-Algiz i Nauthiz...-Powiedziałam
-Znasz się na runach?-Zapytał zakładając T-shirt
-Kiedyś się tym interesowałam...-Przyznałam
-Heh! To fajnie!-Uśmiechną się niebieskooki
-To teraz ja zadam ci pytanie...-Stwierdzi i spoważniał...zaniepokoiłam się, miałam nadzieję że nie będzie pytał o "nasz związek"
-Jakie?-Wtrąciłam
-Dlaczego masz blizny na brzuchu?-Zapytał...ale skąd on wie!? Nie to...ja...nie!
-Nie...ja nie wiem o czym mówisz...-Powiedziałam szybko
-Alice, wtedy jak...zaatakowały cię tamte ćpuny to zerwali ci koszulkę. Widziałem twoje blizny! Możesz mi wytłumaczyć o co chodzi?-Niebieskooki drążył temat
-Jaa...-Zaczęłam cicho
-Jaa...-Zawahałam się...nie umiałam tego wytłumaczyć...
-Alice...posłuchaj. Ja cię kocham i martwię się o ciebie więc proszę, nie tnij się...-Powiedział Shane i spojrzał mi w oczy.
-Powiedz mi tylko kiedy cięłaś się ostatnio...-Poprosił
-Po...po dyskotece...-Przyznałam pół szeptem
-Przepraszam...-Rzucił Shane i przytulił mnie
-Shane...ja...nie wiem...-Powiedziałam cicho.
-Czego?-Zapytał nie puszczając mnie
-Nie wiem...co do ciebie czuję...-Przyznałam
-Spokojnie, nie musisz...mogę czekać dopóki nie umrę...-Po tych słowach przytuliłam chłopaka.
Nagle do sali wszedł mój lekarz
-Ekhem!-Chrząknął. Shane puścił mnie i usiadł na krześle
-Więc, mamy wyniki badania krwi i...są dziwne...nie potrafimy określić jaką ma pani grupę krwi, ponieważ próbka pani krwi nie pasuje do żadnej innej ludzkiej krwi...-Powiedział lekarz co on ma z tym "krwi"?
-Jak to "nie pasuje"?-Wtrącił się Shane
-Normalnie! Właściwie to nie, nie normalnie...nie wiem jak, chce pan zobaczyć?-Zaproponował lekarz
-Ehe...-Przytaknął Shane. Popatrzył na kartę papieru i zdawał się wiedzieć o co chodzi.
-Rzeczywiście dziwne...-Westchnął.
-No nic. Mimo to zwalniamy dzisiaj panią ze szpitala.-Lekarz zwrócił się do mnie.
-Dobrze, a o której?-Dopytałam
-Ma pani godzinę na opuszczenie budynku.-Stwierdził i wyszedł.
-Odwieźć cię do domu?-Zaproponował Shane
-Jakbyś mógł...-Powiedziałam cicho
-Pewnie-Uśmiechnął się.
-Ej, Shane...wiesz co było nie tak z moją krwią?-Zapytałam, chłopak spiął się i szybko odpowiedział
-Nie.
Jednak ja byłam pewna że on wie o co chodzi...
Shane powiedział że idzie zadzwonić...wiem że nie powinnam, ale podsłuchałam.
-Miałeś rację...nie, chodzi mi o naznaczoną...mówiłeś że co ma mieć "dziwne?...No właśnie!
CO!? Nie, nie zabiłem jej! Agrh....opowiem ci później...no pa!
Szybko usiadłam na łóżku, a Shane po chwili wszedł.
DWIE GODZINY PÓŹNIEJ
Od godziny byłam w domu.
Przez ten czas zjadłam kolację, pogadałam z kuzynem i obecnie komponowałam na gitarze.
Cały czas myślałam co Shane znowu ukrywa.
Ukrywał wilkołactwo, ale teraz mówił o mnie...nie wiem co o tym myśleć...znaczy mi się wydaje że mówił o mnie...
Usiadłam na łóżku, uważając na usztywniacz na żebrach. Ja się pytam o co chodziło z tą cholerną krwią!?
Co takiego jest w mojej krwi?
Nie wiem co myśleć, okazuję się że nie znam świata na którym żyję...
Nawet nie wiem kiedy, zasnęłam, to samo co zawsze czyli nic przeplatane koszmarami.
Obudziłam się rano. Do szkoły idę dopiero za tydzień w poniedziałek, więc jest dobrze...
Wstałam i udałam się do łazienki ogarnąć się
Związałam włosy i ubrałam coś luźnego.
Nie wiedząc co robić, otworzyłam okno i zapaliłam papierosa.
Zaciągnęłam się, a ostry dym podrażnił moje gardło.
Za każdym razem kiedy palę zapominam o świecie.
To była moja chwila relaksu, nie musiałam myśleć o niczym. W końcu!
Kiedy wypaliłam używkę, zaszłam na dół w moich pando-kapciach.
Wszyscy domownicy jeszcze spali, więc zrobiłam sobie herbatę.
Nie zdążyłam jej wypić, a obok mnie pojawił się Rocky, Pies skakał i szczekał.
Aha! Czyli idziemy na spacer. Stwierdziłam, założyłam glany, ramoneskę i założyłam psu obrożę i zapięłam smycz.
Przespacerowałam się z nim do parku, niedaleko domu.
Pies załatwiał swoją potrzebę.
Nagle pociągnął mnie w stronę lasu.
-No ok, Rocky.-Powiedziałam cicho i poczłapałam za kundlem.
Spacerowaliśmy po lesie, Rocky obwąchiwał każde drzewo i każdy krzak.
Niespodziewanie pies zaczął groźnie szczekać. No nie...które z watahy tu jest!?
-Kto tu jest!?-Krzyknęłam
Usłyszałam szelest w krzakach. Podeszłam więc, za drzewami dostrzegłam, małą wystraszoną dziewczynkę o czarnych włosach i dużych prawie białych oczach. Miała ona krótką, czarną, poszarpaną sukienkę i skórę bledszą niż ja, a to jest już dziwne, bo ja od zawsze mam najjaśniejszą skórę ze wszystkich swoich znajomych.
Rocky podbiegł do niej i uspokoił się. Dziewczynka miała nie więcej niż 8 lat.
-Jak się tu znalazłaś?-Zapytałam
-Nie wiem...-Odpowiedziała cicho
-A gdzie są twoi rodzice?-Zadałam kolejne pytanie.
-Nie wiem...-Powtórzyła
-A jak masz na imię?-Zadałam jeszcze jedno pytanie, będąc przygotowaną na odpowiedz "nie wiem"
-Anabell...-Przedstawiła się. Zaskoczyła mnie tym...
-Dobrze, może odprowadzić cię na komendę?-Zaproponowałam
-Nie! Ja szukam...-Urwała
-Kogo?-Dopytałam
-Ciebie.-Stwierdziła
-Mnie!?-Zdziwiłam się
-Jesteś Alice Storm, tak?-Chwila skąd ona mnie zna!?
-Taaak...-Odpowiedziałam niepewnie
-Więc szukam ciebie. Zabierz mnie do Lokil'a.-Poprosiła
-Ale ja nie wiem kim on jest...-Powiedziałam
-To do Shane'a.-Zmieniła
-No dobrze, poczekaj chwilę.-Poprosiłam ją, wyjęłam telefon i zadzwoniłam do chłopaka...
_________________________________________________________________________
Dzisiaj mam...parszywy dzień.
Nie chcę o nim pisać, po prostu ktoś mnie zranił...no nic, nie będę się tym przejmować i pójdę dalej!
Nowa, dziwa postać? Mam nadzieję że rozdział ciekawy. Wchodźcie do Eski i tak dalej...
Macie fotkę Rocy'ego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz