-Więc...jak będzie?-Dodał pytając...
Wzięłam głęboki oddech i odpowiedziałam
-Shane...ja...posłuchaj...dziękuję za ratunek gdyby nie ty to...no cóż mogłoby być ze mną źle, ale ja nie mogę być z wilkołakiem...boję się takiego związku...myślę że powinniśmy dać sobie póki co spokój...
Nie wiem...na ile, czy nie na zawsze...powiem ci co z nami kiedy już...się pozbieram...-Zakończyłam wzdychając.
Niebieskooki spojrzał na mnie swoimi niebieskimi jak lód oczami i powiedział
-Rozumiem, zaczekam, ale mimo to...dziękuję...-Powiedział i już miał wychodzić, kiedy zawołałam.
-Shane! Zaczekaj! Za co mi dziękujesz...właśnie z tobą zerwałam...-Przypomniałam chłopakowi
-Jak mówiłem, zaczekam, a dziękuję za to że przy tobie, choć przez chwilę poczułem się jak normalny nastolatek i za to że nauczyłem się siebie kontrolować...-Powiedział i wyszedł.
Czyli zostałam sama...w szpitalu...sama...
Stwierdziłam że sprawdzę godzinę...13:57!? O boże wypadałoby wstawać...w sumie to sama już nie wiem czy dobrze zrobiłam rzucając Shane'a...
On był przy mnie...uratował mi życie! A wilkołactwo? To przecież nie jego wina...nie wiem! Sama nie wiem!
Odkryłam koc i zobaczyłam usztywniacz na swoich żebrach...
-Czyli złamane...-Westchnęłam cicho.
Ociężale wstałam, popierając się o wszystko o co mogłam.
Stwierdziłam że skorzystam ze szpitalnego WIFI i weszłam na fb na telefonie.
Miałam kilka wiadomość...sprawdziłam więc od kogo...
Ojej! Lulu do mnie napisała...
-Co tam mordo?-Lulu, 13:45
-Spoko, w szpitalu leżę.-Alice, 14:05
-A co ci się stało?-Lulu, 14:07
-Jakiś ćpun połamał mi żebra...-Alice, 14:09
-Ojej, bidulku ty mój...-Lulu 14:10
-Ale! Shane był moim chłopakiem...-Alice, 14:11
-Jak to "był"?-Lulu, 14:12
-Za bardzo się różniliśmy.-Alice, 14:13
-Wiesz co Alisiu, ja mam teraz przyrkę...od jakichś 15 minut...odezwę się po lekcjach...i pysiu, nie tnij się już.-Lulu 14:15
Lulu...skąd ta niebiesko włosa istotka wie o czym myślę? Tak chciałam się pociąć...znowu...
Stwierdziłam że pójdę umyć chociaż ręce. Kiedy chciałam wstać zobaczyłam że w ręce mam wenflon...ok! Chodź więc stojaczku z kroplówką!
W łazience stanęłam przed lustrem...o! Jestem w piżamce szpitalnej!
Dobra, odkręcam wodę!
Przemyłam twarz i podniosłam głowę aby się przejrzeć w lustrze.
Hmm...potargane, czerwone kudły,podkrążone oczy i blada jak kartka cera...czyli ja.
PERSPEKTYWA SHANE'A
Dzisiaj już nie wróciłem do szkoły bo Lokil wyprawił mi pogadankę na temat mojej kotwicy.
Wytłumaczył mi co j i jak i zrobił mi miłą niespodziankę.
Zabrał mnie do siebie, wiecie obgadać jakieś prawy.
Kiedy weszliśmy do jego domu wszystkie światła zapaliły się, a cała nasza wataha wyskoczyła z za mebli krzycząc...
-NIESPODZIANKA!
-Poważnie?-Zaśmiałem się. Ci "ludzie" są wspaniali. Lepsi niż moja "rodzina".
Zorganizowaliśmy grę "wojenną" i pod osłoną nocy w wilczej postaci ganialiśmy się po lesie udając krwawy mord!
Równo o pół nocy ustawiliśmy się na skale i zaczęliśmy wyyyyyyć!
Poczułem się jak...yyy...trudno to ująć.
RANKIEM
Obudziłem się w...emm...jak by to ująć? Uznajmy to za jaskinie...
Fajnie! Dawno nie spałem w jaskini!
Ale...yyyy...ooo..no kurwa! Jestem nagi! Głupie wilkołactwo! Dlaczego nie może być jak w zmierzchu? Tam mieli chociaż spodnie! Nie żebym oglądał! Em...ym...no...dobra chciałem wiedzieć czy ludzie coś o nas wiedzą i wiecie co wiecie...zaraz to ma sens?
A no właśnie! Do szkoły!
Zerwałem się z jakże wygodnej ściółki i wskoczyłem do mojego pokoju (w domu) przez balkon.
Ubrałem się i sprawdziłem godzinę. 7:29.
Jak dobrze wcześnie się budzić! A no...taak...przypomniała mi się akcja z Alice...odwiedzę ją po lekcjach...i dowiem się kiedy wróci do szkoły...czy coś...
W słabym nastroju, wsiadłem na motocykl i pojechałem do szkoły.
NA SZKOLNYM KORYTARZU
-Shane! Jak Alice!?-Podbiegła Kira
-Obudziła się wczoraj. Czuję się dobrze...-Odpowiedziałem zgodnie z prawdą
-A jak to było z tym wypadkiem?-Dopytywała.
-No...akurat byłem na...spacerze i zobaczyłem jak czterech wyrostków kręci się przy Alice.
Zorientowałem się że jeden z nich...przywalił dziewczynie, więc zareagowałem i złamałem jednemu z nich rękę i nos.
Pozostali uciekli, a ja chciałem zawieść Alice do szpitala no, ale ta zemdlała. Więc zadzwoniłem po karetkę.-Trochę naciągnąłem prawdę, bo wersja słowo w słowo brzmiała by tak: ...
_________________________________________________________________________
Nie mam co pisać, więc pozdro, wbijać tu! i do next'a :>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz