż tak źle!? To...to jest nie możliwe! Ja...ja ją kocham! I co i już nigdy nie będę mógł jej pocałować, porozmawiać z nią!?
Nie...nie wieżę!
Wszedłem szybko do sali mojej ukochanej.
Zobaczyłem jak pielęgniarka czyta jakieś noty odnotowane przez jedno z urządzeń
-I co z nią?-Zapytałem dla pewności
-Oh!-Kobieta gwałtownie odwróciła się w moim kierunku.
-Przepraszam, nie chciałem pani wystraszyć.-Powiedziałem
-Nic się nie stało. Jeżeli mogę wiedzieć, kim jest pan dla pani Alice?
-Ja...jestem jej kolegą i uprzedzam że opiekunowie Alice wiedzą o mnie.-Powiedziałem prawdę
-No nie wiem czy mogę panu o wszystkim mówić...pozwoli pan że zapytam lekarza pani Storm, dobrze?-Kobieta zakończyła pytaniem
-Tak, oczywiście.-Powiedziałem
Chwilę później dostałem oficjalne pozwolenie na zostanie z rudą i na otrzymanie informacji o jej stanie zdrowia.
-Więc tak...-Zaczął lekarz
-Nie dajemy pani Storm dużych szans na przeżycie, ale nie wykluczmy tego aby organizm dał sobie radę.-Wytłumaczył mężczyzna. Pokiwałem głową z pokerową twarzą, choć w głębi czułem ból, strach i...smutek...chyba...chyba mam złamane serce...przyznałem sam przed sobą.
Usiadłem przy łóżku nieprzytomnej dziewczyny i zastanawiałem się czy mnie słyszy.
Kiedy lekarz wyszedł z sali ja złapałem rękę nastolatki
-Alice...proszę, nie rób mi tego. Nie zostawiaj mnie. Ja...ja dalej cię kocham...-Mówiłem niepewny czy czerwonowłosa mnie słyszy.
Bladą rękę dziewczyny przyłożyłem do swojego policzka...nie wiem czemu...po prostu  to zrobiłem.
-Alice...proszę...-Powtórzyłem, a po chwili poczułem jak z moich oczu zaczynają wypływać słone łzy. Marzyłem teraz tylko o tym by niebieskooka spojrzała na mnie i kazała przestać ryczeć.
Ale, ale ona dalej...spała...nagle olśniło mnie! Przecież ona nie musi umierać! Jest jeden sposób! Ryzykowny, ale jest! Zerwałem się i wyjąłem z kieszeni telefon, wybrałem numer Lokil'a i zadzwoniłem...
*
Staram się pisać dłuższe rozdziały! Coś tak słabo mi idzie o'v'o...miałam ochotę na dramatyczny wątek miłosny i oto jest! :D Ostatnio dziwnie się zachowuję i mam wielkiego pecha! Z tym zachowaniem to pewnie hormony mi szaleją (co jest dziwne bo w tym miesiącu miałam już okres), ale mój pech jest przerażający!
Jednego dnia dostałam w oko i zwichnęłam kostkę. Drugiego o mało co nie poślizgnęłam się na bandażu! Boję się co będzie dzisiaj...ale tak szczerze to ja nigdy nie miałam szczęścia...
miałam: rozbitą głowę, rękę złamaną z przemieszczeniem, skręcony nadgarstek, kilka blizn i teraz zwichniętą kostkę...ciekawe co przyniesie przyszłość...może przestanę być tak nieuważna i moje kolizję się skończą...fajnie by było...no nic (dusza artysty ma swoje minusy np. rozkojarzenie). Ja na ten moment się żegnam i do next'a :*
Wchodźcie też do Eski!

czwartek, 28 maja 2015

ROZDZIAŁ 31 "Co Jeremy robi w lesie?"

Jak pomyślałam tak zrobiłam i pobiegłam w tamtym kierunku...
Nie minęło kilka minut, a znalazłam się przed opuszczonym budynkiem.
Już miałam otwierać metalowe drzwi, ale powstrzymały mnie głosy dochodzące ze środka...
Brak mi do mnie słów!
Nie dość że sama błąkam się po lesie, w środku nocy to jeszcze podsłuchuję rozmowy...nie wiem kogo, ale to nie może być nikt normalny skoro siedzi w lesie, w nocy, w opuszczonym magazynku!
Ale co tam!? Najwyżej umrę, a wtedy przynajmniej skończą się moje problemy...
-Ale z was idioci!-Wrzasnął nie znajomy mi głos. Na pewno należał on do jakiegoś chłopaka, ale był młody...nie znałam go...
-Skoro jest w mieście to czemu tu siedzimy!? Dodatkowo ta twoja lala, jak ogarnie że mamy tu kryjówkę to nie wiem! Może nawet nieświadomie, ale się wygadać! I co wtedy!? I mamy przejebane! Po za tym jak są w mieście to myślicie że nie będą chodzić po lesie?-Kontynuował chłopak
-Zacznijmy od tego że póki co nikt z nich nie wie że tu jesteśmy.-Powiedziała jakaś kobieta. Kojarzyłam jej głos, ale nie byłam pewna do kogo należy.
-Posłuchajcie! Jak będziemy ją mieć po naszej stronie to oni nam gówno zrobią!-Krzyknął jeszcze inny mężczyzna...znałam jego głos...tylko jak w poprzednim przypadku nie wiedziałam do kogo on należy.
-Tak, to prawda! Tylko teraz namów tego idiotę żeby przestał się roztkliwiać i ruszył dupę!-Krzyknęła kobieta
-Słyszałeś!-Stwierdził młody chłopak
-Do cholery macie rację, ale ona miała wypadek i musi odpoczywać!-I w tym momencie wszystko huj strzelił! Ten głos rozpoznałam od razu! To był Shane!
-A gówno mnie to obchodzi! David ma rację! Rusz dupę, wysil się na odrobinę romantyzmu, spełnij swoje marzenie i przy okazji pomóż nam wygrać tę wojnę!-Wrzasnął...czy to przypadkiem nie Lokil? Tak to on!
-A huj z tym! Mam iść teraz czy jutro?-Zapytał nagle pełen energii Shane
-Najlepiej to teraz się rusz!-Krzyknął prawdopodobnie Lokil.
Fuck! Jak on ma teraz wychodzić to muszę spierdalać! Krzyknęłam w myślach i zaczęłam uciekać co sił w nogach. Oglądałam się za siebie żeby sprawdzić czy nikt za mną nie biegnie.
Nagle wpadłam na...kogoś?
-Alice?-Usłyszałam i spojrzałam ku górze. Zdziwiłam się kiedy zobaczyłam Jeremy'ego...
-Co ty tu robisz?-Zapytał chłopak
-A ty?-Odwróciłam pytanie w jego stronę
-Em...-Chłopak zaczął nerwowo drapać się po karku
-Proszę nie mów że ty też jeste...-Urwałam...nie mogę tak wkopać Shane'a! Nieważne że nie chcę się z nim zadawać. Aż tak mściwa nie jestem
-Że czym jestem?-Drążył chłopak.
-Nie nic...nieważne...ja po prostu przypomniała mi się sytuacja kiedy...kiedy zginęli moi najbliżsi.-Skłamałam...ostatnio coś często korzystam z tego argumentu, ale przynajmniej nikt potem o nic nie pyta.
-Oh...ja wybacz nie wiedziałem, ale w każdym razie co tu robisz?-Ponowił chłopak
-Musiałam...odpocząć od...wszystkiego, a ty?-Odbiłam pytanie. To jasne że skłamałam, ale nie powiem mu że szukam łopaty bo znalazłam dziwne drzewo.
-Ja? Ja...ćwiczę jazdę na moim Soft Enduro!-Powiedział chłopak i pokazał maszynę za sobą
-Aha...czekaj! Ale dlaczego w nocy?-Zapytałam
-Brak turystów...-Stwierdził zielonooki
-No dobra...słuchaj...mógłbyś podrzucić mnie do domu?-Zapytałam
-...No jasne! Wskakuj!-Brunet wsiadł na maszynę i zaprosił mnie za siebie.
Ja oplotłam chłopaka w pasie i ruszyliśmy przed siebie

OK. 20 MIN PÓŹNIEJ
POD DOMEM ALCE

Zeskoczyłam z Enduro Jeremy'ego i jak najciszej weszłam do domu.
Zdjęłam glany i na palcach weszłam na górę.
Nie postrzeżenie zamknęłam się w pokoju i zrzuciłam spodnie z tyłka.
Usiadłam na łóżku i zaczęłam myśleć...co Jeremy tak naprawdę robił w lesie?
Nie uwierzę że ćwiczył jadzę. Widziałam że spiął się kiedy go o to zapytałam...
Co on mógł robić?
Poza tym o co chodziło Lokil'owi czy kto to tam był...
Że niby znowu czegoś ode mnie chcę? Że mam być ich bronią? Przynajmniej tak to zrozumiałam...
Położyłam się na łóżku. Usiłowałam zasnąć i prawie mi się to udało, ale nagle...
*
Ok, więc rozdział udostępniam teraz, pomimo że miał być ok 17...ale muszę jechać do lekarza...dlaczego? A no...zrobiłam sobie coś z kostką (na W-Fie). I właśnie nie wiem co! Czy skręciłam, czy złamałam, czy może po prostu stukałam...
No więc to tyle. rozdział krótki...no cóż, wybaczcie...
Do next'a! :*

wtorek, 26 maja 2015

ROZDZIAŁ 30 "Poszukiwań ciąg dalszy!"

Ekhem! To czytam...
"Grupa studentów przechadzających się po lasie dostrzegła dwa dziwne znaki wyryte na starym drzewie.
-Zdziwiliśmy się tym że ktoś tu był.-Mówi jeden ze studentów Marley Green.
Po głębszych oględzinach okazało się że na drzewie wyryte były Algiz i Nauthiz.
-To nie pierwszy przypadek kiedy spotykamy te runy. Okazuje się że można je tutaj często spotkać.-Przyznaje burmistrz June-Lake.
Rzeczywiście okazuje się że te dwa znaki są popularne w śród tutejszych ludzi.
-Znaki zaczęły ostatnio pojawiać się coraz częściej. Nie ma się jednak czego obawiać, prawdopodobnie to tylko wygłupy młodzieży.-Zapewnia psycholog Artur Korn.
Ludność w mieście zaczyna jednak panikować kiedy znaki można dostrzec na każdym kroku.
-Martwię się że to może nie być przejściowa moda, a znak jakichś okultystów.-Przyznaje Anna Harley-samotna matka trójki dzieci.
-Możemy zapewnić że to tylko tymczasowa moda na runy! Za kilka tygodni wszystko ucichnie.-Zapewnia tutejszy komendant policji.
Jednak okazuje się że to dopiero początek. Coraz więcej młodzieży interesuje się tymi runami.
Z tego powodu pani burmistrz postanowiła sprawdzić znaczenie znaków.
-Stwierdziłam że tak będzie najlepiej ponieważ będziemy wiedzieli z czym mamy do czynienia.-Mówi kobieta.
Okazuje się że znaki te są dobrymi runami zapewniają one:
-Instynkt
-Ochronę
-Bezpieczeństwo
-męstwo
-wytrzymałość
-cierpliwość
-dyscyplinę
oraz uważność.
-Wiedziałem że nie ma czego się obawiać za kilka dni wszystko powinno powrócić do normy-Powtarza psycholog Artur Korn.
Tak jak mówił pan Artur wszystko powraca do normy, a znaki spotykane są coraz rzadziej."
Dobra...czegoś się dowiedziałam, ale...gdzie jest to drzewo? Hmm...o! Mam coś!
"Drzewo o którym wspomnieli studenci przed zniszczeniem było pomnikiem przyrody."
Ok, teraz tylko potrzebuję mapy pomników przyrody w June-Lake z tamtego okresu...kiedy to było?
Z tym pytaniem wróciłam do domu i w internecie znalazłam to czego szukałam. Czyli mapa turystyczna June-Lake sprzed ok.4 lat.
Jako że było po 20:00 stwierdziłam że położę się spać.
-Alice! Kolacja!-Usłyszałam krzyk ciotki dochodzący z jadalni.
-Już idę!-Odkrzyknęłam i zeszłam na dół.
-Co na kolację?-Zapytałam siadając przy stole
-spaghetti.-Odpowiedziała kobieta stawiając miskę z makaronem przede mną.
-Super!-Uśmiechnęłam się i zabrałam za jedzenie. Po chwili przy stole zasiadła reszta domowników i też zaczęli jeść.
Po obiadokolacji wróciłam do siebie i stwierdziłam że po całym dniu szukania informacji o drzewie z mojej wizji wypadałoby wziąć prysznic.
Poszłam więc do łazienki i zrzuciłam z siebie ciuchy, weszłam do kabiny prysznicowej i odkręciłam wodę.
Wyregulowałam ją i zaczęłam namaczać swoje ciało, potem umyłam się moim brzoskwiniowym żelem (uważając na usztywniacz na żebrach).
Czysta i pachnąca wyszłam z pod prysznica i wróciłam do swojego pokoju.
Potem z szafy wygrzebałam coś w czym mogłam spać
(fotka)
Ubrana w "piżamę" rzuciłam się na łóżko z zamiarem zaśnięcia...jednak nie mogłam....chciałam iść pod to drzewo i zobaczyć ja na własne oczy, ale z drugiej strony jest środek nocy...powinnam spać...
Zakryłam więc głowę poduszką...dobra, idę.
Wstałam i podeszłam do szafy i wygrzebałam z niej pierwsze lepsze spodnie
(fotka)
potem po cichu zeszłam na dół i założyłam glany.
Stwierdziłam że jako że jest już po północy to założę moją skórę.
Jak najciszej wyszłam z domu i z mapą w ręku ruszyłam przed siebie

OK. GODZINY PÓŹNIEJ

Chodziłam po lesie już dość długo powoli traciłam nadzieję na znalezienie czegokolwiek.
Zapatrzona w mapę szłam przed siebie
-Au!-Uderzyłam się głową w drzewo.
Podniosłam się i otrzepałam. Spojrzałam na przyczynę mojego upadku
-Bingo!-Krzyknęłam kiedy zorientowałam się że to to drzewo z wizji.
Tylko...co teraz? Przejechałam palcem po wyżłobionych runach, a te zaczęły świecić dziwnym, żółtym światłem
-Co do...?-Zaczęłam zdezorientowana, kiedy runy zaczęły zmienić swoje położenie i ułożyły się w strzałkę skierowaną ku ziemi.
-Ale...jak?-Zapytałam nie wiedząc co mam o tym myśleć.
Stwierdziłam że jedyne co mogę to kopać w tym miejscu...ale problem w tym że nie mam czym kopać...hmm...spróbuję rękoma. Stwierdziłam, ale jak myślałam był to zły pomysł.
Już po paru minutach ręce były zdarte...
-I co teraz?-Przydała by mi się jakaś łopata...wiem! Gdzieś niedaleko widziałam opuszczony magazyn! Może tam coś znajdę! Jak pomyślałam tak zrobiłam i pobiegłam w tamtym kierunku...
*
Rozdział nie zbyt długi, ale zawsze coś. Może jakieś podejrzenia co do opuszczonego magazynu? (kiedyś już o takim pisałam, ale cii! Nie zaprzeczam że to może być zupełnie inne miejsce!)
Mam nadzieję że pamiętacie że dzisiaj dzień mamy! ;)
Ja mojej z tej okazji kupiłam czerwoną różę i wisiorek z czarnym serduszkiem...a jak już jestem w temacie to pochwalę się że moja mama słucha rocka :D
To ona zaraziła mnie miłością do takiej muzyki! :)
PPS. Zna ktoś jakiś fajny film? Nie wiem co obejrzeć, a mam ochotę na coś dobrego...

poniedziałek, 25 maja 2015

ROZDZIAŁ 29 "Poszukiwania"

NASTĘPNEGO DNIA O 12:30

Rankiem Jeremy odprowadził mnie na przystanek.
Po powrocie do domu zdrzemnęłam się kilka godzin. Niedawno wstałam i teraz przeszukuję internet szukając informacji o drzewie z mojej wizji.
Nie miałam pewność czy to drzewo znajduje się June-Lake, ale wiedziałam że muszę je znaleźć.
Kiedy na zegarku zobaczyłam że jest po 12 stwierdziłam że muszę się ubrać i umyć. Podeszłam do szafy i zastanowiłam się co zamierzam dzisiaj robić...w sumie to muszę znaleźć to drzewo więc...siedzę w domu, ale może gdzieś wyjdę...wyszukałam jakieś luźne ciuchy i poszłam z nimi do łazienki
(fotka)
W łazience rozebrałam się i wczorajsze ciuchy wrzuciłam do kosza na brudy.
Weszłam pod prysznic i namydliłam swoje ciało moim żelem o zapachu brzoskwini.
Potem zmoczyłam włosy i wylałam na nie trochę mojego szamponu o zapachu wiosennej łąki.
Czysta wytarłam ciało w mięciutki ręcznik i delikatnie poprawiłam usztywniacz po czym ubrałam wcześniej przygotowane ubrania.
W luźnym stroju wróciłam do pokoju i ponownie zasiadłam przy laptopie.
Moje trzy godzinne poszukiwania zdały się na nic.
Nie miałam już do tego głowy. Przeszukałam chyba każdą stronę na której mogło coś być. KAŻDĄ!
Bez żadnego pomysłu co dalej stwierdziłam że jedyne co mi pozostaje to zapytać o to Shane'a...ale...nie chcę z nim gadać. Nie wiem już sama...nienawidzę go za to że mnie w to wciągną, ale...nie! Alce nie! Nie kochasz go i tyle! Koniec kropka! Krzyczałam na siebie w myślach.
Może...może zapytam Malię? Chociaż sama nie wiem...nie! Nie, to bez sensu! Jeszcze wypapla to Shane'owi i co wtedy? Nie chcę żeby ten człowiek wiedział o mnie cokolwiek więcej!
Mogę polegać tylko na sobie...ok...hmm...wiem! Może pójdę do miejscowej biblioteki! Może tam znajdę coś o tym lesie i o tym drzewie...zakładając że to drzewo jest w June-Lake...
Dobra która jest godzina?
Zapytałam siebie w myślach i zerknęłam na zegar w laptopie.
-15:57-Powiedziałam pod nosem.
Czas iść jeżeli chcę zdążyć.
Stwierdziłam i wstałam z podłogi. Zgasiłam komputer i zaszłam na dół
-Wychodzę!-Krzyknęłam
-Dokąd?-Zapytał wujek siedzący na kanapie.
-Do biblioteki...muszę przeczytać coś do szkoły.-Skłamałam
-Dobrze, ale nie wracaj za późno!-Rzucił wujek
-Okej!-Odkrzyknęłam kończąc wiązać glany i wyszłam z domu.
Taak...to teraz gdzie jest biblioteka? Super! Nie mam zielonego pojęcia! Hmm...co ja się tak wkurzam? Mogę kogoś zapytać, no nie?
Jak pomyślałam tak zrobiłam i podeszłam do pierwszego lepszego przechodnia
-Przepraszam, nie wie pani gdzie jest biblioteka?-Zapytałam
-Hmm...musisz iść tą ulicą i na jej końcu skręcić w lewo. Wtedy powinnaś ją zobaczyć.-Powiedziała staruszka
-Dziękuję.-Uśmiechnęłam się ciepło i ruszyłam za wskazówkami starszej kobiety.

OK. 19 MIN. PÓŹNIEJ
W BIBLIOTECE

Weszłam do budynku po brzegi wypełnionego książkami i skierowałam się w stronę bibliotekarki
-Przepraszam, poszukuję książki...kroniki o lesie w June-Lake...-Powiedziałam
-O lesie? Hmm...chwilkę...chyba mamy taką...poczekaj sekundkę...-Poprosiła kobieta w okularach i odeszła od biurka.
Po paru minutach wróciła z dwiema książkami i jedną kroniką.
-To jedyne co udało mi się znaleźć...a tak właściwie to do czego ci są te książki?-Zapytała bibliotekarka
-Po prostu interesuje mnie historia tego miasta i tego lasu.-Naciągnęłam prawdę
-No dobrze...chcesz je wypożyczyć?-Zapytała kobieta
-Tak.-Stwierdziłam
-Jak masz na imię?-Znów zapytała
-Nie znajdzie mnie pani w systemie! Jestem nowa w mieście i nie mam karty bibliotekarskiej...-Przyznałam
-Oh...no dobrze, to nie problem...wystarczy że ją założysz. Jak masz na imię?-Zapytała ponownie
-Alice Storm.-Odpowiedziałam

PARĘ MINUT PÓŹNIEJ

-Dziękuję!-Zawołam jeszcze wychodząc z biblioteki. Stwierdziłam że jest jeszcze jasno więc poszłam do pobliskiego parku i siadając na ławce wzięłam się za czytanie.
Zajrzałam w spis treści i szukałam informacji o tym drzewie
Hmm...
248-249 - grota
250-253 - dom w środku lasu
254-257 - dziwne zdarzenia związane z nowym domem
258-260 - zabójstwa !?
Co!? To tutaj miejsce miały jakieś morderstwa!? Okej...nieważne...co dalej?
260-261 - pomnik przyrody
262-263 - runy na drzewie
Tak! Mam!
262, 262, 262...Jest! 262!
Ekhem! To czytam...
*
Czyż nie idealny koniec? Okej jak możecie się domyśleć w następnym rozdziale będzie rozdział o runach (czy da się coś zrozumieć? W każdym razie chodzi mi o to że w następnym rozdziale zamieszczę to co będzie czytała Alice). Rozdział krótki i w sumie pisany na luzie. Chciałam aby życie Alice powoli się uspokoiło (co oczywiście nie nastąpi). Dziękuję za koma pod ostatnim rozdziałem. Bardzo mi miło kiedy widzę że ktoś jednak to czyta :> Czekajcie na next'a, a w między czasie zapraszam was do Eski :3
PS. Raz piszę za długie podsumowanie, a raz za krótkie...o'u'o

sobota, 23 maja 2015

ROZDZIAŁ 28 "Dziwna, Czarna Maź"

-Spoko...emm...wyjmij miskę z tamtej szafki, a ja poszukam popcornu i coli.-Powiedział chłopak, pokazując na białą szafkę na górze.
Podeszłam do niej i...no nie! Dlaczego ja muszę być taka niska!? Zaczęłam podskakiwać usiłując otworzyć drzwiczki.
Głupie 1,60 m! Dlaczego nie mogę mieć 1,70 m!? Świat jest taki niesprawiedliwy! A ten cały Jeremy zapewne ma około DWÓCH METRÓW! Tak samo jak Shane...nie, nie, nie! Nie wolno mi o nim myśleć!
-Pomóc?-Usłyszałam głos za plecami.
-Mhm...-Twierdząco pokiwałam głową.
Chłopak zaśmiał się, podszedł i baz problemu wyjął miskę z szafki.
-To jest niesprawiedliwe!-Krzyknęłam udając focha
-Heh...ok, to możesz włączyć mikrofalę i wrzucić tam popcorn, a ja znajdę szklani.-Zaśmiał się chłopak.
-Okej kapitanie!-Zażartowałam salutując przy tym. Wzięłam paczkę popcornu i włączyłam mikrofalę.
Wrzuciłam tam paczkę i no...i w sumie na tym zakończyła się moja praca, a nie! Przepraszam potem wyciągnęłam popcorn z mikrofali.
Kiedy cały prowiant był gotowy zasiedliśmy przed telewizorem.
Chłopak włączył film, który miał na DVD, po czym usiadł obok mnie.
Dzielnie oglądałam film, bawiąc się świetnie.
Kiedy doszliśmy do jednej z piosenek zaczęłam śpiewać, kocham to jak bardzo ona jest...chora (tutaj macie tekst po polsku :>)
-Ładnie śpiewasz.-Wtrącił Jeremy
-Dzięki, ale teraz się zamknij bo coś oglądam.-Uciszyłam chłopaka.
Niestety nie wytrzymałam do końca i zasnęłam gdzieś w momencie kiedy Todd zrzuca ciało sędziego ze swojego salonu golibrody do piekarni i Tobby się boi. Jakoś wtedy...
Jak zawsze śniła mi się pustaka i koszmary...nie umiem tego pisać, ale każda sytuacja jaką widziałam prowadziła do nowej rany na brzuchu.
Nagle poczułam ucisk w gardle. Obudziłam się i nie mogłam złapać powietrza coś blokowało mi przełyk. Wystraszona pobiegłam do łazienki. Stanęłam przed lustrem i próbowałam...no nie wiem...wykrztusić to coś z gardła.
Kasłałam kiedy nagle poczułam jakby w gardle pękła mi bańka. Po chwili z moich ust zaczęła wypływać dziwna czarna maź
Przetarłam usta, ale dziwaczna ciecz dalej z nich wypływała
Nagle przed moim oczami pojawiła się...wizja...
było to wysuszone drzewo w środku lasu, na jego pniu wyryte były Algiz i Nauthiz

Kiedy się otrząsnęłam umyłam usta zimną wodą i po cichu wyszłam z łazienki.
Wróciłam do sypialni...chwila! Jak ja się w niej znalazłam!? Przecież przysnęłam na kanapie...zgaduję że Jeremy mnie tam przyniósł...to urocze...ale teraz ważniejsze jest to co widziałam. Dlaczego las? Dlaczego te runy? I dlaczego ja!? Poczułam się słabo...jakbym była przedziurawionym balonikiem z którego uchodzi powietrze...brakowało mi czegoś, ale nie wiem czego...czułam wielką pustkę...jakby ktoś zabrał sobie kawałek mnie...a właściwie mojego serca...poza tym wiedziałam że będę musiała poszukać drzewa z mojej wizji.
Usiadłam na łóżku...zbierało mi się na płacz...żyłam normalnie...byłam zwykłym dzieckiem....miałam mamę, tatę, brata i siostrę. Jednak jakiś pieprzony wilkołak wszystko popsuł...a potem co? zamieszkałam z ciocią, wujkiem i ich synem...z trudem przywykłam do braku rodziców i rodzeństwa.
Pomogli mi w tym Lulu i Oli...a potem? A potem musiałam i ich opuścić...
Przeprowadziłam się do jakiejś małej miejscowości nad jeziorem i wszystko się popsuło! Wilkołaki, wróżby, łowcy i co jeszcze!? Dlaczego to wszystko przydarza się mi? Przecież od dziecka wszyscy mówili że "Potwory nie istnieją"...kłamali czy nie wiedzieli?
W trym momencie chciałam mieć żyletkę w ręku...wstałam z łóżka i poszłam do kuchni.
Wzięłam mały nożyk i po cichu weszłam do łazienki. Podwinęłam koszulkę i usztywniacz, przyłożyłam ostrze do ciała i...
-Co ty robisz!?-Przerwał mi Jeremy
Nic nie odpowiedziałam. Chłopak ujrzawszy że na moim brzuchu jest więcej ran podszedł do mnie i delikatnie zabrał nóż.
-Co się stało?-Zapytał już łagodniej
-Ja...-Zawahałam się...nie wiedziałam co mam mu powiedzieć.
-Ty?-Dopytywał chłopak
Dalej siedziałam cicho usiłując wymyślić coś sensownego.
-Dobrze, nie musisz mi mówić, ale nie tnij się.-Powiedział chłopak.
-Poza tym musisz nosić usztywniacz tak jak był.-Dodał 18-latek i poprawił mi usztywniacz.
-No i...nie załamuj się. O każdej porze dnia i nocy jestem na twoje zawołanie.-Powiedział na koniec brunet.
Wyprostowałam się i spojrzałam mu w oczy. Teraz byłam pewna że mogę mu zaufać.
*
Ok! Wczoraj powróciłam z wyjazdu i wyobraźcie sobie mój zaciesz kiedy na moim łóżku zobaczyłam przesyłkę z www.RockMetalShop.pl.
Od razu do niej podbiegłam i otworzyłam. W środku była cała zamówiona przeze mnie zawartość czyli:
-Torba na ramię (do szkoły :P)
-Plakat Black Veil Brides (nawet wiem gdzie go powieszę ^^)
-i 4 kapsle na torbę (na wycieczce kupiłam jeszcze 2 duże :>)
Po wstępnych oględzinach przyznaję że torba jest świetnie wykonana.
Jej pasek jest zapinany na zaczepki. Dzięki temu wiem że nie zerwie się on pod wpływem ciężaru książek. Ma ona mnóstwo kieszeni, w tym jedną, niewielką z boku, idealna na monster'a czy inny puszkowany napój ^^
Na zielonej szkole było super. Wiedziałam że moja klasa to banda wariatów, no, ale nie myślałam że aż takich! Drugiego dnia mieliśmy szukać "skarbów" czyli bursztynów. Zasady były proste.
Podzieliliśmy się klasami, a następnie każda z drużyn otrzymała:
-GPS
-Wykrywacz metalu
-mapę
-i grabki (do kopania)
Każdy zespół miał wyznaczone konkretne punkty (czyli miejsca w których zakopane były nasze bursztyny), nam przypadły 3, 5 i 7.
No i teraz co? Jak wszystkie grupy szły dróżką tak my musieliśmy przedzierać się przez największe chaszcze XD.
I nie, nie myślcie że nasze punkty były w środku tych zarośli! Okazało się że były parę centymetrów od ścieżki! XD
Miejsca w kturch mieliśmy szukać były dodatkowo oznaczone wstążką na pobliskim drzewie lub krzaku i wyobraźcie sobie że znaleźliśmy wszystkie trzy wstążki, ale tylko jeden pojemnik z bursztynami XD Nie wiem jakim cudem!
Ok, wbijacie do Eni (się rozpisałam! Ok narka!)

wtorek, 19 maja 2015

ROZDZIAŁ 27 "To Student Może Mieszkać W Tak Dobrych Warunkach!?"

-Wiesz co? Znam cię tak krótko, a już...-Chłopak urwał w środku zdania, przybliżył się do mnie, objął ramieniem i dokończył zdanie
-...a już mogę nazwać cię przyjaciółką.-Ufff...bałam się że on chce coś więcej, a co gorsza że się zakochał! Ludzie znam go za krótko! A poza tym wciąż nie wiem co czuję do Shane'a...
Doszliśmy do domu Jeremy'ego, po drodze przeprowadziliśmy zaiste poważną rozmowę o...kluskach...
Taak...ten człowiek ma poczucie humoru. I chyba przy nim pierwszy raz od...tej całej akcji...się śmieję. Zaczynam lubić jego towarzystwo.
Weszliśmy do budynku, po czym windą wjechaliśmy na 6 piętro.
-Mieszkasz w bloku?-Zadałam oczywiste pytanie.
-Tak, widzisz...nie jest to może coś wielkiego, ale przynajmniej za wynajem dużo nie płacę.-Przyznał chłopak
-A ty chodzisz do jakiejś szkoły?-Zapytałam.
-Studiuję, ale wykłady na które chodzę, są tylko w środy, czwartki i piątki.-Powiedział zielonooki.
-A no właśnie...co jutro mamy?-Znów zapytałam
-Jutro? No poczekaj jak dzisiaj miałem wykłady to jutro też mam...jutro jest czwartek.-Odpowiedział chłopak
-Aha...wiesz przez pobyt w szpitalu straciłam rachubę czasu.-Przyznałam
-Zdarza się.-Chłopak wzruszył ramionami.
Razem stanęliśmy przed drzwiami do jego mieszkania.
Brunet otworzył drzwi, po czym wpuścił mnie przodem, po dosłownie kilku sekundach usłyszałam jak coś delikatnie uderza o brzozowe panele. Nagle przed nami znalazł się czarno-biały boston terrier
-O boże jaki pieszczoch!-Zawołałam jak małe dziecko i schyliłam się do psa. Zaczęłam głaskać zwierza, który domagał się pieszczot i uślinił mi całą rękę.
-Jak się wabi?-Zwróciłam się Jeremy'ego
-Ares.-Odpowiedział chłopak.
-Ares-Powtórzyłam przesłodzonym tonem i podniosłam się z podłogi.
-Ma dopiero 2 lata.-Uśmiechnął się zielonooki
-Jest przeuroczy.-Przyznałam
-Lubisz psy?-Zapytał chłopak
-Tak, sama mam w domu takiego pieszczocha. Z ta różnicą że mój ma 5 lat, jest kundlem i sięga mi do pasa.-Zaśmiałam się.
-Heh...dobra, chodź pokażę ci gdzie będziesz spać.-Powiedział brunet i ruszył w stronę salonu połączonego z kuchnio-jadalną.
(Fotka)
Było tam też dwoje drzwi. Domyśliłam się że jedne z nich prowadziły do łazienki, a drugie do sypialni.
Chłopak wszedł przez drzwi po prawej, a ja za nim.
-Więc na ogół ja tu śpię, ale dzisiaj odstąpię ci moje legowisko.-Powiedział zielonooki
(fotka sypialni)
-Ale nie musisz! Mogę przespać się na sofie w salonie!-Wcięłam się
-Jesteś moim gościem, nie pozwolę ci spać w salonie!-Krzyknął chłopak.
-No, ale...
-Nie i już! A teraz idź do łazienki, a ja poszukam czegoś w czym mogłabyś spać.-Stwierdził chłopak.
No cóż z właścicielem mieszkania nie będę się sprzeczać. Poszłam więc do łazienki
Zamknęłam drzwi, aby nikt przypadkiem tu nie wszedł...nie chodzi mi o to że Jeremy może być podglądaczem, bo w to wątpię, ale ostatnio zdarzyło się tyle dziwnych rzeczy że nie zdziwiłabym się gdyby znikąd pojawił się tu jakiś wampir, wilkołak, duch, wróżba czy chuj wie co.
Rozebrałam się, a moje ciuchy rzuciłam w kąt.
Weszłam do kabiny prysznicowej i wyregulowałam wodę, aby nie była za ciepła.
Jako że byłam u Jeremy'ego zmuszona byłam umyć się jego żelem pod prysznic...no nic najwyraźniej będę nim pachnieć.
Namydliłam ciało i...kurde muszę umyć włosy...no nic umyję je jutro...w każdym razie zmyłam z siebie pianę, wyszłam z kabiny i zaczęłam wycierać się ręcznikiem.
Kiedy wytarłam się do słucha owinęłam się białym kawałkiem puszystego materiału i wróciłam do pokoju chłopaka.
Na łóżku leżały przygotowane przez bruneta ubrania
(fotka)
Ubrałam strój przygotowany przez chłopaka i poszłam do salonu go poszukać.
18-latek siedział na sofie i bawił się z Ares'em. Uśmiechnęłam się lekko na ten widok
-O już jesteś! Nie idziesz spać?-Zapytał
-Jeszcze nie, a ty?-Odbiłam pytanie
-Jakoś mi się nie chce...robimy coś?-Teraz on zapytał
-Hmm...może jakiś film?-Zaproponowałam
-Ok! Tylko co?-Zamyślił się brunet. Sama też zastanawiałam się co możemy obejrzeć...
-A może jakiś klasyk od Tima Burton'a?-Moje rozmyślenia przerwało pytanie zielonookiego
-Spoko! Lubię Burton'a. Tylko które dzieło...-Przez moją głowę zaczęły przelatywać najbardziej znane tytuły (akurat animacji) Tim'a, "Miasteczko Halloween", "Gnijąca Panna Młoda", "Frankenweenie"...Hmm...
-A może "Sweeney Todd"?-Zaproponował chłopak
-Tak! Dawno tego nie oglądałam.-Przyznałam
-To siadaj. Ja pójdę zrobić popcorn i nalać kolę!-Powiedział brunet i poszedł do kuchennej części salonu.
-Pomogę ci!-Stwierdziłam
-Jak chcesz...-Rzucił chłopak
-To co mam robić?-Zapytałam
-Zacznijmy od tego że w moich ciuchach wyglądasz....-Zaczął chłopak po czym wybuchnął śmiechem.
-No wiem, wyglądam jak wieszak...-Przyznałam
-Sorry, ale...nie dobra, muszę nauczyć się kontrolować emocje.-Powiedział zielonooki i zaczął się uspokajać.
-Ok, ok. Zróbmy ten popcorn.-Pośpieszyłam 18-latka uśmiechając się przy tym.
*
Nowe oddzielanie rozdziału od...podsumowania...stwierdziłam że tak będzie mi po prostu łatwiej :)
Zakochałam się w twórczości Tim'a Burton'a :> Obejrzałam już kilka jego filmów (dzisiaj padło na "Sweeney Todd") i wszystkie są razem na pierwszym miejscu :)
Jutro jadę sobie na wycieczkę z klasą i nie będzie mnie póki co :/ Następny rozdział pojawi się albo w weekend, albo dopiero w poniedziałek (zapewne będę odsypiać te dwie nieprzespane noce z tymi wariatami :>) W ramach rekompensaty dostaniecie niedługo...niespodziankę
Przez te trzy-pięć dni obczajcie blog Esi

sobota, 16 maja 2015

ROZDZIAŁ 26 "Jeremy"

...wsiadłam do pierwszego lepszego busa i pojechałam przed siebie.
Okazało się że dojechałam do miasta...mam dwie opcje galeria handlowa albo klub...w ostateczności mogę po prostu iść...ale ostatnio skończyło się to źle...ok, najpierw sprawdzę, która godzina
17:15 o Jezu jak ten czas leci...przydało by się trochę odreagować...ale no tak 19 SMS'ów od cioci...
Przeczytałam ostatni
-Alice jest po 17 miałaś iść do sklepu! Gdzie ty jesteś!?-Ciocia, 17:10
Muszę coś wymyślić...naprawdę nie mam zamiaru wracać do domu.
Hmm...
-Spotkałam koleżankę i kimnę się u niej, ok?-Ja, 17:17
-U której koleżanki?-Ciocia, 17:18
-Ze szkoły, wrócę jutro.-Ja, 17:19
-O takich rzeczach masz mi mówić! Dobrze, ale jutro masz być w domu I UWAŻAJ NA ŻEBRA!!!-Ciocia, 17:21
-Ok-Ja, 17:22
Dobra, teraz mogę zająć się...czym chcę...
Stwierdziłam że pójdę do klubu...nie mam pojęcia o której otwierają, ale może mi się poszczęści...
Kiedy doszłam pod drzwi zobaczyłam tylko kartkę z napisem...
"OTWIERAMY O 18."
Aha...czyli...muszę zająć się sobą przez godzinę...
Już miałam iść do parczku obok, ale ujrzałam Jeremy'ego wychodzącego z budynku tylnym wyjściem.
Chłopak wyrzucał śmieci, podbiegłam do niego z nadzieją na miłą rozmowę
-Cześć!-Zawołałam
-Alice? Cześć! Gdzie ty ostatnio tak zniknęłaś?-Zapytał chłopak
-Długa historia...nabyłam usztywniacz na żebra...-Powiedziałam
-Ałć! A co się stało?-Zapytał zatroskany brunet
-Nooo...jakichś czterech typów mnie...zaatakowało i...noo...
-Co ci zrobili!?-Zapytał zmartwionym tonem.
-Na szczęście tylko trochę połamali...mój kolega mi pomógł.-Wytłumaczyłam
-Kolega?-Zdziwił się chłopak
-No tak...a co w tym dziwnego?-Teraz ja zapytałam
-Nie no nic...ale...to tylko kolega?-Zapytał zielonooki
-Tak, a co?-Uśmiechnęłam się "wrednie" i założyłam ręce na piersi.
-Nie no nic...czekaj czy ty płakałaś?-Wyparł się chłopak po czym zadał pytanie.
-Noo...tak...-Przyznałam się niepewnie
-Co się stało?-Chłopak spojrzał w moje oczy.
-No bo...ja...nie...nieważne...-Stwierdziłam...no bo co? Miałam powiedzieć mu coś takiego? "No więc. Mój kolega, ten który mnie wcześniej uratował jest wilkołakiem no i okazało się że Alpha jego Alpha'y zabił mi rodziców i rodzeństwo, a minie podrapał, no i wyrzyscy z jego watahy zastanawiają się czemu nie jestem wilkołakiem...a tak w ogóle...może pokażę ci bliznę po wypadku z wilkołakiem?" Nie, to byłoby głupie.
-Alcie, jak nie chcesz mówić to nie będę naciskał, ale nie płacz, ok?-Jeremy złapał mnie za ramiona i spojrzał na mnie swoimi limonkowymi tęczówkami.
-Ok...-Powiedziałam cicho powstrzymując się od płaczu.
-No już, przytul się.-Zachęcił mnie chłopak. Ja w odpowiedzi wtuliłam twarz w umięśniony tors chłopaka.
Staliśmy w uścisku dobre 10 minut.
-Muszę iść ogarnąć kilka rzeczy przed otworzeniem klubu, ale dzisiaj przy blacie jestem tylko do 19, bo tylko w weekend'y stoję do 20.-Powiedział chłopak
-Będziesz w klubie?-Dodał po chwili
-Mhm...-Pokiwałam głową na tak. Chłopak uśmiechnął się i wrócił do budynku.
Ja sprawdziłam godzinę, była 17:43, więc zostało już niewiele czasu.
Ustawiłam się w póki co niewielkiej kolejce, bo przede mną stało zaledwie siedem osób.
Stwierdziłam że w między czasie posłucham muzyki. Lubię MIW...dawno ich nie słuchałam, przydałoby się coś z tym zrobić...Chris ma naprawdę fajny głos...okej nie ważne...może trochę pomyślę o...tym wszystkim...
Więc...przeprowadziłam się do June Lake, zakochałam się w wilkołaku, zerwałam z nim, o mało co nie zostałam zgwałcona, byłam w szpitalu, znalazłam małe dziecko, które jak się okazało dzieckiem nie było, poznałam więcej wilkołaków...w między czasie poznałam Kate, Kirę i Jeremy'ego.
Tracę kontakt w Olim i Lulu...wszystko się wali...to naprawdę nie ma sensu...mam tylko dwa wyjścia...spróbować zapomnieć o tym wszystkim, albo....albo się zabić...
Nagle okazało się że jest już 18 i wpuszczają do klubu. Kiedy doszłam do bramki, spojrzałam na ochroniarza. był to ten sam który wpuścił mnie tu ostatnio.
-Alcie? Tak? Chyba tak...nie powinienem cię wpuszczać no, ale co mi tam? właź!-Zachęcił mnie goryl.
Weszłam do pomieszczenia i już na wstępie moje uszy zaatakowała klubowa muzyka nie minęło kilka minut, a klub zapełniło mnóstwo ludzi. Podeszłam do blatu szukając wzrokiem Jeremy'ego...kurde mam naprawdę słaby strój do klubu...no, ale co ja poradzę!?
-Co dla pani?-Usłyszałam znajomy głos. Uśmiechnęłam się
-Podaj mi coś słabego, nie chcę się upić.-Puściłam oczko chłopakowi
-Robi się!-Zaśmiał się chłopak i już po chwili przede mną stał drink
Zaczęłam pić zieloną ciecz, a chłopak zaczął rozmowę.
-W tym świetle twoje oczy strasznie się błyszczą...-Powiedział
-To może być dziwne, ale moje oczy błyszczą się w ciemności.-Zaśmiałam się.
-To interesujące.-Chłopak oparł rękę na blacie, a na niej oparł podbródek.
-Heh...może trochę...-Przyznałam
-Interesujące i urocze.-Dodał chłopak
-Czy urocze to ja nie wiem...-Czułam jak moje poliki spowija rumieniec
-Rumieńce też masz urocze.-Powiedział zielonooki.
-Dzięki.-Powiedziałam.
Przegadaliśmy tę godzinę i chłopak miał wolne. W między czasie wypiłam tylko trzy słabe drinki, a on jednego.
Wyszliśmy na środek parkietu i zaczęliśmy tańczyć, czas miał mi tak miło że nie zorientowałam się kiedy było po 21:00.
Ziewnęłam lekko zmęczona
-Odprowadzić cię do domu?-Zaproponował chłopak
-Na piechotę to za daleko...zamówię taxi.-Stwierdziłam
-Wesz, a może kimniesz się u mnie?-Zaproponował brunet
-Mieszkam dosłownie za rogiem.-Dodał.
Hmm...w sumie to chyba dobry pomysł. Nie będę musiała tłumaczyć czemu jednak nie śpię u koleżanki, a chyba mogę mu zaufać...no bo co? Najwyżej mnie zabije, a to i tak jest opcja którą rozważam...
-Ok!-Zgodziłam się więc...
Razem opuściliśmy klub, a muzyka po woli cichła.
Wyszliśmy z budynku, było już bardzo ciemno, ale lampy uliczne dawały piękne, ciepłe światło na chodnik i jezdnie.
-Jeremy! Wracasz w towarzystwie?-Zaczepił nas ochroniarz.
-Jak widać! A ty wracaj do wpuszczania ludzi! Widzimy się jutro!-Jeremy krzyknął na do widzenia.
Szliśmy chodnikiem, który jak mówiłam pięknie oświetlały lampy. W tyle można było usłyszeć auta i rozmowy ludzi...czyli dźwięki typowe dla miasta.
Nagle Jeremy zaczął rozmowę
-Na co tak patrzysz?-Zapytał chłopak
-Na te lampy.-Przyznałam
-Fakt, są ładne...-Powiedział zielonooki

-No właśnie o tym mówię, w L.A. takie lampy były tylko w kilku bogatszych dzielnicach...
-Mieszkałaś w Los Angeles!?-Wystrzelił chłopak.
-No tak...
-Wow! I jak jest w mieście aniołów?-Zapytał brunet
-No fajnie, ale anioły tam to niestety rzadkość...-Powiedziałam
-No widzisz w mieście aniołów, aniołów nie ma a tu są.-Emm...o co mu chodzi? Chłopak widząc moją zdziwioną minę wytłumaczył.
-Dla mnie masz anielską urodę...
Poczułam jak cała się rumienię.
-Wiesz co? Znam cię tak krótko, a już...-Chłopak urwał w środku zdania, przybliżył się do mnie i...
_________________________________________________________________________
...i teraz urywam! #trolololo 
Dobra, no i tym trolowym akcentem kończę!
Jeszcze tak swoją drogą udało mi się "zarazić" kolegę "miłością" do MIW jestem z siebie dumna :D
Do next'a :D
PS. Wbijać ---> Do Eski.
(Jezus, Maria! Miałam skończyć, a jeszcze muszę coś napisać...o czym ja zapomniałam!? No nic może później sobie przypomnę...)

czwartek, 14 maja 2015

ROZDZIAŁ 25 "CZYM JA JESTEM!?"

-Więc...dziecko...jaką masz sprawę?-Zaczął chłopak.
-Pozwólcie więc że wyjaśnię wam kim jestem...-Zaczęła dziewczynka.
-Nazywam się Anabell i nie mam rodziców, nie mam domu, ani nazwiska. Nie jestem też człowiekiem.-Stwierdziła.
Wszyscy zdziwieni spojrzeliśmy po sobie. No bo co jak co, ale ona na wilkołaka nie wygląda...no chwila! Istnieje więcej "ras"!? Ja wale i co jeszcze!?
-To czym jesteś?-Wtrącił Lokil
-Jestem wróżbą.-Powiedziała
-Chyba wróżbitką.-Tym razem ja się wtrąciłam
-Nie, jestem wróżbą, czyli muszę wam o czymś powiedzieć po czym zniknę.-Wytłumaczyła
-Dalej nie pojmuję...no cóż...mów...-Zachęciłam ją
-Więc, w mieście pojawili się łowcy wilkołaków...-Powiedziała i zaczęła powoli znikać
-Czekaj! Kto? Gdzie!?-Krzyknął Lokil
-Nazywają się Vana...-I w tym momencie dziewczynka zniknęła
-Super!-Krzyknął Alpha Shane'a i przywalił pięścią w łóżko.
-Lokil, nie denerwuj się...-Rzuciła Malia
-Jak kurwa!? Łowcy powrócili do miasta, ja nie wiem kim oni są i jeszcze mam wytłumaczyć Alice kim ona jest!-Krzyknął
-CO!? No to czym ja jestem!?-Ryknęłam
-Nie ważne!-Warknął na mnie
-Dla mnie ważne! No proszę powiedz mi! CZYM JA JESTEM!?-Wrzasnęłam
-Mówię że mam ważniejsze rzeczy na głowie!-Teraz on odkrzyknął
-Człowieku! Ja nie prosiłam o to żebyście mnie w to wciągali, ale jak już w tym siedzę to chcę wiedzieć kim do cholery jestem!-Wykrzyczałam
-Alice spokojnie...-Malia próbowała mnie uspokoić
-Nie uspokoję się dopóki nie dowiem się czym jestem!-Warknęłam na dziewczynę
-Ja pierdole, ale z ciebie Alpha! Alice, spokojnie wytłumaczę ci to.-Shane się wtrącił
-Mów!-Krzyknęłam i stanęłam przed nim
-Okej, ale może nie tu.-Stwierdził i razem poszliśmy nad jezioro.
Usiedliśmy na molu i chłopak zaczął
-Więc...masz jakieś blizny? Poza tymi od żyletek...-Zapytał
-No mam...wilk mnie podrapał jak byłam mała...-Stwierdziłam lekko kłamiąc
-Taak...więc, to nie był wilk, tylko wilkołak i on cię nie podrapał, tylko chciał zabić, prawda?-CO!? Ale...jak on...nawet ja przez wiele lat myślałam że to wilk, a on słyszy o tym pierwszy raz...i już wie!?
-Shane, skąd ty...
-Bo to był Alpha Lokil'a.-Stwierdził chłopak
-I dlatego właśnie Lokil cię potrzebuje...wiem że podsłuchiwałaś wtedy w szpitalu i pod gabinetem dyrektora...nie wiemy dlaczego nie jesteś wilkołakiem jak my, tylko zachowałaś ludzką formę.-Powiedział chłopak
-Aha...
-I tyle? Aha? Nie chcesz...no nie wiem, zabić wszystkich?-Zapytał chłopak
-A żebyś kurwa wiedział że chcę! Mam 16 lat! Jak miałam 11 to ktoś zabił mi prawe całą rodzinę! A ja teraz dowiaduję się kto to był!? To jest chore! Ledwo pogodziłam się z tym że wilka nikt nie ukaże za morderstwo, bo jak!? A teraz ty mi mówisz że to nie był wilk!? Nie kurwa nie! Wieźcie się wszyscy pierdolcie i dajcie mi spokój!-Ryknęłam wstałam i uciekałam w stronę domu.
Kiedy wybiegłam z lasu okazało się że jestem przy przystanku...tym przy szkole.
Stwierdziłam że chcę być jak najdalej od tego całego gówna.
Dlatego wsiadłam do pierwszego lepszego busa i pojechałam przed siebie...
_________________________________________________________________________
Jeszcze krótszy rozdział... :/ wiecie poprawki, poprawki i poprawki...byłby ktoś w stanie pomóc mi z matmą? o','o
Muszę zakuwać bo przede mną ostatni sprawdzian z matmy w tym roku, a moja ocena...no cóż...pani powiedziała jednak że jak ten nowy sprawdzian napiszę na piątkę i poprawię stary to mam szanse na lepszą ocenę na koniec roku :D
Poza tym mam 6 z plasty :D
I no...reszta to tak przeciętnie :I
A jak u was?
#ciekawska #zamiast #się #uczyć #piszę #bloga XD
Do Esi tędy --->

wtorek, 12 maja 2015

ROZDZIAŁ 24 "Lokil"

-To jedziemy.-Stwierdziłam...dzisiaj jestem jakaś stanowcza...jakby nie patrzeć to chyba dobrze.
-Ok...trzy osoby na jednym motocyklu...jak moja bestyjka to wytrzyma?-Shane udał oburzenie.
-Jezu człowieku spokojnie, ja ważę 20 kilo!-Krzyknęła niska, chuda, czarno włosa dziewczynka.
Razem z Shane'em spojrzeliśmy na siebie po czym na dziewczynkę.
-Że co!?-Zawołaliśmy równocześnie.
-Noo...oj bo ja jestem dziwna!-Powiedziała dziewczynka.
Postanowiliśmy o tym zapomnieć i wsiąść na ten motocykl.
Shane dał kask w, którym na ogół ja jeżdżę białookiej, a mi swój.
Dziecko usiadło między nami...wiecie była chuda i drobna, więc rękoma i tak złapałam Shane'a.

POD DOMEM LOKIL'A




-Czekaj! Twój...kolega...mieszka w opuszczonym domu w środku lasu?-Zapytałam zaskoczona
-Nie, mój Alpha mieszka w piwnicy opuszczonego domu w środku lasu-Uśmiechną się chłopak
-Co!?-Szczęka dosłownie mi opadła
-Żartuję! Tak na poważnie to tan dom nie ma piwnicy...-Zaśmiał się po czym spoważniał
-Możemy iść!-Popędziła nas Anabell
-Tak, chodźcie!-Przytaknął Shane
Niebieskooki podszedł do drzwi i zapukał.
Po chwili drzwi otworzyły się, a w nich stanęła...Malia? Co ona tu robi?
-Cześć Shane! Od rana mam dziwne przeczucie że wydarzy się coś dziw...-Urwała kiedy dostrzegła mnie oraz Anabell
-Emm...to że Alice o nas wie, to wiem, ale kim jest ta mała?-Przyciszyła głos
-"Ta mała" Wszystko słyszy.-Anabell przewróciła oczami
-Czuję się zdezorientowana...-Niebiesko włosa westchnęła.
-No więc, Anabell, bo mała ma tak na imię, za skądś: Alice, mnie i Lokil'a.-Shane wytłumaczył w skrócie
-Znam też Malię i was wszystkich...i...muszę spotkać się z Lokil'em!-Krzyknęła dziewczynka
-Mam szczerą nadzieję że to nie jest żart. Chodźcie.-Dziewczyna gestem ręki zaprosiła nas do środka
-Lokil! Mamy gości!-Wydarła się czarnooka
Po chwili z góry zszedł wysoki, umięśniony blondyn
-Alice, Shane i...małe dziecko...Shane tłumacz się!-Wydarł się młody mężczyzna i surowo spojrzał na Shane'a
-Znowu? No dobra...więc mała nie wiem skąd, ale zna mnie, Alice, Malię i wszystkich. Poza tym stwierdziła że ma do ciebie ważną sprawę.-Wytłumaczył Shane
-Nie tak dziwne rzeczy się tu działy...ok! Zapraszam!-Powiedział i wrócił na górę, a my za nim
Na piętrze weszliśmy do sypialni (prawdopodobnie należącej do Lokil'a) i rozwaliliśmy się na łóżku.
-Więc...dziecko...jaką masz sprawę?-Zaczął chłopak.
-Pozwólcie więc że wyjaśnię wam kim jestem...
_________________________________________________________________________
Rozdział krótki, ale jest! #brakweny
Zdradzę wam sekret że początkowo rozdziału miało nie być!
Dobra lecę bo mam kilka spraw! Narka! :*
ostatnio zapomniałam o linku o'v'o ale teraz macie baaaaaaaaaaardzo dłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłługi link do Esi :>

poniedziałek, 11 maja 2015

ROZDZIAIŁ 23 "wymówka?"

-To do Shane'a.-Zmieniła
-No dobrze, poczekaj chwilę.-Poprosiłam ją, wyjęłam telefon i zadzwoniłam do chłopaka...
-Coś się stało? Zaraz mam biologię.-Zaczął chłopak na "dzień dobry"
-Oh! Jak miło mnie witasz! Musisz tu przyjechać szybko!-Krzyknęłam
-Ale o co chodzi?-Dopytywał
-Przyjedziesz = zobaczysz, ja nie potrafię tego wyjaśnić.-Powiedziałam
-Trzy dni pod rząd zrywam się z lekcji...ok, ale oby to miało jakieś znaczenie. Gdzie mam jechać?-Zakończył pytaniem
-Jestem w lesie...emm...konkretniej nie wiem...-Przyznałam zawstydzona
-Sama czy z psem?-Zapytał
-Jakby to miało jakieś znaczenie...-Zirytowałam się
-Sana czy z psem!?-Powtórzył głośniej
-Z psem!-Krzyknęłam
-Dziękuję, zaraz będę.-Powiedział i się rozłączył
Co do rzeczy ma to czy jestem z psem!?
-Bo on jest wilkołakiem to wyczuję...-Czarno włosa dziewczynka powiedziała cicho
-Co?-Dopytałam
-Mówię, że on jest wilkołakiem, czyli do połowy wilkiem, a jak wiadomo pies, psa wyczuje.-Wytłumaczyła
-Ciebie też by wyczuł...ale jakby wyczuł że jesteś z psem to mógłby pomyśleć że jakiś inny wilkołak cię zaatakował...-Kontynuowała
-Więc, zapytał dla własnego spokoju.-Zakończyła
-Aha...-Przytaknęłam...zastanawia mnie jedno...czy Shane krzyczy tak głośno że ona go usłyszała, czy może ona czyta w myślach?
Spojrzałam na dziewczynkę. Ta bawiła się z Rocky'im.
Wątpię żeby czytała mi w myślach...mimo to jest urocza...uśmiechnęłam się
-Mogę zadać ci pytanie?-Zapytałam, kucając na przeciwko dziewczynki
-Tak.-Stwierdziła i spojrzała na mnie
-Skąd mnie znasz?-Zapytałam
-Hmm...nie umiem tego wytłumaczyć...po prostu znam.-Powiedziała kręcąc głową
-Nie umiesz czy nie możesz?-Dopytałam
-Nie...nie mogę.-Przyznała
-No dobrze-Stwierdziłam, wiecie to małe dziecko, nie będę naciskać...
Nie minęło pięć minut, a usłyszałam szelest liści. Po chwili z za krzaków wyskoczył na wpół zmieniony Shane...
-To ty możesz nie zmieniać się do końca?-Zapytałam
-Plus posiadania kotwicy.-Stwierdził niebieskooki
-Czym do cholery jest ta cała kotwica!?-Wybuchłam
-Uczucie, osoba, myśl lub wspomnienie, które potrafi zablokować lub wymusić przemianę.-Wytłumaczył
-Albo zablokować do połowy.-Dodała Anabell
Shane spojrzał na dziecko i zmarszczył brwi.
-Cześć...-Pomachał dziecku i przybrał całkowicie ludzką postać.
-Hej!-Powiedziała czarno włosa i uśmiechnęła się przyjaźnie.
-Alice chodź na słówko.-Poprosił Shane i pociągnął mnie za rękę. Jako że przez cały czas trzymałam Rocky'ego na smyczy to pociągnęłam psa za sobą.
Kiedy odeszliśmy kilka kroków do Anabell, Shane zaczął
-Czy możesz mi powiedzieć kim do cholery jest to dziecko?-Zapytał
-No właśnie miałam nadzieję że ty mi powiesz.-Stwierdziłam
-Ale skąd ten pomysł?-Dopytał
-Bo, znalazłam ją tu i ona powiedziała mi że mam ją zabrać do jakiegoś Lokil'a, a jak powiedziałam że żadnego nie znam to powiedziała że mam ją przekazać tobie.-Wytłumaczyłam
-Skąd ona mnie zna?-Dalej pytał
-Nie wiem, zna też mnie i też nie wiem skąd.-Powiedziałam
-Dobra, chodź do niej.-Stwierdził i ukucną przed dzieckiem
-Mam zabrać cię do Lokil'a?-Zapytał spokojnym tonem
Czarno włosa przytaknęła tylko ruchem głowy
-...dobra, to chodź.-Powiedział chłopak
-Idę z wami.-Dodałam
-Chcesz wsiąść na motor z psem?-Zapytał zirytowany.
-To najpierw go odprowadzę, a wy pójdziecie ze mną.-Powiedziałam stanowczo.
-Ale...
-Nie, ona też jest potrzebna, idzie z nami.-Wtrąciła dziewczynka
Ja w odpowiedzi uśmiechnęłam się zwycięsko.

POD DOMEM ALICE

Uchyliłam drzwi i wpuściłam psa, robiłam to cicho, aby nie musieć tłumaczyć cioci gdzie się wybieram, jednak ta usłyszała
-Gdzie idziesz!?-Ciocia pojawiła się w przed pokoju
-Do sklepu.-Powiedziałam szybko
-Lekarz kazał ci odpoczywać.-Stwierdziła
-Wiem, ale czuję się lepiej...-Kłamałam
-No dobrze, to kup mi przy okazji proszek do prania.-Poprosiła
-Ok, to daj kasę.-Zrobiłam mały krok w jej stronę
Ciotka odwróciła się i wyjęła z torby banknot, który następnie dała mi.
Wyszłam z domu po czym podeszłam do Shane'a i Anabell.
_________________________________________________________________________
Wiem że długo (2 dni) nic nie było, ale jak pisałam (patrz rozdział 22) zostałam "zraniona"
ogólnie między mną, a osobą, która mnie skrzywdziła jest już spoko (taa...znowu mam przez niego lepszy humor XD #kobietazmiennąjest ).
Poza tym PRACUJĘ nad jakimiś szkicami i coś powstaję...MOŻE niedługo pojawi się bardziej realna wersja Alice, ale nic nie obiecuję!
Haha! Jestem z siebie dumna bo nauczyłam się cieniować włosy (coś co zawsze było dla mnie katorgą!)
Ok, ja się na ten moment żegnam bo na TVN player udostępnili już szkołę :P
#niemamcorobić #idęsięogłupić #TOMOJEŻYCIE! #odwalami #Hashtag

piątek, 8 maja 2015

ROZDZIAŁ 22 "Mroczna Dziewczynka Sama W Lesie"

PERSPEKTYWA ALICE
-Algiz i Nauthiz...-Powiedziałam
-Znasz się na runach?-Zapytał zakładając T-shirt
-Kiedyś się tym interesowałam...-Przyznałam
-Heh! To fajnie!-Uśmiechną się niebieskooki
-To teraz ja zadam ci pytanie...-Stwierdzi i spoważniał...zaniepokoiłam się, miałam nadzieję że nie będzie pytał o "nasz związek"
-Jakie?-Wtrąciłam
-Dlaczego masz blizny na brzuchu?-Zapytał...ale skąd on wie!? Nie to...ja...nie!
-Nie...ja nie wiem o czym mówisz...-Powiedziałam szybko
-Alice, wtedy jak...zaatakowały cię tamte ćpuny to zerwali ci koszulkę. Widziałem twoje blizny! Możesz mi wytłumaczyć o co chodzi?-Niebieskooki drążył temat
-Jaa...-Zaczęłam cicho
-Jaa...-Zawahałam się...nie umiałam tego wytłumaczyć...
-Alice...posłuchaj. Ja cię kocham i martwię się o ciebie więc proszę, nie tnij się...-Powiedział Shane i spojrzał mi w oczy.
-Powiedz mi tylko kiedy cięłaś się ostatnio...-Poprosił
-Po...po dyskotece...-Przyznałam pół szeptem
-Przepraszam...-Rzucił Shane i przytulił mnie
-Shane...ja...nie wiem...-Powiedziałam cicho.
-Czego?-Zapytał nie puszczając mnie
-Nie wiem...co do ciebie czuję...-Przyznałam
-Spokojnie, nie musisz...mogę czekać dopóki nie umrę...-Po tych słowach przytuliłam chłopaka.
Nagle do sali wszedł mój lekarz
-Ekhem!-Chrząknął. Shane puścił mnie i usiadł na krześle
-Więc, mamy wyniki badania krwi i...są dziwne...nie potrafimy określić jaką ma pani grupę krwi, ponieważ próbka pani krwi nie pasuje do żadnej innej ludzkiej krwi...-Powiedział lekarz co on ma z tym "krwi"?
-Jak to "nie pasuje"?-Wtrącił się Shane
-Normalnie! Właściwie to nie, nie normalnie...nie wiem jak, chce pan zobaczyć?-Zaproponował lekarz
-Ehe...-Przytaknął Shane. Popatrzył na kartę papieru i zdawał się wiedzieć o co chodzi.
-Rzeczywiście dziwne...-Westchnął.
-No nic. Mimo to zwalniamy dzisiaj panią ze szpitala.-Lekarz zwrócił się do mnie.
-Dobrze, a o której?-Dopytałam
-Ma pani godzinę na opuszczenie budynku.-Stwierdził i wyszedł.
-Odwieźć cię do domu?-Zaproponował Shane
-Jakbyś mógł...-Powiedziałam cicho
-Pewnie-Uśmiechnął się.
-Ej, Shane...wiesz co było nie tak z moją krwią?-Zapytałam, chłopak spiął się i szybko odpowiedział
-Nie.
Jednak ja byłam pewna że on wie o co chodzi...
Shane powiedział że idzie zadzwonić...wiem że nie powinnam, ale podsłuchałam.
-Miałeś rację...nie, chodzi mi o naznaczoną...mówiłeś że co ma mieć "dziwne?...No właśnie!
CO!? Nie, nie zabiłem jej! Agrh....opowiem ci później...no pa!
Szybko usiadłam na łóżku, a Shane po chwili wszedł.

DWIE GODZINY PÓŹNIEJ

Od godziny byłam w domu.
Przez ten czas zjadłam kolację, pogadałam z kuzynem i obecnie komponowałam na gitarze.
Cały czas myślałam co Shane znowu ukrywa.
Ukrywał wilkołactwo, ale teraz mówił o mnie...nie wiem co o tym myśleć...znaczy mi się wydaje że mówił o mnie...
Denerwowało mnie to, odstawiłam gitarę, usiadłam przy kompie i puściłam muzykę. 
Usiadłam na łóżku, uważając na usztywniacz na żebrach. Ja się pytam o co chodziło z tą cholerną krwią!?
Co takiego jest w mojej krwi?
Nie wiem co myśleć, okazuję się że nie znam świata na którym żyję...
Nawet nie wiem kiedy, zasnęłam, to samo co zawsze czyli nic przeplatane koszmarami.
Obudziłam się rano. Do szkoły idę dopiero za tydzień w poniedziałek, więc jest dobrze...
Wstałam i udałam się do łazienki ogarnąć się
Związałam włosy i ubrałam coś luźnego.
Nie wiedząc co robić, otworzyłam okno i zapaliłam papierosa.
Zaciągnęłam się, a ostry dym podrażnił moje gardło.
Za każdym razem kiedy palę zapominam o świecie.
To była moja chwila relaksu, nie musiałam myśleć o niczym. W końcu!
Kiedy wypaliłam używkę, zaszłam na dół w moich pando-kapciach.
Wszyscy domownicy jeszcze spali, więc zrobiłam sobie herbatę.
Nie zdążyłam jej wypić, a obok mnie pojawił się Rocky, Pies skakał i szczekał.
Aha! Czyli idziemy na spacer. Stwierdziłam, założyłam glany, ramoneskę i założyłam psu obrożę i zapięłam smycz.
Przespacerowałam się z nim do parku, niedaleko domu.
Pies załatwiał swoją potrzebę.
Nagle pociągnął mnie w stronę lasu.
-No ok, Rocky.-Powiedziałam cicho i poczłapałam za kundlem.
Spacerowaliśmy po lesie, Rocky obwąchiwał każde drzewo i każdy krzak.
Niespodziewanie pies zaczął groźnie szczekać. No nie...które z watahy tu jest!?
-Kto tu jest!?-Krzyknęłam
Usłyszałam szelest w krzakach. Podeszłam więc, za drzewami dostrzegłam, małą wystraszoną dziewczynkę o czarnych włosach i dużych prawie białych oczach. Miała ona krótką, czarną, poszarpaną sukienkę i skórę bledszą niż ja, a to jest już dziwne, bo ja od zawsze mam najjaśniejszą skórę ze wszystkich swoich znajomych.
Rocky podbiegł do niej i uspokoił się. Dziewczynka miała nie więcej niż 8 lat.
-Jak się tu znalazłaś?-Zapytałam
-Nie wiem...-Odpowiedziała cicho
-A gdzie są twoi rodzice?-Zadałam kolejne pytanie.
-Nie wiem...-Powtórzyła
-A jak masz na imię?-Zadałam jeszcze jedno pytanie, będąc przygotowaną na odpowiedz "nie wiem"
-Anabell...-Przedstawiła się. Zaskoczyła mnie tym...
-Dobrze, może odprowadzić cię na komendę?-Zaproponowałam
-Nie! Ja szukam...-Urwała
-Kogo?-Dopytałam
-Ciebie.-Stwierdziła
-Mnie!?-Zdziwiłam się
-Jesteś Alice Storm, tak?-Chwila skąd ona mnie zna!?
-Taaak...-Odpowiedziałam niepewnie
-Więc szukam ciebie. Zabierz mnie do Lokil'a.-Poprosiła
-Ale ja nie wiem kim on jest...-Powiedziałam
-To do Shane'a.-Zmieniła
-No dobrze, poczekaj chwilę.-Poprosiłam ją, wyjęłam telefon i zadzwoniłam do chłopaka...
_________________________________________________________________________
Dzisiaj mam...parszywy dzień.
Nie chcę o nim pisać, po prostu ktoś mnie zranił...no nic, nie będę się tym przejmować i pójdę dalej!
Nowa, dziwa postać? Mam nadzieję że rozdział ciekawy. Wchodźcie do Eski i tak dalej...
Macie fotkę Rocy'ego

czwartek, 7 maja 2015

ROZDZIAŁ 21 "Załamka i tatuaże"

Trochę naciągnąłem prawdę, bo wersja słowo w słowo brzmiała by tak:
No akurat skakałem po dachach żeby odreagować zerwanie i zobaczyłem jak jakichś czterech wyrostków dobiera się do Alice.
No to zeskoczyłem z kiosku i bod biegłem tam.
"Szef bandy" wyśmiał mnie twierdząc że jestem nie wart jego uwagi, więc wysłał na mnie swojego ziomka to ja zaświeciłem oczkami, jak na wilkołaka przystało, a ten zaczął uciekać. Nie zdążyłem go nawet zabić, a reszty bandy już nie było.
No to podszedłem do Alice i chciałem jej pomóc, ale ona się mnie bała.
Kiedy w końcu się uspokoiła chciałem zawieźć ją do szpitala,  ale ona zemdlała.
Zadzwoniłem po karetkę.
No obecnie leży w szpitalu...dobrze że umiem już kłamać...ahh...lata doświadczenia!
-Ojej...to przykre...a wiesz że jej rodzina ponoć zginęła w wypadku samochodowym?-Moje myśli przerwał głos dziewczyny
-Nie, nie wiedziałem...-Przyznałem
-No ja pier...byliście parą a ty o tym nie wiesz!?-Krzyknęła wymachując rękami
-Ej, spokojnie! Nie wypytywałem jej bo to jej życie...-Usprawiedliwiłem się
-No w sumie masz rację...ale nie pojmuję jednego...dlaczego zerwaliście?-Zapytała
-Pasujecie do siebie...-Dodała. Zrobiłem wielkie oczy.
-Shane, nie oszukuj się! Słuchacie tego samego, ubieracie się tak samo, nawet charaktery macie identyczne!-Wymieniała dziewczyna
-Może...-Posmutniałem
-Shane, jaki był powód waszego zerwania?-Zapytała...o fuck! Muszę coś wymyślić...emmm...no nie wiem...fuck!
-Shane, powiesz mi?-Naciskała
-Nie wiem!-Warknąłem i poszedłem do klasy gdzie mam lekcje...ja...wiem...ale nie powiem jej że jestem pierdolonym wilkołakiem!
Dlaczego akurat ja!? Czy ja nie mogę mieć normalnego życia jak każdy inny!? Ja pierdole!
To wszystko jest bez sensu! Kocham dziewczynę która nigdy nie pokocha mnie! Dlaczego!?
A no! Bo ten idiota Lokil stwierdził że to JA mam być jakimś gównianym wilkołakiem! Kto go o to prosił!? No na pewno nie ja! Kurwa! Pierdolę szkołę! Pomyślałem i opuściłem szkołę.
Nie wiedziałem gdzie iść...do domu nie wrócę, do Lokil'a nie pójdę, do Alice dopiero o 16...zostaje las...

W LESIE

Siedziałem sobie niedaleko wodospadów i zastanawiałem się dlaczego wszytko jest przeciwko mnie...
Widok był naprawdę ładny...
Byłem bliski płaczu...chciałem żeby Alice coś do mnie czuła, ale...to nie możliwe...
Pierdol się świecie! Schowałem głowę w ręce i...tak! Płaczę!
Wiem, jestem chłopakiem i to wilkołakiem i nie powinienem płakać, ale tak bardzo brakowało mi Alice...właściwie to nie jej, a jej...miłości, dotyku, oddechu, ust, wszystkiego!
Wyjąłem z torby (szkolnej) paczkę papierosów, słuchawki i telefon.
Puściłem muzykę i zapaliłem papierosa
Nie za bardo wiedziałem która godzina...po prosu siedziałem, a czas miał, minuty, godziny...
Wypaliłem wszystkie moje papierosy...sprawdziłem godzinę, była już 15:42.
Wstałem więc i ruszyłem do szpitala...dlaczego dopiero teraz...no cóż do 16 miałem lekcje więc pewnie w szpitalu kazali by mi spadać do szkoły...wracając, wstałem i ruszyłem do szpitala.

W SZPITALU

Wiedziałem gdzie leży Alice, więc tam wszedłem dziewczyna sprawdzała coś w telefonie
-Cześć!-Zawołałem zamykając drzwi
-Hej!-Alice uśmiechnęła się i schowała telefon.
-Płakałeś?-Zapytała kiedy podszedłem bliżej
-Co? Nie!-Zaprzeczyłem
-Shane, masz spuchnięte od łez oczy, widzę że płakałeś...-Powiedziała czerwono włosa
-Doba, masz rację, ale to nic...-Wzruszyłem ramionami
-Jak ty płaczesz to musi być coś...-Spojrzała mi w oczy
-Jak nie chcesz to nie mów, ale mnie przytul...-Dodała po chwili. Bez wahania wtuliłem się w dziewczynę.
Kiedy już ją puściłem zaczęła...
-Mam takie nie typowe pytanie...mógłbyś pokazać mi swoje tatuaże?-Poprosiła.
-No dobra.-Zgodziłem się, a na mojej twarzy zawitał uśmiech.
Zdjąłem koszulkę i odwróciłem się plecami do dziewczyny.
Na linii mojego kręgosłupa widniały dwa znaki jeden to Algiz, czyli runa której znaczenia to:
-Instynkt
-Ochrona
-Bezpieczeństwo
i męstwo

zaraz pod nim znajdował się Nauthiz, ta runa z kolei odpowiadała za:
-wytrzymałość
-cierpliwość (której mi brak)
-dyscyplinę
oraz uważność.

-Algiz i Nauthiz...-Powiedziała
-Znasz się na runach?-Zapytałem zakładając T-shirt
-Kiedyś się tym interesowałam...
_________________________________________________________________________
Hobby Alice? Taa...runy! Pojawiła się nowa zakładka "Wilczy Kodeks"
Znajdziecie tam zasady watahy Shane'a oraz rozpiskę wilków :>
Poza tym poprawiłam nieco kontakty Alici i Shane'usia :3
Taki "luźny" rozdział z perspektywy naszego kochasia.
Wiem nudy, nudy i nudy! Nic się nie dzieję :/
Ale spokojnie! Mam plany na rozdział za jakieś 10 rozdziałów i...hahaha!
Myślę że będzie on zadowalający :>
A teraz...pamiętacie jeszcze Jremy'ego?
Mam nadzieję że tak bo jego postać wkrótce odegra BAAAAARDZO ważną rolę :> *zacieram rączki*
Wbijajcie do Esiuni i czekajcie na next'a :>